Nieźle się przy tym natrudziłem. I nie tylko ze względu na trudność gry, a na masę bugów i to, jak słabo ta gra opowiada historię. Szkoda, bo klimat jest.
Na początku gra wciąga. Podobać może się klimat bazy Czystego Nieba, rozmowy, które prowadzimy z jego członkami oraz niepokojące, szczególnie po zmroku, bagna. Zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy jeszcze na tyle przygotowani, by wyruszyć w „pole”, bo każde starcie z mutantami jest na początku wyzwaniem. Całkiem ciekawy jest system walki z innymi frakcjami o dominację nad terenem, gdzie musimy atakować bądź bronić konkretnych lokacji w ramach swojego obozu. To też najpewniejszy sposób na zdobywanie łupów, bo z tym łatwo nie jest – wszystko jest drogie, a pieniędzy prawie zawsze nam brakuje. Toteż czuć w tym wszystkim porządny survival. Wzbogacać możemy się na licznych zadaniach pobocznych, ale te są na tyle losowe i wtórne, że dość szybko zaczynają nudzić.
Niestety z upływem godzin, gdy odkrywamy kolejne lokacje, scenariusz robi się coraz bardziej mdły i bez polotu, przez co czasem sami zaczynamy się w historii budzić. Zresztą sam interfejs jest przygotowany w tak niedbały sposób, że trudno sobie chociażby historię czy główne wątki przypomnieć, czy też znaleźć kluczowe zdarzenia. Czasem można utknąć nie wiedząc, co robić dalej i gra nie ma zamiaru nam w tym pomagać. Poza tym cała masa wspomnianych bugów nam tego nie ułatwia. Ekwipunek i broń psują się tak szybko, że tracisz ochotę na przywiązywanie się do nich. A cała ta niby „wyjęta z życia losowość” polega na tym, że ty dostajesz kulkę w łeb po jednym strzale, będąc w ukryciu, a twój przeciwnik padnie może po wypluciu w niego co najmniej kilku serii. Skoro już o poziomie trudności, to ten jest bardzo niewyważony. W drugiej połowie gry możemy natknąć się na zaskakująco proste zadania, prostsze niż te, z początku gry i na odwrót. Nie czuć jakiegoś narastania tegoż poziomu wraz z upływem gry, wraz z tym jak polepszają się nasze umiejętności. Oczywiście, sama końcówka jest najtrudniejsza z całej gry, ale to co się dzieje przed nią jest mocno niewyważone.
Poruszanie się po lokacjach znanych z poprzedniej części to trochę pójście na łatwiznę. Dodano może ledwie kilka obszarów, czy broni. Tak naprawdę niewiele zmieniono. Może by się to wybroniło gdyby scenariusz angażował gracza. Tymczasem okazuje się, że po pierwszych kilku godzinach, z poczuciem pewnej świeżości w fabule, zaczynamy mocno poruszać się drogą bohatera jedynki i robić mniej więcej to samo, co on… nie raz miałem deja vu. Fabuła przestała mnie w pewnym momencie interesować. I całe szczęście, że nie miałem dużych oczekiwań, bo to jak ta gra się nagle kończy woła o pomstę do nieba. To chyba jedno z najmniej ambitnych zakończeń w FPS’ach, z jakimi miałem do czynienia.
„Clear Sky” ma do zaoferowania tylko dość ciekawy początek z umiejscowieniem akcji na bagnach. Poza tym, to powtórka z rozrywki, ale jeszcze mniej dopracowana pod kątem technicznym i słabszą historią, również słabiej opowiedzianą.
5/10