Nowa Zelandia wraca do gry: Jason Howden idzie śladami Petera Jacksona.
"Deathgasm" to komedio-horror, który ucieszy każdego fana ekstremalnego metalu. Durne to niemożebnie, ale takie też miało być w założeniu. Duża dawka gore i odniesień muzycznych, które rozbawią jedynie tych, co liznęli co nieco black i death metalu. Dla reszty będzie to zapewne po prostu niesmaczny film o grupie nerdów, którzy walczą z demonami. Jak na produkcję niskobudżetową, rzecz jest przyzwoicie zrealizowana, krwawe efekty stoją na dobrym poziomie, najgorzej za to prezentuje się fabuła, która jest zwyczajnie wtórna i szczątkowa zarazem. Oczywiście, znajdzie się miejsce na wątek romansowy (szkolna piękność zwróci uwagę na nękanego przez osiłków metala) oraz silniejsze od mocy piekielnych więzy przyjaźni. W sumie całkiem przyjazny w odbiorze splatter-flick, choć odnoszę wrażenie, że nieco już wyrosłem z podobnych wygłupów. Tak czy siak, nie jest to pozycja, która na długo zapadałaby w pamięć: głównie przyczynek do rozważań, dla ilu ludzi "Martwica mózgu" stała się źródłem inspiracji.
Czytając, co piszesz nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nic z filmu nie zrozumiałeś.Jak dla mnie najprostsze jak dotąd 10/10.