Pierwsza moja myśl, to taka, że ten film to pojedynek Affleck v Cavill. Obydwaj prezentują się imponująco na ekranie. Nie da się ukryć, temu Pierwszemu przyglądamy się uważniej, to w końcu nowy Batman. Aktor z przeszłością, nie wszystkie produkcje sygnowane jego imieniem można uznać za dobre. Affleck zdaje sobie z tego sprawę, miejscami szarżuje, ale wszystko w normie. Po „mega ekspresyjnej” grze Christiana Bale jest to dobra odtrutka. Cavill właściwie bardziej sprawdza się jako Superman, jako Clark Kent jest mało obecny, tu przegrywa z Waynem na całej linii.
Film zaczyna się w momencie kiedy Metropolis jest niszczone w pojedynku Superman v Zod. Widzimy jak to wygląda od kuchni i jest to jeden z najlepszych momentów w filmie.
Ale ma to też swoje słabe strony. Jeszcze przed pójściem do kina wiedziałem, że motywy kierujące naszymi bohaterami są delikatnie mówiąc naiwne. Jeden wydaje się zdziwiony, że kiedy niechcący rozwali budynek mogą zginąć cywile, drugi, że taka moc może zniszczyć świat. Snyder wespół ze scenarzystami też o tym pomyśleli, więc wprowadzili na scenę jeszcze kilka postaci żeby to nie było takie oczywiste. W konsekwencji film cierpi na przerost wątków, które skaczą jak koniki polne. Nie żeby nie można się było w tym połapać, ale jest tego dużo.
Problem polega na tym, że jeżeli MoS możemy uznać za wprawkę, to BvS jest niestety zwiastunem. Jako samodzielny film oferuje zbyt mało. Pewne wątki zostały po prostu olane na rzecz wprowadzenia LS. Jako fanboj miałem pewne oczekiwania i odszedłem z kwitkiem.
Zatem…
Oczekiwania to jedno, skaszaniona promocja to drugie, zaś nawiązania do komiksu Millera (nie oszukujmy się, Snyder zżyna ile się da) to inna sprawa. Dlatego chłodne przyjęcie wcale mnie nie dziwi.
Jednak są tam momenty naprawdę dobre, chociażby sceny walki. Wspomniana sekwencja początkowa, wizja koszmaru…jest się nad czym pochylić, jest o co ponarzekać. Ode mnie 7/10
Miłego seansu
Jak taki fanatyk tego filmu jak ty dal taką slabą ocenw to ten film musi byc slaby co potwierdzam.
Przykro słyszeć, że uniwersum DC idzie śladem Marvela i Star Wars, i zamiast skupić się na tym, by film bronił się jako samodzielna całość, twórcy wolą powstawiać milion odniesień do następnych filmów, "no bo przecież wszyscy ludzie to kochają". Niestety, panowie z Hollywood, nie wszyscy. Zawiodłem się na Age of Ultron, zawiodłem się na The Force Awakens i obawiam się, że zawiodę się też na BvS. Dlaczego blockbustery w ogóle idą w tę stronę? Kiedyś można było nakręcić Mrocznego Rycerza, Nową nadzieję, Iron Mana albo Supermana bez niepotrzebnych odniesień, za to były to rewelacyjne same w sobie, rozrywkowe filmy. I zarabiały spore pieniądze, więc nikt nie mógł narzekać.
Teraz nadzieja w Suicide Squad. W postaci Wonder Woman jest olbrzymi potencjał sam się przekonasz. Natomiast dla dobra całego uniwersum powinni zmienić reżysera.
Obejrzę to się sam przekonam, może nie będzie tak źle. Dużo ludzi mówi, że film jest podobny do Watchmen, który mi się bardzo podobał. Zack Snyder jest moim ulubionym reżyserem filmów super hero, nic do niego nie mam. Martwią mnie zarzuty dotyczące chaotycznego montażu i scenariusza, i te odniesienia do przyszłych produkcji które są pewnie sprawką włodarzy WB. Mogę zaakceptować głupią i prostą jak budowa cepa fabułę Goyera albo nierozwinięcie postaci drugoplanowych ale jeśli film jest tylko wstępem do innego filmu, to mi się coś takiego już nie podoba. Od wprowadzania do filmu są komiksy towarzyszące premierze albo tego typu rzeczy. Zeszłoroczna Fantastyczna Czwórka miała swoje wady, ale przynajmniej była samodzielnym filmem więc stawiam ją wyżej niż Age of Ultron. Jak z BvS wyjdę z poczuciem, że obejrzałem film gorszy od Green Lanterna to chyba już nigdy więcej nie pójdę do kina na żaden blockbuster. Chyba że będzie robiony przez inną wytwórnię niż Disney albo WB.
