Posępna i wysmakowana wizualnie opowieść, gdzie pożądanie, cierpienie samotność i okrucieństwo mieszają się ze sobą jak wody rzek i mórz.
Anne Osborne (udana kreacja Sary Miles) jest cichą wdową wychowującą 13-letniego syna Jonathana w małym nadmorskim miasteczku. Jej paląca samotność kończy się z dniem, gdy poznaje przystojnego oficera marynarki Jim'a (Kris Kristofferson), z którym łączy ją szczere i płomienne uczucie. Jonathan widzi w mężczyźnie wzorcowy model bohatera. Jego postawa zaczyna się jednak stopniowo zmieniać pod wpływem psychopatycznego lidera grupy, do której przynależy. Jest nim jasnowłosy "Szef", przedwcześnie dojrzały tyran upojony teorią faszyzmu i filozofią Nietzschego, który pluje na pojęcie ludzkiej moralności.
Karmiony chorą ideologią Jonathan popada w coraz większy mętlik umysłowy i frustrację, która osiaga swe apogeum z wieścią o ślubie matki z amerykańskim żeglarzem.
"The Sailor Who Fell from Grace with the Sea" to wyciszony i zatrważający dramat obfitujący w wiele fascynujących scen owiniętych lirycznym woalem. Uderzają zmysłowe partie erotyczne pomiędzy Jimem, a Anne (Miles po mistrzowsku zobrazowała głód samotnego ciała pragnącego żaru i uniesień). Zdumiewa pełna melancholii scena masturbującej się przed lustrem i fotografią męża kobiety, podglądanej przez swego syna, który staje się jej wiernym wojerystą.
Niesamowite są zdjęcia i malownicze plenery filmu. Pogrążone w zalewie zmieniającego się światła i szaro-błękitnych barw wybrzeże potęguje nastrój osamotnienia i pustki. Ustronne klify i tajemnicza toń morskiej ultramaryny, wspaniale dopełniają tą opowieść.
Nie ukrywam, że tło tej historii, czyli wątek miłosny pomiędzy wdową, a żeglarzem jest najciekawszym składnikiem filmu. Motyw szóstki chłopaczków próbujących zaprowadzić nowy porządek świata, wypadł już zdecydowanie koślawiej (podlotki palące cygara i wypowiadające maksymy zbyt duże do pomieszczenia im się w ustach, jawią się jednak zbyt absurdalnie).
"Żeglarz, który utracił łaski morza" przytłacza swą posępnością i wisząca w powietrzu zapowiedzią tragicznych wydarzeń. Nie jest to oblepione w schematach love story, ani też przeciętny dramat z naleciałością thrillera. Pomimo pewnych przejaskrawień, wciaż potrafi poruszyć, zaniepokoić i urzec wyjątkową atmosferą. Dodatkowo w ścieżce dźwiękowej można usłyszeć piosenkę samego Kristofferson'a.
Jeśli będziecie mieli okazję - zobaczcie koniecznie.