Artykuł

"The Wire", czyli miejska gra

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%22The+Wire%22%2C+czyli+miejska+gra-75177
Wyświetlany w Polsce pod nieadekwatnym tytułem "Prawo ulicy", serial "The Wire" to niezwykły portret współczesnej metropolii oraz kształtowanych w jej obrębie ekonomicznych, społecznych i politycznych relacji.  

W Szpitalu Stanowym dla Umysłowo Chorych Przestępców na 600 North Wolfe Street jest cela, w której książki o Florencji czytał Hannibal Lecter. W mieszkaniu na 66 Exteter Street para agentów FBI, prowadzących przepastne Archiwum X, odkryła legowisko Eguene'a Victora Toomsa - mutanta żywiącego się ludzkimi wątrobami. Szeroką Charles Street spacerowała pewna dziennikarka zaintrygowana cierpiącym na bezsenność w odległym Seattle Tomem Hanksem. W zlokalizowanym przy 5904 York Road Senator Theatre z bojówką "12 małp" zmagał się podróżujący w czasie Bruce Willis. Małpim szlakiem do miasta, w którym urodziła Jane Porter, przybył zakochany Tarzan. Nieopodal przyszedł na świat literacki Benjamin Button, podjazdową wojnę prowadzili ze sobą bohaterowie "Różowych flamingów", a pewna otyła nastolatka z fryzurą ułożoną na "Lakier do włosów" budziła sąsiadów: Good morning Baltimore. Every day's like an open door...



Wszystkich miejskich pieśni wysłuchał David Simon, który zaczynał jako szeregowy reporter, a rok temu zgarnął nagrodę Fundacji McArthura. W Polsce jego fantastyczny serial, emitowany przez HBO w latach 2002-2008, przepadł w czeluściach nocnej ramówki TVN-u, wypromowany przez stację na spadkobiercę konserwatywnego gatunku crime drama. W USA jego oglądalność także nie porywała (dwukrotnie groziło twórcom zdjęcie produkcji z ramówki), choć, w przekonaniu wielu krytyków, pozostaje najwybitniejszym współczesnym serialem. Wbrew samobójczemu marketingowi, nie chodziło wcale o gonitwę dobrych i złych, policjantów i handlarzy narkotyków, ale o ich związki z mediami, ekonomią, lokalną polityką. O wielowątkową i wielkomiejską epikę, której tradycja, jak się okazało, wcale nie umarła. O portret współczesnej metropolii i kształtowanych w jej obrębie ekonomicznych, społecznych i politycznych relacji. Witajcie w Baltimore – swoim nowym ulubionym mieście. 

Prawo prawu nierówne

Smaganie recenzenckim bacikiem naszych tłumaczy przypomina często kopanie leżącego, ale w przypadku produkcji Simona - jest na kogo ostrzyć kły. W Polsce serial wyświetlany był pod tytułem "Prawo ulicy". Demaskacja sensacyjnej konwencji jest tu nie tylko niepotrzebna, ale i ukrywa przed widzem sens opowieści, wyeksplikowany w oryginalnym i wieloznacznym tytule "The Wire". "Prawo" podkreśla odrębność "ulicy", nieprzenikalność przestrzeni życiowych na górze i na dole, a zwłaszcza rozwarstwienie między tymi, którzy "znają życie", a tymi, którym wystarcza błoga nieświadomość. "Wire" to z kolei, w zgodzie z dosłownym tłumaczeniem, "przewód", "podsłuch". Za jego pomocą bohaterowie filmu - specjalna grupa policjantów zawiązana w celu rozbicia narkotykowego gangu - inwigilują swoich przeciwników po drugiej stronie barykady. Lecz ów "przewód" to również łącznik między poszczególnymi sferami życia publicznego, między policją, związkami zawodowymi, ratuszem, szkolnictwem i mediami. Bo "The Wire" to przede wszystkim historia o mieście jako sieci naczyń połączonych. Spoiwem są tu ekonomiczne dysproporcje, prowadzące do wyniszczającej wojny narkotykowej. Z kolei energią zasilającą ten autoagresywny, a jednocześnie symbiotyczny twór, jest chciwość. Tylko ona może zapewnić iluzoryczne bezpieczeństwo. Ci na dole i ci na górze dzielą wspólną moralność. Prawo ulicy staje się prawem całego miasta.

Way Down in The Hole

Simon oraz współscenarzysta Ed Burns znają opisywaną rzeczywistość z autopsji - pierwszy pracował jako reporter śledczy w "Baltimore Sun", drugi był detektywem w wydziale zabójstw miejskiej policji. Swoją opowieść kreują na styku twardego realizmu, podkreślanego konserwatywną formą oraz mitotwórczej epopei (nie bez przyczyny już w czołówce serialu, stanowiącej kalejdoskop obrazków "z życia" ulicy, słyszymy kolejne covery "Way Down in The Hole" Toma Waitsa). Najważniejszym elementem mitologii Baltimore, na którym opiera się fabuła kolejnych sezonów, jest miejska topografia, reprezentowana przez kilka stref narkotykowej wojny: bloki mieszkalne The Towers oraz podwórka, na których włada rodzina Barksdale'ów; miejski port wraz z dokerami, dowodzonymi  przez robotnika polskiego pochodzenia, Franka Sobotkę; ratusz, w którym o fotel burmistrza stara się ambitny polityk Tommy Carcetti;  redakcja "Baltimore Sun", będąca areną ideologicznej walki między odchodzącymi do lamusa dziennikarzami śledczymi a szukającymi poklasku zwolennikami tabloidyzacji prasy.