Do Green Lanterna daleko, więc spokojna głowa. Nie mniej jedna równie daleko do Watchmen, który jest samodzielnym filmem, ma swoje przesłanie, swój moralitet i solidnie narysowane postacie. Tutaj jeden Batman, Alfred, Lex, reszta taka sobie. Większość pytała mnie o Bat rodzinę, o czym to świadczy? Ze Snyder (albo producenci?) minęli się z oczekiwaniami widzów.
Dlaczego nie? :) No wiem, że Star Wars to absolutny klasyk a Iron Man jeszcze nie. Ale oba te filmy zaczęły dochodową serię w rewelacyjny sposób i są bardzo ważne dla swojego nurtu. Dla mnie oba są równie dobre, więc stawiam je obok siebie. :)
Obok siebie bym ich nie stawial, ale zgadzam się, że Iron Man wyznaczył standardy marvelowskiego kina superbohaterskiego.
TFA miażdży wszystko co zrobił Marvel, oprócz GOTG, bo stawiam te 2 filmy na równi.
W Marvelu przynajmniej jako protagonistów nie miałem bandy pałętających się dzieciaków. The Force Awakens jest już bliżej nurtu Więźnia labiryntu, Niezgodnej, Igrzysk Śmierci czy innego badziewia High School Musical.
Przecież Nowa Nadzieja też ma jak by nie patrzeć "bandę pałętających się dzieciaków". TFS jest zrobiony z szacunkiem do widza i został doceniony.
Jakby nie patrzeć to właśnie nie ma. Kto poza Leią był wiekiem zbliżony do wczesnej 20-stki?
"TFA jest zrobiony z szacunkiem do widza i został doceniony."
Czym ten szacunek różni się od szacunku w filmach MCU?
MCU też szanuje widza, no w Ultronie już poszli w autoparodię i żarciki były rzucane w najmniej potrzebnych momentach, ale to był znośny film. TFA to jednak wyższy poziom rozrywki.
lWzruszająca i piękna space-opera, zawierająca mnóstwo odniesień do poprzednich filmów, ciekawe i oryginalne postacie. Genialny balans pomiędzy praktycznymi efektami a CGI.
Ultron to tylko popkorniak w dodatku ze słabo zarysowanym antagonistą i mnóstwem debilnych scen, sam film nie wnosi kompletnie nic do MCU, poza 2 postaciami które są słabe.
Wzruszająca i piękna w jaki sposób? Bo wyciska łzy nostalgii zamiast zapewniać emocje? Właśnie do tego potrzebne były ciekawe i wiarygodne postaci, których nie otrzymaliśmy. Bohaterzy - Rey - archetyp Mary Sue, brak żadnego character developmentu, Finn - szturmowcowi z wypranym mózgiem niepopełniającym dotąd żadnych wykroczeń bez żadnego powodu odechciewa się służby a sama praca w terenie go obrzydza, Poe - o nim nie wiemy nic, poza tym że chętnie zawiera nowe znajomości.
"sam film nie wnosi kompletnie nic do MCU" - co wniósł TFA do uniwersum?
Nie oglądałem Pocahontas, więc nie robi mi to różnicy:)
Chociaż nie przypominam sobie, aby koloniści mieli cudaczne mechy, a Indianie łączyli się za pomocą włosów z np. bizonami. No,ale skoro aż takie są tam podobieństwa to ci wierzę, wszakże masz mój szacunek
Też mogę powiedzieć, że nie widziałem "A New Hope" i nie robi mi to różnicy. Ten sam scenariusz tylko w innych klimatach, to nadal ten sam scenariusz.
