Z cayłm szacunkiem do twórców - film strasznie nudny, poza kilkoma spektakularnymi scenami. Sceny konternacji i przemyśleń twały za długo. Widz rozochocony scenami walki nagle zostaje zepchniety w świat zadumy i refleksji. Wojna to czasy ciężkich i okrutnych przeżyc, tego nikt nie kwestionuje, ale film wojenny powinien wg mnie byc bardziej obfity w sceny batalistyczne, a mnie refloeksyjne. Dobrym przykładem jest Szeregowiec Raya. Film utrzymany w atmosferze refleksji na temat zycia a mimo to nie jest zbyt przesaczony nudnymi scenami i dialogami. Niestety nie podobał mi sie, ale taki mam po prostu gust jesli chodzi o wojenne ekranizacje.
Nieprawda. 'Cienka czerwona linia" pokazuje wojnę i przemyślenia życia, jego spokoju i złożoności w sposób bardzo kontrastowy. Ostatnie co można powiedzieć to "nudny". Refleksji jest dużo, ale najważniejsza która się nasuwa to tak naprawdę "po co jest wojna" skoro jest tyle piękna wokół.
"Refleksji jest dużo, ale najważniejsza która się nasuwa to tak naprawdę "po co jest wojna" skoro jest tyle piękna wokół. "
Łał. To film musi o tym uświadamiać?
No jasne - po co jest wojna... jeśli to jest główne przesłanie tego filmu to jest ono słabe. Takie pytanie można zadawać agresorom, ale z punktu widzenia zaatakowanych odpowiedź jest prosta - bo trzeba się bronić.
@ RIchtie"
Większość ludzi nie pojmuje tego filmu, stąd te teksty o jego rzekomej antywojennej wymowie. Pierwsza rzecz, ksiażka Jonesa - na podstawie której powstał - nie ma charakteru pacyfistycznego, o czym świadczy dobitnie dedykacja autora, która brzmi:
"Książkę niniejszą dedykuje z radością tym najwspanialszym i najbardziej heroicznym ze wszystkich ludzkich przedsięwzieć, wojnie i wojowaniu,by nigdy nie przestawały dawać nam przyjemności, podniecenia i adrenalinowych bodżców, których potrzebujemy (...)"
W filmie postaw antywojennych także nie ma. Ludzie mylą teksty wewnętrzne Witta z postawą antywojenną, tymczasem on reprezentuje postawę transcendentalną. Tu masz link, który w skrócie wyjaśnia to pojęcie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Transcendentalizm
Ta postaw filzoficzna nie ma wymowy pacyfistycznej. Witt dostrzega zło wojny, widzi spustoszenie jakie wyrzadzą w duszach ludzi ale nie kwestionuje jej sensu. W końcu sam zgłasza się do akcji przeciwko bunkrom na wzgórzu i w jej trakcie zabija ludzi.
I tutaj należy rozróżnić książkę od filmu.Rzeczywiście,pisana w innym momencie,nie byłą antywojenna.
Natomiast oglądając jej ekranizację trudno oprzeć się takiemu odbiorowi dzieła Malicka...dla mnie jest to film antywojenny.Zdecydowanie.
"Szeregowiec Ryan" jest przesiąknięty amerykańskim duchem walki, aż chce się rzygać, widząc, jak to żołnierze walczą dla całego narodu, poświęcając życie dla jednostki, czyste holliłód, pieprzone HOLIŁÓD, to nie jest film wojenny tylko zwykłe kino akcji. W "Cienkiej czerwonej linii" zobaczysz, czym jest wojna. Zobaczysz, że poddając się wojnie, oddajesz całego siebie, zatracasz się, stajesz się obojętny, zostajesz wplątany w sieć kłamstw, w której jednostka ma gówno do powiedzenia. Przy "Szeregowcu" jesteś jedynie jednym z tych, którzy jarają się walką, w "Cienkiej czerwonej linii" zobaczysz prawdziwe oblicze wojny. Tak właściwie cholera, porównanie "Szeregowca" do "Cienkiej linii" to jak porównanie "High School Musical" do "Białej Wstążki".
