PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=706209}

Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów

Captain America: Civil War
2016
7,5 186 tys. ocen
7,5 10 1 185836
7,4 75 krytyków
Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów
powrót do forum filmu Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów

Świeżo po seansie, na zimno i gorąco muszę się podzielić swoją opinią.
Przyznam na wstępie, że uważam się za fankę Filmowego Uniwersum Marvela. Nigdy nie przeczytałam żadnego komiksu, bo w dzieciństwie nie miałam takiej szansy. Oglądałam jedynie kreskówki z superbohaterami... Dopiero cały ten filmowy świat mnie wkręcił, bo podoba mi się to całe przenikanie się... Gościnne występy itd... Przyznaję też, że moim ulubionym bohaterem jest Iron Man. Nie do końca rozumiem tę nagonkę na tego bohatera, gdzie zarzuca mu się często, że nie widzi nic poza własnym ego... Sorry, ale gdybym ja się urodziła jako milionerka i ktoś spełniałby wszystkie moje kaprysy, to raczej bym nie wyrosła na kogoś skromnego... A od czasu Pierwszego Iron Mana jaką Tony przeszedł metamorfozę... Nie widząc tego byłabym zazdrosną ignorantką. Jest człowiekiem jak każdy i pokazał to w Iron Manie 3... Ale mało ważne, przecież mam pisać o nowym Kapitanie... Nie był na początku moim ulubieńcem. Nie wiedziałam, co np. Coulson w nim widział... Nawet nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia w swoim pierwszym solowym filmie. Za to w CA: WS- to już inna para kaloszy. Oddany, wierny, konsekwentny, szlachetny... Same zalety, które trzeba podziwiać... No i dodali temu bohaterowi trochę mózgu, a to duży plus... Ale w tej najnowszej części mnie zawiódł... Nie wierzę sama, że to piszę, ale patrząc całościowo, ten film wypada słabo... Może miałam za duże oczekiwania... Nie wiem... Niby wszystko ok... Pierwsze sceny już mnie wbiły w fotel i pomyślałam sobie: 'Team Cap', chociaż zawsze byłam myślami w team Stark... I później pojawia się wątek tej ustawy o rejestracji superbohaterów... Nie czytałam nigdy komiksu, jedynie poczytałam o tym wątku w Internecie... Nie wiem, na czym pierwotnie się skupiał... Zawsze jakoś kojarzył mi się bardziej z X-Men, ale wiadomo, że tutaj tego wątku nie wykorzystają... Poszli swoją drogą... Nie bardzo rozumiałam problematykę tego zagadnienia... Kogo naprawdę rejestrujemy? X-Menów, Avengers, superbohaterów? No i jak to robimy? Czy mają pracować dla rządu? Czy dla ludzi? Czy dla siebie? Bo moja logika wygląda tak, że my, jako społeczeństwo wybieramy rząd... Nie zawsze wychodzi, tak jak się głosuje, ale raczej zostaje on wybrany demokratycznie. Więc ludzie w rządzie teoretycznie pracują dla nas, czyli teoretycznie powinni spełniać naszą wolę... Czyli są ustawodawcami. Ustanawiają prawo, którego musimy przestrzegać i sami ich do tego powołaliśmy... Więc skoro nas obowiązują przepisy, to dlaczego nie mają obowiązywać tych super ludzi? A przecież wiadomo, że nie każdy superczłowiek jest dobry i chce nas chronić. Gdzie przebiega granica między byciem tym dobrym a złym? Czy to, że stoi się po dobrej stronie pozwala mi nie brać odpowiedzialności za zło, które