Kluczowym pojęciem w filmowym opisie tej rzeczywistości wydaje się instytucjonalizm. Zhierarchizowani  są tu wszyscy - policjanci, gangsterzy, dokerzy, uczniowie. Simon poszukuje wrażliwych punktów w kolejnych "łańcuchach dowodzenia". Początek całej akcji daje niesubordynowany detektyw Jimmy McNulty (świetny Dominic West), który zdradza zaprzyjaźnionemu sędziemu, że w Baltimore karty rozdaje narkotykowy boss, Avon Barksdale. I tak, niechętni i dbający o własne stołki decydenci muszą ruszyć się do roboty. To, co następuje później, jest nieustanną walką o korzystniejszą pozycję do ataku - w filmie nie bez przyczyny powraca sportowa nomenklatura, uliczną wojnę chętnie porównuje się do "gry". Policjanci zmagają się nie tylko z dilerami oraz ich mocodawcami, ale przede wszystkim z decydentami "jasnej strony", oczekującymi szybkich aresztowań, które pozwoliłby im smażyć się w błysku fleszy. Oficerowie grają o dobre statystyki, władze miasta o kolejne kadencje, handlarze o byt, a media o władzę nad politykami. Wszystkiemu przygląda się Baltimore - kiedyś prężne miasto przemysłowe, jeden z symboli wielkiej industrialnej Ameryki, dziś przestrzeń całkowicie zdeindustrializowana, oddana w ręce prywatnych inwestorów, którzy rozgrywają na boku swoją partię. 

Pracownik miesiąca

Na Facebooku McNulty jest osobą publiczną i lubi go już dziesięć tysięcy osób (w tym niżej podpisany). To typ retro-noirowego detektywa, który nie stroni od kieliszka, ma byłą żonę, byłe dzieci, zaniedbaną kochankę i wiecznie niezapłacony czynsz. Nie ma jednak oporów, by kazać swoim synom śledzić podejrzanych o handel narkotykami pionków i cynicznie wykorzystywać własnych informatorów. "What the fuck did I do?" - pyta bez ustanku, chociaż dobrze wie, co i kiedy zrobił. W pewnym sensie, jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu - jeśli porównać miasto do wielkiego kawałka tkaniny, McNulty szuka odbarwień, przetarć, puszczających szwów. Jest skuteczny i osiąga swoje cele, bo zna najsłabsze punkty systemu. Na początku drugiego sezonu wykorzystuje geograficzny kruczek, związany z prądami w lokalnej zatoce, dzięki któremu zrzuca na karb swojego wydziału jedenaście bezimiennych ciał. Ryzyko jest duże, ale McNulty'ego nie interesują słupki i statystyki, a jedynie policyjna etyka. Podobna postawa, nawet jeśli z biegiem czasu skompromitowana, jest według Simona potrzebna. To w końcu kwestia czystego sumienia, które warte jest każdej ceny. "Mogą cię przeżuć, ale przecież w końcu muszą Cię wypluć" - mawia McNulty.

Gdyby podzielić ogromną liczbę bohaterów "The Wire" na dwie grupy - tych, którzy podtrzymują status quo, i tych, którzy nieustannie naginają granice wyznaczone przez przełożonych - w tej drugiej grupie McNulty nie byłby oczywiście samotny. Znalazłby się obok niego polityk Tommy Carcetti, dziennikarze "Baltimore Sun", sprzeciwiający się rządom koniunkturalnego naczelnego (inspirowanego prawdziwą postacią redaktora Johna Carolla), gangsterski homoseksualny Robin Hood Omar oraz postępowy oficer policji Howard "Bunny" Colvin, który za swój eksperyment, polegający na częściowej depenalizacji narkotyków, zostaje skazany na zawodową banicję.



Niemożność swobodnego działania przez ustawionych najniżej w hierarchii podyktowana jest autopromocyjnymi zabiegami decydentów. Władze Baltimore, bez względu na to, czy mowa o pionie służb mundurowych, ratuszu czy mediach, uwielbiają rozgłos, a ich polityczne strategie uzdrowienia miasta przypominają leczenie trędowatego aspiryną. Trzeci sezon rozpoczyna wielka, podkręcona przez telewizję, akcja rozbiórkowa. Wyburzone zostają budynki The Towers, w których kwitnie narkobiznes. Nikomu nie przychodzi do głowy, że zaradni gangsterzy zdążyli się przegrupować, a pojęcie biznesowej "strefy" to w ich języku kategoria nieco bardziej plastyczna. "We wszystkich dziedzinach życia społecznego, jakie przedstawia serial, suche liczby - traktowane czołobitnie jako obiektywna wiedza ekspercka, odzierane z kontekstu społecznego, ekonomicznego i politycznego - wzmacniają zastany porządek, zachęcając do bierności kunkatorstwa" - diagnozuje w świetnym tekście, poświęconym serialowi Davida Simona, Błażej Hrapkowicz. Trudno odmówić mu racji, patrząc na policyjną tablicę z nazwiskami jedenastu trupów, spędzającą sen z powiek oficerom wyższego szczebla.

Simon zostawił już Batlimore i zawędrował aż do Nowego Orleanu, by podliczyć straty po ataku Katriny w "Treme". Jego "The Wire" pozostanie jedyną w swoim rodzaju kroniką współczesnego miasta, która mogła zaistnieć tylko na małym ekranie, gotowym do przyjęcia rozbudowanej, powieściowej formuły. Baltimore nie ginie wprawdzie w wielkim wybuchu, ale skala postępującej destrukcji wydaje się podobna. Every day's like an open door? Czas zaśpiewać inną pieśń.