Ogladając Szeregowca Ryna nie zauważyłem aby był "przesiąknięty" amerykanizmem. Film przedstawia amerykanskich zolnierzy, amerykanski udzial na frontach Europy, wiec logicznym jest, ze autorzy zabarwili wszystko "po amerykansku", ale zeby "przesaczyli"??. W "cienkiej czerwonej" widzimy Nicka Nolte w roli fanatycznego oficera, ktory postanawia wykorzystac wojne do wspinania sie po szczeblach hierarchii wojskowej, narażając na szwank dobro jednostki ludzkiej. W "szeregowcu" widzimy natomiast maly oddzial zolnierzy, ktory dostaje do wykonania rozkaz, dosc absurdalny z punktu widzenia strategii wojskowej (mozliwosc strat w ludziach). Tutaj zawazyla jednak "troska" i szacunek do MATKI, ktora poniosla i tak gigantyczna strate (nie jest to cel uzyskania korzysci). Zolnierze maja swiadomosc, ze szukaja jdnego zolnierza na terenie zarojonym od wroga. Caly film manifestuja oni swoje niezadowolenie. Nie widze tam fanatycznych zolnierzy, zadnych krwi i zabijania, a jedynie przesiaknietych tragediami wojny ludzi wykonujacych swoja prace na froncie - rozkazy,a jednoczesnie chcacych przezyc. Jak widac to kwestia punktu widzenia. Dla mnie film wojenny to przede wszystkich sceny batalistyczne, dynamika, akcja, ukazanie strategii bitewnych, ciezkiego sprzetu itd. "cienka czerwona" jest co prawda filmem wojennym ale tylko w malenkim stopniu ukazuje to co uwielbiam. Szeregowiec trzyma w napiciu caly czas.
Porównywać "Szeregowca Ryana", które jest kinem rozrywkowym dla mas obok "Cienkiej czerwonej linii" to tak jakby obok siebie zestawić Hitlera i Jezusa (w końcu też mieli ze sobą kilka wspólnych rzeczy).
Zarówno "Szeregowiec Ryan" jak i "Cienka Czerwona Linia" są i będą ze sobą związane z racji wspólnej daty premiery i wzajemnej, zażartej walki o Oscary. Z tego względu porównywanie obu tych filmów stało się czymś naturalnym.
Przedstawię własne dotychczasowe wrażenia z oglądania obu tych filmów. Może kogoś to zainteresuje. Może ktoś dostrzeże wspólne przeżycia, doświadczenia?
1998 r.
"Cienka czerwona Linia"
Film mi się podoba i mnie intryguje. W związku z tym sięgam po książkę Jonesa. Zaskoczony stwierdzam że znacznie różni się klimatem od filmu. Z sumie książka podobała mi się wtedy bardziej.
"Szeregowiec Ryan"
Wow. Sceny batalistyczne są niesamowite. Super film. To chyba będzie mój ulubiony film wojenny wszech czasów.
Około 2002 r. (nie pamiętam dokładnie)
Trochę przez przypadek czytam "Stąd do wieczności" Jonesa. Ze zdumieniem stwierdzam że dużo dialogów z tej książki słyszałem już w filmie "Cienka Czerwona Lina". Oglądam jeszcze raz film Malicka i dostrzegam jak wiele jego elementów zaczerpnięto z wcześniejszej książki Jonesa. Czytam więc "Gwizd" i dostrzegam kolejne dialogi i cytaty które Malick wpasował do swojego filmu.
Około 2004 r.
W Tv leci "Szeregowiec Ryan". Scena lądowania dalej robi wrażenie. Jednak potem zaczynam się nudzić. Dostrzegam papierowość postaci. Ludzie wydają się "wyciosani", jacyś nierzeczywiści. Zaczynam postrzegać postaci pojawiające się na ekranie jako aktorów a nie żołnierzy.
No ale końcowa bitwa dalej robi wrażenie, choć ten patos na końcu mogliby sobie darować...
Około 2008 r.
Czytam książkę o teoriach filozoficznych Emersona. Ze zdumieniem dostrzegam że sporo tekstów z niej słyszałem już wcześniej. Wypowiadał je Witt w "Cienkiej Czerwonej Lini" . Wgłębiam się w temat i orientuje się że w filmie Malicka pojawiają się i inne teorie filozoficzne. Dostrzegam kolejną warstwę tego filmu.
