PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=613280}

Kiedy umieram

As I Lay Dying
2013
6,1 2,4 tys. ocen
6,1 10 1 2403
5,5 11 krytyków
Kiedy umieram
powrót do forum filmu Kiedy umieram

Cieszy, że Franco szukał filmowych środków wyrazu, które byłyby w jakiś sposób ekwiwalentne do zabiegów narracyjnych użytych w książce,
że nie próbował uproszczać, wygładzać, ani czynić niczego bardziej znośnym. A jednak... wszystko wypada jakoś płasko. Film jest bardzo
wierny literze tekstu, ale nie wzbudza nawet cienia tych emocji co książka. A przynajmniej we mnie nie wzbudził. W konsekwencji ta
wierność jest niewiele warta - po co komu Faulkner, który nie bulwersuje, nie przeraża i nie boli (w dodatku mimo paru krwistych
szczegółów na ekranie)? No, zakładam, że miał boleć, ale albo zabrakło wyobraźni, albo odwagi na odejście od tekstu, albo serca, albo po
prostu doświadczenia / warsztatu.
Co bym osobiście zmieniła, chociaż to może być akurat kwestia gustu, to żeby przedłużyć ujęcia, dać więcej czasu na wybrzmienie słowom
(których przecież pada z ekranu wiele), spokojniej przyjrzeć się aktorom... Bardzo podobały mi się te momenty, kiedy aktorzy w zbliżeniu
wypowiadali swoje wewnętrzne monologi wprost do kamery, była w tym jakaś siła, większa niż w reszcie filmu... Mogłoby być więcej takich
momentów.
Ogółem: jest to ciekawa próba oddania strony formalnej książki, ale ja stawiałabym raczej na kreatywną inspirację wizją zawartą w tekście.
Bo takie podejście jakie zastosowano najwyraźniej nie działa. Nie powstało nic co było by interesujące samo w sobie.

ocenił(a) film na 7
idas15

Nie wzbudza takich emocji jak książka, ale jakiś cień to jednak wzbudził... Żałuję, że nie mam Faulknera na świeżo. Egzemplarz krąży po wszystkich znajomych od dłuższego czasu - podtykam komu tylko mogę. Może gdybym miała na świeżo byłabym bardziej czepliwa.

Całkowicie podpisuję się pod uwagą dotyczącą braku, no właśnie, czego? - odwagi, wyobraźni, warsztatu (bo serce jakieś tam jednak włożono chyba) - czegoś zabrakło. Choć można się zastanawiać, czy powściągliwość nie jest jednak lepszym rozwiązaniem w obliczu czegoś takiego jak proza Faulknera. Pycha mogłaby doprowadzić do czegoś znacznie gorszego.

Mnie się podobał swoisty naturalizm w obserwacji zmysłowej strony bohaterów i ich otoczenia, a jednocześnie poetyckie ujęcie bohaterów. Kamera ich smakowała - brawa dla autorki. Rzeczywiście ze szkodą dla mocy wypowiedzi/myśli bohaterów. Ale z drugiej strony - gdyby dać im więcej miejsca, czy też miejsce dominujące - przytłoczyłaby nas ta dziwna mowa myśli bohaterów, tak sądzę. Zamieniłaby się w wariację formalną na temat języka tych dziwnych ludzi z Południa. To jest jakieś sedno tej powieści, ale - nie wiem czy możliwe do obronienia w filmie.

Co do dynamiki - mnie się akurat wydała własciwa. Byłam utrzymana w napięciu.

Natomiast, właśnie, czy powstało coś interesującego samego w sobie? Chciałabym się tego dowiedzieć od kogoś, kto nie jest przywiązany do powieści i nie ma tak czołobitnego stosunku do Faulknera jak ja. Ta próba formalna pozostaje po części rzeczywiście tylko próbą formalną. Formalistyczną i modernistyczną z ducha. Jakby Franco wierzył, że coś tu się da możliwie blisko przełożyć na inny język, możliwie wiernie. Chyba trochę zabiła go ta (anachroniczna nieco) wiara, że można. Tylko skąd on ją wziął?

(no i stosunkowo słaba jego własna kreacja Darla przy tym)

ladyship

mnie też rozczarowała rola Franco... myślałam że będzie super jako Darl, patrząc po filmach w których go wcześniej widziałam, ale wygląda jakby w ogóle się nie skupił na tej roli... jego Darl nie był wcale "dziwny" ani tajemniczy, tylko patrzył spode łba jakby ktoś mu zabrał jego ulubionego misia... (i to miało być spojrzenie które "makes folks talk" :P)