po drodze kogoś spotka? Czy rodziny ofiar tych wszystkich konfliktów w których Avengers brali udział, nie mają prawa by czuć się oszukani i zdradzeni? Czy dobrym jest, że po wielkiej bitwie, po której Avengers gratulują sobie wzajemnie tego, jacy są super, wracają do domów i idą normalnie spać? Ktoś może powiedzieć: 'Ale wielki, zły przeciwnik to więcej ofiar'. Ale kto o tym decyduje? Czy Kapitan Ameryka o tym decyduje? Kto mu dał prawo do tego? Szanuję to, że ma zasady i jest konsekwentny, ale przeczytałam kiedyś, że ludzie ukształtowani są ograniczeni. I to właśnie pokazał ten bohater w tym filmie. Dobrze tylko, że ten cały wątek z rejestracją superbohaterów nie był w tym filmie najważniejszy (a tak w ogóle to rejestracja wcale nie oznacza, że się zdradziło samego siebie i że teraz będę na widelcu wszystkich. To tak jakby nie chciał odpowiadać za błędy. I to w ogóle. Bez powodu. Po prostu, bo taki ma kaprys). Z drugiej strony nie rozumiem, dlaczego po raz drugi najważniejszym bohaterem, wokół którego wszystko się rozgrywa w tym filmie to WS. Może mi ktoś tak bezstronnie wytłumaczyć na czym polega fenomen tego bohatera? Bo ja tego nie czuję? Czy ludzie lubią WS, Buckiego czy Sebastiana Stana? Bo dla mnie ten bohater sobą nie reprezentuje nic... Cap uczepił się tego wspomnienia o swoim najlepszym przyjacielu i gotów jest poświęcić dla niego wszystko... Ale to go zaślepia i tego nie widzi... Za to umie wypomnieć T'Challi, że jego chęć zemsty jest bez sensu (gdzie Black Panter nie wie, że akurat w tym przypadku WS jest niewinny). Nie rozumie motywów Tony'ego, gdy ten poznaje prawdę o śmierci swoich rodziców (nie potrafię przeżyć tej sceny, naprawdę emocjonalna i dobrze zgrana). Cap do końca broni Buckiego... Ale czy słusznie? Ktoś powie, że przecież WS jest niewinny, przecież zabijał przez lata dziesiątki ludzi na czyjś rozkaz i nie miał w tym temacie nic do powiedzenia, bo ktoś mu kiedyś zrobił pranie mózgu... On był tylko narzędziem, więc jak może zostać ukarany? No sorry, albo z moją moralnością coś jest nie tak, albo już nie mam innych pomysłów... Może niech się wypowie tutaj ktoś, kto to rozumie, bo ja nie... Bo idąc tym tokiem myślenia wypuśćmy z więzienia wszystkich socjopatów i psychopatów za morderstwa, których dokonali... Przecież nie wiedzieli co robią, nie odpowiadają za siebie bo są chorzy... No wybaczcie, ale mój rozum tego nie ogarnia... Nie rozumiem jak święty Rogers umie się w tej sytuacji usprawiedliwiać?
Wiecie co mnie też bardzo zabolało w tym filmie? Że to WS okazał się zabójcą rodziców Tony'ego. A Cap o tym wiedział, a słowem się nie przyznał. Czy to jest w najmniejszym stopniu ok? Może i Avengers (ramię w ramię CA i IM) pokonali Lokiego w NYC, pokonali Ultrona w Sokovii... Walczyli z przeciwnikami, z którymi żadna armia nie dałaby sobie rady... Ale gdy choć przez chwilę postawię się w tej chwili na miejscu Tony'ego... Zapomniałabym o wszystkich superdokonaniach i o wszystkim co dobrego do tej pory zrobił ten zespół... Byłabym tylko znów tym dzieckiem, które straciło rodziców... I miałabym w nosie innych. Liczyłaby się zemsta w tym szale, gdy dowiaduję