Rosyjski remake “12 gniewnych ludzi”. Zastanawia mnie, co by było, gdyby dzieło Lumeta na warsztat wzięli Polacy?
Naradę o winie skazanego można by było przekształcić jako posiedzenie komisji śledczej, a całość podzielić na trzy akty. W pierwszym (pierwsze 60 minut) wszyscy spierali by się o członków komisji („On tu być nie może, wysypywał zboże na tory”, „Jego dziadek służył w Wermachcie, a sio!”), drugi (kolejne 60 minut) byłby psychologiczną batalią słowną w której każda strona stara się stłamsić tą drugą („Panie pośle, jest pan zerem!”) i przeciągnąć ją na swą stronę obierając za oręż populistyczne słowa potężniejsze od miecza („My jesteśmy tu gdzie wtedy, Wy tam, gdzie stało ZOMO”; "Wy nas nie przekonacie, że czarne jest czarne, a białe jest białe"), z kolei akt trzeci (60 minut, a jakże) zaprezentował by niesamowity zwrot akcji w postaci tajnej kasety, na której zarejestrowana jest pewna posłanka, przychodząca z propozycją do pana z komisji śledczej, co stanowi z kolei pretekst do konkluzji w postaci najbardziej pesymistycznego zakończenia ze wszystkich „12” – każdy, który mówił „tak” jest na „nie” i vice versa, a z ostatecznego werdyktu wynika „coś tam, coś tam”.
Brzmi jak horror? Może więc dobrze, że mamy póki co tylko wersję rosyjską.
Bardzo udaną trzeba podkreślić…
Moja ocena - 7/10