Po pierwsze tego, jak ciekawe jest życie. Tak skomplikowane, choć zarazem proste. Trzeba po prostu żyć, korzystając jak najlepiej z każdej danej nam chwili (jakkolwiek banalnie by to brzmiało), nie robiąc zbyt wielu planów na przyszłość, która nie jest nam jeszcze dana i nie wiadomo, czy w ogóle będzie. Druga, może nawet ważniejsza rzecz, jaką uświadomiłem sobie po przemyśleniu tego filmu to to, by nie patrzeć na rzeczywistość i ludzi schematycznie i stereotypowo, by nie sądzić po pozorach, by pamiętać, że rzeczywistość jest bogatsza niż wszelkie moje schematy myślowe, moralne, ideologiczne… A osobę należy szanować dlatego, że jest osobą, a nie ze względu na takie, czy inne postępowanie, zawód, pochodzenie, wyznanie, światopogląd. Może dla wielu są to prawdy oczywiste. Mnie też się tak wydawało. Ten serial dopomógł mi jednak przyjąć to naprawdę do serca, zaakceptować i „przetrawić” myślowo. A to chyba niemało?
Tak. Życie jest ciekawe. I piękne.
az wierzyc mi sie nie chce, ze sa osoby, które odbierają ten serial dokładnie tak jak ja. czyli nie jako rozrywke ale tez jako lecje zycia. bo własnie tym było i jest i wiem ze bedzie (bo tak szybko o tym nie zapomne- ukłon w strone dvd) dla mnie 'six feet under'. ze wszystkim co napisałes jak najbardziej sie zgadzam a sam powiem tylko: ten serial nauczył mnie, ze nalezy żyć chwilą, i żyć pełnią życia, czerpac z niego ile tylko sie da.
W odcinku drugim piątej serii jest rozmowa w pubie, Nate rozmawia o życiu z kolegą i pyta go:
- A zmieniłbyś cokolwiek?
- Niby co?
- Z kim jesteś, co robisz, jaką jesteś osobą. Bo jeśli chcesz to zmienić, zrób to teraz.
- Kurde, koleś. To było ostre.
- Posłuchaj, Tom!
- To jest wszystko, co mamy. Właśnie tu, właśnie teraz.
A gdzieś w poprzedniej serii był odcinek, w którym Nate rozmawiał z gościem, chyba alkoholikiem, któremu umarła żona, i powiedział mu wtedy coś takiego:
- A ty jak wykorzystałeś swoją szansę?
- Pamiętaj, że każdemu bije zegar, Tobie też. Nie przesraj swojej szansy, drugiej nie będziesz już miał.
I ta prosta prawda, o której tak często zapominamy, mi osobiście utkwiła najbardziej w pamięci - że nasz pobyt tutaj jest tak cholernie krótki, a my czekamy czasem bezczynnie na jakiś cud, albo marnujemy czas na jakieś bzdury, zamiast brać sie do roboty od zaraz i coś sensownego ze swoim życiem zrobić.
Też w tym klimacie:
Albo ostatnia scena 4 serii, gdy +Nathaniel rozmawia z Davidem o spotkaniu z prześladowcą w więzieniu (tłumaczenie własne):
N: Byłeś dzielny.
D: Nie bardzo. Pilnował nas strażnik.
N: Nieważne. Jestem z ciebie dumny.
D: Myślałem, że to mnie uwolni, ale nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że teraz wiem, że to naprawdę świr.
N: Nic nie rozumiesz.
D: Nie ma nic do rozumienia – to o to chodzi, prawda?
N: Nie chrzań mi tu jakąś napuszoną egzystencjalną gadką. Stać cię na więcej. Wnioski masz przed nosem.
D: Cóż, przepraszam, ale nie widzę ich.
N: Ty nawet nie jesteś wdzięczny, co?
D: Wdzięczny? Za najgorsze cholerne doświadczenie w życiu?
N: Uczepiłeś się swojego bólu, jakby on coś znaczył, jakby był coś wart. Powiem ci tyle, że on jest gówno wart. Odpuść sobie. Nieskończone możliwości, a ty nic tylko jęczysz.
D: No to co mam robić?
N: A jak myślisz? Możesz zrobić co tylko zechcesz, ty farciarzu. Żyjesz! Czym jest trochę bólu w porównaniu z tym?
D: To nie może być takie proste.
N: A co jeśli jest?
Do tych, co napisałeś pasuje też ta wypowiedź Nate'a:
I spent my whole life being scared.Scared of not being ready,of not being right,of not being where I should be.And where did it get me.
Całe życie się bałem. Bałem się, że nie jestem gotowy, że nie mam racji, że nie jestem tam, gdzie powinienem. I gdzie mnie to doprowadziło?
