Wychodząc z kina pomyślałam sobie: ,,eh, taki sobie... no może być w zasadzie, ale nic poza tym...''. Niby nic, jednak wciąż myślę o tym filmie, o podróży głównych bohaterów, nadal jestem z nimi w podróży. Muzyka jeszcze we mnie gra, a nasycone, soczyste kolory tańczą przed oczami. Nie wiem, co sądzić o tym filmie, jakoś nie mogę go objąć i jednoznacznie określić. Mogę tylko powiedzieć, że trzeba koniecznie go zobaczyć i po prostu się poddać. Zupełnie jak to robią Naima i Zano - poddają się temu, co ich spotyka, temu co widzą i słyszą. Nic więcej.
Mnie ten film sie calkiem podobal, tylko koncowka byla wedlug mnie fatalna:za dluga i przez to po prostu nudna...
hmm mówisz o tej sekwencji transu? Myślę, że miała być właśnie taka długa. Ostatnia scena za to wydaje mi się bardzo fajna - kiedy Zano zawiesza słuchawki od minidisca na grobie swojego dziadka...
miałam bardzo podobne wrażenie nieokreślnosci oceny ",,eh, taki sobie... no może być w zasadzie, ale nic poza tym...''.
i tez potem przez kilka dni mi sie przypominał...
dobry, nieco nużacy, spokojny, ale dobry, nie rewelacja, niejednoznaczny, ale niektóe sceny przykuway.
ta scena oczyszczajacego transu -tańca byla przefantastyczna, ale fakt - w trakcie sobie myslalam - niech to juz sie skonczy! przykleiło mnie do fotela jednakże.
takie lekkie muśniecie transcendentu ;-)
zobaczyc! yes!