Jego i tak nie przekonasz.
Bycie Pocahontas w kosmosie to i tak najmniejszy problem tego filmu.
Gdyby nie efekty specjalne, w miarę ciekawe wykorzystanie 3d, to wszyscy wprost toczyliby bekę z tego filmu, bo nie mieliby zamydlonych oczu.
Między rasowy romans, smerfy w kosmosie? wtf.
"że nie widziałem "A New Hope"
To na czym ma polegać odczuwana nostalgia, jak nie na ślepych hołdach do tego filmu?
Jak obejrzę to będę polemizował.
A Nową nadzieję oglądałeś, miałem cię kiedyś w znajomych, mały kłamco
Geniusz. To była taka aluzja co to Twojej wypowiedzi. Twierdzisz, że nie widziałeś Pocahontas, to wcale Ci nie przeszkadza kopiowanie motywów z tego filmu na rzecz innego. Wcale nie musiałeś widzieć tego filmu animowanego, inni widzieli.
http://thenextweb.com/files/2010/01/16103_full.jpg
A co mnie obchodzą inni? Też robisz kupę tak jak ci każą koledzy w szkole?
Obejrzę i porównam, co mam czytać bzdury jakichś mentalnych gimbusów z sieci. Jeszcze brakowałoby tego, że słuchałbym gimbów. Coś podobnego!
Ohahahhaah Pajacu to ze miales kogos w znajomych nic nie oznacza! Jestes tylko lesczem! Wiec zamknij ryja bo inaczej porozmawiamy.
Mechy z Avatara, to po prostu dopakowany mech z Aliens.
Zastanawiające, że odbywa filmy robił ten sam koleś.
Rasy kosmitów mające zbiorową świadomość były już w masie serii sci-fi. Chyba najbardziej popularny przykład- Zergi i Nadświadomość. Protossi i ich Khala.
Centralnym punktem avatara jest ten między-rasowy romans.Motyw wprost podpieprzony z historii typu pocahontas. Przedstawiciel autochtonów, zbliża się do przybysza z obcego świata.
Avatar to przehajpowane gówienko, które wywołuje raka.
No strasznie, a mechy z Mass Effect albo Dystryktu? Sztampa i odtwórczość! Porównując w ten sposób filmy każdy jest powtarzalnym gówienkiem
Na blogu napisałeś, że dla ciebie Star Wars 2015 roku to Old Republic. Gra, która samo w sobie była zamachem na KOTORy będące jednym z najwspanialszych osiągnięć pod szyldem marki.
Gra, która nie oferuje w zamian niczego wyjątkowego nie oferuje- poza absolutną nijakością- pogrzebała szansę na kontynuację jednej z najlepszej serii rpgów w ogóle.
Cinematici na yt są fajne, ale to nie jest gra.
Dobrze, że przynajmniej nie ukrywasz, że nie masz w żadnym razie wiarygodności w temacie Star Wars.
Nie, konwencja RPG niszczy przede wszystkim fechtunek mieczem świetlnym, czyli najlepszy element świata SW.
Co to znaczy wiarygodność? Znowu zaczynasz ten gimbusiarski płacz?
Kwiknąłem. Wam się już tak w d, poprzewracało, że zapomnieliście czym Gwiezdne Wojny były.
Gdzie komentarze o myszcze miki i hannie montanie?
Driver tak bardzo dziecko- 32 lata. Reszta obsady ma około 25 lata. Dzieci jak sam sk****
"Zack to yebnij więcej ciemnych filtrów i wyeb ze scenariusza tego zabawnego robocika. Film ma udawać powagę, żeby zarobić na tępych dzieciach, które powtarzają na forach jakie dojrzałe filmy kręcisz.No i więcej slow-mo w walkach na miecze!" XD
Już darujmy sobie sofizmaty rozszerzenia. No i co z SW ma wspólnego Snyder? Jeżeli już miałbym iść tokiem waszego sposobu prowadzenia dyskusji powiedziałbym, że wpadacie w jakąś paranoję związaną z wyższością TFA nad całym MCU, mimo że bez OT bez ten film zupełnie nie istnieje i gdzieś tam umyka w tłoku.