Wiele wniósł w moje życie ten serial.Nie jestem w stanie wyliczyć całego spektrum emocji jakie za sobą pociągały kolejne odcinki.Piąta seria jest dla mnie bardzo szczególna...jak nigdy nie płacze przy oglądaniu filmów to w tym przypadku coś we mnie pękło... pierwszy odcinek wywołał łzy...a pogrzeb Nate'a to było morze łez.Kiedy Rico wygłosił mowe pogrzebową i powiedział:"Dla mnie-inspiracją" nastąpiła eksplozja łez,bo idea tej postaci tak wiele wniosła w moje życie i nagle...tak poprostu, tak bezsensownie jak w życiu odebrano mi Nate'a.Nie wiem czy kiedykolwiek ktoś stworzy coś tak bliskiego mi i tak silnie uderzającego po "mentalnej twarzy" mojej świadomości,ale wiem że ten serial zmienia na całe życie.Nie zakupiłam jeszcze wydania DVD i mimo,że posiadam prawie wszystkie odcinki ściągniete z sieci to jednak nie poskąpie grosza,bo nawet po tysięcznym przyjzeniu się rodzinie Fisherów zawsze znajdę coś nowego nad czym będę musiała się zastanowić,co będę musiała intensywnie przeżyć.
Przyznam się szczerze,że serial ten stał się moją obsesją i tylko jedna osoba z moich bliskich nie ma dość kiedy opowiadam o tym co działa się we mnie po oglądnięciu pojedynczych odcinków (bo zawsze dzieje się tak wiele),reszta moich bliskich ma już szczerze dość moich filozoficznych rozmyślań na temat metafizyki i przesłań rodziny Fisherów ^_^.
Pozdrawiam wszystkich,którym sześć stóp pod ziemią kojarzy się wyłącznie z prawdziwym życiem,a nie tylko z pogrzebową miną ^_^
ja mam podobnie. już dawno skończyłem go oglądać, a jeszcze nie mogę się uwolnić. często o tym myślę, często włączam piosenkę breathe me - i zawsze mnie ciarki przechodzą. i nabieram coraz większej ochoty na dvd, choć mam wszystkie odcinki na divX. To naprawdę więcej niż serial. A nic tego z początku nie zapowiadało ;-)
jak to nic?:) juz po kilku pierwszych odcinkach wiedziałem ze to bedzie nawet nie tyle coś wiecej co po prostu coś co zmieni moją perspektywe patrzenia na wiele spraw. w skrócie: ja od początku wiedziałem ze to jest arcydzieło.
ps. własnie zaczyna mi juz brakowac SFU. chyba siegne po ta 5 serie po raz kolejny;)
Pierwsze odcinki początkowo mnie nie zachwyciły (teraz patrzę już na nie inaczej). Tak na dobre wciągnąłem się dopiero od 5 odcinka. A im dalej, tym lepiej...
Jak czytam niektóre wypowiedzi to dochodzę do wniosku, że niektórzy muszą mieć bardzo ubogie życie by w ogóle jakikolwiek serial mógł dostarczyć tak skrajnych emocji
Nie o ubogie życie tu chodzi. Łatwo jest utożsamić się z postaciami, bo są zwyczajne, takie, jak zwykli ludzie. Przez to mocniej przeżywa się to, co się dzieje w serialu. Końcowa scena jest uwieńczeniem tego wszystkiego. Nie wszyscy muszą to czuć, jednak sądzę, że znaczna część ludzi dochodzi do podobnych wniosków, które zostały już na tym forum opisane.
właśnie wróciłam z pracy i wsłuchuje się w breathe me... chyba nigdy sie nie uwolnie od tej piosenki.Dzis gdy jechałam do pracy słuchałam jej i doszłam do wniosku, ze mimo iz tekst mówi o czymś zgoła innym to mi zawsze ta piosenka zawsze będzie się kojarzyć z podróżą... a zwłaszcza w dzisiejszych realiach naszego kraju- z emigracją. Tak chyba się nieco czuła Claire gdy wyjeżdzała z rodzinnego LA.Ta pioesnka zawsze bedzie mi sie kojarzyła z tęsknotą za domem w chwili gdy się jeszcze w nim jest,ale mając świadomość że za kilka chwil sie go prawdopodobnie opuści na zawsze.
