Oczywiście z lat ich świetności ;-)
1) Deanna Troi z TNG
2) Hoshi Sato w wersji imperialnej z STE
3) T'Pol w wersji 3/4 seria z STE
4) Uhura z TOS
5) Kira Nerys z DS9
Bezapelacyjnie "Kira Nerys z DS9"
Byłbym również za zrobieniem rankingu najinteligentniejszych kobiet ze Star Treka, w takim rankingu głosowałbym na Dr. Beverly Crusher i Vash archeolog i awanturniczka (Chyba na niej wzorowali się twórcy Lary Croft z Tomb Raidera, Vala Mal Doran ze Stargate też trzyma ten profil psychologiczny:-) )
P.S Można by zrobić ranking najbardziej nielubianych postaci uniwersum Star Trek. Wiem że wielu typowało by Wesleya Crushera, choć ja go akurat lubiłem, i nie wiem czemu tak wielu darzy go taką antypatią.
Ha! Zapomniałem o dr Crusher! Cóż za hańba! Niewątpliwie lokowałaby w okolicach T'Pol (gust Jean-Luc niewatpliwie miał dobry, ale nie wiem, kogo by wybrał gdyby mógł położyć przysłowiową rękę na T'Pol). Kira Nerys miała wiele uroku, tylko ta fryzura i męski sposób bycia...
Z najiteligentniejszych wypadałoby też wymienić komador Kathryn Janeway dowódcę Voyagera i pannę Siedem z Dziewięciu, choć ona mogłaby też powalczyć o tytuł Miss Star Treka oraz oczywiście Seskę agentkę Obsydianowego Zakonu!
Wesley Crusher działał raczej na zasadzie pojawiam się i znikam. Mnie zawsze doprowadzał do białej gorączki Q, ale najbardziej nie trawiłem Vedek Winn z DS9!
A ulubiony Obcy... Ja zawsze najbardziej lubiłem pana Elima Garaka z DS9, kardasjańskiego "krawca"!
Vedek Winn uosabia wszystkie najgorsze stereotypy jakie dotyczą duchowieństwa, sam osobiście uważam się za osobę wierzącą ale Vedek Winn potrafi ona zniechęcić do praktyk religijnych lepiej niż Ben Laden i jego talibowie;-)
Co do Wesleya to jak byłem mały(teraz mam prawie 26 lat) i TNG leciał po raz pierwszy to oprócz Kapitana Picarda i Geordi'ego którego trochę bałem z uwagi na jego sztuczne oczy, najbardziej zapamiętałem własnie Wesleya, którego wtedy podziwiałem, planowałem że jak będę miał 15 lat, to też zostanę sternikiem na statku kosmicznym xD
Co do Q to ja go akurat lubiłem dzięki niemu było trochę jaj w Star Trek'u pamiętam jeden odcinek w którym przeniósł Picarda i jego załogę do wykreowanego przez siebie świata Robin Hood, w którym to Picard robił za Robina, a Q był szeryfem z Nottingham, synalek Q którego zresztą grał rodzony syn John de Lancie'ego aktora który wcielał się w Q.
Pamiętam jak Q junior dużo sobie pozwalał na pokładzie Voyagera i Q zmienił go w Amebę to było coś!
P.S pamiętam też serial podejrzanie podobny do Star Trek, tyle że jego akcja działa się pod wodą, mieli nawet własnego Wesleya tylko tam miał na imię Lucas, przypomniał mi się nawet tytuł to był
"SeaQuest" :-) bardzo fajny serial, ale go uwalili bo miał za małą oglądalność aż szkoda
Ach oczywiście... Roy Scheider był dowódcą, a brat speca od tanich horrorów Sama Raimiego, Ted, pokładowym lingwistą. Pamiętam też, że przez centralę przewinęła się stalowooka Stacy Haiduk, a lokalny geniusz miał na nazwisko Wolenczak, więc czułem się dowartościowany, że nasz rodak nie służy w roli popychadła w maszynowni. Poza tym, jako chłopaka wychowanego na "Okręcie" Petersena i czołówce telewizyjnego programu "Morze", zawsze pociągały mnie tego typu morskie opowieści ;-)
Ach pamiętam Lucas Wolenczak, dlatego go zapamiętałem, on był moim idolem, ceniłem go wyżej od Wesleya ;-) Panteon moich bohaterów z dzieciństwa 1. Lucas Wolenczak 2. Wesley Crusher, 3. Doogie Howser lekarz medycyny (zawsze chciałem być lekarzem choć nic z tego nie wyszło:
Moi bohaterowie z młodości głównie nosili mundury i czymś lub kimś dowodzili, choć nie zaprzeczę, że oprócz takich tytanów jak Jean-Luc Picard, William Ryker, Nathan Bridger, Horatio Hornblower czy Richard Sharpe poczesne miejsce zajmują też Angus MacGyver i Jack Vincent.
