PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=200546}

3:10 do Yumy

3:10 to Yuma
7,4 65 tys. ocen
7,4 10 1 64846
6,8 21 krytyków
3:10 do Yumy
powrót do forum filmu 3:10 do Yumy

Żałosne

ocenił(a) film na 7

Widziałbym sens robienia remake'ów jeszcze wtedy, kiedy tzw. pierwowzór byłbym filmem ciekawym, ale niedopracowanym. Istniałaby możliwośc nakręcenie wówczas czegoś jeszcze lepszego. Po co jednak brać się za remake doskonałego filmu? Odpowiedź prosta: dla pieniędzy. Żałosne to to jest, bo dodatkowo po latach kompromituje mój ulubiony gatunek. W krainie wyjetych spod prawa, twardych, zarośnietych twardzieli pojawia się Tom Cruise. Znów żałosne.

ocenił(a) film na 7
Harry

Heh ... zmienili Cruise'a na Bale'a.
Jeszcze lepiej.

Harry

Nie wiem nic o tym filmie, bo jak narazie to nie chciało mi sie nic o nim czytać, ale skoro gra tu Bale to chetnie zobacze.
Co do twojego powyzszego komenta....to, hmmm....zostane przy tym ze nie wiem o co ci biega....tak bedzie dla ciebie tez lepiej

ocenił(a) film na 8
Harry

wymieniasz świetne westerny, ale cruise i western? to mydłek, a i nie przypominam sobie żeby on zagrał w choć jednym dobrym filmie!

ocenił(a) film na 8
TheGarbageDump

A co w takim razie napiszesz o filmach "Mission: Impossible" (1996) i "Ostatni samuraj" (2003)?

ocenił(a) film na 6
Harry

Bale jest dobrym aktorem, to na pewno nie gwiazdor w stylu Cruise`a. Obsada prezentuje się bardzo ciekawie, ale mam wątpliwości, czy warto w dzisiejszych czasach kręcić western - wszak gatunek ten umarł śmiercią naturalną. Ale jeśli będzie to pastisz gatunku, to może być przynajmniej zabawnie. Nie musi to być wcale kaszana, choć jak napisał Harry - arcydziełem na pewno nie będzie.

Thommy

porównaniu Bale'a do Cruise zupełnie nie na miejscu, a dla tego pierwszego to z chęcią obejrzę ten film.

ocenił(a) film na 7
Harry

Scissors ...
Najwidoczniej masz problemy z tzw. 'czytaniem ze zrozumieniem'. Dla kogo lepiej dla tego lepiej, choć nie wydaje mi się aby akurat z tego konkretnego powodu o jakim wspominasz.

Królik Pudding ...
A co jest na miejscu? Lubię zapach szczypiorku i herbatę z cytryną, a i dalej, zupełnie konsekwentnie jestem sceptyczny wobec próby wspólczesnej komercjalizacji tak wielkiego filmu jakim jest "15:10 do Yumy"

Harry

ja tu nie mówiłem o filmie, tylko o obsadzie, bo Bale to naprawdę świetny aktor, który potrafi się niesamowicie poświęcić dla roli, a Cruise to po prostu gwiazdor, któremu od czasu do czasu trafiają się jakieś prawdziwe role. I oponowałem głównie przeciw stwierdzeniu: w stylu "teraz Bale...no to jeszcze lepiej":] I od razu wyjaśniam: oryginału nie widziałem, w ogóle nie jestem za ówczesną modą na remaki, ale dla Bale'a mogę to dzieło obejrzeć.

ocenił(a) film na 7
Krolik_Pudding

A też i tego tyczyło się moje pytanie. Nie widzę powodu większego dlaczego porównywanie aktorów (bo rozumiem, że o to chodzi) miałoby być w tym miejscu i nietylko zreszta czymś 'nie namiejscu' jak to określasz. Być może Cruise potrafi sie wspaniale 'wczuć' w rolę, być może Bale robio to jeszcze lepiej, ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Pewnych ról nie może zagrać ktokolwiek, nawet aktor najlepszy. Gdyby powstał nowy Frankenstein to jak sobie wyobrażasz w jego roli Cruise'a właśnie? Dla mnie przynajmniej to nie do pojęcia bo koleś jest po prostu za niski, a i nietylko w kwestii tej potencjalnej roli.Jestem fanem westernów i juz po trosze nimi przesiąkłem. Zauważ kim byłi ikony westernu. To Clint Eastwood, John Wayne, Henry Fonda, czy Lee Van Cleef ... To ludzie z odpowiednim wyrazem twarzy, odpowiednim spojrzeniem, a i barwą głosu. Tak jest stworzony po prostu western. Cruise czy Bale, żeby byli aktorami wybitnymi może nie sprawdzą, ale nie stworzą postaci na tyle fantastycznych co te w oryginale. Szczerze mówiąc trudno mi sobie wyobrazić wymoczkowatego, z zawsze staranną pielengnącją paznokci Bale'a w roli styranego, ubogiego farmera. A Van Heflin był po prostu ta postacią. Ja nie mówię, że on jest aktorem lepszym ale bez wątpienia do takiej postaci pasuje jak ulał.

Harry

"wymoczkowatego, z zawsze staranną pielengnącją paznokci Bale'a w roli styranego, ubogiego farmera"

takie gadki to słychać zawsze od przy kompletowaniu obsady jakiegokolwiek bardziej znanego filmu. Bale też się nie nadawał na Batmana, bo przecież "nikt nie dorówna Keatonowi"(a jak dla mnie pobił go na głowę, bo z Keatona raczej średni aktor), 99% widzom nie podobał się wybór Daniela Craiga w roli nowego Bonda(oni wysnuwali odwrotne wnioski - "za brzydki, nigdy nie będzie taki jak brosnan") I cóż? dla mnóstwa osób okazało się to strzałem w 10. Przykładów jest dużo więcej.

co do samego Bale'a
to chyba niewiele filmów z nim widziałeś skoro tak go postrzegasz;/
Polecam dowody na nieprawdziwość twojej tezy:
-Mechanik(ooo tak tam to naprawdę wymoczkowaty, staranna pielengnacja ooo tak...;]) http://gfx.filmweb.pl/ph/73/77/107377/49748.1.jpg

-nadchodzący 'Rescue Dawn' Herzoga - http://gfx.filmweb.pl/ph/11/44/231144/86785.1.jpg

-Władcy Ognia http://gfx.filmweb.pl/ph/24/74/32474/55162.1.jpg
(to akurat bardzo słaby film)
jeszcze można podać pare przykładów ale nie chce cie tu zasypywać linkami.