Przyznam sie jeszcze do czegoś według mnie bardzo dziecinnego...ale za to szczerego.Nate ...ohhh Nate... chciałabym z kimś takim móc chociaż chwile porozmawiać sam na sam.Gdy zaczełam ściągać six feet under z sieci (znając już cztery sezony) zaczełam oglądać każdy odcinek ze słuchawkami na uszach tylko po to,by móc słuchać jego głosu i sączyć powoli esencję jego słów.To jest niesamowita postać,dla mnie ideał człowieka wręcz...chodząca idea humanizmu,filozofii,carpe diem i wszystkich tych przepowiedni na temat życia.Był jako mężczyzna bardzo trudny i niejednostajny,związek z Brendą można nazwać pomyłką (ale ja szczerze nie potrafiłam oderwać oczu od chemii jaka miedzy nimi była na ekranie,wyglądali tak jakby tworzyli jedność),ślub z Lisą (wieelka pomyłka,ale za to jaka ważna i jak niezastąpiona) noi w końcu krótki, śmiertelny romans z Maggie (chyba najbardziej tajemnicza osoba w całej serii,może kiedyś ją rozgryze).Jak na mężczyzne był trudny,nie wiem czy z kimś takim dałoby się tworzyć udany i szczęśliwy związek na lata... ale szczerze... to właśnie wraz z jego niesamowitym spojrzeniem na świat sprawia,że wręcz jestem w nim zakochana- to straszne,bo do podlotka to mi daleko...troszku stara jestem na to,by zakochiwać się w panach z telewizji...ale Nate tak niestety na mnie wpływa.Chwała Peterowi Krause za tą role,za tą charyzme, za ten głos i za te emocje... Szkoda,że tak żadko widzę go na ekranie w innych filmach...chociaż jako Nate w zupełności mi wystarcza :)
"All we have is this moment, right here, right now. The future is just a fucking concept that we use to avoid being alive today. So, be here now."
Można by było jeszcze wiele cytować...
no to jeszcze trochę cytatów:
Maggie Sibley: Jeśli myślisz, że życie to automat, do którego możesz włożyć cnotę, by otrzymać szczęście, to zawiedziesz się.
(I know that if you think life's a vending machine where you put in virtue and take out happiness than you're going to be disappointed.)
ja też tak miałam z Nate`m - chociaż pod koniec serii zaczęłam się zastanawiać, jak to z nim jest: przecież to kobieciarz straszny był! chyba żadnej nie przepuścił (poza rabinem i koleżanką Claire) ..... :)
z 2 strony strasznie się męczyłam oglądając go w związku małżeńskim z Lisą - on chyba męczył się też ;)
No to jeszcze jeden cytacik:
Tracy Montrose Blair: Why do people have to die?
Nate: To make life important. None of us know how long we've got. Which is why we have to make each day matter.
czyli
Tracy Montrose Blair: Dlaczego ludzie muszą umierać?
Nate: By uczynić życie ważnym. Nikt z nas nie wie ile ma czasu. I dlatego musimy sprawić, by każdy dzień się liczył.
Chciałabym jak Nate, spawić, aby każdy mój dzień był taki wyjatkowy, jak gdyby miał byc tym ostatnim, przeżyc go najlepiej jak sie da. Niestety los dla niektórych nie jest przychylny. Ostatnio napływaja do mnie same cięzkie wiadomości, gdyby nie SiX Feet i piosenka SIA, to nie wiem jak bym to wszystko zniosła. Trudno mi w tym czasie wykorzystywać wszystko to czego mnie ten serial nauczył, zresztą bohaterzy tego serialu, też miewali doły(trochę sie usprawiedliwiam)Mam nadzieje, że serial ten da mi jednak siłę uczynić już wkrótce moje zycie ważnym. (Snoopy przepraszam za te głupoty, ale jakoś tak mnie naszło)
Dzięki za twoją wypowiedź. Taka szczerość pokazuje tylko jakie czułe struny porusza w nas SFU...
Podciągam temat do góry, bo w nim jest trochę cytatów, a to jest teraz "na tapecie" na tym forum. Ze szczególną dedykacją dla Lukasa Scotta.
całkiem przez przypadek natknąłem się na ten wątek, toteż dorzucę tę, których tutaj jeszcze nie spotkałem:
"Brenda: You don't really believe in God, do you?
Nate: Well yeah. I mean, I don't believe in a beard little old man up in a cloud but I believe in something. Some sort of undefinable creative force.
B: I think it's all just totally random.
N: Really?
B: Yeah. We live, we die. Ultimately, nothing means anything.
N: How can you live like that?
B: I don't know. Sometimes I wake up so fuc.king empty that I wish I'd never born, but what choice do I have?"
1.05.
[Nate is looking through a photo album on his 40th birthday.]
"Nathaniel Sr.: The day I turned 40, you were in Europe. I spent the whole day wondering if you'd call.
Nate: Sorry.
Nathaniel Sr.: Oh, don't apologize. You did what you had to do, you little fuc.ker.