Reasumując. Film Malicka jest jak cebula. Ma wiele warstw które aby pojąć trzeba mieć wiedzę. Film Spielberga to holywoodzki produkcyjniak. Efektowny ale pusty w środku.
Około 2011 r.
W Ty znów leci "Szeregowiec Ryan". Fabuła kiepska ale ten sceny batalistyczne warto znów obejrzeć. Więc oglądam. Ze zdumieniem dostrzegam że i one są naiwne:
Czemu Niemcy przy ataku na most nie starają się obejść pozycji żołnierzy Hanksa tylko atakują centralnie jak głupki?
Czemu ten oficer w Tygrysie tak się wychyla non stop z wieżyczki. Naraża się przecież na strzał snajpera?
Czemu Niemcy wysyłają rozpoznanie w składzie jednego transportera. Tak na zdrowy rozum powinny być co najmniej dwa pojazdy, tak aby jak jednemu coś się stanie, drugi mógł uciec i powiadomić sztab o sytuacji.
I mógłbym tak wymieniać jeszcze długo.
To był ostatni raz jak oglądałem "Szeregowca Ryana".
Zgadzam się z przedmówcą, Szeregowiec conajmniej o klasę niżej od CCL, ten drugi o wiele ambitniejszy, zmuszający do refleksji. Jak juz ktos wyzej nadmienił - w genialny sposób skontrastowano ludzka przemoc a piekno natury i prawa nimi sie rządzące. Mozna by długo gadać o interpretacji tego filmu, Szeregowiec jest schematyczny i prosty, po prostu - obejrzeć, pozachwycac sie efektami i tyle. Fanom transformersów na pewno przypadnie do gustu.
Nie wiem czego się spodziewałeś po Malicku który ostatnio wyprodukował taki film jak "Drzewo życia" o którym nie chce nic pisać bo trudno to opisać i nie dlatego że byłem tym filmem zachwycony wręcz na odwrót.Co do tego filmu to od razu nie wiedząc że to ten reżyser domyśliłem się że to twórca tego filmu który wymieniłem powyżej gdyż widać jego twórczości polega na zadumie a nie na akcji,dlatego mogło zawiać tutaj nudą.Film bardziej ukazuje to co siedzi w głowach żołnierzy w czasie wojny która wyniszcza człowieka ale nie ukrywam że mnie również ten film nie zachwycił dlatego daje 7/10 wole jednak tysiąc razy oglądnąć "Czas Apokalipsy" gdyż to dla mnie najlepszy film z tego gatunku czyli dramatu wojennego.A co do "Szeregowca Ryana" sorry ale to film dobry tylko ze względu na bardzo efektowne sceny walki ale zero w nim jakiś przesłań i wartości a jak już są to w bardzo prostej formie.Pozdro
Naprawdę chodzisz do kina po przesłanie i wartości ? No ja przepraszam Cię, ale tego typu "dóbr" w kinie to chyba szukają ludzie zdeprawowani telewizją albo młoda młodzież ... Ty jesteś duży, wiesz jak i z kim żyć, nie potrzebujesz kolejnej dziesiątki przykazań. W kinie się rozrywasz, prawda ? Ale skoro już szukasz przesłania, to wyjaśnię (co już na tym forum pewnie było wyjaśniane kilka razy), że w Szeregowcu wykorzystano prawdziwą historię w lat II wś i że chciano przypomnieć, że Wielki Kraj USA dbał (dba?) o swoich chłopców, gdziekolwiek by nie walczyli. No i prawda to, bo podczas wojny Amerykanie mieli stosunkowo niewielkie straty ludzkie, ponieważ dbali o swoje mięso armatnie, a Adolf i szczególnie Józek mieli na swoich chłopaków małe baczenie. I pewnie wynikało to z tego, że Adolf i Józek nie musieli się liczyć z opinią publiczną (czyli rodzinami żołnierzy), a stojący na czele USA musieli, bo niedługo wybory... No i masz przesłanie w Ryanie, i taką ogólną wartość: "życie ludzkie" :)
Po pierwsze nie lubię oglądać filmów w kinie :P.Po drugie chodzi mi o większe przesłanie większe wartości i lepsze ukazanie wojny i to ma film "Czas Apokalipsy" jeśli nie oglądałeś to oglądnij a potem przeczytaj sobie jakąś dobrą recenzje i zobaczysz co to znaczy arcydzieło i film zrobiony pełną gębą bez naiwnej propagandy jacy my fantastyczni jesteśmy bo podtrawimy w filmach pokazać i zamydlić oczy ludziom.Zresztą "Czas Apokalipsy" był długi czas zabroniony przez to co ukazywał i do czego nawiązywał amerykanie woleli mydlić oczy ludziom niż ukazać prawdę. Na pewno jednak masz racje że Stalin nie dbał o swoich ludzi a co do Niemców trudno powiedzieć niby mięso na ostrzał ale oni mieli chociaż broń i porządne ubrania jak i uzbrojenie dzięki któremu tak łatwo zdobywali inne kraje dodając do tego że tchórzliwe francuziki przyśpieszyły ten bieg bo po pierwsze nie pomogli nam a byli sojusznikiem a po drugie podali się bez walki bravo wielka Francja zachowała się tak jakby się zachowała UK gdyby nie była wyspą,a gdyby Niemcy nie zaatakowały Związku Radzieckiego a Japońce USA to kto wie jakby wyglądała Europa.
