CANNES 2022: "Men" Alexa Garlanda i nowy film braci Dardenne

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/CANNES+2022%3A+%22Men%22+Alexa+Garlanda+i+nowy+film+braci+Dardenne-146601
CANNES 2022: "Men" Alexa Garlanda i nowy film braci Dardenne
Canneńska łódka powoli dobija do brzegu, ale to nie koniec naszych relacji. Michał Walkiewicz obejrzał najnowszy film braci Dardenne i jak twierdzi, jest na co czekać. Eweliny Leszczyńskiej w Cannes co prawda nie ma, ale kto by się przejmował takimi szczegółami. Oczekiwany i prezentowany w sekcji Directors Fortnight "Men" Alexa Garlanda ("Anihilacja", "Ex Machina") obejrzała w Warszawie, na pokazie prasowym. Przeczytajcie nasze recenzje.  

***


recenzja filmu "Tori et Lokita", reż. Jean-Pierre Dardenne & Luc Dardenne


   
"Więzy krwi"
autor: Michał Walkiewicz

Bracia Dardenne wrócili do formy. Dodałbym coś w stylu "wreszcie-nareszcie!", ale powiedzmy dyplomatycznie, że w ich filmowym królestwie nigdy nie czułem się jak u siebie. Nie mówię też o formie, która pozwalała im przetrwać chude lata w gronie canneńskich pieszczochów ("Nieznajoma dziewczyna" i "Młody Ahmed" wydają się wręcz filmami "na przeczekanie"), tylko o formie, którą zapracowali na renomę sumienia europejskiego kina oraz na dwie Złote Palmy. Ich "Tori i Lokita", opowieść o parze imigrantów lawirujących pomiędzy pracownikami belgijskiego socjalu a gangsterami z Liege, to wciąż fabularny wariant cinema verite, i to w krystalicznie czystym stanie. Ale też zaskakująco sprawnie opowiedziany thriller społeczny, w którym stawką, poza klasycznym, dardennowskim RiGCzem, jest czyjeś życie. 


Film otwiera scena przesłuchania, w której pracownicy opieki społecznej próbują ustalić pokrewieństwo szesnastoletniej Lokity (Mbundu Joely) i dwunastolatka Toriego (Pablo Schils). Choć nasza sympatia lokuje się po stronie zeznającej przed komisją bohaterki, jej historia o małym braciszku nie trzyma się kupy. Empatyczni i delikatni jak walec drogowy urzędnicy również nie dają się nabrać, żądają testu DNA, a Tori i Lokita – imigranci z Kamerunu i Beninu, których los zderzył ze sobą na łodzi u wybrzeży Europy – grawitują powoli w stronę kryminalnego podziemia. Dardenne'owie używają tu jednego ze swoich ulubionych, narracyjnych chwytów i wrzucają widza w sam środek akcji. Prowadzą nas przez codzienną rutynę bohaterów za pomocą kapitalnych, obyczajowych mikroscenek, a o głębokości bagienka każą wnioskować ze strzępek rozmów, ledwie zauważalnych gestów oraz ze znajomego polityczno-społecznego kontekstu. Szybko zresztą bagienko przykryje ich w całości.  

Betim (Alban Ukaj), lokalny mafiozo, dla którego Tori gania z narkotykami po mieście, umieszcza Lokitę pod ziemią, na plantacji marihuany przypominającej rozżarzony, betonowy labirynt. Moment, w którym dziewczyna wkracza do pokoju wielkości schowka na miotły, z mikrofalówką, stertą zatęchłych prześcieradeł oraz przedpotopowym telewizorem, byłby w innym filmie podróżą przez pierwszy krąg piekła. Ale bracia Dardenne raczej nie piszą (i nie myślą) takim językiem – nie interesują ich zamaszyste metafory, tylko konkret i detal. 

Całą recenzję filmu "Tori et Lokita" w reżyserii Jean-Pierre'a Dardenne'a i Luca Dardenne'a można przeczytać na karcie filmu TUTAJ

***


recenzja filmu "MEN", reż. Alex Garland



"Mad Men"
autorka: Ewelina Leszczyńska 

Połowa z Was zna to uczucie. Niepokój na granicy paniki – kiedy podczas samotnego spaceru po lesie orientujesz się, że masz towarzystwo. Przyspieszony krok i gorączkowe szukanie przedmiotu, który w razie konfrontacji posłuży za broń. Próba odgadnięcia, kim jest idący za tobą mężczyzna: gotowym do ataku napastnikiem czy nieświadomym Twojego strachu przechodniem? Nieważne, bo wyrzut adrenaliny sprowadza wszystko do atawistycznego wyboru między "uciekaj" i "walcz". Większość takich sytuacji kończy się pełnym ulgi westchnieniem. W "Men" Alex Garland wyciąga ekstrakt z pozostałych. 


Nie dajcie się zwieść. Sielskie krajobrazy i rozbuchana zieleń angielskiej prowincji służą reżyserowi za scenografię horroru w takim samym stopniu jak pamiętająca czasy Szekspira posiadłość o czerwonych ścianach. To właśnie tam, z dala od miejskiego zgiełku, Harper (Jessie Buckley) chce dojść do siebie po śmierci męża. Niezręczna wymiana uprzejmości z Geoffreyem (Rory Kinnear), suszącym zęby, wścibskim właścicielem domu, przygotowuje grunt pod festiwal grozy, który wkrótce stanie się udziałem bohaterki. A kiedy już Garland położy nam but na gardle – każąc wraz z Harper patrzeć na spadającego w samobójczym locie Jamesa (Paapa Essiedu) – będzie go dociskał aż do wieńczącej dzieło krwawej łaźni, jaka nie śniła się Davidowi Cronenbergowi. Zostaliście ostrzeżeni. 

Twórca "Ex Machiny" ostrożnie dawkuje informacje na temat swojej bohaterki. W serii krótkich retrospekcji zarysowuje źródło traumy, która jak rozbity nos będzie promieniować na całe jej życie. Być świadkiem samozagłady bliskiej osoby to jedno. Ale zmagać się przy tym z oskarżeniami o doprowadzenie do niej? To wciąż nie najbardziej diaboliczny pomysł, jaki przyszedł do głowy Aleksowi Garlandowi. Harper nie jest jednak protagonistką skorą do samobiczowania. To kobieta świadoma swojej wartości i potrafiąca ostro odpowiedzieć na próby manipulacji jej uczuciami czy przemoc. Wcielająca się w nią Jessie Buckley kolejny raz potwierdza, że portretowanie rozdartych, udręczonych kobiet to jej specjalność. Aktorka zręcznie wygrywa cierpienie, rozpisując je na skali od spływającej po policzku łzy po wydobywający się z głębi trzewi wrzask. 

Całą recenzję filmu "Men" w reżyserii Aleksa Garlanda można przeczytać na karcie filmu TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones