Komediodramat? Czy ktoś, kto zaklasyfikował ten film do tego gatunku, zna pojęcie tego słowa? Proponuję obejrzeć np "Skrzypka na dachu", który miał więcej elementów komediowych przy zachowaniu równowagi z dramatycznymi, mimo o niebo trudniejszego tematu niż to "coś"! Dodatkowo straszna dłużyzna. Zakończenie do dowolnej interpretacji i to jedyny plus tego "dzieła". Masa nagród, fantastyczna obsada, a jako wynik totalny bubel. Chyba ktoś pozazdrościł Aronofsky'emu sukcesu "Czarnego łabędzia" i zrobił z tego filmu nędzny pastisz. Rozczarowanie i jeszcze raz rozczarowanie. A powód tej ilości nagród jest wiadomy. W końcu Hollywood nie mogło inaczej ocenić samego siebie. Wygląda na to, że M. Keaton zagrał w filmie o samym sobie (zbieżność dat premiery Birdmana i Batmana chyba nie jest przypadkowa).