radzę dobrze się zapoznać z filmografią aktora nim go skrytykujesz i stwierdzisz że na pewno się nie nada. (mnie już zaskoczono nie raz)

ocenił(a) film na 7
Krolik_Pudding

Eee no ... kompetencji wydaje mi sie na tyle jednak mam, więc to nie jest tak, że ja widziałem z tym Bale'm tylko "Equilibrium" czy "Batmana początek". Mówiąc szczerze widziałem tych 'jego' filmów nawet sporo (sam sobie się aż dziwię) i dlategóż własnie utkwił mi ów pan jako ekranowy elegant, który garnitur i ładna fryzure potrafi zamienic ewentualnie na zbroje Batmana czy jakis długi skórzany płaszcz. Ale przyznac rację Ci muszę, bo takiego "Mechanika" np. to ja przegapiłem (w sensie zapomniałem o nim). Tyle, że jakiejs wybitnej kreacji Bale tam mym zdaniem nie stworzył. Zszokował swym wyglądem, podobno aż 50 kilogramów schudł, ale tak poza tym bez fajerwerków. Jeśli chodzi o "Batmana" to ja jednak tego Keatona wolę, zreszta i stare "Batmany" mi sie bardziej podobają, a niejaki pan Craig i jego nowy Bond zły nie jest, ale od serii wydawać by sie mogło nieco odstaje. Czy to Connery, czy Moore, czy nawet Brosnan, mieli pewną wspólną cechę (nawet trudno definiowalną), której Craig nie ma. W ogóle Bond inny. Strasznie zaciekawił mnie jeszcze "Rescue down" Herzoga. No ten film to zapowiada sie mocno obiecująco. Bardzo cenie sobie niemieckiego reżysera i chętnie zobaczę ten film nawet z Bale'm, który może w nim wypaść wręcz rewelacyjnie, ale ... W westernie to ja go jednak dalej nie widzę, no po prostu nie! Dlaczego? Czyt. wyżej. Ten gatunek, mój ukochany rządzi się po prostu pewnymi regułami, których takie niby gwiazdki hollywoodu nie rozumieją. Proponuje jednak poczekac na sam film i wtedy tez okaże sie kto racje miał;) W każdym razie "15:10 do Yumy" wymagac od aktorów będzie naprawdę ogromu talentu. Tak zapowiada pierwowzór.

P.S. A wymoczkowaty to on jest nawet w zbroi Batmana :P

Harry

no cóż, no to mamy odmienne zdanie co do Bale'a bo akurat jak dla mnie to jeden z lepszych obecnie aktorów. Co prawda wciąż nie mogę zrozumieć jak można postrzegać Bale'a tylko jako garniturowego wymoczka(może dlatego, że nie widziałem American Psycho;) bo ten aktor naprawdę przyjmuje różnorodne role. Niby widziałeś z nim sporo filmów, ale wydajesz się zauważać z nich tylko 3:D Co do 15:10 do Yumy to wątpie żeby pobił oryginał w oczach wielkich fanów westernu i w ogóle wyznawców pierwowzoru, ale heh, zobaczymy, ja tam liczę chociaż na porządnie zrealizowany film, bez rewelacji.
A wg ciebie i twojej dziko-zachodowej konwencji nie powinno się już robić westernów czy może owszem ale należy zatrudnić kompletnie innych aktorów(a jak tak to kto by zastąpił te twoje znienawidzone "gwiazdki hollywoodu")??;]

co do Rescue Dawn polecam zwiastuny (chociażby na stronce filmwebu) jeżeli jeszcze nie widziałeś. Na mnie spoty zrobiły świetne wrażenie(szczególne pierwszy) - Film wydaję się być mocno w klimacie starszych, wielkich produkcji o Wietnamie (ala Pluton, Łowca Jeleni) a ja tak oldschool z chęcią bym obejrzał;]

ocenił(a) film na 7
Krolik_Pudding

No nie ukrywam ... mam świadomośc tego, że jednak troche przesadzam z tym Balem, ale dochodzi do tego jego sposób bycia na codzień, czy jakośc wypowiedzi (żenada!), powstaje mi w taki sposób pewien obraz człowieka. Poza tym jest mimo wszystko spora liczba filmów, w których gra zupełnie przecietnie i wciela sie w role takich typowych chłoptasiów (no ale w sumie i tego za złe nie mozna mu mieć) Nie przepadam za nim i nie wydaje mi się, aby sie jakoś szczególnie wyróżniał na tle tej dzisiejszej młodzieńczej papki aktorskiej (z całym szacunkiem, ale tacy jak Damon, Walker, czy Affleck to własnie taka papka) Może jestem troche uprzedzony, ale na tle tych wielkich jakich podziwiam, którzy dzis są juz dziadkami albo nie żyją (Eastwood, Brando, Hoffman, Pacino, Hackman, Fonda, Nicholson) to jest ubóstwo po prostu. Jeśli chodzi o westerny to tu nawet o aktorstwo nie chodzi. Dziś nie dośc, że westernów powstaje mało, to robi sie z nich najtańszą z możliwych rozrywek stylowaną na głupiutkich komediach albo tanich kinach akcji, a westerny, choć w jakiejś części może i małoambitne to perfekcyjnie potrafiły dostarczać rozrywki pewnymi określoinymi chwytami. Dzis sie o tym wszystkim zapomina i powstaja takie filmy jak "Bandyci" z Farrelem (kolejny przykład - złym aktorem może i nie jest, jak Bale, ale w roli Jessy'ego Jamesa to sie spultał maksymalnie). Naprawdę niewiele westernów z ostatnich 15 lat widziałem, które trzymałyby fason, a zdarzało sie z reguły tak, że te najlepsze były tworami tzw. 'starej gwardii' (Eastwood, Costner), ewentualnie miały podstarzałe elementy (Mickey Rourke, Robert Duvall, Armand Assante). Nad świezymi myśleć mi sie nie chce, ale bardzo dobrze, wręcz wyśmienicie wypadł Vincent Cassel, w niedawnym "Blueberry". Moge powiedzieć - ten koleś sie nadaje. Jest CHARAKTERYSTYCZNY, tak jak sam gatunek. Reszta niech spada na drzewo.

Znając Herzoga, jego film zapewne nie będzie w stylu "Plutonu" czy "Czasu apokalipsy". Już widzę to kino fabularno-dokumentalne i ten Herzogowski zamkniety światek. Nie mnie jednak jak pisał obejrze bardzo chętnie, tylko kiedy i gdzie. Tego mi nie wiadomo. Premiera niby była, ale ja nic nie słyszałem.

