Myślałem że czwarty sezon to porażka ale piąty bije go na głowę. Joe podczas tych 2 sezonów z postaci inteligentnej, charyzmatycznej i sprytnej. Staje się po prostu tępym mordercą z rozdwojeniem jaźni z zafascynowaniem do zabijania, wręcz uzależnionej od tego. W jego zabójstwach brakuje jego chytrości i analizowania ofiary z poprzedniej części. Po obejrzeniu pierwszego odcinka już da się wyczuć brak tamtej gracji. Im dalej zgłębiamy się w fabułę tym bardziej ona staje się bezsensowna. A finał to po prostu oplucie postaci jak i fanów.
Postacie kobiece jak w aktualnej rzeczywistości kinematografii są nie do pokonania. Nawet siostra Maddy skopała joe dupe. Kate po postrzale i uderzeniu młotkiem była w lepszym stanie jak joe po jednym jej uderzeniu. Już nawet nie mówię o tym że musiała przeżyć poznaj po takich obrażeniach (gdzie Joe wyszedł znacznie wcześniej a ledwo to przeżył).
Kiedy dotrze ktoś do finalnego odcinka nie może liczy na więcej logicznych zachowań nasz Antagonistą zachowuje się jak największy półgłówek nie zauważywszy nic podejrzanego w zachowaniu swojej partnerki która finalnie próbuje go zabić. Gdy jej się to nie udaje i ucieka postrzelona przez joego, on bez namysłu pomyślał że biegnie w las nie do domu gdzie jest jedyny telefon.
Kiedy w końcu znów dochodzi do konfrontacji pomiędzy nimi (pomijając pojawienie się kastetu w jej kieszeni) to po finalnym utopieniu I ucieczce naszego bohatera do lasu sprintem ona go dopada przypominając że jest postrzelona, przynajmniej podtopiona oraz ciągłe ma rozwaloną kostkę znajduje go ale wcześniej oczywiście pistolet pokonuje go. Szczerze uważam że znacznie lepszym rozwinięciem fabularnym byłoby po prostu zabicie joego w trzecim sezonie oraz stworzenie z love naszej głównej bohaterki byłby to znacznie bardziej satysfakcjonujący ciąg zdarzeń.
Nie jest to żaden feminizm. Najważniejszymi ofiarami Joe były kobiety. Faktem jest, że początkowo najbardziej odpowiednią przeciwniczką wydawała się Love. Ten wątek moim zdaniem został skończony bezsensownie. Co do Kate również zgadzam się, że jej "zmartwychwstanie" było przesadzone, ale miało dać widzom nadzieję na "happy end" dla Henry'ego. To, że przeżyła Louis/Bronte ma sens z perspektywy osób, które są dobrze obyte z wodą. Da się udawać utonięcie przez pewien okres, przy odpowiedniej technice oddechowej. Myślałam, że może wyjaśnią, że była kiedyś dobrą pływaczką? Tego mi brakowało. Mimo wszystko miałam nadzieję, że to Kate i Nina będą odpowiedzialne za ukaranie Joe, a nie ta bezbarwna Louis (choć aktorkę cenie za rolę Janine w Handmaid's Tale).
Nie uważam że to feminizm zdaje sobie sprawę że tak to wybrzmiało aczkolwiek w ostatnich produkcjach filmowych spotkam sie z nieustannym takim wydźwiękiem, przez co filmy stają się przewidywalne i monotonne
Przepraszam jeśli to cię uraziło.
Jeżeli chodzi o wątek zmartwychwstania to zawsze mnie to denerwowało psuło mi to magię filmu w który był stworzony w realiach normalnego swiata
Jestem feministką, ale tutaj rozwiązanie nie jest feministyczne w założeniu, a powiązane z głównymi zbrodnia i Joe. "Zemsta kobiet", co pokazał zresztą odcinek "Trial of the Furies" była uzasadniona. Bronte powinna była być postacią pośrednią, a nie finalizującą cały dramat. Lepszym rozwiązaniem byłoby skupienie się na rozwiązaniu sprawy przez tych internetowych "łowców zbrodni", np. w porozumieniu z Kate, Nadią i Marianne (częściowo tak było, ale faktycznie finał zakończony z teatralną przesadą). Kobiety jednak musiały tu odegrać ważną rolę. Kate powinna przeżyć ten sezon, ale w inny sposób.
Zgadzam się w pełni co do Love, nigdy nie byłem fanem postaci Joe'a ale przynajmniej ciekawie się oglądało jego portret psychologiczny i to jak funkcjonował, mimo że uważam że praktycznie zawsze dupę mu ratowała jakaś deus ex machina, od 3 sezonu zaczął mnie bardziej męczyć a w sezonie 4 i 5 to już była katorga, nie różnił się w przerysowaniu i karykaturalności od innych przerysowanych i karykaturalnych postaci w tym serialu, za to z Love bardzo chętnie zobaczyłbym więcej.