się, że mój niby przyjaciel wiedział, że jego były przyjaciel zabił rodziców jego przyjaciela. Rozumiecie, co piszę? Mi się wydaje, że w takich emocjach ciężko jest być kimś super. Jest się tylko człowiekiem... Co do Zemo- super postać, super wymyślona i dla mnie z dobrymi argumentami. Szczerze, chyba serio mam coś z moralnością, bo rozumiem go... A przynajmniej tak mi się wydaje. To rozgoryczenie i bezsilność popchnęła go do tego co zrobił i udało mu się... Rozwalił Avengers od środka. Nawet się specjalnie nie wysilał... Właściwie do końca myślałam, że chłopaki się pogodzą na końcu... Ale ta cała akcja z uwięzieniem ich w tym dziwnym więzieniu... Teraz już nie są bohaterami, tylko kryminalistami. Super Rhodes powiedział do Capa: 'Gratuluję Kapitanie, właśnie zostałeś przestępcą' czy coś w ten deseń...
Jak pokazał ten film, granica jest bardzo cienka...
Wiem, że wielu ludzi łamie prawo, wielu się z nim nie zgadza... Ale jakby nie patrzeć obowiązuje ono w każdym kraju każdego, albo prawie każdego... Czyli jakieś 7 mld ludzi, to czemu nie może obowiązywać też 10 superbohaterów? Sorry, ale nikt ich nie zmusza do ratowania świata i do przebierania się, ukrywania tożsamości... Sami to życie wybierają... A z wielką władzą przychodzi wielka odpowiedzialność. Dlaczego nie potrafią tego przyjąć na klatę?
Ogólnie, sumując uważam, że to nie jest kolejny typowy film Marvela. Na świeżo nie potrafię do końca go ugryźć. Może muszę się wybrać do kina drugi raz... Ale dziwnie było mi patrzeć na te dwie grupy ślepo podążające za liderem. Sam kompletnie mnie zniesmaczył tym ślepym bronieniem Capa. Na jakiej podstawie? Nawet nie lubi WS... Czym się kierowali Clint i Scott? Też nie wyjaśnili... Tylko Natasha była takim jakby nawet poczwórnym agentem... Ona to potrafi... A Spajdek jest młody i ślepo poszedł za Starkiem, ale też nie miał chyba zdania w temacie i nie wiedział o co walczy... Ale jakoś go musieli wcisnąć do filmu. Miałam sumować, a dalej piszę... No więc: Pozostaję w team Iron Man. Cap nie przekonał mnie wcale, a nawet stracił dużo w moich oczach. Nie zasługuje na tarczę i ma szczęście, że ją oddał. Czarna Pantera- super potencjał, podoba mi się. Klasa sama w sobie i super zagrany. Nowy Spider Man bardzo mi się podoba. Ten Tom świetnie go zagrał. Pojawili się prawie wszyscy superbohaterowie, ale na szczęście nie zmęczyli mnie. Poza WS... Za mało Kapitana w filmie o Kapitanie. Za dużo Iron Mana, chociaż jest moim ulubieńcem. No i gdyby nie żarty Siusiumajtka, Mrówki i Clinta, to film by mógł być uznany za bardzo poważny.
Na pewno było dużo akcji i był rozrywkowy, czasem wbijał w fotel... Ale poza tym nawalaniem się nawzajem porusza też bardzo ważne kwestie. Ciekawi mnie Wasza opinia? Może ktoś mi przedstawi w skrócie jak to wyglądało w komiksie? Może spojrzę na to inaczej... Ale z drugiej strony, jeśli mam oceniać sam film i resztę kinowego uniwersum, to naprawdę nie rozumiem argumentów Kapitana. Nie przemówił do mnie wcale...
Zacytuję na koniec Malcolma X: 'Jestem za prawdą, nieważne kto ją głosi. Jestem za sprawiedliwością, nieważne, kto jest za nią, lub się jej sprzeciwia'.