Harry

jesteś strasznie uprzedzony;] jak dla mnie bardzo Bale mocno się wyróżnia na tle hollywoodzkiej papki aktorskiej która jest nijaka i zwykle jej nie cierpie(wspomniany Damon, Affleck, Ashton Kutcher itd. a kim jest "Walker"??? - chyba nie Chris Walken?!?) Oni przecież grają w filmach które nie wymagają żadnego aktorskiego wysiłku, wręcz nawet grania;/ Już sam fakt, że mało kto by się poświęcił dla roli i zrobił ze swojego normalnego, świetnie zbudowanego ciała niemalże szkielet. W dodatku Christian wcale nie gra w jakiś Armageddonach, Wyspach czy ghost Riderach(największą komercją był Batman, ale to, jak nie patrzeć, bardzo przyzwoita komercja jak na dzisiejsze czasy i...dzisiejsze adaptacje komiksu). I gość ma naprawdę różnorodne role - walniętny kumpel zabijaka w "Harsh Times", iluzjonista w Prestige, wojak, yuppie morderca, superbohater, gość pozbawiony uczuć...kurde bardzo dobrze zagrał nawet w "Imperium Słońca" jako dzieciak;D
a gwoli przekonania cię do niego polecam właśnie "Prestiż" - wg był film genialnie zagrany i te wszystkie meandry zakręconej fabuły były świetnie odtworzone przez aktorów(w tym głównie Bale'a). Dopiero po obejrzeniu filmu można to naprawdę docenić i wyłapać(niektórzy po drugim)

Farrell jest niezłym aktorem, trafiają mu się świetne role, ale o dziwo równocześnie bierze też udział w tragicznych szmirach jak np: Daredevill.

co do Rescue Dawn to ta premiera na filmwebie to bujda, jakoś pod koniec tego miesiąca będzie światowa dopiero.

ocenił(a) film na 7
Krolik_Pudding

Ale niewiele u mnie uprzedzeń, a wszystkie te dość zwarte w sobie i niegroźne dla wewnętrznego rozwoju ;) "Prestiżu" nie widziałem, więc może postaram się nadrobić zaległość. W każdym razie jak piszę, Bale aktorem złym w mym mniemaniu nie jest, a nie nadaje się w moim przeczuciu do westernu. Wszystko to co złego o nim piszę, wiąże sie własnie albo z tym westernem, albo z brakiem sympatii do tego aktora. Są zapewne aktorzy gorsi, tacy którzy potrafia grać określony rodzaj ról i nie sprawdzali się w innych kategoriach (Bale'a można uznać za wszechstronnego, choc nie wiem jak u niego z talentem komediowym), ale lubię i lubię oglądać ich o wiele bardziej. Ot chociażby Arnie Schwarzeneger, wesoły twiardziel i nic poza tym, ale niesamowicie sympatyczny. Współczesne pokolenie aktorów, szczególnie hollywoodzkich, do których Bale sie zalicza sprawia na mnie wrażenie pokolenia zarozumiałego, pełnego cwaniactwa, i ta aura też często udziela mi się przez ekran (ot własnie Damon w "Infiltracji", zresztą nie pierwszy raz - rozumiem że tu chodzi o rodzaj roli, ale on ma to coś w sobie, zbyt łatwo mu to przychodzi;)
Na koniec, tak podsumowując kwestię młodych, chciałbym aby nie wyszło na to, że nie cenię nikogo. Owszem, cenię sobie przede wszystkim kilka pań, a z mężczyzn aktorem bardzo przywoitym i niekonwencjonalnym jest Ethan Hawk (on własnie nie sprawia wrażenia zarozumiałego lalusia) a i ostatnimi czasy przekonuję się do Di Caprio. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy przy takich olbtzymach jak Chaplin, Keaton, Bogart, Cagney, Stewart czy Mifune są malutcy.

A na "Rescue Dawn" będę czekał ... Świeży Herzog nie znaczy gorszy, w końcu to niemiecka firma.

A chodziło o Paula Walkera, szybkiego i wściekłego. Nic poza tym.

ocenił(a) film na 8
Harry

Poniekąd rozumiem Twoje niezadowolenie i irytację, stare czasy twardzieli z ogorzałymi facjatami, spluwającymi tytoń na prawo i lewo już chyba nie powrócą. Miejsce tych ostatnich muszą zająć młodsi aktorzy. I choć zapewne sam nie podasz nazwisk, które chętnie widziałbyś w roli kowbojów, nie kąpiących się tygodniami, zarośniętych brudem, z posklejanymi kalesonami, to nie znaczy, że takich nie ma. Christaian Bale zaskoczył już nie raz. Uważam, że warto dać mu szansę i poczekać z oceną aż się film zobaczy. Chociaż sam nie przepadam za westernami (chciałbym napisać, że chyba z nich wyrosłem ale nie chcę nikogo urazić) to niedawno zwrócił moją uwagę australijski "Proposition" (geograficznie to nie western ale konwencjonalnie chyba tak). Naprawdę dobry film, duża w tym zasługa Nicka Cave'a jako scenarzysty. Polecam

ocenił(a) film na 7
reznick

Część kwestii o które pytasz była zawarta w mym dialogu z poprzednim rozmowcom, jeśli Cię interesuje chociażby przykład współczesnego aktora, który 'nadawałby się' to zapraszam do lektury wyżej. Natomiast do odpowiedzi skłoniło mnie zdanie, w którym piszesz, że wyrosłeś z westernu i dodajesz 'bez urazy'. Otóz obecnie, kiedy ten gatunek filmowy jest tym, który znam najlepiej stwierdzić śmiało mogę, że do westernu trzeba jednak dorosnąć, bo często lekceważący przez swoją formę tak na prawdę może mieć więcej do powiedzenia niż jakikolwiek inny. Także jeśli już kogokolwiek 'urażasz', to samego siebie, bo western to ogrom fantazji, i mądrośći życiowej, która dostępna dla uważnych 'oglądaczy'. Bywaj.

ocenił(a) film na 7
Harry

Przepraszam, miało być "jeśli kogokolwiek mógłbyś urazić".

ocenił(a) film na 8
Harry

Przestudiowałem lekturę i natknąłem się na dwa nazwiska Cassel i Hawke, pozostali już nie na chodzie więc mały wybór. Zresztą mój post powstał ponieważ wcześniej zapoznałem się z Waszym dialogiem więc rada spóźniona.
Mógłbyś podać mi jakieś tytuły, które pomogłyby mi dojrzeć do Twojego ulubionego gatunku? Z chęcią łyknę trochę mądrości życiowej z butelki whisky i pofantazjuję na pięterku saloonu ;)

ocenił(a) film na 7
reznick

Owszem, mógłbym.
Z tym, żę docierać do tego gatunku można kilkoma drogami. Podam trzy głowne, które w moim przypadku schodzą się w jedną.
1) Western jako dostawca niebanalnej dozy rozrywki, męskiej rozrywki. I tu pojawia się "Dobry, zły i brzydki", jeden z moich ulubionych filmów. Niebanalny w formie a i niegłupi.
2) Western jako swoista arkadia, gdzie słońce świeci najpiękniej, a ludzie spędzają wspólnie czas na śpiewaniu piosenek i drinkowaniu. "Rio Bravo".
3) Western jako psychologiczna opowieść o złożoności naszego świata. Western jako stare zdjęcie z wyblakłymi barwami opowiadające o sensie życia. "Pat Garrett i Billy the Kid" Peckinpaha.

