Miłość, jak każde inne uczucie, ma również swoją ciemną stronę. Kino przypomina nam o tym nie tylko w walentynki. Jeśli wierzyć telewizyjnym ramówkom i kinowym repertuarem, 14 lutego to magiczny dzień. Przed małym i wielkim ekranem wzruszać można się do woli: oglądając scenę na lotnisku z
"Casablanki" (reż.
M. Curtiz, 1940), kiedy Rick grany przez
Humphreya Bogarta, pomimo bólu w sercu, odpuszcza i pozwala swojej ukochanej Ilsie (
Ingrid Bergman) odlecieć z mężem, żegnając ją słowami "zawsze pozostanie nam Paryż"; podziwiając finałowe ujęcie
"Przeminęło z wiatrem" (reż.
G. Cukor, 1939), kiedy Rhett (
Clark Gable) wypala na odchodne do Scarlett (
Vivien Leigh): "Szczerze, moja droga, nic mnie to już nie obchodzi". Schemat melodramatu, w którym uczucia musiały być poświęcone w imię wyższych celów, dominował w kinie amerykańskim do początku dekady lat 70. Podczas gdy rewolucja obyczajowa dekady dzieci-kwiatów (lata 60.) powoli dogasała, kino zaczęło przekonywać, że miłość, jak każde uczucie, ma również swoją ciemną stronę.
1. Większość filmów
Woody’ego Allena traktuje się jako ciepłe, wprawiające w dobry humor komedie. Służy temu choćby cięty, inteligencki dowcip wpleciony w ramy satyry. Nowojorski reżyser stawia jednak dość brutalną diagnozę relacji męsko-damskich. W
"Annie Hall" (1977) Alvy Singer, komik-intelektualista panicznie bojący się śmierci, spotyka przypadkiem tytułową Annie – dziewczynę mającą problemy z wpasowaniem się w otaczającą ją rzeczywistość. Oboje, choć w sobie zakochani, przerażeni są wizją stałego związku. W ich mniemaniu uczuciowe zaangażowanie stanowi synonim ograniczeń – nowych reguł gry, do których żadne z nich nie jest przyzwyczajone. To powoduje, że rozchodzą się, potem do siebie wracają i ponownie rozchodzą, tym razem na stałe.
Pokrewną duszą Singera jest Issac Davis z
"Manhattanu" (1979). Poszukujący nowego sensu życia scenarzysta filmowy, który rzucił właśnie mało ambitną pracę w telewizji, uwikłany jest w trójstronny związek. Lawiruje między żoną, która odeszła od niego po odkryciu w sobie skłonności lesbijskich, romansującą z nim 17-letnią Tracy, której nie kocha, co – ze względu na dużą różnicę wieku – wprawia go w zakłopotanie, oraz kochanką najlepszego przyjaciela, feministyczną dziennikarką Mary, którą jest zauroczony. Podobnie jest z Elliotem (
Michael Caine), duszącym się w kilkunastoletnim małżeństwie, zdradzającym żonę bohaterem dzieła
"Hannah i jej siostry" (1986). Wrzuceni w uczuciową dżunglę Allena, dla którego toksyczność związków ma pierwszorzędne znaczenie, potrzebujemy własnej emocjonalnej mapy. Miłość to instynkt, często ironia losu, skomplikowana maszyneria z mnóstwem trybików, której działania nie potrafią wyjaśnić najwybitniejsze naukowe umysły – mówi Allen.
"Blue Valentine"
Identyczne spostrzeżenia na temat związków miał zapewne Ted Kramer (
Dustin Hoffman) z nagrodzonej pięcioma Oscarami
"Sprawy Kramerów" (reż.
R. Benton, 1979). Ted to zapracowany facet w średnim wieku. Jego żona Joanna (
Meryl Streep) jest typem uwięzionej w czterech ścianach gospodyni domowej chcącej wyrwać się z zaklętego kręgu. Opiekująca się synem Billym kobieta poszukuje miłości i zrozumienia – kluczowych składników każdego udanego związku. Dlatego pewnego dnia postanawia uciec. Dramat, jaki rozgrywa się potem w sądzie, prowokuje serię pytań – czy decyzja Joanny o porzuceniu rodziny i szukaniu spełnienia gdzie indziej wydaje się usprawiedliwiona? Ile winy leży po każdej stronie konfliktu ? Czy można wskrzesić dawne uczucie i powrócić do poprzedniego życia? Wreszcie, kto ma o tym decydować – sąd czy zakochani w sobie ludzie?
Podobne dylematy mają Dean i Cindy – bohaterowie
"Blue Valentine" (reż.
D. Cianfrance, 2010). Opowieść o nich ma dwie narracyjne płaszczyzny. Pierwsza to retrospekcje pokazujące momenty wzajemnego poznawania się – filmowe "love story" z tysiącem wzruszeń, prostymi gestami i obrazkami w stylu wędrówki po mieście z gitarą w ręku. Druga część to już emocjonalna bomba: wyblakłe kadry i zmęczone spojrzenia osób, które nie tylko się nie kochają, ale najprawdopodobniej nawet nie lubią. Pozbawionemu bez przykrywki w postaci allenowskiego humoru widzowi pozostaje tylko dyskomfort. Miękka kanapa i ciepły kocyk niewiele tu pomogą.
