Relacja

CANNES 2018: Samotni

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/CANNES+2018%3A+Samotni-128334
CANNES 2018: Samotni
Wchodząc na ostatnią prostą i nerwowo wyczekując werdyktu jury, recenzujemy kolejne konkursowe propozycje – Adriana Prodeus ocenia film "Dogman" w reżyserii twórcy "Gomorry" Matteo Garrone, z kolei Michał Walkiewicz sprawdza, czy formę z "Karmelu" i "Dokąd teraz?" utrzymała Nadine Labaki w swoim "Cafarnaum".


Chłopiec, którego nie było ("Cafarnaum", reż. Nadine Labaki)

Zain (Zain Alrafeea) nie wie wprawdzie, ile ma lat, ale wie, ile dostał. W libańskim więzieniu dla młodocianych przestępców odsiaduje pięcioletni wyrok. Podobno dźgnął człowieka nożem. Na pewno nie okazuje z tego powodu skruchy. Gdy go poznajemy, znów stoi na sali sądowej, lecz tym razem po drugiej stronie barykady - pozywa swoich rodziców za to, że go spłodzili. Ryzykowna decyzja i równie odważne założenie fabularne.    
  
Reżyserka filmu, Nadine Labaki ("Karmel", "Dokąd teraz?"), zachowuje na ekranie swoje imię i pojawia się w rzeczonej scenie, by bronić chłopca w majestacie prawa. Ale chyba przede wszystkim po to, by poklepać nas po ramieniu i uspokoić: wszystko jest pod kontrolą. Wątłą ramę narracyjną zaczynają powoli wypełniać retrospekcje, odsłaniające życie bohatera w slumsach Bejrutu. Najpierw wraz z ukochanym rodzeństwem i surowymi rodzicami. Później na gigancie, razem z etiopską imigrantką Rahil (Yordanos Shiferaw). W końcu – porzuconego, wraz z dzieckiem Rahil, zaledwie kilkunastomiesięcznym berbeciem Yonasem (Boluwatife Treasure Bankole). Z kolejnych scen wyłania się podwójny portret: miasta-Lewiatana, trawiącego głównie najbiedniejszych i zepchniętych na margines, oraz dziecka walczącego desperacko o zbudowanie tożsamości. W sensie dosłownym, ponieważ ubodzy rodzice nie zgłosili faktu jego narodzin w odpowiednim urzędzie. A także metaforycznym, gdyż Zain będzie odtąd szukał w życiu podstawowych punktów odniesienia.

Chłopak gromadzi w mieszkaniu Rahil kolejne przedmioty i próbuje usypać z nich jakąś iluzję godnego życia. Zaś żeby nakarmić i ubrać Yonasa, nie waha się nawet okraść sąsiadów. Tytuł, nie mylić z nowotestamentowym miastem na północy Izraela, określa po łacinie chaos, bałagan, zaś konkretniej – "nagromadzenie wielu obiektów na małej przestrzeni". I wraz z rozwojem akcji motyw ten jest u Labaki coraz bardziej wyrazisty. Chaotyczne jest tutaj miasto, labirynt pełen szemranych typów i ludzi dobrej woli, wyrzuconych poza nawias dziwaków i bezwzględnych bandziorów, przemocy oraz empatii. Panuje nieład moralny, reprezentowany przez patriarchalny układ społeczny oraz wyzysk ekonomiczny. Wreszcie - chaosem wydaje się sama kowencja, rozstrzelona pomiędzy miejską impresją, surowym kinem społecznym a klasyczną opowieścią inicjacyjną.

Całą recenzję Michała Walkiewicza przeczytacie TUTAJ.


Rozmroź w sobie psa ("Dogman", reż. Matteo Garrone)

Asertywność – wyświechtane hasło, obecne na każdym seansie psychoterapii i szkoleniu w pracy. To przecież normalne, że nie umiemy odmawiać tym, na których nam zależy, czy których się boimy. A jednak brak umiejętności sympatycznego mówienia "nie" należy do chorób cywilizacyjnych. Rodzi mechanizm unikania (nie odbieramy telefonów, nie odpisujemy na mejle), a potem agresji, gdy nie kontrolujemy już gniewu wobec tego, komu nie potrafiliśmy odmówić. Bohater "Dogmana" byłby właśnie podręcznikowym przypadkiem skrajnie nieasertywnej osoby, która tak bardzo chce być fajna i lubiana, że za żadne skarby nie wyrazi najmniejszej negatywnej emocji.


Film Matteo Garrone zaczyna się wymowną sceną: oto drobny, mały człowiek polewa szlauchem wielkie psie bydlę przywiązane łańcuchem do metalowej wanny. Przemawia doń słodkim tonem, choć wściekła bestia chce go rozszarpać. Trudno uwierzyć, że jest w stanie ją namydlić i wysuszyć wielkim odkurzaczem, i wypada to niebywale śmieszne, gdy wreszcie zwierzę się poddaje, a fałdy pyska słodko falują od powiewu suszarki. Mamy więc do czynienia z zaklinaczem psów, dokładnie psim fryzjerem, który tapiruje pudle, przycina dredy kudłaczom i piłuje pazury czworonogom. Swojemu psu nie potrafi odmówić nawet własnego obiadu. Pewnie dlatego jest taki chudy.

To jednak nie jedyna jego profesja, bo oprócz prowadzenia zakładu, Marcello (Marcello Fonte) diluje także kokainą. Próbuje zbierać należność za towar wśród lokalnych łobuzów w miejscowym salonie gier, gdzie bokser Simoncino (jak przeobraził się do tej roli Edoardo Pesce!) wybija głową automat, wkurzony, że przegrał. Niestety, brak asertywności dotkliwie przeszkadza Marcellowi w tym zajęciu. Nie uczy się niczego od psów, które zamieszkują klatki w jego psim hostelu. Wybitnie nie potrafi bronić własnych granic.

Chwyta za serce scena, gdy złodzieje, nie dając mu całej doli, wyznają, że przy włamaniu musieli uciszyć psa, wsadzając chihuahua do zamrażarki. Oczywiście Marcello rusza na pomoc, rozmrażając w kuchennym zlewie sztywnego już kanapowca. Choćby dla samej tej chwili warto obejrzeć film Garrone. Oraz dla malowniczej, odrealnionej przemocy – krew skapuje z figur ogrodowych krasnali nie mniej niż ze zdeformowanej facjaty boksera Simoncino. Ta rola zresztą przywodzi na myśl Mickey'go Rourke'a z "Zapaśnika" czy Roberta De Niro z "Wściekłego byka". Zaś umęczony w końcu Simone ma na twarzy grymas podobny do Jokera Jacka Nicholsona.

Całą recenzję Adriany Prodeus przeczytacie TUTAJ