Wspaniałe filmy!
Moje TOP 10 napewno.

ocenił(a) film na 8
Harry

po prostu harry, można to ująć w paru słowach Tom Cruise - mission impossible 2, Wojna światów - ŻENUA! dupek jakich sto ma nasza planeta, Bale'owi może buty czyścić ;]

ocenił(a) film na 7
TheGarbageDump

Ja tam nie wiem kto komu może czyścic buty a komu pastować. Obydwu panów kojarzę sobie z przebłyskami zarówno jakichs tam zdolności aktorskiech jak i repertuaru jaki sobie dobierają. Cruise zupełnie przyzwoicie zagrał w "Rain Manie" czy "Urodzonym 4 lipca", także coś tam napewno potrafi. Ale dalej jako westernowy tradycjonalista upieram się, że ani jeden ani drugi nie jest godzien grania w "15:10 do Yumy" Poza tym widzę, że tą ważniejszą rolę, bardziej skomplikowaną powierzono teraz Crowe'owi.

Harry

Powiem tak... stekasz jak stara baba, wez zamanifestuj swoje poglady na ulicach warszawy, przeszkadza ci
komercjalizacja 15:10 do Yumy? rece opadaja, co ty masz 5lat? Obecnie westerny po prostu nie powstaja,
gatunek umarl smiercia naturalna, kwesia czasu by znowu staly sie popularne, 15:10 do Yumy nie wskrzesi
gatunku ale z racji jego obecnego braku w kinach bedzie wystarczajacym powodem by pojsc na niego,
+swietna obsada jeszcze bardziej zacheca.

ocenił(a) film na 7
Katsper

Ze skrajności w skrajność ...
Praktycznie ostatnie zdanie Twojego posta ma jakikolwiek sens, choć i tak jest dośc dyskusyjne, bo podyktowane i zależne od gustów. Cała reszta tego co skleciłeś to jest niestety BEŁKOT. Albo źle interpretujesz, próbujesz ustalić mój wiek strzelając na oślep, dodajesz że western umarł, ale będzie miał się dobrze (a co to rezurekcja? - bez sensu). Na końcu wyskakujesz z jakimiś tam ulicami Warszawy. Na Boga, człowieku, po jakiego wafla tu zajrzałeś. Wysyłasz kogoś na ulicę to powinieneś tam na niego już dawno czekać. Mam rozumieć, że wszelakie słowa należy wygłaszać właśnie na ulicy, w dodatku Warszawskiej. To już nawet nie skrajność ... tu wkracza głupota.

Harry

Nie daj się Harry ;) Masz świętą rację. Western to także mój ulubiony gatunek. Że niby anachroniczny ? Mam to w dupie. Dla mnie filmy Sergio Leone czy Sama Peckinpaha to absolutny wzorzec i wyznacznik wartości kina w ogóle nie tylko westernu. Takiego kina jakie mnie kręci i interesuje. Mnie także irytuje kiedy bierze się ktoś za remake filmu doskonałego, wiadomo że cokolwiek powstanie nie dorówna wtedy oryginałowi. Kręci się nową wersję 15.10 do Yumy filmu absolutnie kultowego z niezapomnianym klimatem, na stałe już wpisanego w historię kina, kombinuje się (o zgrozo !!!!) z Dziką Bandą - po co to komu ? Tylko patrzeć jak nakręcą Rio Bravo i zamiast Deana Martina obsadzą Enriqe Iglesiasa i zawał gotowy.

W ostatnich latach western niestety nie miał się najlepiej, od czasu ultragenialnego i surowego "Lonesome Dove" z 88 roku tylko kilka tytułów zasługiwało na uwagę. epicki Tańczący z Wilkami, rozrachunkowe Bez Przebaczenia, klasyczne Silverado i Tombstone, nudnawy Wyatt Earp, tylko nieco lepsze Bezprawie i wsio... W tamtym roku zaciekawił mnie australijski western "Proposition" - dobry film ale gdzie mu tam do klasy takiego Peckinpaha ?

ocenił(a) film na 7
Gregg

;) Przyznać się jednak muszę, że już na samym początku wystartowałem dośc pochopnie, że tak powiem, bo odrzuciłem kategorycznie, tak na prawdę we wszystkich możliwych aspektach najnowszą "15:10". Mój osąd był kategoryczny, a taki być nie powinien, bo i nie wolno a i nie myślę tak zwykle, ale trzymam się uporczywie dalej zdania, że ciemnośc, ciemnośc widzę na choryzoncie i jestem sceptycznie raczej nastawiony do filmu. Podyktowane to właśnie tym, że na prawdę przepadamn za gatunkiem, podobnie zresztą jak i Ty, a pierwowzór szalenie szanuję, cenię i lubię. To jest po prostu dzieło, no i więc po co komu (a szczególnie nam własnie) kolejna wersja. Może jakieś gówniarze, albo w ogóle Ci co filmu nie widzieli (ot własnie moi rozmówcy powyżej) poznają tą wspaniała historię i w tym upatruję zalety jedynej takich remaków. Ale to wszystko niestety. Jak razem zauważamy z westernem dzisiaj nie najlepiej, ale wydaje mi się własnie przez to, że to gatunek bardzo specyficzny. Żyć własnie pozwalały mu własnie stare czasy, kiedy to widz był nieco bardziej naiwny, a przynajmniej patrzył na wiele rzeczy z przymróżeniem oka. Sam western to bardzo naiwny gatunek, bo kieruje sie piekinem i prostotą w którą wierzy. Dzis niestety wszystko megaskomplikowane. Typowy podział na czarne i białe już jest powoli nie w modzie. Przychodzi, nam nielicznym fanom westernu jednak wyczekiwać z niecierpliwieniem na jakis kolejny przebłysk w kinie. Może znów dziadzio Eastwood cos pokaże, może Kostner znów zrobi się sentymentalny, a może zaskoczy nas ktoś nowy. Ja od początku lat 90'tych potrafiłbym wymienić jeszcze kilka fajnych tytułów, które pominąłeś być może dlatego, że nie widziałeś, a godne są polecenia. Tak więc z wszystkimi Twoimi typami sie stuprocentowo zgadzam i przyznam, że nie raz je własnie podawałem, ale dodałbym chociażby stylizowany na spaghetti "Ślepa sprawiedliwość", "Ostatni żywy bandyta", czy takie westernowate filmidło, ale bardzo podobające mi się - "Hidalgo". No i nie zapominać o "Truposzu", ale to już dziwadło westernowe. Film świetny jednak. Poza tym nic do głowy na chwile obecną mi już nie przychodzi.

Tak poza tym to cieszy niezmiernie post miłośnika gatunku, miłośnika tego co niekoniecznie nowe. Bo dobre to bezsprzecznie! A ja dziś oglądam "Oklahoma Kid" z moimi ulubiencami w obsadzie!

Harry

Nie stanie się oczywiście wielka tragedia jeśli nakręcą ten remake - tak czy inaczej uważam że są filmy których "dublowanie" jest zupełnie bez sensu. 15.10 do Yumy z pewnością do takich należy.

