Zapowiadał się na prawde interesująco (i nie mam tu na myśli tylko pierwszej sceny w chacie ;) Jednak im bliżej końca tym bardziej mnie rozczarowywał. Małomiasteczkowość, trudne do nazwania relacje między trójką od dziecka znających się ludzi, niepoprawna wiara w dżdżownice.. wszystko ukazane było w bardzo wciągający sposób. Dramt przeplatany humorem. Tylko ta piekielna końcówka! Żona niezauważa u męża bądź co bądź dużej zmiany.. i na koniec w happy endowym kontekście wesoły trójkącik planuje zamieszkać razem. Za odszkodowanie po stracie penisa mąż kupi domek żonie i przyjacielowi, który jako, że ma penisa to regularnie daje upust naturalnym pragnieniom swoim i żony przyjaciela. Mało to! Dziecko cudownego małżeństwa wybacza kochankowi matki i idzie z nim za rączkę, bo to przecież będzie tatuś jego braciszka bądz siostrzyczki. Mało tego! Kochanek/przyjaciel/ojciec wybacza pierworodnemy, że rzucał w niego kamieniami oraz brutalnie wymordował sens życia- dżdżownice. Absurd, żałość, że głowa mała!