Wywiad

Rozmawiamy z gwiazdą "Nauki spadania", Aaronem Paulem

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Rozmawiamy+z+gwiazd%C4%85+%22Nauki+spadania%22%2C+Aaronem+Paulem-103595
Cały świat zna go z kultowego serialu "Breaking Bad". Rola produkującego metamfetaminę Jessiego Pinkmana sprawiła, że stał się jednym z najgorętszych nazwisk biznesu filmowego. Do Berlina przyjechał, aby promować swój nowy film – komediodramat "Nauka spadania", w którym zagrał u boku Pierce'a Brosnana i Toni Collette. W wywiadzie z Łukaszem Muszyńskim z Filmwebu Aaron Paul opowiada o pracy na planie, początkach kariery w Hollywood i fanach chcących kupić od niego narkotyki.


Aaron Paul
"Nauka spadania" powstała mniej więcej w tym samym czasie co ostatni sezon "Breaking Bad". Jak udało Ci się pogodzić zobowiązania?

Propozycja pojawiła się niespodziewanie. Miałem akurat przerwę tuż przed rozpoczęciem zdjęć do finałowych odcinków "Breaking Bad". Wydaje mi się, że producenci byli dogadani z innym aktorem, ale ostatecznie nie udało im się dograć terminów. Zgłosili się więc do mnie, co, oczywiście, bardzo mnie ucieszyło. Jestem wielkim fanem Nicka Hornby'ego, choć akurat "A Long Way Down" wcześniej nie znałem. Przeczytałem scenariusz. Stwierdziłem, że jest niesamowity. Zakochałem się w tych pogubionych w życiu postaciach, które spotkały się w bardzo dziwnych okolicznościach i w ten sposób ocaliły się nawzajem.

W otwarciu filmu bohaterowie planują pożegnać się z życiem, skacząc z dachu wieżowca. Nie bałeś się, że w trakcie kręcenia tej sceny coś się stanie i naprawdę spadniesz?


Na szczęście ekipa zadecydowała, że będziemy kręcić w studiu. Przed zdjęciami wybraliśmy się jednak z resztą obsady na dach prawdziwego drapacza chmur. Pamiętam, że wszyscy milczeliśmy, kontemplując widok.  Pierwszy raz zacząłem wtedy patrzeć na świat z perspektywy mojego bohatera, J.J. To było bardzo emocjonalne doświadczenie. Wiesz... Aktorzy są szaleńcami.

To znaczy?

Udajemy, że jesteśmy kimś innym, aby zarobić na chleb. Kto normalny tak robi? Oczywiście, nie wszyscy aktorzy są stuknięci. Mogę ci jednak powiedzieć, że umawiałem się kiedyś z paroma aktorkami i one, niestety, były.  Wracając do J.J.: miałem dla niego zarezerwowane w sercu specjalne miejsce.  Przez cały film zastanawiasz się, dlaczego znalazł się na szczycie wieżowca. Motywacje pozostałych bohaterów są oczywiste. Martin został upokorzony i nie potrafi sobie z tym poradzić. Maureen jest zdesperowana, ponieważ nie może zapewnić swojemu choremu synowi lepszego życia. Z kolei Jess ma złamane serce. W przypadku J.J. odkrywasz wreszcie, że z całej czwórki to on jest najbardziej zraniony. Po prostu nie umie już dłużej ze sobą żyć.  Wydaje mu się, że nie ma żadnego celu.

   
"Nauka spadania"
Zazwyczaj grasz bardzo emocjonalnych facetów. W prywatnym życiu też taki jesteś?

Tak mi się wydaje. Ja i moje emocje mamy ze sobą bardzo dobry kontakt. Jeśli chodzi o moich bohaterów, to takie połamane, psychicznie uszkodzone postaci są zawsze ciekawsze do grania. Rok temu wziąłem ślub...

Gratulacje!

Dzięki, stary. Jestem zakochany, rozpiera mnie szczęście. Mam wrażenie, że odczuwam wszystko inaczej. Głębiej. Dopiero teraz naprawdę zacząłem grać, rozumiesz?

