Już wyrosłam z filmów dla nastolatek o miłości, jednak ten film przy tych z moich nastoletnich czasów wypada bardzo słabo. Zmierzch przy tym to bardzo dobry film, nie wspominając, że Trzy metry nad niebem na jego tle jest arcydziełem. Z Greyem natomiast nie ma to nic wspólnego, więc nie wiem dlaczego i po co ciągle jest przedstawiany jako jego następna. Z całą sagą o wampirach ma mniej więcej tyle wspólnego, że główny bohater dwa razy teleportuje się nagle i pojawia dosłownie znikąd prawie jak Edward oraz czasami robi identyczne zbolałe miny przy pocałunkach.
Fabuła nie ma ani ładu ani składu. Pociachane sceny i wrzucone w niby chronologicznej kolejności, jednak bez żadnego większego sensu. Nie wiem jak wyglądała książka, ale myślę, że można było jednak wycisnąć coś lepszego. Rozbudować choćby wątki poboczne, wejść bardziej w psychikę bohatera, jeju no cokolwiek!
Dialogi to czasami jeden wielki nonsens, a całość do porzygu przewidywalna.
Melodramat, choć ja ubawiłam się po pachy i śmiałam się więcej, niż na niejednej komedii! Z resztą z całą kinową salą.
Nawet ładne zdjęcia wyszły, scena w wannie i taniec na weselu - najlepsze sceny typowe dla tego gatunku, mimo, że oklepane i powtarzane.
Soundtrack przyjemny i gdyby nie ładne buzie głównych aktorów nie byłoby nawet na co patrzeć, bo słuchać to się tego w 90% nie dało w ogóle.