Nic dodać nic ująć. Tyle w temacie.
Nie.
BRAD PITT - "Pewnego razu w Hollywood"
bądź
ANTONIO BANDERAS - "Ból i blask".
Brad Pitt możliwe, ale za rolę drugoplanową, a w głównej kategorii myślę, że w tym roku konkurencja będzie spora. Phoenix fenomenalny, ale DiCaprio też był świetny. Banderas także podobno mocny konkurent, ale filmu nie widziałem jeszcze więc trudno mi powiedzieć.
Już Oscar dla Heatha Ledgera był nadużyciem (dostał go, bo zmarł, kosztem nieodżałowanego Michaela Shannona z "Drogi do szczęścia"), teraz byłby zbrodnią dla Phoenixa, tak wspaniałego w "Kochankach", "Osadzie", "Spacerze po linie", "Onej", "Mistrzu", "Gladiatorze".
Nie zrozum mnie źle, Dżoker Phoenixa to ciekawa rola. Nie jeat ani artystą-mordercą, radosnym psychopatą Nicholsona, ani pozbawionym humoru terrorystą Heatha Ledgera, ani nawet akrobatą Leto. Jest smutnym mordercą. I jest to świeże spojrzenie, ciekawe, ale ustępujące poprzednikom.
Zgadzam się.Po seansie miałam wręcz wrażenie,że on sam zrobił ten film.Nikt i nic nie pozostaje tak w głowie.
To właśnie zamierzałam napisać.
Joaquin jest kimś więcej niż tylko Oskarowym aktorem. Jest człowiekiem zasługującym na szacunek za swoją pracę. Ta pseudonagroda to będzie już tylko podpórka do książek. Niemniej jednak jak akademia mu jej znowu nie przyzna to może mi buty czyścić, tyle jest warta. Zresztą myśle że Phoenix jest tego samego zdania ;)