Ponieważ była to ciekawa, wielowarstowa, nieprzewidywalna i moja ulubiona postać, nie mogę przeboleć tego, że już go nie ma w świecie TWD. Zakładam więc temat o nim. Poza tym, wydaje mi się, że za mało go na forum :D (Może jestem w błędzie, ale takie są moje odczucia :D). Wiem, że zginął dosyć dawno, ale np. Shane został uśmiercony jeszcze wcześniej, a jednak pojawiają się jakieś dyskusje o nim od czasu do czasu.
Napiszcie co myślicie o starszym Dixonie, jakie były jego największe plusy, minusy, ulubione sceny, czy widzielibyście jego śmierć w jakichś innych okolicznościach, a może widzielibyście go w wagonie, razem z innymi bohaterami? i tak dalej, i tak dalej.
przede wszystkim śmierć Dixona była za*jebistym pokazem możliwości marketingu TWD wykonanego przez AMC ;) To zdjęcie, z złokerowanym Dixonem, które "przypadkiem" wyciekło do sieci wbiło igłę w oko wszystkich zainteresowanych produkcją. Histeria nt. tego czy to fejk czy nie fejk sięgnęła szczytu, a to, co działo się po jego śmierci to temat na odzielny wątek! :)
Często czytałem opinie o tym, jaki to Srerl był wspaniały i charakterny. Ta... jestem pewny, że Gardżulio podziela takie zdanie! :D
Śmierć Srerla była efektowna - walka z Gubernatorem, podczas której stracił dwa palce (Gollum style! My fingersss :) i wyłapał kulkę - piękna, godna śmierć.
Za to "rozpacz" Darylka po spotakniu przemienionego brata... widać, że jeśli chodzi o odgrywanie rozpaczy, to wziął tego samego nauczyciela, co Beth! :D
Gardżulio sam był sobie winien xD z tego co pamiętam, zrezygnował z piwa, na rzecz zabicia Michonne. Merle musiał mu to "wybić z głowy" hehe :D
Najciekawsza i najbardziej nieprzewidywalna postać w całym TWD. Rożnica między nim a Shanem jest taka, że Shane był mocno szurnięty a Melre'a poprostu nic nie obchodziło(poza nim i jego bratem) do momentu śmierci może zbyt wczesna, ale w odpowiednich okolicznościach.
Ulubione sceny:
1. Rick przychodzi do Merla, gdy ten szuka kokainy po siennikach pyta się go „Czy Ty właściwie wiesz czego robisz to co robisz”, Merl, z rozbrajającym uśmiechem odpowiada „nie mam pojęcia”
2. Scena gdy Merl słucha Motorhaed w samochodzie, chlejąc wódę i daje łokerowi „łyka”;
3. Dramatyczna scena na dachu marketu w pierwszym sezonie;
4. Rozmowa Merla z Michonne, gdy ten wlecze ją do gubernatora.
Sama postać jest o niebo lepiej napisana od Deryla. Ten jest szlachetny aż do zarzygania, natomiast Merl jest paradoksem. Niby jest to typowy przedstawiciel grupy społecznej w stanach nazywanej white trash – biały rasista z nizin społecznych mieszkający na Południu, mający skłonność do ćpania i przemocy, bez specjalnie sztywnego kręgosłupa moralnego. Wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale on jest jakby stworzony do przetrwania w świecie post – apokaliptycznym. Merl wyraźnie się jednak pogubił – miota się pomiędzy więzieniem a Gubernatorem, i miotanie się to kończy gdy postanawia wyraźnie opowiedzieć się po stronie słabszej. Co więcej, postanawia się dla tej strony narazić, a w efekcie i poświęcić.
Ludzie są niekonsekwentni, ludzie to stworzenia które potrafią się pogubić w sytuacjach z pozoru dla nich stworzonych. I niekonsekwencja, bardzo człowiecza cecha, była w tej postaci ślicznie pokazana.
Po przemyśleniu nie żałuje że Meryl był odszedł. AMC ma niesamowity wręcz talent do psucia świetnego tematu, dobrych wątków i interesujących postaci. Meryl zakończył żywot w momencie gdy Twórcy serialu nie zdołali z niego zrobić cienia prawdziwej postaci, jak z Deryla.
Merle do tego wszystkiego, był chyba najlepiej zagraną postacią w serialu. Może tylko Shane mu dorównywał pod tym względem.
Coś w tym jest, że ludzie go nie docenili. Oglądam serial po raz drugi, właśnie skończyłam na odcinku śmierci Merla. Tak naprawdę to jedyna postać, której śmierć mnie zasmuciła, bo spokojnie mogli zostawić go przy życiu. Można było znacznie więcej z niego wycisnąć. Był rewelacyjną postacią, właśnie dlatego, że był nieprzewidywalny. Typowy badass, którego teraz mi brakuje. I ten jego głos, wyraz twarzy :) Tu wielkie brawa dla aktora, bo rolę zagrał znakomicie.
Hej czy nie przypomina on wam z wielu względów( odcięta ręka, podobne teksty, głos, akcent i pochodzenie) Tbag' a z Breaking Bad bo mi bardzo.
Oczywiście, oglądając od razu rzuciło mi się akcentowanie słów w taki sam sposób, mimika.
Merle to moja ulubiona postać - świetnie zagrana przede wszystkim. Ulubione sceny: 1. awantura na dachu 2. Merle sam na dachu 3. Motorhead w samochodzie 4.z Darylem w lesie - rozmowa gdy słyszą płacz dziecka
Ja sądzę że już nie żyję i cała jego postać już mi lata... Nie oddziaływał zbytnio na mnie... chociaż, chciałbym wiedzieć co mógłby zrobić w serialu jeszcze kilka odcinków później.
To jest jedyna postać w tym serialu, która wzbudzała u mnie aż tak skrajne uczucia. W jednej chwili go nienawidzę i mam nadzieję, że jak najszybciej umrze a parę minut później jak palnie jakimś one linerem to go znowu uwielbiam i zapominam jakim wrednym chujkiem potrafi być. Najlepiej chyba opisuje jego postać zdjęcie, które kiedyś krążyło po internecie z podpisem "Może i jesteś rasistowskim dupkiem, ale jesteś za to naszym rasistowskim dupkiem". Plus to jest pierwsza i jedyna postać przy której śmierci uroniłem łezkę (przynajmniej na razie nie wiadomo co twórcy przygotują w reszcie 5 sezonu)