PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=690404}
8,0 33 tys. ocen
8,0 10 1 32727
8,0 2 krytyków
Outlander
powrót do forum serialu Outlander

Do tych, którzy przeczytali książki - moi drodzy, czy polecacie przeczytać? Przyznam szczerze, że najpierw obejrzałam pierwszy sezon i bardzo mi się spodobał. Postanowiłam więc przeczytać pierwszą książkę, żeby sprawdzić różnice i styl pani Gabaldon. Niestety, nie wiem, ile w tym roli gra tłumaczenie, ale książka już średnio wypadła, zwłaszcza w porównaniu z serialem. Chciałam jednak poznać resztę historii Claire, ale boję się, że doznam rozczarowania... Co powiecie? Czytać czy lepiej poczekać (tak dłuuuuugo) na kolejny sezon i wpadać na spoilery?

red_wasp

Po obejrzeniu pierwszej połowy serialu nastąpiła przerwa w jego emisji, dlatego sięgnęłam po książkę. Tak mnie wciągnęła ta historia, że nie mogłam doczekać się dalszych losów bohaterów i musiałam je doczytać! ;-) Wg mojej oceny książka wypadła lepiej niż serial, bo jest pełniejsza, wiarygodniejsza, uczucia bohaterów są lepiej przedstawione, a serial w wielu miejscach je spłyca lub pomija w ogóle. Co do dalszych tomów (aktualnie czytam 6) zastanawia mnie jak dwoje ludzi może spotkać tyle przeciwności losu i nieszczęść! Oczywiście jest też wiele radości, ale mimo wszystko wydaje mi się, że autorka przesadziła i ich historię dałoby się skrócić.
Mimo wszystko bardzo polecam serię, bo poza wątkami miłości głównych bohaterów jest ona przesycona wątkami historycznymi, społecznymi, obyczajowymi, są smaczki dla miłośników medycyny i wiele wiele innych! ;-)

red_wasp

Pani Gabaldon, to straszna gawędziara, która uwielbia dygresje. Zresztą robi to świadomie. Z kolejnymi tomami nabiera doświadczenia i często puszcza oko do czytelnika, co nie zmienia faktu, że temu rozbuchaniu treści przydałby się konsekwentny edytor. Najbardziej "szczeniacki" jest tom pierwszy, potem jest coraz "dojrzalej", choć np tom 5 zaczyna się od opisu imprezy rodzinnej rozciągniętej "jedynie" na 200 stron. Przekład nie jest zły. Po obejrzeniu serialu, miło zauważyć, że wszystkie "AYE" zostały zamienione na "ANO" ;) a i poszczególne zdania w miarę odpowiadają angielskiemu oryginałowi. Co do "fali nieszczęść" to jest ona dosyć absurdalna, lecz w 8 tomiszczach po około 1000 stron coś musi się dziać, zresztą w życiu też zdarzają się takie sytuacje, w końcu naszych pradziadków dopadły dwie wojny światowe. Serii "Outlander" też bliżej do powieści łotrzykowskiej takiej jak "Historia życia Toma Jonesa", niż do "Szklanej góry" Manna, stąd kumulacja zdarzeń.
8 tom w polskim przekładzie ma się pojawić w listopadzie, a 9 (być może ostatni) jest zakontraktowany z pisarką, więc jeśli serial nie zostanie gdzieś po drodze anulowany, to na poznanie całej historii trzeba będzie (bez czytania) poświęcić całą dekadę, jeśli jeden tom będzie odpowiadał jednemu sezonowi... Brzmi to dość przerażająco.

ocenił(a) serial na 9
evo_33

a jednocześnie obiecująco ;)

