Pomysł był niezły: główny bohater, lekarz, zaczyna ciężko chorować, staje się pacjentem i z tej pozycji obserwuje bezduszność współczesnej medycyny. Oczywiście pod wpływem własnych doświadczeń i kontaktów z innymi chorymi dochodzi w nim do ogromnej zmiany.
Dobra rola (jak zawsze) Williama Hurta.
Niestety film zbyt często trąci dydaktyzmem i jest, jak na mój gust, za sentymentalny.
Troche trąci, ale w moim odczuciu nie wpływa to jakos specjalnie na odbiór całosci. W tym wypadku proporcje nie zostaly drastycznie zachwiane.
Film, podobnie jak większość amerykańskich produkcji, cierpi na "Hollywoodzki kompleks" - jest przewidywalny i miejscami zbyt dosadny. Hurt faktycznie zagrał nieźle, ale jego rola nie rekompensuje niezbyt ciekawej fabuły. Ot, kolejna bajeczka dla dorosłych, lecz tym razem w starającej się nieudolnie chwytać za serce formie.