Zawarł pakt z diabłem, manipulował ogniem piekielnym i niecierpliwie wyczekiwał przelania niewinnej krwi. Ghost Rider mógłby być ojcem chrzestnym Wolverine’a i Punishera. Model antybohatera zadomowił się w świecie superbohaterów później niż w literaturze czy kinie. Przełamywanie monopolu dobrotliwych ideałów myślących wyłącznie o zbawianiu świata trwało długo, ale kiedy już okrutni super-anty-herosi zaczęli podbijać komiks, w licytowaniu na mrok nie mogli się opamiętać. W poszukiwaniu recepty na bycie bardziej cool, bardziej funky i bardziej adult, tratowali wrogów, tracili sumienie i niejednokrotnie penetrowali rejony obciachu. Duch Zemsty, pod swoimi wszystkimi postaciami, mógłby patronować tej przygodzie amerykańskiego komiksu.
Jeździec o płonącej głowie zasadniczo różni się od superbohaterskiego wzorca nie tylko demonicznym wyglądem. Pierwszym współczesnym Ghost Riderem był kaskader Johnny Blaze, który by ratować życie swego ojczyma, zaprzedał duszę diabłu. I to drugi ważny wyróżnik – jego moc zrodziła się ze zła. Wreszcie, po trzecie, w przeciwieństwie do Kapitana Ameryki czy Supermana, nie działa prewencyjnie – jest żądny zadośćuczynienia.
TRÓJCA NIEŚWIĘTA Debiutując we własnej serii już w 1972 roku, oryginalny Ghost Rider na swoim napędzanym ogniem piekielnym motocyklu wyprzedził między innymi okrutnego Punishera. Początkowo zresztą oboje mieli być jedynie czarnymi charakterami, za którymi uganialiby się klasyczni superbohaterowie. Pogromca zadebiutował gościnnie na łamach "The Amazing Spider-man" w lutym 1974. Tylko kilka miesięcy później swój pierwszy występ w "Hulku" zaliczył inny zawadiaka Marvela – Wolverine. Tak do życia została powołana mroczna trójka, która niedługo miała wyznaczyć nowe standardy, a nawet współpracować we wspólnych przygodach.
Mimo że kryształowy Daredevil czy Spider-man za punkt honoru obierali sobie oddanie tych okrutników w ręce sprawiedliwości (kryty był tylko działający na usługach rządu Wolverine), czytelnik brał stronę nowych postaci. Byli mniej oswojeni, nie tak idealni, więc bardziej ludzcy. Punishera, sfrustrowanego niesprawnym aparatem prawa, napędzało wspomnienie zamordowanej rodziny. Wolverine, poddawany w przeszłości okrutnym eksperymentom, stracił pamięć i ciągle poszukiwał prawdy o pochodzeniu swoich mocy. Ich słabości (także do przemocy) były więc nieźle usprawiedliwione fabularnie. Ghost Rider wypadał dość blado, bo wyrastał z tradycji horrorowej, co sytuowało go poza kontekstem rzeczywistości, która kilka lat po jego debiucie pomogła przebić się mrocznym konkurentom. W komiksowym mainstreamie lat 70. pojawił się niczym podszept tłumionej podświadomości i w pewnym sensie zaliczył falstart.
Prawdziwe otwarcie dla demonicznych, krwiożerczych, impulsywnych i lekko obleśnych bohaterów miało miejsce dopiero w następnej dekadzie i dokonało się za pośrednictwem gigantów komiksu.
Frank Miller odniósł wielki sukces, zanurzając w mroku i psychopatycznych skłonnościach postać Batmana. Miniseria
"Powrót Mrocznego Rycerza", do spółki ze
"Strażnikami" Alana Moore’a wybebeszyły superbohaterski gatunek, przewróciły go na drugą stronę i wyniosły na nowy, kosmiczny poziom. Dzieło Moore’a mogłoby stać się przyczyną zamknięcia wielkich wydawnictw, bo w zasadzie wyczerpywało temat superludzi. Ale zamiast się wycofywać, w DC i Marvelu przyjrzano się uważnie postaciom, zwłaszcza żulerskiemu i bezwzględnemu Rorschachowi oraz cynicznemu, rozczarowanemu ludzkością i demokracją mordercy na usługach rządu – Komediantowi.
