Szczerze powiedziawszy jestem jeszcze w stanie lekkiego niedowierzania, że na podstawie dzieła Rowling mogło powstać, no właśnie, TO - bo ciężko mi tu znaleźć nawet odpowiednie słowo. Niestety wiele aspektów absolutnie leży w tym filmie, zaczynając od głównego aktora, który jest całkowicie nijaki i sposobu w jaki był filmowany (przy większości ujęć przed oczyma stawał mi "Rudy" z "CSI : Miami"), poprzez wybranie NY jako scenerii, bo mimo aktorów mniej czy bardziej znanych, Amerykanie całkowicie zabili klimat i tą magiczną aurę, które np. w Harrym Potterze towarzyszyły od samego początku aż do końca. To chyba jedyny film gdzie nie poczułam kompletnie żadnego przywiązania do którejkolwiek z postaci, bo żadnej z nich nawet nie było okazji poznać... Jeśli chodzi o minusy to ta wypowiedź mogłaby się jeszcze trochę ciągnąć, więc zamknę tylko temat tym, że przynajmniej efekty specjalne były zadowalające. Liczę, że kolejne pozycje z tej serii będą lepsze...