Grałem w każdą odsłonę GTA pomijając piątkę, która jeszcze nie wyszła na PC. II, VC i SA niesamowicie mnie wciągnęły. W I grałem po czasie*, ale mimo to miałem niezłą frajdę z gry. Tylko jakoś III jakoś osobiście mnie nie kręciła, chociaż przecież była tak wielkim hitem. Nie wiem czy to wina szaro-burego klimatu czy niskich jak na GTA możliwości eksploracji lokalizacji. Nie jestem w stanie powiedzieć co zaważyło, ale nie poświęciłem temu tytułowi zbyt dużo czasu. Mimo tego wydawała się całkiem solidną pozycją.
No i teraz mamy na PC Czwórkę, która przenosi znowu do Liberty City (w nowej odsłonie) i znowu tego nie czuję. Jednak w przeciwieństwie do GTA III jestem w stanie wytknąć co tutaj nie działa. Podobnie jak Trójka ta odsłona wprowadzała do serii nowy silnik i co za tym idzie część funkcjonalności zniknęła, a część się zmieniła za cenę nowych bebechów oferujących lepsze możliwości. Tak też IV to taki okres przejściowy w historii serii, ot zapychacz przed odsłoną wykorzystującą pełnie możliwości RAGE (czyt. "GTA V") i niestety jest to bardzo odczuwalne.
Zniknęły rowery, samoloty i tereny pozamiejskie. Wiele broni, możliwości i aktywności też brakuje, co jest szczególnie odczuwalne podczas misji, ale o tym później. Zamiast tego dostaliśmy realizm**, który momentami wydawał się przesadzony i tylko odbierał frajdę z rozgrywki. Ulice są zatłoczone utrudniając szaleństwa za kółkiem, bronie są trudno dostępne, stróże prawa są bardzo czujni, a pościg to już nie owczy pęd za nami tylko poszukiwania w wyznaczonym obszarze. Przez to jakoś nie ma tej frajdy z robienia rozróby jak w poprzednich częściach. Aspekt zmagań z policjantami tutaj bardziej mi przypomina stare NFS (Most Wanted czy Carbon) niż poprzednie części GTA. Ot zgubić ogon i wrócić do swoich zajęć, to jest wręcz dobijające.
W sumie to nawet nie ma jak odegrać epickiego pościgu skoro gwiazdki znikają chwilę po tym jak uciekniesz z obszaru poszukiwań. Jak mogli skopać tak ważną element gry? Chociaż jak pomyślę o tym jak skopano mechanikę prowadzenia samochodów to może nawet lepiej, że tak to teraz działa. Czemu? Bo tymi samochodami nie da się jeździć. Przy zakrętach zarzuca niemiłosiernie, a użycie ręcznego niemal zawsze kończy się obrotem o 180 stopni, w wyścigówkach jest jeszcze gorzej. Tylko motory i SUVy da się normalnie kierować. W poprzednich częściach jazda autem to była frajda, a tutaj to katorga. W SA czy Vice City podobnie zachowywały się auta z przebitymi oponami jak tutaj normalnie.
Z San Andreas przejęto system żywności, przebrań czy aktywności, ale też to spieprzono. Nie masz wyboru co jesz (czyt. ile płacisz i ile HP odzyskujesz), a budek z jedzonkiem jest tak mało, że jak chcesz zregenerować życie to musisz zapieprzać dwie dzielnice. Ubrań jest bardzo mało i wybierasz je podchodząc do poszczególnych stoisk, czemu nie mogli zostawić to tak jak w SA. Z aktywności zostały nam przede wszystkim różne minigierki jak kręgle czy rzutki. Jak na moje zrealizowano je bardzo słabo. Z nowych rzeczy mamy chociażby telewizję (ona jest tylko po to, by być), Internet (głównie ciekawostka) czy też telefon (no tutaj jest kilka przydatnych rzeczy). Co do Internetu to ma kilka praktycznych zastosowań, ale one zostały na siłę wciśnięte tutaj. W poprzednich częściach miałeś listę aut do znalezienia, tutaj dostajesz listę na maila. W SA zdobywałeś dziewczynę poprzez misję poboczną, tutaj poprzez fejsika. Tylko telefon ma jakieś sensowne zastosowanie. Można SMS-em powtórzyć nieudaną misję (w VC były taksówki) i zadzwonić do znajomego, by się umówić zamiast kampić pod jego miejscówką. Tylko niestety komórka ma też negatywną stronę, pełno SMSów i telefonów od znajomych, którzy tylko zawracają głowę, ech...