Co do Twojej uwagi o tym prostym podziale na dobrych czy złych który od lat pokutował w westernach. Owszem było tak ale w tych najbardziej klasycznych, im dalej w las tym stopień skomplikowania wzrastał by osiągnąć szczyt w spaghetti westernach Sergia Leone czy rozrachunkowych filmach Peckinpaha, tam już nie pozostało nic po schematach. Tak jak powiedziałem wcześniej to jest dla mnie do dzisiaj wręcz wzorzec jakości i co tu dużo gadać pewnej niekonwencjonalności w prowadzeniu fabuły. Zawsze burzyłem się kiedy twierdzono że to dopiero Eastwood i jego Unforgiven dokonał rozprawy z westernem - nic z tych rzeczy, dokonano tego już w latach 60 i 70, a Clint dopełnił tylko formalności. Poza tym wszystkie gatunki filmowe mają swoje żelazne reguły i trzymają się ich kurczowo. Widziałeś może jakiś w pełni oryginalny film sensacyjny ostatnimi czasy ? SF ? Komedię ? Wszystko oklepane na amen - kalka goni kalkę, to już nawet nie schemat to kopiowanie tego co było wcześniej, właściwie to takie remaki tyle że kilku(nastu) filmów w jednym. Doprawdy coraz częściej łapię się na tym że wolę sobie puścić jakiś stary film niż przebierać w nowościach od których jakości aż boli głowa - była w nich (westernach też) pewna szlachetność której dzisiaj już nie uświadczysz, a w najlepszym razie rzadko...


Oczywiście znam te tytuły które wymieniłeś, tyle że film Jarmusha ma tyle z westernu co Tajemnica BM Anga Lee ;) Ostatni żywy bandyta jakoś niezbyt przypadł mi do gustu - taki nieco toporny choć rola Rourke'a zapada w pamięć. Ślepa sprawiedliwość i Hidalgo - tych akurat nie widziałem (w każdym bądź razie na pewno Hidalgo a tego pierwszego nie jestem już pewien, kojarzy mi się na przemian Assante a zaraz potem Hauer z mieczem :P ).

Aha i przypomniało mi się że w ostatnim okresie mieliśmy przegląd wodzów indiańskich - nie wiem czy się jeszcze jakiś ostał ;) Geronimo, Tecumseh, Szalony Koń itd itp Efekt bardzo średni...

No i znakomity Ostatni Mohikanin - przy odrobinie wyobraźni także western i to jaki. Palce lizać.

Tak się złożyło że i ja dzisiaj sobie obejrzę staroć i to western w dodatku :P "Scalphunters" Sydneya Pollacka z czwórką wspaniałych i zmarłych stosunkowo niedawno aktorów w rolach głownych: Burt Lancaster, Telly Savalas, Ossie Davis, Shelley Winters.

ocenił(a) film na 7
Gregg

Dziś króciutko, reszta jutro ...
Mianowicie: "Ławcy skalpów" są świetni! Byłem kiedyś też sceptycznie nastawiony do filmu, ale zaskoczył mnie in plus i to bardzo! Wyśmienita komedia to raz, wspaniały western to dwa! Pollack w wielkiej formie! choć początkujący!

Harry

Ja tam nie mam nic przeciwko. Oryginał jest świetny, ale fajnie będzie zobaczyć western w kinie, nawet jeśli tylko remake. Obsada świetna, Crowe i Bale na pewno spiszą się na medal.
A jak ktoś nie chce oglądać, to niech zwyczajnie nie ogląda.

ocenił(a) film na 7
Harry

Gregg ...
Zgoda ;) Z tym, że właśnie western jako jeden z nielicznych gatunków w zdecydowanej większości operował własnie charakterami bardzo skrajnymi, typowa czerń i biel jak pisałem, ale Peckinpah, Leone czy później Eastwood to jednak nie wszystko, a w zasadzie mniejszość, z tym, że bardzo znana a i ceniona, przeze mnie również. To są Ci których zna każdy ale oni tak na prawdę nie stanowią w pełni gatunku, bo tu pojawiają się Ford, Hawks, Zinnemann, Hathaway, Mann, Sturges, a i jeszcze wcześniejsi jak Bacon, czy Walsh! (wspominam tu o wielkich twórcach, a nie tych jeszcze jarmarcznych) O tych już coraz to mniej się pamięta i dlatego western w swojej pierwotnej formie, tej rdzennej powoli umiera. Żywię jednak nadzieję, że da sie jeszcze coś wykrzesać z tego gatunku. Bardzo blisko przyzwoitości był Kounen kręcąc psychodeliczne "Blueberry", do którego również zachęcam. Natomiast "Ślepa sprawiedliwość" to z Assante własnie, w rewelacyjnej roli!

Ariana ...
Za rok w kinach będą leciały "Kasztaniaki" we wszystkich salach na całym świecie, ja wtedy napiszę: "Kto nie chce oglądać niech najzwyczajniej nie ogląda". Chodzi o to, że faszerują wiernego kinomana chałą, bublami i remakami, jakby nikogo nie było stać na cos świeżego, nowego. Cięzki jest żywot kinomaniaka.

Harry

Świetnie. I kto nie będzie chciał oglądać, nie obejrzy. Ty też nie musisz oglądać żadnych remake'ów. Ja sobie ten obejrzę, co nie znaczy, że nagle zapomnę o oryginale. Osobiście za remake'ami nie przepadam, ale też nie skreślam filmu od razu za sam fakt, że jest remake'iem. Tym bardziej kiedy ma dobrą obsadę, a ten ma.

ocenił(a) film na 7
Veda12

Druga próba napisania tego samego ;)
Załużmy, że za rok będą leciały "Kasztaniaki" we wszystkich kinach tego świata i zupełnie nic więcej. Załużmy, że nadejdą czasy, kiedy nie znajdziesz w kinie dla siebie zupełnie nic. Powiedz, czy wtedy Twa postawa będzie słuszną i jednocześnie taką z którą nie kłociłoby się Twoje własne 'ja'. Do kina przestaniesz chodzić. Poza tym prezentujemy dwa rózne stanowiska i dlatego mamy rózny punkt widzenia. Ja jako miłośnik pierwowzoru, a ty jako w tej chwili kinoman. Także nie dojdziemy do porozumienia, bo dla mnie to w pewnym sensie naruszenie czegoś wspaniałego, w metaforze - świętości. Poza tym zauważam, że jesteś zwolenniczką społeczeństwa milczącego. Rozumiem że wszelaka krytka filmu także nie wchodzi w grę. Komu sie podobał, to sie podobał, a komu nie to nie i cześć pieśni. A to, że obsada filmu jest świetna jak piszesz dwukrotnie to akurat w tej rozmowie i z tym rozmówcą argument wyjątkowo kiepski.