NINETIES ANTI-HERO Na tej fali, w połowie lat 80. Punisher oraz Wolverine doczekali się wreszcie własnych serii. Szybko wyrosła im konkurencja, m.in. pod postacią bezwzględnego najemnika Deadpoola czy brutalnego mutanta Cable’a (obaj współtworzeni przez
Roba Liefelda). A że mrok przekładał się na sprzedaż, nie trzeba było długo czekać na efekty uboczne. Można snuć opowieść o tle politycznym i uwarunkowaniach obyczajowych, ale jednym z kluczowych elementów sukcesu tych postaci było po prostu odkręcenie zaworu z przemocą, którą wyniesiono na nowy poziom atrakcyjności. Tę tendencję uwypukla dodatkowo zmiana na poziomie wydawniczym – lakierowane okładki, kredowy papier, pin-upy – superbohaterski komiks stał się gadżetem. A z niebytu wyłoniła się armia coraz gorzej pomyślanych mścicieli i awanturników, którzy próbowali prześcignąć w brutalności nawet dzikiego Lobo, który miał parodiować taki typ postaci.
"Wszystko, co było nie tak z komiksem lat 90., widać na tej okładce – podaje pod zdjęciem przedstawiającym pierwszy numer "Blood Huntera" niestrudzona wiki tvtropes.org – Głupio zawyżona cena pierwszego numeru, tytuł (o ile da się go przeczytać) zawiera "krew", wydawca (znowu, jeśli da się odczytać), o którym nigdy nie słyszałeś, nieprawdopodobne ostrze, podarta peleryna, maska w stylu Wolverine'a, zaciśnięte zęby, niewiarygodna anatomia (…)". Złe rysunki nie były jednak dla "nurtu" obligatoryjne. Kluczowe było założenie wydawnictwa Image przez kilku rysowników o statusie gwiazd, którzy uciekli z Marvela. Najlepsze z tych tytułów utrzymały się do dziś, ale po latach doskonale widać, jak bardzo sukces, osiągnięty wtedy przez "Spawn" czy "Darkness", związany był z zachłyśnięciem się z wybujałą, często manieryczną formą, za którą często nie stało nic więcej.
Tymczasem doświadczeni bohaterowie nie zamierzali dać się wyprzedzić. Tytuły pęczniały od "wiekopomnych" wydarzeń. Postaci poddawane były "testowi teraźniejszości" i zwykle go nie zaliczały. Nieśmiertelni herosi umierali i zastępowały ich wynaturzone repliki.
MROK NIE DOŚĆ MROCZNY Nawet Batman, dla którego lata 80. to stopniowe pogrążanie się w mroku, okazał się zbyt sentymentalny. Zapłacił za to złamaniem kręgosłupa i utratą pozycji Rycerza Gotham (opowie o tym
"Mroczny Rycerz powstaje" Nolana). Nowe wersja człowieka-nietoperza była bardziej brutalna, bardziej psychopatyczna, bardziej kiczowata i po krótkiej dominacji musiała ustąpić oryginałowi. Podobnie było w przypadku człowieka ze stali, którego śmierć zaskutkowała narodzeniem aż czterech uzurpatorów. Spiderman dzielnie odpierał ataki armii swoich klonów, ale i jego postanowiono eksperymentalnie wysiudać z własnej serii i własnego życia. Także Punisher doczekał się w latach 90. nowego otwarcia – na dobry początek Frank został stracony na krześle elektrycznym, by potem (!) zgodzić się służbę dla mafii.
Po latach niebytu powrócił także Ghost Rider, a zmiany, które się w nim dokonały, odzwierciedliły potrzeby epoki. Drugim nosicielem ducha zemsty był nastoletni Daniel Ketch, w "cywilu" sympatyczniejszy od swojego poprzednika, ale po przemianie jeszcze bardziej demoniczny. Sama przemiana nie dokonywała się już jak u Blaze’a po zmroku czy w obliczu niebezpieczeństwa. By Duch Zemsty się obudził, musiała zostać przelana krew niewinnych. A wtedy nosiciel nie mógł go w żaden sposób opanować. Drugi Ghost Rider szafował na prawo i lewo swoim "karzącym spojrzeniem", dzięki któremu mógł sprowadzić na kata cierpienie jego wszystkich ofiar. Okazało się jednak, że wciąż jest nie dość mrocznie, moc trafiła więc do kolejnej postaci, Michaela Badilino, który przyjął imię Vengeance, próbował zabić oryginalnego Ghosta i przebić go w okrucieństwie. Przez chwilę Ghost Rider włóczył się nawet bez "nosiciela" się u boku Johny'ego Blaze’a.
