Doskonale ukazuje fakt, iż nawet bez ogromnych nakładów finansowych, a z dobrym
pomysłem- da się stworzyć coś ciekawego. Jason Gann i Adam Zwar słyną (oczywiście nie
licząc Australii- w mniejszym gronie, ale jednak) z pewnego rodzaju humoru, który
niekoniecznie przypadnie do gustu każdemu- wiadome! Ostatnio o Wilfredzie zrobiło się
głośno przez wersję amerykańską, jednak nie powinno się zapominać o tej pierwotnej. Ja w
każdym razie najpierw trafiłam na australijską wersję, a dopiero potem na amerykańską.
Nie chcę porównywać, bo każda wersja na swój sposób jest wciągająca. Absurd?
Rzeczywiście, chociaż pod nim kryje się natura człowieka. Mówcie, co chcecie: 10/10.
Radziłabym pobrać z jakiejś strony, do tego ewentualnie poszukać napisów, chociaż nie wiem, czy są.
Chciałabym mieć porównanie, ale chyba Wilfreda niełatwo znaleźć. Amerykańska wersja strasznie mi się podobała. Wiem, że jeśli skończę 2 sezon, to będę chciała więcej, może wtedy sięgnę po Australijską.
Jedno musicie przyznać. Główny bohater (a może drugoplanowy... w końcu to bez wilfreda nie byłoby serialu ;) przystojniejszy w amerykańskiej.