"500 dni miłości"
Człowiek zakochany musi liczyć się także z odrzuceniem. Jak Tom Hansen (
Joseph Gordon-Levitt) z
"500 dni miłości" (reż.
M. Webb, 2009). Tom to romantyk, a zarazem klasyczna ofiara wyidealizowanej wizji szczęśliwego związku, weryfikowanej brutalnie przez rzeczywistość. Nieszczęśliwa miłość powoduje u niego popadanie w diametralnie odmienne stany emocjonalne – od euforii po stany depresyjne.
2. Homoseksualizm to dzisiaj przede wszystkim temat polityczny. Jednocześnie staje się też tematem, do którego coraz odważniej powraca kino, głównie to niezależne. Najlepszym przykładem lenistwa Hollywoodu w tej materii jest krotki (bądź żaden) żywot kinowy poruszających niewygodne aspekty ludzkiej natury
independent movies. Chlubny wyjątek od tej reguły stanowi
"Wstyd" (reż.
S. McQueen, 2011) – film co prawda nie traktuje o homoseksualizmie, ale podejmuje kwestię równie prowokującą, czyli emocjonalne wykluczenie, uzależnienie od seksu i niezdolność do funkcjonowania w stałym związku. Brandon (
Michael Fassbender) to singiel mieszkający w apartamencie w centrum Nowego Jorku. Jest narcyzem, a seksualne napięcie rozładowuje, biegając wieczorami po mieście lub odbywając niezobowiązujące stosunki z prostytutkami lub dopiero co poznanymi kobietami. Mimo że jest świadomy swojego stanu, wyzwolenie jest poza jego zasięgiem.
"Wyśnione miłości"
Podobny jest casus Huberta – bohatera filmu
"Zabiłem moją matkę" (reż.
X. Dolan, 2009) – cierpiącego z powodu niemożności dogadania się z matką narcyza, szukającego sposobu na zaakcentowanie własnego "ja". Tendencje destruktywne są charakterystyczne także dla postaci z drugiego filmu
Dolana "Wyśnione miłości" (2010). Francis i Marie (
Monia Chokri) są najlepszymi przyjaciółmi. On – hipster-homoseksualista, i ona – średniej urody brunetka. Konflikt wybucha w momencie, kiedy poznają Nicolasa (
Niels Schneider) – wysokiego blondyna o oczach
Paula Newmana. To, co wydaje się interesować twórców najbardziej, to pytanie o granicę między przyjaźnią a fascynacją (bo trudno nazwać miłością relacje łączące Francisa i Marie z Nico), prowadzącą do erozji wszelkich "niewinnych" relacji.
Paradoksalnie, miłość spełniona to miłość niemożliwa. Zarówno bohaterowie kontrowersyjnej
"Tajemnicy Brokeback Mountain" (reż.
A. Lee, 2005), jak i melodramatu
"Zupełnie inny weekend" (reż.
A. Haigh, 2011) zostają postawieni w takiej sytuacji. W pierwszym przypadku przeszkodą nie do przeskoczenia okazuje się ultrakonserwatywna mentalność małomiasteczkowej ludności, która zmusza Ennisa (
Heath Ledger) i Jacka (
Jake Gyllenhaal) do ukrywania swojego uczucia. W drugim filmie bohaterowie mają po prostu odmienne plany na przyszłość. Powraca tym samym charakterystyczny dla tego podgatunku kina obyczajowego motyw granicy – oznacza ona cienką linię, na której balansują postacie zmuszone w pewnym momencie zagrać va banque; przekroczenie granicy równa się przepustce do krainy wiecznego (lub chwilowego) szczęścia albo pozostanie z pustymi rękoma.
"Tajemnica Brokeback Mountain"
3. Miłość szalona, niebezpieczna, uzależniająca jak narkotyk – to przeciwieństwo "kanapowych zakochanych". Świat, w którym wszystko toczy trzy razy szybciej, jest pociągającą alternatywą. Często stanowi wyzwanie i przygodę. Problem zaczyna się w momencie zbierania plonów takich związków – często toksycznych, wyniszczających psychicznie i fizycznie. Czymże jak nie obłąkaniem w afekcie jest postawa
Jamesa Stewarta zafiksowanego na punkcie
Kim Novak w
"Zawrocie głowy" Hitchcocka (1958), ślepe posłuszeństwo Neda (
William Hurt) wobec Matty (
Kathleen Turner) z
"Żaru ciała" (reż.
L. Kasdan, 1981) albo dzikie żądze pchające
Michaela Douglasa w stronę jednej z największych współczesnych
femme fatale w historii kina Catherine Tramell (
Sharon Stone) w
"Nagim instynkcie" Paula Verhoevena (1992). Z tymi kobietami nie usiedlibyśmy na jednej kanapie i nie słuchali "My Heart Will Go On", ani nie oglądali
"Casablanki". Nie pozwalałby nam zapomnieć o jednej, ważnej rzeczy: zakochać może się każdy, jednak miłość szczęśliwa nie jest czymś, co należy nam się dożywotnio jak emerytura