Aktorzy w trudzie i wątpliwościach ćwiczą sztukę teatralną na Broadwayu. Z filmu nie wiemy, czy to dobra sztuka.
W tle, raz na ulicy, raz w ciasnym pomieszczeniu tajemniczy perkusista tworzy muzykę. Dobrą muzykę.
Nie wiemy, czy jest po rozwodzie, czy wyczekuje go w domu córeczka.
O bohaterach filmu wiemy, że są ludźmi, niekoniecznie dobrymi i nie wiemy, czy są dobrymi artystami.
O Antonio Sanchezie wiemy, że uzupełnił film bardzo dobrą muzyką, ale nie wiemy jakim jest człowiekiem.
Gdybym miał wybierać między sztuką "O czym mówimy kiedy mówimy o miłości" i koncertem Sancheza, wybrałbym to drugie i całkowity brak wiedzy o człowieczeństwie artystów.
Na to wyznanie zdobyłem się niewątpliwie pod wpływem "Birdmana", więc nie jest to zły film.