No cóż, mam "Czas apokalipsy" na DVD w 2-płytowym wydaniu i już czeka ze 2 lata na przypomnienie. Na przypomnienie, bo oglądałem dawno temu ten film i wtedy zrobił na mnie wrażenie. Na pewno wkrótce wrócę do niego, bo mnie zachęciłeś. Co do naiwnej propagandy - takiego uzyłeś określenia nie wskazując tytułu - jestem... za ! Dlaczego ? Ponieważ tak się składa, że świat zapamięta nas takimi, jakimi się pokażemy. Swego czasu dość nudny "Katyń" Wajdy aspirował do Oscara, ale świat nie dowiedział się, że jesteśmy głównie ofiarami. Nadal nie mamy dobrego wojennego obrazu, który pokazałby , żesmy nie wypaddli sroce spod ogona i że czasem udaje się nam coś wywojować. Marzy mi się dobry, "propagandowy" film, którego byśmy się nie wstydzili. Temat jest od lat do podjęcia - rok 1920, oczywiście spier... przez staruszka Hoffmana w "Bitwie warszawskiej", ale wierzę, że powróci kiedyś w lepszym wydaniu. A "Szeregowiec" nie jest naiwną agitką, może tylko niedokładnie obejrzałeś... Przypomnij sobie sceny zabijanych jeńców lub Uphama (o ile dobrze zapamiętałem tego tchórzliwego "bohatera"). Ostatnie kadry są symboliczne, Mustangi (i oczywiście nie tylko) pojawiały się jako wsparcie przeciwpancerne w całej kampanii po D-Day. Właśnie dlatego Alianci nie potrzebowali dobrych czołgów przeciw Tygrysom - mieli skuteczne lotnictwo. I to nie agitka, tylko prawda. Przymknij oczy na patetyczne sceny z flagą USA i masz rasowe kino.
Fajnie że odświeżysz sobie ten klasyk czyli "Czas apokalipsy" :).A co do polskiego filmu to mi też marzy się taki bardzo dobry film ukazujący naszą waleczność ile to przecież pięknych bitew w znaczeniu nie pięknych bo nic w tym pięknego tylko po prostu zwycięskich w których walczyli nasi przodkowie do końca i to często z Wielką Rosją.Gdybyśmy nie byli waleczni to mapa Polski w tamtych czasach inaczej by wyglądała a tak zajmowaliśmy bardzo obszerne tereny przecież my jesteśmy też jedynym krajem który podszedł czy też zdobył już dobrze nie pamiętam stolice Rosji nie trwało to długo ale się liczy podobno do dziś Ruski uznają to za stek kłamstw bo im wstyd :). Myślę że gdyby polska miała pieniądze to udało by się zatrudnić zagranicznych reżyserów itd a wtedy bitwa w 1920 roku została by ukazana o wiele lepiej bardziej realistycznie dzięki efektom itd,ale nikt nie interesuje się Polską dlatego nawet Wiedźmin dobra fantastyka nie został przez nikogo z ameryki zauważony a Harry Potter tak gdyż UK jest bardziej docenianym krajem,my przez buraczanych polityków co najwyżej jesteśmy wyśmiewani i uważani za lizusów.Pozdrawiam