Artykuł

Przyjaźń od pierwszego aresztowania

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Przyja%C5%BA%C5%84+od+pierwszego+aresztowania-91563
Przepis na dzieło spod znaku buddy cop film jest prosty. Głównych bohaterów pozornie dzieli wszystko: od rozmiaru buta po rodzaj broni w kaburze. Różnice rozpalają konflikt, który jest solą każdego dobrego scenariusza: posuwa do przodu akcję, inicjuje błyskotliwe przekomarzanki, a wreszcie wyzwala w bohaterach najlepsze i najgorsze cechy charakteru. Spór gaśnie wraz z pojawieniem się przestępcy.


"Bogowie ulicy"

Może byście tak, chłopaki, w końcu wzięli ślub?
– słyszą w jednej ze scen "Bogowie ulicy" funkcjonariusze Taylor i Zavala. Pytanie, choć odnosi się do pary heteroseksualnych facetów, jest jak najbardziej na miejscu. Gdyby tylko panowie zmienili łóżkowe preferencje, mogliby zostać  wzorowym, kochającym się małżeństwem. Znają się na wylot, rozumieją bez słów, a jeden poszedłby za drugim choćby do piekła. Młodzi gliniarze są modelowymi bohaterami gatunku filmowego, który Amerykanie określają jako buddy cop movie. Jak wskazuje nazwa, to połączenie kina policyjnego z kumpelską historią. Spajająca męską więź stal hartuje się najskuteczniej na linii ognia z pistoletu nieprzyjaciela.

Przepis na dzieło spod znaku buddy cop jest prosty. Głównych bohaterów pozornie dzieli wszystko: od rozmiaru buta po rodzaj broni w kaburze. Różnice rozpalają konflikt, który jest solą każdego dobrego scenariusza: posuwa do przodu akcję, inicjuje błyskotliwe przekomarzanki, a wreszcie wyzwala w bohaterach najlepsze i najgorsze cechy charakteru. Spór gaśnie wraz z pojawieniem przestępcy.


"Bogowie ulicy"
 
Narkotykowy baron, seryjny zabójca albo chytra staruszka, która regularnie przechodzi przez ulicę na czerwonym świetle, uświadamiają mundurowym, że stróże prawa powinni trzymać się razem. Taylor z "Bogów ulicy" ujmuje to w następujący sposób: Choć jestem tylko człowiekiem, mam tysiące braci i sióstr, którzy są tacy jak ja. Oni rzucą na szale swoje życie dla mnie. A ja dla nich. Pilnujemy się nawzajem. Cienka, niebieska linia. Chronimy ofiary przed drapieżnikami. Dobrych od złych. Jesteśmy policjantami.

Buddy cop movie stał się specjalnością Hollywoodu, ale podwaliny gatunku stworzyli Japończycy. Zrealizowany przez Akirę Kurosawę w 1949 roku "Zbłąkany pies" to historia nieopierzonego policjanta (Toshirô Mifune), który gubi służbową broń. Żółtodziobowi w poszukiwaniach pomaga  doświadczony inspektor Sato (Takashi Shimura). W tle oglądamy powojenne Tokio:  przeżarte korupcją,  dotknięte nędzą, przyjmujące bezkrytycznie zwyczaje i kulturę jankeskiego okupanta. Twórca późniejszych "Siedmiu samurajów" sam nie oparł się amerykanizacji: "Zbłąkanego psa" wyraźnie zainspirowały czarne kryminały spod pióra Dashiella HammettaRaymonda Chandlera.

Policyjne kino kumpelskie to doskonałe narzędzie do zakopywania podziałów społecznych. W kanonicznej dla gatunku serii "Zabójcza broń" czarnoskóry detektyw Roger Murtaugh (Danny Glover) jest uosobieniem dobroci oraz poczciwości: troskliwym mężem i ojcem, który wolne chwile spędza najchętniej na łodzi w otoczeniu rodziny. Jego biały partner, Martin Riggs, mieszka w przyczepie kempingowej, sypia z byle kim, żywi się byle czym, a życie osobiste ma w takim samym nieładzie co fryzurę. Jedyny rasista, jaki pojawia się w "Zabójczej broni", jest jednocześnie głównym złoczyńcą z części drugiej. Dla takich jak on  happy end to towar mocno deficytowy.


"Zabójcza broń"

W "Bogach ulicy" odpowiednikiem Riggsa jest grany przez Jake'a Gyllenhaala Brian Taylor. Z kolei Murtaugh odnalazł godnego następcę w Mike'u Zavali (Michael Pena). Między Murtaughem a Zavalą istnieje jednak znacząca różnica: pierwszy jest Afroamerykaninem, a drugi Latynosem. To symbol zmian zachodzących nie tylko w Los Angeles, ale i całych Stanach Zjednoczonych. Mowa  o latynoskiej rekonkwiście, która dokonuje się dzisiaj zarówno rękami członków gangów, jak i służb strzegących porządku. W filmie mówi o tym jeden z ulicznych gangsterów: Wszystko, co tu się dzieje, to jak zmiana warty. Kiedyś, wszystkie te dzielnice należały do czarnych, a czyje są teraz? Meksykanów. Dawniej, na każdym rogu sprzedawali kurczaki, a teraz jeb... budka Taco stoi na każdej ulicy.  