ocenił(a) film na 6
Harry

Harry, podoba mi się, że tak bronisz klasyczne westerny, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że w dobie remake`ów i sequeli mało który klasyczny film nie zostanie wzięty pod łapska chciwych prezesów z Hollywoodu? Ja na twoim miejscu nie przejmowałbym się akurat tym, że nakręcą remake "Yumy", bo przecież temu filmowi nic nie zaszkodzi, bo jest - jak twierdzisz - arcydziełem, więc z pewnością sam się obroni. Remake może mu nawet w pewien sposób pomóc, mianowicie w taki sposób, że widzowie, którym spodoba się nowa wersja, sięgną po klasyk i być może stwierdzą, że jest on faktycznie świetny.
Niestety, dopóki widzowie tłumnie chodzą do kin na wyrobnicze remaki i sequele, producenci nie przestaną wykładać na nie kasy. A nam, kinomanom, pozostaje szukać kina bardziej wartościowego, co oczywiście kosztuje trochę wysiłku, ale chyba jest to warte poświęcenia swego czasu;)

Harry

Nie ma co zakładać, bo zawsze coś innegow kinach będzie. Takie zakładanie jest bez sensu(no i "załóżmy" się pisze, nie poprawiam ze złośliwości). A gdyby nie było niczego innego(skoro już tak bardzo chcesz tak założyć), nie poszłabym do kina i obejrzałabym sobie coś w domu, też mi problem.
Sorry, ale ja też lubię pierwowzór, nawet bardzo, a to, że lubię chodzić do kina niczego nie zmienia.
Krytyka filmu to nic złego, ale pod warunkiem, że się film widziało. Ja najpierw oglądam film, a później krytykuję.
Ty dwukrotnie piszesz o jakichś "Kasztaniakach", cóż, też świetny argument. Dla mnie obsada jest ważna.

ocenił(a) film na 7
Harry

Musimy ustalić pewną rzecz.
Nie pochlastam się z tego powodu, że nakręcono, czy nakręci się remake, tego czy owego wspaniałego jak dla mnie filmu (podobno w planach jest remake "Brudnego Harry'ego" a dla mnie to świętośc nie do ruszenia), ani też nie będę zbytnio rozpaczał z tego powodu, że ukaże się w kinach, bo nikt mnie do jego obejrzenia nie musi. Pozwalam sobie jednak na krytykę tegoż własnie zjawiska i myślałem, że akurat tego zabronić mi nikt nie może, a krytyka jak to krytyka bardzo często niezbyt mile widziana, ale wskazana wydaje mi się. Moja może nico ubogo uzasadniona, ale jednak ... Uważam, że jak cos jest źle, to trzeba o tym mówić, a nie milczeć z pobłażaniem i najwyżej omijać, bo jest typowa znieczulica, której zwolenniczką jest koleżanka Ariana. I Ariana własnie sprawia na mnie wrażenie kinomana biernego, którego nie obchodzi nic co sie dzieje w filmowym światku. Mnie zaś obchodzi i jeśli mam chwile czasu a i ochoty i mozliwości to najzwyczajniej w świecie piszę co mi się nie podoba. Poza tym nie ukrywam czuję jakis niesmak kiedy próbuje się ulepszać coś co już jest doskonałe i z góry wiadomo, że nowe lepsze nie będzie. Z miła chęcią widziałbym na to miejsce nowy film, a niechby nawet z Balem i Crowem, tyle, że będący jakimś powiewem świeżości, a jak nie to nawet to choć starający się być oryginalnym, bo to ważne we współczesnym kienie. Po co komu kotlety, w dodatku odrzewane i przypalane? Jeśli chodzi o mój błąd ortograficzny to śmiało możesz mi uwagę zwracać, co zresztą uczyniłaś i dośc śmiesznie napisałaś, że tego nie robisz z czystej grzeczności (takie trochę masło maślane), ale nie mam tego za złe, ani bynajmniej się nie gniewam, bo jeśli wiem, że racji napewno nie mam, albo popełniłem gafę, co akurat mi się zdarzyło, to najzwyczajniej sie do tego przyznaję. A argument z obsadą jest dobry jedynie dla Ciebie i dlatego nazywam go dośc kiepskim. To nie żadne uniwersalne twierdzenie, a po prostu twe gusta. Równie dobrze mógłbym napisać, że obsada to wada filmu. Zresztą piszesz, że Ty najpierw oglądasz, a później krytykujesz, ale zachwalasz jeszcze zanim widziałaś. Jesteś niespójna. A "Kasztaniaki", choć pochodzące z mej koślawej fantazji jednym jakims tam konkretnym argumentem są, bo obrazują potencjalną sytuacje w której Twój tok myślenia (nie chcesz oglądać to nie oglądaj) kuleje. To jest specjalne wyolbrzymienie, żeby dowieśc jakoby twa teza może nie być do konca sprawdzoną. Powtarzam, ingerencja widza, choćby w postaci najmniejszego ukrytego oburzenia jest według mnie istotna i nie należy akurat jej krytykować, bo stanowi pewne granice których nie wolno przekraczać swawolnym majstrom filmowym. Jak zalewa nas gówno to nie omijać a przeciwdziałać. Tym się róznimy. Załózmy, że założyć to jest swoista odmiana tego czasownika, i w tym przypadku przyznaję Ci rację. Tommy Boy ... Z tego wszystko wynika, że życie kinomana, to nie jest bułka z masłem.

Harry

Jestem ciekawa, co takiemu "czynnemu" miłośnikowi kina, jak Ty, udało się wielkiego osiągnąć.
Ja, jako miłośniczka kina, oglądam filmy. To sprawia mi największą przyjemność. Filmy stare, nowe, ważne, żeby były dobre.
Pisałam już sporo na forach przeróżnych badziewiów i doszłam do wniosku, że to bez sensu, bo miłośników filmów w stylu "Szkoły uczuć", "Tylko mnie kochaj" czy "Fantastycznej czwórki" jest mnóstwo i akurat na to nie mam większego wpływu. Pożyczam znajomym stare filmy, ale to nie zmienia faktu, że i tak czasem pójdą sobie na jakieś gówno do kina. Na cudze gusta nic nie poradzę. A po co mam się denerwować tylko dlatego, że ludzie wolą filmy np. z Affleckiem niż z Bogartem? Co mi to da? Zamiast tego wolę sobie zwyczajnie oglądać filmy. Chociaż, jak widać, zamiast oglądać teraz film, marnuję czas na pisanie tego komentarza. Wyobraź sobie, że między innymi dzięki mojej "akcji" na FW usunięto seriale z listy najlepszych filmów, niby nic, ale jednak zawsze lepsza lista, kiedy przed "Ojcem Chrzestnym" nie ma "Prison Break" czy jakiejś telenoweli. Na takie coś to może mam wpływ, ale na to, co ludzie w USA sobie kręcą, już raczej nie.
Nie zachwalam filmu przed jego obejrzeniem, napisałam, że obsada jest świetna i film się bardzo dobrze zapowiada, nie napisałam, że nie może okazać się kiepski.
"Jak zalewa nas gówno to nie omijać a przeciwdziałać." - Hmm, daj znać, kiedy to Twoje przeciwdziałanie przyniesie rezultaty. Na pewno Twoja krytyka i bojkot filmu sprawią, że nikt na niego nie pójdzie i nagle świat filmu całkowicie się zmieni. Jeśli Twoja "czynność" polega na narzekaniu na forum, to nie czuję się jakoś bierniejszą miłośniczką kina od Ciebie. Ja już wiele osób przekonałam do starych filmów i uważam, że to spore osiągnięcie.
Gdzie ja napisałam coś o "grzeczności"? Napisałam, że nie poprawiam Cię ze "złośliwości", co w tym śmiesznego? Zazwyczaj, jak się kogoś poprawi na forum, to od razu wyskakują komentarze, że użytkownik, który zwrócił uwagę na błąd, jest złośliwy.