No i teraz najważniejsze, czyli fabuła i klimat. Zacznijmy od tego drugiego. Niby miał być klimat metropolii, ale jakoś tego nie czuję. Jakoś za małe to wszystko. Niby ma być Nowy Jork, a pełno niewykorzystanej przestrzeni, drobnych bloków, a wieżowców jak na lekarstwo. To tak jakby nagrać film w Łodzi i udawać, że to Los Angeles. A jak fabuła? No to jest dopiero kiszka. W III, VC i SA była ciekawa i wciągająca. Cut-scenek słuchało się z przyjemnością, a tutaj? Filmiki są nudne, długie i o niczym (najczęściej jest to kilka osób gadających o czymś tam w jakiejś tam lokacji), pomijam je wszystkie jak leci. Do tego motyw przewodni jak i główny bohater są słabe. Przyjeżdża Serb po American Dream, a dostaje... małą Serbię. Wszystkie jego zmartwienia i wrogowie czekają na miejscu, ach ta globalizacja. W Niko najbardziej wkurzające jest to, że w filmikach płacze jak mu było ciężko na wojnie i jakim przeżyciem jest zabicie kogoś czy utrata bliskiego, a w grze strzela do ludzi jak do kaczek. Pod względem wyglądu i zachowania Bellic to taki typowy Seba, dresik co skopie tyłek komu trzeba, bo wisi kasę czy też porysował autko. Do tego ten okropny akcent, zupełnie jakby Borat próbował naśladować OG Loca. Jednak najgorszym elemetem fabuły jest Roman. Rety, nienawidzę typa. Na zmianę robi za napalonego ruska i chłopca do bicia. Raz trzeba wysłuchiwać jak gada o cyckach i gorących kobietach, a następnym razem trzeba go wyciągnąć z bagna. No ja pieprzę...
Dlatego też uważam tę grę za najgorszą z serii. Brakuje jej klimatu i frajdy z poprzednich części. Zamiast tego dostaliśmy realizm aż do bólu i nudną operę mydlaną z dresikami w rolach głównych.
*W inne tytuły pogrywałem w roku premiery.
**Aczkolwiek wielki szacun za wielki symulator żyjącego miasta. Ludzie przestali być pamperkami krążącymi w kółko w oczekiwaniu aż gracz ich przejedzie, a odwzorowanie zasad ruchu uliczne zasługuje na pochwały... tylko czy tego wymagamy od GTA?
Zapomniałem o jednej rzeczy, misjach. W poprzednich częściach tańczyło się samochodami, sterowało samochodzikami na pilota, wykradało jetpacki, okradano banki, włamywano do mieszkań, przejmowało samoloty czy ścigało pociągi, a tutaj? Jedź do wskazanego punktu, ewentualnie zabij kogoś i odwieź kompania do domu, a jeśli nie był z Tobą to zadzwoń do niego i powiedz, że sprawa załatwiona. Czasem urozmaiceniem jest śledzenie celu do kryjówki czy też pościg, ale one zawsze kończą się tak, że on w danym punkcie wychodzi z auta i zaczyna się walka. Normalnie można poczuć się jak w Taxi Simulator.
