Pomysł był całkiem niezły: zamiast typowego dla dokumentów narratora zza ekranu ten film jest w konwencji kina niemego: słowa zastąpione są muzyką ilustracyjną i tylko od czasu do czasu pojawiają się napisy tłumaczące niektóre widoki.
Film cechuje się bardzo dynamicznym montażem różnorodnych materiałów źródłowych: polskich, radzieckich i zachodnioeuropejskich; zarówno dokumentalnych jak i fabularnych, w tym również propagandowych. Z jednej strony jest to zaleta ale tutaj niestety i największa wada: film jest zrozumiały do odbioru tylko dla wytrawnych historyków. O ile większość widzów odróżni autentyczny dokument z Józefem Piłsudskim od aktorzyny małpującego Piłsudskiego to w pozostałych materiałach będą zmuszeni do decydowania chybił-trafił: dokument? fabuła? propaganda? a jak propaganda to czyja, nasza czy bolszewicka?
Atmosferę parodii niestety podkreśla muzyka: jej twórcy nie mogli oprzeć się naśladowaniu akompaniamentu z takich klasyków kina niemego jak "Keystone Cops", zwłaszcza w scenach batalistycznych gdzie tempo ruchów jest tak samo nienaturalnie podkręcone jak w starych komediach.
A tak niewiele brakowało by do nadania temu filmowi o wiele większej wartości:
1) zamiast statycznego logo "WFDIF" dynamicznie zmieniać logo na takie, które odpowiada pierwotnemu źródłu materiału filmowego. Pewnie za pierwszym pojawieniem się nieznanego logo trzeba by było chwilę zwolnić na wyjaśnienie mniej znanych źródeł, zwłaszcza propagandowych, ale w sumie nie przedłużyło by to całości za bardzo.
2) w XXI wieku cyfrowa korekcja tempa poklatkowego filmów archiwalnych nie jest droga i pozbawiła by wiele materiałów klimatu komedii czy przerysowanej propagandy.
3) odwołanie do Tajemnic fatimskich można było albo sobie zupełnie darować albo wstawić w lepszy kontekst historyczno-obyczajowy.
Pozostałe ulepszenia nie były by już takie tanie:
4) ten film to jeden z niewielu dokumentów, w których za dużo jest wprowadzenia i kontekstu (zwłaszcza dotyczącego rewolucji w Rosji) a za mało materiału o sednie sprawy czyli "Cudzie nad Wisłą."
5) mapy, choćby takie najtańsze, statyczne. Chociaż w XXI wieku wyprodukowanie animowanych map pokazujących przebieg kampanii nie było by takie drogie.
6) autentycznie skomponowana muzyka rozpisana na partytury, bo tutaj niestety wiele scen jest z akompaniamentem zupełnie improwizowanym. Ja odniosłem wrażenie, że nawet te improwizacje były cięte i powtarzane w czasie montażu obrazu.
Obejrzałem jeszcze raz uważnie napisy i mam dwie uwagi do dodania:
a) nie tylko reżyser-scenarzysta nosi nazwisko Tyszowiecki ale i kilka innych osób, co nadaje całości charakter projektu rodzinnego;
b) większość materiału źródłowego to niestety filmy fabularne, choć są i rodzynki w postaci filmów nakręconych dla Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego lub zbiorowa etiuda zaliczeniowa studentów radzieckiej szkoły filmowej.