ocenił(a) film na 9
balex

http://naekranie.pl/artykuly/wojna-domowa-w-swiecie-superbohaterow-marvela

Super streszczenie od Komiksomaniaka. Ja na film wybiorę się pewnie dopiero po maturze, ale mogę podyskutować na podstawie tego co napisałaś.

Mówisz, że kapitan zawsze był wierny i szlachetny. A co lepiej prezentuje te cechy niż oddanie przyjacielowi? Cokolwiek Bucky nie zrobił, nadal był przyjacielem Kapitana. Mieli wspólną historię, pomagali sobie od najmłodszych lat.

Co do problemu czy Bucky powinien odpowiadać za swoje czyny? Ciężko odpowiedzieć. Jeżeli spojrzymy na to tak jak ty to owszem. Ale przecież gość był przez te lata nie tyle zabójcą co raczej bronią. Nie miał sumienia, bo wyprano mu mózg. Nie wiedział co robi. Kapitan próbuje ochronić go przed linczem społeczeństwa. Ukarać przestępcę czy raczej broń z której strzelał?
Bez oglądania filmu mogę też stwierdzić, że motywacje Clinta i Scota są jasne. Jak wiemy z poprzednich filmów MCU postaciom tym bardzo zależało na bliskich. Chyba żaden inny bohater nie ma w tym uniwersum dzieci. Chyba wiesz co by się stało gdyby ich dane osobiste zostały ujawnione. Ich rodziny byłyby zagrożone.
Czy zmuszanie kogokolwiek do poddania się jakiemuś aktowi rejestracji nie jest sprzeczne z demokracją? Tak widzi to Kapitan. Rządy się zmieniają i Avengers nie chcą, aby ktokolwiek im mówił kogo należy lub nie należy ratować. Jak wiemy z WS Hydra może być wszędzie. Szlachetny Steve chce działać zgodnie z sumieniem i liczy że wszyscy też tak będą robić. Ma wiarę w superbohaterów. Może to głupie, ale taki jest Kapitan.

W Civil War genialne było to że obie strony miały swoje racje. Wybacz za brak interpunkcji, bo piszę z telefonu. Nie mogę się doczekać filmu.

wifi_wifi

Ok, ale w którym momencie w filmie pokazane jest, lub powiedziane, że ich dane trafią do ogólnego obiegu? Dla mnie ta ustawa to bardziej zbiór praw i obowiązków. Ogólnych reguł. Wszyscy jesteśmy poddawani kontroli i ocenie od chwili narodzin. U lekarza, w szkole, pracy. Mamy dowody osobiste, prawa jazdy i paszporty. Jesteśmy ciągle inwigilowani... Czy to nie jest łamanie naszych osobistych praw? W ilu krajach ludzie jedynie o innej orientacji seksualnej są piętnowani i pozbawieni jakichkolwiek praw? Co z łamanymi prawami kobiet? Sorry, ale 10 bohaterów walczy między sobą, jak dla mnie z trochę błahych powodów... Śmiesznych nawet... Im dłużej o tym myślę, tym mniej uważam to za jakiś priorytet.
Co do wierności Capa wobec Bucky'ego... Dla mnie to są tylko sentymenty, jakby Loki powiedział... To mam się trzymać dobrego wspomnienia o kimś, kto kiedyś był fajny i opłakiwać go całe życie, nawet po tym, gdy stał się zimnym draniem? Mamy żyć przeszłością czy jak? Jeśli tak bym myślała o wszystkich ludziach spotkanych na mojej drodze, to nie umiałabym iść dalej... I co w wieku np. 75 lat człowiek ma sobie powiedzieć? Że jakie życie prowadził? Bo dla mnie to wegetacja... Cap może codziennie ratować świat i odwiedzać połowę planety, ale nie ma życia, bo trzyma się przeszłości... A jeśli chodzi o politykę, to mogę przyznać, że demokracja i rządy większości, to też żaden ideał. Bo większość nie oznacza, że ma się rację... Ale Kapitanowi powinno zależeć na ludziach... Bo dla kogo on to wszystko robi? Gdyby można było uczciwie powiedzieć, że dla wyższych ideałów to bym to zrozumiała. Bo wcale nie uważam, że życie ludzkie jest najważniejsze... Bo są rzeczy i wartości, za które warto umrzeć... I gdyby Cap tak mi odpowiedział i tak się zachował, to nie miałabym obiekcji. Ale on wyraźnie w tym filmie faworyzuje WS. Faworyzuje wspomnienie i fantazję... A dla mnie to w takiej sytuacji nic nie znaczy... Każda wojna przynosi ofiary. A nie powinno być tak, bo każdy człowiek jest ważny... I jedna ofiara, to o jedną za dużo. Ale bądźmy konsekwentni... Aha i ktoś w filmie powiedział do WS, że skoro jest niewinny, to dlaczego ucieka?
Ogólnie dałam ocenię 8/10, ale tylko dlatego, że to Marvel. A braciom Russo chciałabym powiedzieć coś bardzo brzydkiego. Mimo wszystko Cap zasłużył na więcej uwagi. Ja się akurat z nim nie identyfikuję, ale to miał być w końcu jego film... Smuto wyszło. Powinien dostać jeszcze jeden... A jak teraz mamy czekać na Avengers skoro oni już nie istnieją? :(