ocenił(a) film na 7
Veda12

Eee ...
Mię Pani kompletnie nie rozumie, w swoistym amoku jak mniemam, a i ja Pani tak mniej więcej co nie co, stąd jakis tam wypad z jakąs tam biernością (to chore przyznaję). Także krótko podsumowując samego siebie, żeby nie było nieporozumienia: mię nie chodzi o misję zbawczą na skalę światową, a jedynie wymiana poglądów, zdobycie sie na krytykę, rzucenie własnego być może świeżego spojrzenia na zjawisko, które to serwowane przez innych było mi i jest zawsze pomocne w podóżowaniu przez kalejdoskop filmowy. Cóz ja osiągnąłem? A no nie wydaje mi się, aby prawym było wypisywanie tu wszelakich nowinek o mnie, bo akurat moje osiągnięcia, czy chociażby zamierzenia, mogą być nieistotne dla kogoś zupełnie obcego. Zmierzam jednak w kierunku satysfakcji osobistej. Dziwi mnie jednak, że Pani jako osoba, która w tej chwili marnuje tutaj czas a i uważa, że wszelaka dyskusja na temat filmu czy filmowego zjawiska jest bezcelowa i bezsensowna kusi sie raz po raz na komentarz. Nie, żebym był złośliwy ;)
To by było chyba na tyle na dziś ... Dobranoc.

Harry

Tak się wcinając w dyskusję. Faktem jest że nie wszystkie remaki są słabe, całkiem niedawno wdawałem się nawet w dyskusję broniąc "Infiltrację" Martina Scorsese z którą niektórzy równo jechali tylko dlatego że to przeróbka (IMHO lepsza niż oryginał).

Pomijając już celowość niektórych przeróbek i motywację przerabiających - zawsze dobrym zwyczajem jest najpierw film obejrzeć a potem ferować wyroki. Nawet na niwie westernowej mamy przecież chlubne wyjątki udanych remaków: "Za garść dolarów" Leone, czy "Siedmiu wspaniałych" Sturgesa to przecież "ukowbojnione" wersje filmów Kurosawy.

15.10 do Yumy też może być filmem udanym, obsada wcale obiecująca, Crowe nie gra w byle czym a Bale ostatnio również zwyżkuje. Jednak myślę że cholernie ciężko będzie zbliżyć się do klasy oryginału. Tamten film miał bardzo specyficzny klimat, ta "rozgrywka" między uczciwym farmerem który za marne grosze konwojuje więźnia i który jest kuszony przez niego o wiele większymi pieniędzmi byleby go wypuścił, robi spore wrażenie jeszcze dzisiaj. Może się okazać że fabuła nowego filmu odarta z tej psychologicznej otoczki okaże się błacha i nijaka - cała zatem (w moim przypadku raczej niewielka) nadzieja w reżyserze i scenarzyscie że tego nie skopią...

Harry

"Cóz ja osiągnąłem? A no nie wydaje mi się, aby prawym było wypisywanie tu wszelakich nowinek o mnie, bo akurat moje osiągnięcia, czy chociażby zamierzenia, mogą być nieistotne dla kogoś zupełnie obcego." - Z pewnością...
"Dziwi mnie jednak, że Pani jako osoba, która w tej chwili marnuje tutaj czas a i uważa, że wszelaka dyskusja na temat filmu czy filmowego zjawiska jest bezcelowa i bezsensowna kusi sie raz po raz na komentarz." - Interpunkcja!(Nie jestem złośliwa, oczywiście;-)
Nie uważam, żeby "wszelaka dyskusja na temat filmu czy filmowego zjawiska" była bezcelowa, chociaż ta dyskusja taka jest i tu rzeczywiście z własnej winy marnuję czas.

ocenił(a) film na 7
Harry

Gregg ...
Zauważ, od czego zaczęła się nasza dyskusja, od jakich moich słów. Cały czas chodzi mi o remake, zjawisko. Także jeśli chodzi o sam film to nie ferowałem jak piszesz wydaje mi się żadnych wyroków. Jedyne co mogłem napisać juz przed obejrzeniem filmu to własnie jakieś trzy grosze o obsadzie. Bo to już znam. A i w tym przypadku bardziej chodziło mi o część fizjonomiczną i te pe, aniżeli stopień talentu aktorskiego. Ja tam do 'mądrych' remake'ów też nie mam nic złego, a już takie rzeczy jak "Za garść dolców", czy "Siedmiu wspaniałych" przyjmuję z rękami otwartymi. To już jednak jak zauważasz inna bajka. Leone, czy Sturges jedynie bazują na trzonie historii, choć i tak zmieniaja miejsce i czas akcji. I choć jakis tam stopien pokrewienstwa z filmami Kurosawy jest to wydaje mi sie można je uznać za bardzo indywidualne autorsko. Także wszystko to co o filmie, to po jego obejrzeniu jednak i z tym się zgadzam.

Ariana ...
Ehhh ...
- To po co pytasz kobieto?

- Jaka interpunkcja? Czy my jesteśmy w biurze? No daj sobie na zatrzymanie. Czy to rzeczywiście brak jakiegos przecinka nie pozwala Ci czytać ze zrozumieniem? Jak podrzucisz maila, to mogę Ci wysyłać wypracowania dzieci z 1 klasy podst. Posprawdzasz sobie, bo chyba lubisz. A dużo błedów robią. Być może nawet tyle co ja.

- Ta jest bezcelowa, inne nie są. Możesz podać jakiś przykład? Cóz to za wielki cel przyświeca innym wartościowym rozmowom?

Harry

Sarkazm, chłopcze. Pytałam, bo byłam ciekawa, ale z Twojej odpowiedzi wynika, że nie miałbyś o jakich osiągnięciach pisać, hehe.

To o interpunkcji było specjalnie, na złość tym razem. Widzę, że podziałało. W ostatnim komentarzu też by się coś znalazło, ale już nie będę taka złośliwa;-)

Czytać ze zrozumieniem potrafię, ale Ty chyba sam nie wiesz, o czym piszesz. Odpowiadam na Twój komentarz, wyrażam swoje zdanie, ale Tobie się ono nie podoba, więc wyjeżdżasz z komentami o jakiejś mojej "bierności", jakbyś sam swoją niezwykle ambitną krytyką filmu, którego oczywiście nie widziałeś, zmieniał świat. Masz bardzo wysokie mniemanie o sobie, koneserze kina;-)

Brałam udział w wielu dyskusjach na FW, niektóre miały sens, inne nie. Nie zamierzam przeszukiwać starych tematów, żeby dać Ci przykład ciekawej dyskusji. Żadnej rozmowie na FW nie przyświeca "wielki cel", ale niektóre dyskusje są przynajmniej w miarę przyjemne.

ocenił(a) film na 7
Harry

Sęk w tym, że z mojej odpowiedzi tak na prawdę nie wynika nic.