Wiele osób nie wierzy dzisiaj w instytucję małżeństwa. Rozwody – zwłaszcza w środowisku aktorów – są powszechnym zjawiskiem.


Moi rodzice są ze sobą od 47 lat i wciąż kochają się do szaleństwa. Tak samo rodzice mojej żony. Po dwóch miesiącach związku jej tata oświadczył się mamie. Cztery miesiące później byli już po ślubie. Znali się pół roku i zostali małżeństwem. Ostatnio świętowali 29. rocznicę. To jest magia. I właśnie tak się czuję w swoim związku – magicznie. Spotkaliśmy się na festiwalu muzycznym. Pierwszy raz całowaliśmy się na diabelskim młynie. Przed ślubem znałem ją cztery lata i wszystko o niej wiedziałem. Okej, wiem, że za dużo mówię o żonie. To jest jednak silniejsze ode mnie.


Aaron Paul z żoną, Lauren
Twoja żona Lauren nie jest aktorką, prawda?

Nie, założyła organizację non profit Kind Campaign, która walczy z przemocą w szkołach. Laureen sama doświadczyła jej w bardzo młodym wieku. Nastoletnie dziewczyny potrafią być dla siebie naprawdę wredne. Chłopaki najpierw będą się bić, a potem zostaną najlepszymi przyjaciółmi. Dziewczyny są dużo bardziej skomplikowane. Na początku żona  nakręciła film dokumentalny na ten temat pt. "Finding Kind". Odwiedziła wtedy z kamerą wiele szkół w USA. Okazało się, że jest mnóstwo dziewczyn, które mają do opowiedzenia naprawdę poruszające historie. To było impulsem do stworzenia organizacji.

Podobno w wieku 17 lat tuż po ukończeniu szkoły średniej wsiadłeś do starego rodzinnego samochodu i z garścią dolarów w kieszeni wyruszyłeś do Los Angeles.

To prawda. Zbierałem na to pieniądze od ósmej klasy. Obok mojego łóżka stał słój, do którego wrzucałem zaoszczędzoną kasę. Wiedziałem, że moich rodziców nie będzie stać, aby mnie utrzymywać. Na początku roznosiłem ulotki. Dostawałem dziesięć centów za jedną. W pewnym momencie miałem łącznie pięć różnych prac. W szkole dostałem hopla na punkcie teatru. Nie miałem wtedy dziewczyny, nie chodziłem na przyjęcia. Stary, pierwsze piwo wypiłem dopiero po dwóch latach spędzonych w Los Angeles! Skończyłem liceum rok wcześniej od moich rówieśników. Przychodziłem do szkoły godzinę przed wszystkimi, aby brać udział w dodatkowych zajęciach.  Po szkole była nauka gry aktorskiej w kółku teatralnym. Potem szedłem do pracy – rozwoziłem pizzę. W nocy odrabiałem prace domowe. Plus próbowałem robić jak najwięcej kursów korespondencyjnych. Po otrzymaniu dyplomu zapakowałem się do wozu i wyruszyłem.


"Breaking Bad"
Rodzice nie bali się o Ciebie?

Na pewno się bali. Widzieli jednak, jak bardzo mi zależy na tym, aby zostać aktorem. Kiedy zacząłem naukę w ogólniaku, zapytałem ich, czy jeśli skończę go rok wcześniej, będę mógł się wyprowadzić. Powiedzieli: okej, jeśli tylko będziesz miał dobre stopnie. Pewnie wydawało im się, że opowiadam farmazony. Dzieciaki ciągle snują niestworzone historie o tym, co będą robić, jak dorosną. Mają w końcu marzenia.

Czy prawdziwe Los Angeles dorównało temu z Twoich marzeń?

Zamieszkałem na rogu Laurel Canyon i Burbank. Jeszcze nie zdążyłem się rozpakować, a wszędzie dookoła zaczęły latać helikoptery. Okazało się, że parę bloków dalej dokonano wielkiego napadu bankowego. Historia jak z filmu, prawda? Moja matka była przerażona. Zostawiała swojego 17-letniego syna na pastwę obłąkanego miasta.

