Z tego dość ponurego i od początku naznaczonego klimatem smutnej grozy filmu, wynika jednoznacznie, że za niezasłużenie zły los Amy odpowiadali mężczyźni jej życia. Interesowny ojciec najpierw zwichnął jej psychikę, a potem wręcz z tego żył i to on jest moim zdaniem najobrzydliwszą postacią filmu. Resztę wątpliwości niech rozwieje fakt wydania po śmierci córki książki pisanej z perspektywy kochającego (pieniądze) ojca. Jej szanowny mąż-ćpun to też niezły palant, któremu wystarczy spojrzeć w oczy by stwierdzić, że od początku interesowały go raczej używki i kasa Amy, a nie ona sama. Też kawał cwaniaczka, do tego tak tchórzliwego, że potrzebował uzależnić jeszcze żonę, żeby nie mieć samodzielnych wyrzutów sumienia. Straszne. Zaraz ktoś powie, że nie musiała brać. Nie raz w filmie pojawiają się jednak jej wypowiedzi typu "Chcę być taka jak on, chcę robić to, co on". No to zrobiła. Sława i jej ciężar nie były moim zdaniem powodem jej problemów. Miała wokół siebie niedobrych kolesi. Szkoda jej i talentu, głosu i płyt, które mogłaby jeszcze nagrać.
Mam dokładnie takie same przemyślenia co Ty. Ona wpadła na głęboką wodę w bardzo młodym wieku, nie mając żadnego wsparcia. "Wsparcie" czyli tatusiek i Blake pojawił się jak pojawiła się sława. Przyjaciele to było za mało-tym bardziej że potrzebowała kogoś non stop przy sobie, nie związanego z biznesem. Cały czas jednak pytam się gdzie do cholery była jej matka...I jaką osobą musiała być że Amy nie miała w niej żadnego autorytetu. Że ona nie miała żadnego wpływu na córkę.