"Podziałało ..." ehhh. Zamierzenia Twe ...

Za 'bierność' przepraszam, a i wyżej napisałem, że to głupie było z mojej strony z tego co pamiętam. Jednak do tego wracasz.

Wyobraź sobie, że niejakie mniemanie o sobie mam akurat bardzo niskie, szczególnie w życiu prywatnym. A to, jak niektórzy mówią może zakrawać nawet na jakąś skazę w charakterze. Ale co nam po tym?

"W miarę przyjemne". Pewno dlatego, że Ci ludzie przytakują. Ja się sprzeczać webowo lubię także w tej chwili nie narzekam.

Tak w ogóle to z wielką łatwością jestem w stanie przynajmniej spróbować porozmawiać na tematy inne, zakładająć filmowe, skoro na FW jesteśmy. Także jeśli tylko będę w stanie możemy zmienić temat dyskusji na jakiś sensowny (dla Ciebie przynajmniej). Piszę to, ponieważ widzę, że się męczysz [Hehe ...] To, jak? Aktorstwo Ericha Von Stroheima, symbolika "Nagiej wyspy" czy jeszcze coś innego?

Harry

"Pewno dlatego, że Ci ludzie przytakują." - Taa, jasne. Gdyby tak było, to dyskusje byłyby bez sensu. Wiele razy dyskutowałam na temat różnych filmów, reżyserów, aktorów i kompozytorów na FW, a posprzeczać się to ja również lubię, w necie to żaden problem.
Gdybym się tak męczyła, już dawno przestałabym odpisywać.

"To, jak? Aktorstwo Ericha Von Stroheima, symbolika "Nagiej wyspy" czy jeszcze coś innego?" - Ale zaświeciłeś, już się palę ze wstydu. Ach, moja wiedza przy Twojej jest taka żałosna, że nie wiem, co robię na FW, hehe. Gdzie ja się teraz podzieję z moim brakiem wiedzy na temat symboliki "Nagiej wyspy"???
Jesteśmy na forum filmu "15:10 do Yumy", chcesz gadać o czymś innym, wejdź na inne forum. Jak planujesz rozpocząć gdzieś nową dyskusję i posprzeczać się na inny temat, możesz walnąć zaproszenie na moim blogu;-)

ocenił(a) film na 7
Veda12

Ehhh ...
Mówiąc szczerze, to nie mam już ochoty pisać czegokolwiek, bo albo piszę 'bez sensu', albo niby czymś tam świecę. Żenuje Cię poziom tej rozmowy, uważasz, że jest bezwartościowa, z kolei oburzasz się i wyśmiewasz jakikolwiek inny zaproponowany przeze mnie temat. Nie chciałaś podać przykładów, określić cech czy tematów rozmów wartościowych to strzeliłem w ciemno. Dla mnie nawet rozmowa o cygarach Clinta Eastwooda jest wartościowa i lubię ją toczyć, Tobie stawiałem poprzeczkę wyżej, bo tak o sobie pisałaś. Cóż ... Poza tym, to że proponuję temat symboliki w "Nagiej wyspie" nie znaczy, że jestem wszechwiedzący. Wręcz przeciwnie, temat zagadka dla mnie. Łaknę informacji i świeżych teorii. Cóż po raz drugi. Nie mniej jednak na koniec serdecznie polecam film Shindo. Jest po prostu wspaniały.

Harry

Przepraszam bardzo, ale w tych Twoich propozycjach zaleciało sarkazmem(niestety w necie trudno czasem się domyślić, czy wypowiedź jest złośliwa, czy nie). Skąd miałam wiedzieć, że piszesz poważnie? Tym bardziej, że to forum konkretnego filmu.
Jeśli naprawdę polecasz mi ten film, to chętnie go poszukam i obejrzę. Nie słyszałam o tym filmie.

Veda12

Eee, sprawdziłam na imdb ten tytuł i znalazłam dwie pozycje, przy żadnej nie ma oceny.

ocenił(a) film na 7
Veda12

Dlatego też podałem nazwisko jego twórcy. Nie wiem czemu akurat na IMDB zaglądasz, skoro zaraz pod nosem jest ... wydaje mi sie to czego ewentualnie mozna by sie o filmie dowiedzieć przed jego seansem. Mianowicie: http://www.filmweb.pl/Naga+wyspa+1960+o+filmie,Film,id=94737
A ja korzystając z mega długiego weekendu uciekam juz sprzed komputera na ławkę do parku z piwem i ksiązką.

P.S. Dalej jednak uważam, że remake "Yumy" mógłby nie istnieć [Hehe ...] I nawet dobrze by było gdyby tak było ;)

Harry

Cholera, sorry, tym razem głupia pomyłka z mojej strony. Wzięłam nazwisko za tytuł ;-) To nawet zabrzmiało jak tytuł, a na imdb są dwa takie filmy. Oczywiście domyślam się, że powinien być cudzysłów, ale nie każdy tego zawsze używa przy pisaniu tytułów. "Nagą wyspę" już wcześniej sprawdziłam.
A na imdb zaglądam, bo lubię. Już na pewno wolę imdb od Filmwebu, więcej informacji i więcej ciekawych dyskusji.
'Dalej jednak uważam, że remake "Yumy" mógłby nie istnieć' - Cóż, możesz sobie tak uważać, nikt Ci nie zabroni. Ja uważam inaczej i cieszę się, że film powstanie.

Harry

Harry, ile ty masz lat? pytam powaznie, za mlody nie mozesz byc skoro tak bronisz Yumy, pewnie to film przy
ktorym dorastales stad takie emocjonalne podejscie do sprawy, natomiast nie mozesz byc za stary, bo wtedy
nie byl bys na tyle glupi by pisac to co piszesz... a teraz prosze napisz kolejne 20 postow na temat tego
dlaczego ten film nie powinien powstac.

Harry

nie przeczytalem calego tematu wiec nie wiem czy ktos udzielil ci odopwiedzi na twoje pierwsze pytanie... ale wedlog mnie sensem tworzenia remak'ow, nawet tych doskonalych filmow (a moze i przede wszytkim tych w tym przypadku) jest taki aby film ten obejrzaly osoby o kilka pokolen mlodsze od Ciebie ( jak sam zauwazyles ten rodzaj filmu nie jest teraz zbytnio popularny , wiec i inofrmacji o nim nie ma za wiele dostepnych), moze poprzez to ogladna orginal? i sporo innych westernow z Twojej listy?