Aktualizacja po latach: Chyba nie tylko ja miałem pretensje o klimat i gameplay odbiegający od tego do czego przyzwyczaiła nas seria GTA, bo R* wyraźnie chciał to naprostować w DLC. Zwłaszcza w TBoGT, gdzie jest kolorowiej, bogaciej i absurdalniej. Tak więc oto dostaliśmy misję z przesłuchaniem polegającym na celowaniu piłeczką w klejnoty naszego um... jeńca. Niemniej przy okazji dali dużo zadań ze śmigłowcami, które są beznadziejne w sterowaniu na PC. Ależ mi to napsuło krwi.
Teraz jak patrzę na swoją wypowiedź z perspektywy tygodnia, w ciągu którego przeszedłem Czwórkę to muszę stwierdzić, że jednak udało się tej grze mnie wciągnąć. Brak funkcjonalności aż tak nie gryzł, bo przecież Vice City też nie miało tylu rzeczy, a przecież gra była to zacna. Ograniczenie dostępu do broni dobrze wpłynęło na poziom trudności, bo przedtem kroczyło się z ciągłym ogniem z miniguna i nawet nie było trzeba się starać. Jak się odblokowało całe Liberty City to zaczęło się dostrzegać metropolitalnośc tego miasta. Nawet można nauczyć się żyć z tymi szalejącymi samochodami.
Fabuła niestety nadal jest nudna pomimo kilku perełek, misje nie są aż tak różnorodne, ale mimo to wciągały. Tylko nadal wkurza w nich to, że wycieczki po Liberty City są ich ważnym elementem. Chyba R* było zbyt dumne z miasta, które stworzyło, bo dojeżdżanie do misji, po misji i w trakcie misji potrafiło zmęczyć.
Na początku muszę przyznać Ci rację, że gta 4 jest prawdopodobnie najgorszą częścią z serii gta, ale mimo tego poziom gry jest typu must play i must have, a przynajmniej dla fanów sandboxów. Właściwie to zgadzam się z twoją opinią w ok 90%, w sumie mam wrażenie że, gdyby nie san andreas to by nie było tyle hejtu na czwórkę.
Głównie nie zgadzam się z Tobą co do realności gta i fabuły.
Rockstar zdecydował się na zwiększenie realności, co część fanów odebrała negatywnie (dla tej części polecam saints row),
ale dla mnie jest to zdecydowanie na plus; korki jak w prawdziwym mieście (tylko na PC), autem już nie da się jechać maksymalna prędkością i wchodzić bez problemowo w zakręt, jazda motocyklem to w praktyce samobójstwo, po prostu łatwiej zginąć gdy gra się na pałę. Ale mimo tego, można robić epickie pościgi tyle, że musimy więcej kombinować, a nie jechać do pay and spray.
Co do fabuły, nie można zarzucić rockstarowi, że się nie postarali. Poruszyli temat american dream i pokazali jak na prawdę wygląda życie imigranta w stanach. Roman opowiadający jak to mu dobrze się żyje jest odzwierciedleniem tych wszystkich filmów o ameryce jak to u nich nie jest super. Jednak za tymi pozorami są ludzie, którzy są zmuszeni do ciężkiej pracy, bycia traktowanym jak gówno (Roman i Vlad) a w nagrodę mogą oglądać amerykańską telewizje i jeść fast fooda - american dream.
Niko jest to ciekawa postać, z tego względu, że w porównaniu do bohaterów z poprzednich części, nie zależy mu na wspinaniu się po drabinie przestępczej kariery, a na spłaceniu długów Romana i rozwiązania ich kłopotów. Co więcej Niko pod pozorem zimnego mordercy, często okazuje swoją ludzką stronę. A co do zabijania, to musi to robić bo z powodu jego przeszłości, nie umie robić nic innego tak dobrze.