Nate: You know, so much crazy sh.it has happened since these pictures were taken. So much. The idea of 40 more years...
Nathaniel Sr.: The next 40 fly by much faster. It'll be over before you know it.
Nate: Time flies when you're having fun, huh?
Nathaniel Sr.: No, time flies when you're pretending to have fun. Time flies when you're pretending to love Brenda and that baby she wants so much. Time flies when you're pretending to know what people mean when they say "love". Face it, buddy boy, there's two kinds of people in the world: there's you, and there's everybody else, and never the twain shall meet."
"Nate: I just feel like all I do, all day long, is just manage myself, try to fuc.kin' connect with people. But it's like, no matter how much energy you pour into getting to the station on time, or getting on the right train, there's still no fuc.kin' guarantee that anybody's gonna be there for you to pick you up when you get there."
5.04.
'Claire: Why did you have to die? It really suc.ks. Everything's unraveling since you're gone.
Nate: That's not true.
C: It feels that way. I miss you. I miss you so fuc.king much!
N: I miss you, too.
C: You know how I always used to tell you you weren't Dad, after Dad died? It was such a waste of time thinking that way.
N: No, it's just part of how you dealt with it. It kept you from missing Dad so much.
C: No, it kept me from ever knowing you as much as I really could have, and now you are so completely fuc.king gone! It's just …
N: Claire...
C: What? It suc.ks!
N: Stop listening to the static.
C: What the fu.ck does that mean?
N: Nothing. It just means that everything in the world is like this transmission, making its way across the dark. But everything – death, life, everything – it's all completely suffused with static. You know? But if you listen to the static too much, it fuc.ks you up.
C: Are you high?
N: I am actually, yeah, quite high."
5.11.
:)
Fajny wątek, ustrzegł mnie przed oglądaniem tego serialu. Dzięki. Przynajmniej zaoszczędziłem trochę cennego czasu.
Mnie ten serial nauczył, że życie jest wspaniałe i wzruszające a czas leci przez palce i nie warto go marnować na oglądnie takich seriali :)
dziękuje, dobranoc
Moim zdaniem wprost przeciwnie to najmniej zmarnowany czas na oglądanie. Nie ma drugiej takiej produkcji i nie
będzie.
Coś nie bardzo Cię nauczył, skoro trwonisz czas na bezmyślne pieprzenie na filmwebie.
Od czasu tej Twojej wypowiedzi minelo juz 6 lat. Mam nadzieje, ze optyka sie Tobie zmienila i ze nie starasz sie uczyc zycia z jakichs amerykanskich, pakistanskich czy wenezuelskich wielosezonowych tasiemcow. To droga donikad.
6 lat temu patrzyles na zycie idealistycznie i infantylnie. Twoim mottem bylo kochac, lubic, akceptowac, tolerowac wszystko i wszystkich.
Nie, nie nalezy szanowac drugiego czlowieka bezwarunkowo. Na szacunek zawsze trzeba sobie zasluzyc. Mojego szacunku nie zaskarbil sobie Adolf Hitler, nie udalo sie to tez Pol Potowi i Stalinowi. Nie szanuje pedofilow, mordercow, rasistow, roznej masci zwyrodnialcow. Mylisz sie wiec dokumentnie, gdy twierdzisz, ze nalezy szanowac drugiego czlowieka, niezaleznie od jego pogladow, wyznawanych wartosci, postaw zyciowych. To, podobnie jak uczenie sie zycia z seriali boliwijskich, jest droga donikad. Niekiedy jest to droga ku zbrodni. Patrzysz na zwyrodnialcow lub inne szumowiny, zgodnie z ta Twoja postawa sprzed 6 lat, szanujesz ich, bo sa osobami, przymykasz oczy na zbrodnie, popelniasz niewybaczalny grzech zaniechania, pozostajesz bierny w obliczu krzywd, ktore oni wyrzadzaja. Najgorsza mozliwa postawa uzasadniona tym, ze kazdego Andersa Breivika nalezy szanowac.
Nie, nie nalezy, a wrecz nie wolno.
Zycie jest skomplikowane. Bywaja piekne, wspaniale i szczesliwe chwile. Zycie jest tez ciezkie. Bywaja chwile trudne, dramatyczne, tragiczne. Kazde zycie konczy sie smiercia. Przez te 6 lat pewnie sie tego nauczyles i nie nauczyles sie tego od tasiemca urugwajskiego. Mam nadzieje, ze teraz juz wiesz, ze nie kazdy czlowiek zasluguje na szacunek.
co za debilna wypowiedź. mam nadzieję, że za 6 lat zmądrzejesz i pożałujesz swojego trollowego spędzania czasu.