Ruszyła
73. edycja Międzynadorowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Na miejscu jest
Adam Kruk, który recenzuje dla nas film otwarcia – komedię romantyczną "
She Came to Me", w której możemy zobaczyć m.in.
Anne Hathaway,
Marisę Tomei i
Joannę Kulig. Czy polska gwiazda dotrzymała kroku laureatkom Oscara? Dowiecie się z naszej recenzji.
Recenzja filmu "She Came to Me" (reż. Rebecca Miller)
Syreni śpiew Autor: Adam Kruk
Na film otwarcia Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie zazwyczaj wybierane są tytuły lżejsze od tych startujących w rozgrzanym politycznie konkursie – za to z nazwiskami, które dodałyby blasku gali otwarcia. Tak było i w tym roku, kiedy pokazano "
She Came to Me", komedię romantyczną z dwiema laureatkami Oscara w obsadzie (
Anne Hathaway i
Marisą Tomei), znanym z "
Gry o tron"
Peterem Dinklage’em oraz
Joanną Kulig, rozchwytywaną na arenie międzynarodowej po występie "
Zimnej wojnie". W Stanach nagrała już dwa seriale, "
She Came to Me" to jej pierwszy amerykański film. I to u nie byle kogo: reżyserka i pisarka
Rebecca Miller, nagrodzona w Sundance za "
Własne tempo – trzy portrety", a w Polsce znana głównie z "
Planu Maggie", jest przy tym córką legendarnego amerykańskiego dramatopisarza
Arthura Millera (niedawno poświęciła ojcu pełnometrażowy dokument) oraz żoną samego
Daniela Day-Lewisa.
Jest to o tyle ważne, że opisywanie silnych męskich osobowości, szczególnie tych ze świata artystycznego, to motyw powracający w tworzonych przez
Miller filmach. Pozbawione są one jednak walecznego ostrza Me Too, obnażając raczej iluzoryczność męskiej dominacji oraz niemoc i kruchość tak zwanych "wielkich mistrzów". W "
She Came to Me" jest podobnie. Steven (
Dinklage) to znajdujący się w kryzysie twórczym kompozytor operowy, borykający się z długą listą fobii społecznych oraz generalną niewiarą we własny talent. Chmurny pan i jego artystyczne rozterki – motyw znany z połowy filmów
Woody’ego Allena oraz rzeszy jego epigonów – nie jest jednak centralnym punktem tej opowieści. Reżyserka wykorzystuje go raczej jako pretekst, by wprowadzić kolejnych, nie mniej ważnych bohaterów, których problemy wcale nie krążą wokół artysty.
Jego żona Patricia (
Hathaway) jest psychoterapeutką z nasilającą się obsesją czystości – wolałaby sprzątać niż słuchać pacjentów. Jej syn Julian (
Evan Ellison) związał się z nieco młodszą Teresą (
Harlow Jane) – zakochane w sobie nastolatki są w wieku, w którym zdecydować muszą o własnej przyszłości. Presję wywiera nie tylko zamożna rodzina Juliana, ale i rodzice Teresy. Jej matka, Magdalena, w którą wciela się
Kulig, to stłamszona problemami materialnymi i wczesnym macierzyństwem emigrantka z Polski. Zdominowana przez nieznoszącego sprzeciwu męża (
'>Brian d'Arcy James), tylko czasem potrafi znaleźć siłę, by huknąć po polsku na córkę – miłość wyraża, przelewając na nią własną gorycz.
Dwie rodziny o różnym kapitale kulturowym złączy (i rozdzieli?) miłość ich dzieci, rywalizacja będzie miała jednak zupełnie inny charakter niż w polskich "
Teściach". Szczególnie, kiedy mieszankę klasowo-rasowo-wyznaniową dopełni pojawiająca się ni stąd, ni zowąd Katrina (
Marisa Tomei). Mieszkająca na łodzi tajemnicza kobieta wychodzi na ląd w celu polowania na mężczyzn – skojarzenia z syreną są jak najbardziej na miejscu. Choć scenariusz jest pomysłowy, to w mnogości postaci i ich wzajemnych uwikłań nie zostało miejsca na ich pogłębienie. Stąd bohaterowie ukazani są dość stereotypowo: polska sprzątaczka, rasista w stroju konfederata, perfekcyjna pani domu… Najlepiej wypada wcielająca się w tą ostatnią
Hathaway, która zresztą również film wyprodukowała. Bawi się tu swoim nieskazitelnym wizerunkiem i po raz kolejny – jak w świetnym występie w "
Ocean’s 8" – bezbłędnie trafia w komediowe tony.
Całą recenzję autorstwa Adama Kruka znajdziecie
TUTAJ.