Jak doszło do tego, że postanowiłeś zostać aktorem?

Odkąd pamiętam, występowałem w kościelnych przedstawieniach. Mój ojciec służył do mszy w kościele baptystów i w ten sposób załatwił mi pierwszą rolę (śmiech).

Co to była za rola?

W "Dinku i Osiołku" grałem Dinkiego.  W ramach roli musiałem śpiewać, czego nienawidziłem. Poza tym uwielbiałem być jednak w centrum uwagi i się wygłupiać. Zacząłem do tego podchodzić poważnie w ósmej klasie, gdy zapisałem się do kółka teatralnego. Pamiętam, że oglądałem "Goonies" i "Stań przy mnie" z Riverem Phoeniksem. Pomyślałem sobie wtedy: Hej, to nie jest jakiś fantastyczny świat. To dzieciaki, które grają. Chciałem być jednym z nich.


"Breaking Bad"
Kiedy pierwszy raz pomyślałeś sobie: "Udało mi się"?

Szczerze? Wiem, że to będzie brzmieć głupio. Po przeprowadzce do LA pracowałem w kinie jako bileter. Mogłem wtedy oglądać za darmo dużo filmów.  Po dwóch tygodniach od momentu, kiedy dostałem tę posadę, na ekrany weszły "Barwy kampanii" z Dustinem Hoffmanem. Pierwszą gwiazdą, którą wtedy rozpoznałem, był Steven Spielberg. Wziąłem od niego bilet. Nie rozmawialiśmy, byłem zbyt zdenerwowany. Prawie uścisnąłem jego dłoń. Pomyślałem sobie wtedy: Udało mi się, jestem w Hollywood. Po latach spotkaliśmy się na planie "Need For Speed", którego Spielberg był producentem. Na pierwszym spotkaniu opowiedziałem mu tę historię. Prawdziwym przełomem w karierze była jednak, oczywiście, rola w "Breaking Bad". Przeczytałem scenariusz pierwszego odcinka i już wtedy wiedziałem, że to najlepszy tekst, z jakim kiedykolwiek się zetknąłem. Już na pierwszej stronie miałeś spodnie powiewające na tle pustynnego słońca, przyczepione do RV, spoconego faceta  w bieliźnie z maską gazową na twarzy, który jedzie jak szalony przez pustynię, dwa trupy z tyłu. Co się, do diabła,  dzieje? A to była tylko pierwsza strona.

Cały świat zna cię z roli producenta metamfetaminy Jessiego Pinkmana. Jak często zaczepiają cię fani z pytaniem, czy sprzedałbyś im trochę narkotyków?

(śmiech) Bardzo często. Niestety, zazwyczaj pytają jednak, czy nie dostaliby towaru za darmo: Joł, joł, joł, Jess, masz na zbyciu gratisową próbkę Blue Sky? To śmieszne i niedorzeczne zarazem. Mówię im, żeby nie brali narkotyków.

Zobaczymy Cię w spin offie "Breaking Bad"
– "Better Call Saul"?

Z chęcią w tym zagram, jeśli tylko Vince Gilligan (twórca serialu – przyp. red.) będzie mnie chciał. Serial ma się rozgrywać przed wydarzeniami z "Breaking Bad". Miło byłoby ponownie wskoczyć w skórę Jessiego Pinkmana i zobaczyć, co robił w lepszych czasach, zanim wpakował się w narkobiznes. Wierzę, że uda nam się zgrać wszystkie terminy. Mam teraz w planach kilka filmów. Staram się być cały czas zajęty.

Trudno jest być cały czas zajętym w Hollywood?

Muszę Ci powiedzieć, przyjacielu, że bywało bardzo ciężko. Ale teraz? Czuję się, jakbym był na szczycie świata. Stary, siedzę sobie z tobą w Berlinie. Czyż nie jest super?