No miałam nadzieję na kawał kina w stylu "Jestem mordercą", i klapa na całej linii. Co to miało być, to tylko jeden reżyser wie, a może i nie - bo to słaba reżyseria była. Kościch robi się coraz gorszym aktorem, na scenach prześłuchań turlaliśmy się ze śmiechu. Charyzmy tyle, co w tej spawarce, co znikła z budowy. Jeden Lichota faktycznie zagrał. Wszystko jakieś takie paździerzowe,namolnie podane i do tego tradycyjnie polskie udźwiękowienie. Można było zrozumieć tak ze dwadzieścia procent dialogów, zwłaszcza w partiach mężusia z żonką. No ale dobrze, że relikwiarz jest w całości - byłam, widziałam, brawo dla MO (:)).