Misje faktycznie są trochę liniowe, ale w każdej z nich jest rozwinięcie fabuły. Podczas podróży z punktu A do punktu B jest dialog między bohaterem a zleceniodawcą, co świetnie wpływa na poznanie innych bohaterów w grze, a także sprawia że interakcja Niko z innymi jest bardziej naturalna.
Na zakończenie dodam, że po legendarnym san andreas, czwórka jest lekkim krokiem do tyłu pod względem rozgrywki; tak jak wspomniałeś: zmniejszyli świat, zabrali samoloty, umiejętności i inne fajne rzeczy, ale za to gra bardziej przypomina film, który jest interaktywny.
Tak, GTA IV jest chyba najgorszą częścią serii, ale i tak jest jest pioruńsko dobrą grą. Rzeczywiście jakby nie było GTA SA to aż tak tej części nie oberwałoby się za pogubienie funkcjonalności. Jednak i tak ganiłbym ją za mdły klimat i przesadzony realizm.
Polecasz tym, którym nie podobał się przesadzony realizm, Saints Row? A to nie jest tak, że GTA to seria, w której porywało się autobus pełny ludzi, by przerobić ich na hamburgery (II), podkładało bomby zdalnie sterowanym helikopterem (VC) czy też kradło jetpack wojsku (SA)? W GTA od zawsze frajda była przedkładana ponad realizm, więc czemu w IV zmienili zdanie? A korki? Nie miałbym nic do nich gdyby istniały jakieś tereny pozamiejskie, w których mógłbym się rozpędzić, ale nie... Mamy jedno wielkie i zakorkowane miasto. A bardziej wiarygodne zachowanie samochodów? Tutaj sprawa jest jak z NFS, od zawsze auta miały arcade'ową fizykę, więc nic dziwnego, że realizm w ProStreet i IV wkurzył fanów.
To teraz sprawa z fabułą. Zauważ, że Ty mówisz o jej koncepcie, a nie o realizacji. To są wbrew pozorom dwie odrębne sprawy. Pomysł na pokazanie American Dream od kuchni był fajny, aczkolwiek trochę odbiegał od standardów serii. Jednak to jak się do tego zabrali to według mnie zmarnowanie fajnego pomysłu. Dobra, Władymir Glebow szantażował Bellica, więc musiał zostać jego chłopcem na posyłki, problemy z rosyjską mafią też było można zrozumieć, z UL Paper też... ale cała reszta? Jacob, Brucie, Elizabeta, Manny, Playboy X, Bell czy klam McRearych... Niko nie musiał im usługiwać, ale mimo wszystko to robił. I to było wkurzające, niby Bellic to imigrant, który chce świętego spokoju, ale co rusz idzie skopać kogo trzeba jak jakiś Sebiks. I to jest taki dysonans, z jednej strony Niko pokazuje ludzką stronę i nie chce zabijać, ale z drugiej to nikt go nie zmuszał, by napadał na bank i zabijał przy okazji połowę LCPD.
Misje są liniowe, a cut-scenki wprowadzające nie pomagają. Postacie są nudne i bezbarwne i interakcja z nimi polega na tym, że gadają, gadają, gadają i na koniec zlecają misję. Spójrz na chociażby GTA V, tam każdy jest jedyny w swoim rodzaju i aż chce się go słuchać. Dialogi podczas dojazdu są świetne, ale jeśli powtarza wielokrotnie tę samą misję to zaczynają męczyć. Jednak to rozwiązali w którymś DLC dają pulę dialogów, które losowo się załączają.
Czyli według Ciebie SA jest fabularnie lepsza od gta 4 ? Ziomki ganiające w zielonych koszulach i nudny wątek z policjantem ? :d Ok. Każdy widzi co innego. Dla Ciebie ważna jest możliwość jazdy na rowerze a dla kogoś fabuła.
