Czy tylko ja zauważyłem, że wszelkie tego typu twory „filmowe” o niespełnionych bądź poniekąd spełnionych marzeniach łóżkowych (365 dni, 50 Twarzy Szarego i ten oto nowy nowotwór) kręcone są bądź pisane przez kobiety?
I jaki wniosek dotyczący tworczyń wyciągnąłeś? BTW... zauważyłeś też, że większość pornoli nakręcili mężczyźni? O poniekąd spełnionych wątpliwej jakości marzeniach.
Ciekawe spostrzeżenie. Cały biznes porno skierowany jest do mężczyzn, niektórzy oglądają je codziennie, ale jak kobieta obejrzy 365dni, to o rety, upadek moralności. Może rzeczywiście kobiety są niespełnione seksualnie, bo wciąż jak widać seks kobiecy jest jakimś tabu, i rozlicza się kobiety z jakichś pomniejszych romansideł, kiedy w tym samym czasie mężczyźni mogą sobie dogadzać przy ostrej pornografii.
Żywię nadzieję, że dziewczynki jednak nie fantazjują o gwałtach, dominacji i bdsm. Tylko w znacznej większości o romantycznej miłości jak z bajek Disneya. Wysrywy pokroju Lipińskiej i James nie mają w sobie kszty nastoletniej niewinności, czystości i świeżości, jaką w znacznej mierze mają jeszcze osoby w wieku adolescencji - choć wiadomo, że już wtedy zaczyna się powolne gnicie dusz ;). Nie każdy ma mentalność wysokich lotów, za to każdy ma prawo do fantazji i ich realizacji, nawet jeśli nam się to w głowach nie mieści, a wręcz odczuwamy politowanie i/lub obrzydzenie. Poziom literacki tych dwóch pań szura po podłodze, ekranizacje im wtórują. Ten film ma zupełnie inny wydźwięk. W mojej opinii ku przestrodze, nie pochwala, wręcz pokazuje nihilizm w najczystszej postaci i wieje pustką, która nas odpycha.
Nie oglądałam, ale z recenzji wnioskuję, że "How to have sex" to film krytykujący mit pierwszego razu i mający zniechęcać do inicjacji seksualnej na imprezie pod wpływem alkoholu i presji otoczenia, więc nie wiem, jak niby miałby się o mieć do takiego nudnego jak flaki z olejem soft-porno gniota jak 365 dni?