W "Czerwonej gorączce" oraz serii "Godziny szczytu" porozumienie między gliniarzami ma międzynarodowy wymiar. Pierwszy tytuł pochodzi z końcówki lat 80. Zainicjowana przez Michaiła Gorbaczowa pieriestrojka sprawiła wówczas, że Amerykanie przestali traktować ZSRR jako imperium zła. W filmie Waltera Hilla Mateczka Rosja ma kwadratową twarz i potężne muskuły Arnolda Schwarzeneggera. Grany przez Austriaka milicjant Ivan Denko wyrusza do USA, aby pomścić śmierć towarzysza broni. Jego przewodnikiem po Chicago jest detektyw o swojsko brzmiącym nazwisku Ridzik. Warto zwrócić uwagę, że Denko ściga w "Czerwonej gorączce" bandytę z gruzińskim paszportem. Choć od powstania filmu minęło prawie ćwierć wieku, Rosjanie i mieszkańcy Zakaukazia wciąż mają na pieńku.

W "Godzinach szczytu" Ameryka wyciąga pomocną dłoń do Chińskiej Republiki Ludowej. Zameldowany na stałe w Los Angeles detektyw James Carter (Chris Tucker) wspiera policjanta z Hongkongu (Jackie Chan) w poszukiwaniach porwanej córki konsula. W trakcie pogoni za przestępcami ścierają się ze sobą narodowe stereotypy. Jankesi wydają się wyluzowani, mają dobrą nawijkę i uliczny spryt. Przybysze zza Wielkiego Muru nie znają się może żartach, ale wiedzą, jak boleśnie przykopać. Poza tym są sumienni i pracowici. W sumie reżyser Brett Ratner wystawił Chińczykom całkiem ładną laurkę. Nie ma się co dziwić, skoro azjatyckie mocarstwo jest obecnie jednym z najważniejszych (jeśli nie najważniejszym) partnerów gospodarczych USA. Układ zależności między oboma państwami wciąż się poszerza, o czym świadczy również fakt, iż powstały aż trzy części "Godzin szczytu". Trylogia zarobiła na całym świecie ponad 800 milionów dolarów.


"Godziny szczytu"

We wszystkich wymienionych do tej pory filmach bohaterami są mężczyźni. Dlaczego? Ano pewnie dlatego, że scenarzyści i reżyserzy nie wierzą w przyjaźń między kobietą a facetem. Gdy policjant z policjantką złapią już wszystkich gangsterów, wspólnego odpoczynku mogą zaznać wyłącznie w łóżku. Nie przy piwie w barze, na kręglach albo chociaż w kinie. Ostatecznie najpierw skoczą na jednego, a potem w sypialni skoczą sobie w objęcia. Pamiętam, jak modliłem się w duchu, żeby myśli Muldera i Scully krążyły wyłącznie wokół spraw "Z archiwum X". Żeby tylko  nie zrzucali tych nudnych urzędniczych ciuchów. Nie pomogło. Starsze pokolenie polskich widzów modliło się za Dempseya i Makepeace – amerykańskiego zawadiakę i angielską policjantkę z arystokratycznymi korzeniami, którzy rozwiązywali kryminalne zagadki Londynu. Ich gorąca relacja na małym ekranie przeniosła się do prawdziwego życia. Grający główne role Michael Brandon i Glynis Barber wzięli ślub w 1989 roku, trzy lata po zakończeniu emisji serialu.

Kobiety mogą czuć się komfortowo wyłącznie we własnym towarzystwie. Nie muszą wówczas odrzucać końskich zalotów ani czekać na ratunek ze strony partnerów "Policjantki z FBI" i "Aniołki Charliego" potrafią z równą skutecznością wykorzystać seksapil, celne oko i ciosy karate. Udowadniają w ten sposób, że słaba płeć nie istnieje. W podobnym duchu utrzymana powinna być komedia "Gorący towar" z Sandrą Bullock i Melissą McCarthy w rolach głównych. Reżyseruje Paul Feig, który już w "Druhnach" udowodnił, że kobieta też może być kumplem. Premiera w kwietniu przyszłego roku.

 
Aniołki Charliego
 
Dużym wzięciem cieszą się u publiczności filmy policyjne, których bohaterami są człowiek i zwierzę. W "Turnerze i Hoochu" Tom Hanks ścigał bandziorów do spółki z olbrzymim dogiem, w "K-9" James Belushi korzystał ze śledczych talentów owczarka niemieckiego, zaś w "Theodore Rex" Whoopi Goldberg  tropiła zbrodnię wraz z... tyranozaurem.  Zrealizowany na fali popularności "Parku Jurajskiego" film nie zrobił wielkiej kariery, ale dziś darzony jest estymą wśród miłośników obrazów tak złych, że aż dobrych.
 
Na koniec wypadałoby wspomnieć o polskim kinie, ale niewiele jest tu do wspominania. Glina znad Wisły z nikim się nie przyjaźni i – jak na samotnego wilka przystało – w pojedynkę wymierza sprawiedliwość widzialnemu światu. Nawet Władysław Pasikowski nie bardzo wierzy w instytucję kumpla, skoro w "Psach" kazał Bogusławowi Lindzie odstrzelić druhowi głowę. Na usprawiedliwienie dodajmy, że z całkiem słusznych pobudek. W pierwszej "Ekstradycji" komisarz Halski również próbował zakumplować się z młodszym kolegą z UOP-u. To mógł być – że zacytuję bohatera "Casablanki– początek pięknej przyjaźni, ale skończyło się tak jak zawsze. Na pocieszenie zostają nam Cywil i komisarz Aleks, czyli czworonożni detektywi, którzy w rodzimych serialach familijnych wspierają asów policji. Prawdziwe psy, nie jakieś podróbki w błękitnych mundurach.