Tak i nie gadaj, że gta sa którą zachwalasz nie jest liniowa . Gta 3 fabularnie jest ok ale vc ssie a w gta 2 to ja nie pamiętam fabuły. Ta gra byłą postawiona na realizm nie jest to ani wada ani zaleta. Każdy odbiera to na własny sposób. Zrobili jedną gta w taki sposób i tyle. W piątce ten przerysowany świat chyba wraca ( nie wiem, nie mam sprzętu do gry)
Przepraszam, ale gdzie niby napisałem to wszystko co mi zarzucasz? Bo ja tego nie widzę... ale niech będzie, odniosę się po kolei, coby nie zostawić niedomówień.
1) Nigdzie nie stwierdziłem, że fabularnie San Andreas jest lepsze od Czwórki. Acz jeśli chcesz poznać moje zdanie to uważam, że GTA nigdy nie robiło szału pod względem opowiadanej historii. Zarówno III, VC jak i SA szału nie robiły (ery 2D nie wliczam, bo jej zwyczajnie nie miały)a IV wcale nie jest pod tym względem lepsze, wbrew temu co twierdzą jego fani. Jasne, premise jest zdecydowanie poważniejsze niż w poprzednich częściach, ale co z tego skoro opowiedziano wokół niego dobrej fabuły. Biedni Nico przyjechał do Stanów po American Dream a na miejscu szantażuje go mafia... dobra, pora pójść na kręgle z turbo irytującym kuzynem. I zabić randomów dla zblazowanego steryda, chociaż nie musimy i nie lubimy zabijać (skądinąd, to ma swoją nazwę, dualizm ludonarracyjny). Inne części przynajmniej nie udawały czegoś czym nie są i dawały frajdę.
2) Dlatego przytyk, że wolę ziomków w zielonych koszulach gających za nudnymi glinami jest inwalidą :P Bo to nie była wybitna fabuła, nawet dobrą bym nie dawał, ale czy dawała mi frajdę? Oj tak! Od ikonicznego pościgu za pociągiem, przez włam do redneckiego pułkownika i zalewanie tojtojów betonem na przejmowaniu samolotów w locie kończąc. Nie miało to sensu, ale było niesamowicie urozmaicone i nieziemsko grywalne. Pod tym względem IV udające realizm wypada blado.
3) Tak samo inwalidą jest stwierdzenie, że dla jednych liczy się możliwość jazdy na rowerze a dla innych fabuła, bo jak już po raz dziesiąty zaznaczam, pod tym względem IV wcale szału nie robi a poważniejszy ton jest regularnie niszczony przez do bólu irytujące postacie z Romanem na czele. Nico ze swoim akcentem a'la Borat też mi zresztą działał na nerwy. Poza tym pojazdy i scenariusz tworzą dwa różne zespoły, więc to wcale nie jest wybór albo-albo ;) Już pomijam, że rowery to jednak z wielu rzeczy, które wymieniłem, że mi brakuje a Ty sobie wyciągnąłeś je jedne, by strywializować moje stanowisko, że dostałem dobrą (doubt) historię a płaczę za możliwością popedałowania na składaku.
4) Jakbyś doczytał to wiedziałbyś, że chodzi mi o liniowość gameplayu. Misje są do bólu powtarzalne, w ponad 90% polegają pójściu gdzieś i postrzelaniu do wskazanych przeciwników. W innych odsłonach było mnóstwo odskoczni jak chociażby włamy czy szkoły jazdy. Tutaj tego nie ma.
5) Co do realizmu to też o nim pisałem. On był udawany, bo niby Nico chlipie, że zabijanie jest straszne, nie chce tego robić i go do tego zmuszają a potem bierze karabin i na ochotnika biegnie pomóc jakiemuś jamajskiemu gangusowi. Ki czort? O kuzynie Romanie drącym gębę i walącym sprośnościami nawet nie wspominam. Tak samo tym zblazowanym sterydzie, który się zachowuje jakby mu się klepka odkleiła. Pięknie te przesadzone postacie pasują do założonego "realizmu".