Jean-Luc Picard był również moim bohaterem, jako dzieciak zbudowałem makietę mostka statku kosmicznego zrobionego z... pontonu (sic!) Ja robiłem za Picarda a mój najlepszy kumpel za Rikera, chociaż to on uważał że to on powinien być dowódcą bo jest starszy, ale to była moja łajba xD
Co do dowódcy SeaQuesta Nathana Bridgera w którego wcielił się Roy Scheider to on był moim bohaterem choć bardziej lubiłem Wesleya to jest Lucasa :-) oraz panią doktor która była kalką dr. Crusher ze Star Trek. Co do Roya Schnidera była pewna śmieszna sytuacja ponieważ mojemu tacie a także starszemu bratu kojarzył się z filmem "Szczęki", jak byłem starszy mój brat puścił mi "Szczęki" na VHS-ie a ja brata się pytam "Co w tym filmie robi kapitan Bridger?" :-)
Podobna sytuacja była jak pierwszy raz obejrzałem Stargate SG1, i w pierwszym odcinku zobaczyłem... "Angusa MacGyvera" tylko trochę jakby starszego a jak Samantha Carter opowiedziała dowcip o MacGyverze to myślałem że wykituje ze śmiechu. Podobnie było ze "Star Trek: Enterpse" jak widziałem Scota Bakule w roli kapitana Archera, ciągle widziałem "Zagubionego w czasie" , jak definitywnie Archer pokonał Xindi, miałem dziwne uczucie że zaraz pojawi się Al i powie "Zigi mówi że na 99,9 % powstanie federacji jest zapewnione, po czym kapitan Archer znika w białym świetle"
"Zagubiony w czasie" ;-) Muszę przyznać, że biedny Scott długo musiał mnie przekonywać, że nadaje się na dowódcę "Enterprise'a". Szkoda, że nie wskoczył w wizerunek, jaki miał "In the Mirror Darkly" - kwadratowoszczękiego twardziela. Ale ostatecznie przyzwyczaiłem się, a i tak nie było nikogo, kto mógłby go zastąpić... A Roy Scheider swoje wielkie dni przeżył nie tylko w "Szczękach", ale też w "Błękitnym Gromie".
Ja początkowo nie mogłem z trawić Kathryn Janeway jako kapitana gwiezdnej floty, widziałem w niej takiego babochłopa, dopiero potem ją polubiłem, a nawet można ją uznać za jedną z lepszych kapitanów.
PS. Widzę że jesteś fanem Stargate, pamiętam odcinek pilotowy jak Samantha Carter opowiedziała dowcip o Mycgyverze a Jack O'Nill (MycGyver) na nią tak dziwnie popatrzył myślałem że skonam ze śmiechu, prawie się polałem. W zasadzie to przesądziło o tym że zostałem fanem Stargate
Bo komandor Janeway to miał być tak feministyczny Picard, a do oglądania to w "Voyagerze" była Siedem z Dziewięciu :-)
Ja fanem koncepcji zostałem po filmie Emmericha z Russelem oraz Spaderem i muszę przyznać, że byłem lekko niespokojny, kiedy w serialu nie miało być w zasadzie nikogo z ekipy filmu. Ale chłopaki i dziewczyna dali radę. A pamiętasz pierwsze wejście kapitan Carter, kiedy O'Neill spodziewał się faceta, a dowiedział się, że posiadanie narządów płciowych wewnątrz ciała, a nie na zewnątrz nie czyni z Sam gorszego oficera i jak zaczął się kurczyć w oczach, gdy dobiła go doktoratem i ponad setką godzin w F16 nad Irakiem...