Byłby to jeden wielki idiotyzm, gdyby przechodnie tożsamości nie były w świecie superbohaterów na porządku dziennym. Dobrze wymyślony heros jest tu ideą, która przerasta człowieka kryjącego się za maską i po prostu materializuje się w kolejnych wcieleniach. Współczesny Batman niewiele ma wspólnego z postacią, która w latach 60. na kartach komiksu rozwiązywała kryminalne łamigłówki, tak jak Ghost Rider o twarzy
Nicolasa Cage nie jest specjalnie podobna do żadnej ze swoich kanonicznych wersji. To odzwierciedla zresztą strategie współczesnych adaptacji, które swobodnie czerpią elementy z całej historii danego bohatera, nie robiąc rozróżnienia na kolejne etapy jego życia. Może to mieć skutki katastrofalne, ale ostatecznie jest zgodne z duchem zmiennokształtności, który panuje w oryginalnym medium. Udane eksperymenty z postacią rozciągają jej charakterystykę i testują ją na różnych polach, czasem – znajdują idealną formę.
KONIEC Tendencja, by bohaterów dziecięcej wyobraźni poddawać działaniu mroku, bierze się z oczywistej potrzeby dostosowywania bohatera do doroślejącego odbiorcy. Patent, który sprawdził się w przypadku Batmana, z powodzeniem zastosowali np. twórcy filmowego Harry'ego Pottera. Ale zewnętrzne atrybuty dorosłości nie zawsze mają pokrycie w głębi opowiadanej historii.
Większość antybohaterów, w zależności od tego, kto pisał akurat ich przygody, wędrowało po skali "anty" w tę i z powrotem. Zaczynali od drobnych skaz na ideale, by potem dobre uczynki zdarzały im się jedynie przez nieuwagę. Przeminięcie antybohaterskiego boomu nie zresetowało bynajmniej ich doświadczeń, ani historii medium. W 1999 Warren Ellis powołał do życia grupę bezkompromisowych mścicieli Authority, którzy nie bali się w imię zwycięstwa poświęcić kilku cywili. Ważny rozdział historii antybohaterów, trochę na boku świata trykotów, peleryn i złowrogich kosmitów, zaczął pisać Garth Ennis, dając światu zbuntowanego "Kaznodzieję" i przejmując serię przygód przeklętego "Hellblazera". Potem ktoś szalony pozwolił mu poznęcać się nad etosem postaci Marvela, więc zamienił Punishera w totalnego psychopatę uzależnionego od zabijania. Na próbę wystawiony został także Ghost Rider, którego oryginalne przygody w "W drodze ku potępieniu" irlandzki scenarzysta bezlitośnie wyśmiał.
Najważniejszym wkładem
"Ghost Ridera" w rewolucję super-anty-bohaterów nie jest z pewnością wykpiwana przez Ennisa okultystyczna fascynacja, z której wyrósł, ani lekko obciachowy entourage (skóry, motory i płonące czaszki). Dla mścicieli upiorny wizerunek jest narzędziem pracy. Batman używa strachu jako środka prewencji. Punisher lubi, gdy przeciwnicy się boją, bo wtedy popełniają błędy albo po prostu stają jak wryci i łatwiej jest ich ustrzelić. Wiele ich różni, ale oboje używają przemocy jako narzędzia społecznej sprawiedliwości. Kluczowym pojęciem jest tu kara, która w niektórych przypadkach może być szansą na odkupienie win i ma działać odstraszająco. Siła wyższa, która kieruje Ghost Riderem, nie jest zainteresowana w takim "inteligentnym działaniu" przemocy i nie podejmuje brutalnych akcji z rozwagą szachisty. Idąc najkrótszą drogą, rekompensuje w fikcji niesprawiedliwości świata pozakomiksowego. Zaspokaja bezwstydny głód zemsty.