Film wywarł na mnie ogromne wrażenie, drobne zgrzyty pojawiły się tylko na początku. Były to: fakt że ojciec już nie chłopców , już nie mężczyzn ruszył w ślad za Nimi m.in. dopiero po 4 latach a druga dziwność: dziennik jednego z synów. Skąd Connor go wziął !? Czary-mary czy jak? Reszta bez zarzutu, było kilka scen wbijających w fotel i naprawdę nominacja do Oscara powinna być, chociażby za zdjęcia.
Czy to takie dziwne, że Connor udał się na poszukiwania zaginionych synów po 4 latach? Bitwa pod Gallipoli miała miejsce w 2015 roku, pierwsza wojna światowa zakończyła się pod koniec 1918 roku. Trudno oczekiwać by miał ich szukać w trakcie trwania konfliktu zbrojnego. Po drugie, przypuszczam, że gdyby nie samobójstwo żony nie zdecydowałby się na podróż do Turcji. Po prostu po jej śmierci nie miał już nic do stracenia i nic go nie trzymało na farmie. A co do dziennika, to chyba normalna praktyka, że rzeczy osobiste poległych żołnierzy odsyłane są bliskim? Nie wiem tylko czy ten dziennik ktoś znalazł na polu bitwy, czy też zostawił go jeden z synów w obozie?
Na mnie również film wywarł duże wrażenie :)
o cześć, dawno nie korespondowaliśmy. Wykasowali mi znajomych. Zbieram ich od nowa. Zapraszam.
Skąd ci się wziął ten 2015? Po prostu żyjesz chwilą obecną.
Trochę dziwi fakt że Connor stanął na polu bitwy i w miejscu gdzie spoczywa 10.000 żołnierzy od razu wiedział gdzie spoczywają jego synowie. To jest dopiero dziwne.
Tu się z Tobą zgadzam. Facet jest doskonałym radiestetą, żyłę wodną wyczuwa na odległość - to możliwe. Ale tak się składa, że żaden radiesteta nie ma zdolności mediumicznych. Jest albo to - albo to. I o ile mogę uwierzyć w jego prorocze sny, o tyle wyczucie energii zmarłych synów wśród tysięcy ciał jest absolutnie nierealne. Film jest inspirowany prawdziwą historią, chciałabym wiedzieć, jak było naprawdę.