Główny "bohater" startuje z sytuacji, w której nie widać żadnej wartości ani sensu. Na końcu filmu dochodzi do miejsca, w którym też nie widać żadnego sensu. Reżyser chciał zapewne stworzyć jakąś alegorię poczucia wewnętrznej pustki ale mu nie wyszło. Dlaczego mu nie wyszło, ano dlatego, że widz męczy się oglądając to "dzieło" tak jak ukazany "bohater" męczy się z samym sobą.
Zgadzam się.
Tytuł mówi właściwie wszystko. Anatomia młodzieńczego gniewu w paru gniewnych scenach. Dom jako przestrzeń opresji, solidarność wykluczonych. Ten film nie mówi niczego nowego, o niczym odkrywczym nie opowiada, ogląda się z narastającą niecierpliwością i wrażeniem, że niekoniecznie jest potrzebny. Bylejaki średniak z przesłaniem, że nie wszystkie problemy da się rozwiązać, a Szwajcaria może mieć własne, ponure oblicze.
Wiele jest takich "dzieł" sztuki, które nie wnoszą niczego nowego, opowiadają po raz enty tę samą historię, widzianą przez nas już setki razy ale... Ale jednak pomimo, że znamy już tę bajkę i w zasadzie dość dokładnie możemy przewidzieć jej zakończenie to przyjemnie się nam daną formę sztuki podziwia bo po prostu budzi w nas emocje, ożywia nas. W kinie, który jest specyficzną i jedną z najbardziej obecnie popularnych form sztuki, chodzi też o taką sytuację, że widz wczuwa się w bohatera i kibicuje mu przez co chce oglądać jego przygody aż do końca. Niestety "Alpejskiemu buntowi" tego wszystkiego brak. Emocje na chwilę może i wzbudza, kilka scen jest niezgorszych, ale ogólne odczucia emocjonalne są po prostu miałkie, nijakie - stąd jak mniemam JaCze Twoja ocena 5 bo ani ten film Cię nie ziębi, ani nie grzeje. Dla mnie jeśli "sztuka" mnie nie porusza, jeśli patrząc, dajmy na to na obraz, nie czuję ani zaciekawienia, ani podziwu, ani nie daje mi to w żaden sposób do myślenia to znaczy, że rzecz jest po prostu słaba, jest źle zrobiona. Dlatego "Chrieg" oceniam na 3. Warsztatowo i aktorsko nie jest to gniot jednak miałkość i emocjonalna nijakość, czy wręcz odczucie zmęczenia całą tą historią, to nie jest coś czego oczekiwałbym po obcowaniu ze sztuką. Główny autor, reżyser Simon Jaquemet, może i sprawdził się jako rzemieślnik ale nie jako artysta. Można go porównać do takiego architekta, który chwali się wszem i wobec, że oto właśnie wybudowano i udostępniono na widok publiczny szary, betonowy i ponury blok mieszkalny a projekt jest jego dziełem.
Dałem 5 za alpejski pejzaż i kilka bardzo wyraźnych scen, które Ci młodzi aktorzy odegrali przede wszystkim twarzą, nie ciałem.
A na marginesie - śliczna ta dziewczyna - buntowniczka.
Zgadzam się w pełni. Ella Rumpf nie dość, że ładna dziewczyna to jeszcze dobra aktorka. Faktycznie opowiedziała historię swojej postaci mimiką, spojrzeniem, nagłymi wybuchami złości i równie nagłym wycofywaniem się (głównie w relacji z Matteo). Jej rola jest chyba najmocniejszym elementem tego filmu.