ocenił(a) serial na 10
red_wasp

Mnie się książka bardzo podobała. Jest tu trochę inny styl i rzeczy, na których skupia się autorka, niż serialu. W serialu jest bardzo wartka akcja (oczywiście porównując do powieści). Książka opowiada przede wszystkim o miłości Claire i Jamiego, a można i powiedzieć, że opowiada tylko o miłości tych dwojga. Wszystko jest opisane z perspektywy Claire, a mimo to, w prawie każdej scenie pojawia się Jamie. W moim przypadku było tak, że najpierw obejrzałam serial, a dopiero potem wzięłam się za dzieło pani Gabaldon. Ogromne było moje zdziwienie, kiedy nie znalazłam tam niektórych scen, które były w serialu, a które opowiadały o czymś innym niż miłość. Wszystko w powieści toczy się wokoło zbliżania się dwójki bohaterów, a później ich szczęśliwego życia razem.
Niektórym to się podoba, innym nie. Ja pokochałam tą książkę własnie za to, że opowiadała o miłości i nieco pomijała poboczne wątki.
Wielkim plusem powieści jest także to, że akcja ma zwolnione tempo. Większość rzeczy jest opowiadana powoli, bez niepotrzebnego spieszenia się, dzięki czemu możemy się zrelaksować i odprężyć podczas czytania. Autorka skupia się na ich wnętrzu, przeżyciach, wspomnieniach, uczuciach, przez co można się zbliżyć do bohaterów.
Dodatkowo mogę też wspomnieć o tym, co prawdopodobnie większość osób zauważyła podczas oglądania serialu, że jest to nietypowa historia o miłości, ponieważ nie często można spotkać historię kobiety, która znajduje miłość po przeniesieniu się w czasie, a dwoje zakochanych tworzą tak dobrze dobraną parę, że czyta się bądź ogląda to tak przyjemnie.
Podsumowując, powieść jest bardzo dobra, zachęcam wszystkich, którzy lubią nietypowe książki o miłości, do przeczytania jej :)

ocenił(a) serial na 8
red_wasp

Jedno i drugie ma swoje wady i zalety.

Serial jest pięknie zrobiony, ogromnie dopracowany pod względem wizualnym i językowym. To trochę taki list miłosny do starej Szkocji. Plus za obsadzenie niemal samych szkockich i irlandzkich aktorów, co dodaje historii realizmu. Serialowa wersja wygładza pewne kanty i rozwlekłość niektórych fragmentów powieści.

W książce męczyło mnie coś, co nazywam "katalogiem dewiacji seksualnych i fizjologii". Nie chodzi o to, że takich wątków i opisów być nie powinno, tylko że występowały w nadmiarze, który w "Uwięzionej w bursztynie" zaczął mnie mierzić. Mogłaby sobie autorka darować historyjki o prostacie lorda Lovata.

Natomiast dla mnie ogromnym plusem powieści było poczucie humoru zarówno autorki, jak i jej bohaterów. Przy niektórych fragmentach śmiałam się na głos. W serialu praktycznie tego nie ma.

Bohaterowie - Claire wolę chyba w wydaniu serialowym. W spojrzeniu ma stal, poza tym aurę niemal królewskiej godności, ale potrafi być też bardzo kobieca i miękka. Jamiego preferuję w wydaniu książkowym. W serialu go wylizali, jest jakiś taki harcerzykowaty i mamałygowaty. W książce owszem, ma szlachetną naturę, ale poza tym charakterek pod kolor włosów ;-)
Podobno Gabaldon uważa go za swoją najbardziej złożoną postać. Obecnie jestem w trakcie lektury "Podróżniczki" i chyba się z nią zgodzę.

Główny wątek czyli miłość Claire i Jamiego - zgodzę się z którąś z przedmówczyń. Nie do końca widzę tą ich niezwykłą bliskość na ekranie. Nie chodzi o to, że aktorzy nie mają chemii, bo mają. Nie potrafię tego sprecyzować, ale czegoś tu brak.

Arya_2

Brak obciętego poczucia humoru, które najlepiej buduje wspomnianą bliskość i sprawia, że najbardziej wzniosło -nabzdycznone, lub żenująco - sprośne momenty są strawne.
Humorem autorka sprawia, że serię "Outlander" tak fajnie się czyta.

ocenił(a) serial na 8
evo_33

Brak humoru, ale nie tylko.
Takie odnoszę wrażenie, że w serialowej wersji Claire i Jamie nie są równorzędnymi partnerami. W książce to chyba definicja ich związku - cóż z tego, że na początku on jest 22 letnim siuśkiem, a ona 5 lat starszą, ukształtowaną przez wojnę, doświadczoną w małżeństwie i 200 lat bardziej "ucywilizowaną" kobietą - w końcu to dwie równie silne osobowości, które znakomicie się uzupełniają. Czasami on potrzebuje czegoś od niej, czasami ona od niego (nie mam tu na myśli wskoczenia przez okno i ocalenia "w ostatniej chwili").
Jakoś w serialu tego nie bardzo odczuwam, Claire przez większość czasu wydaje się być znacznie powyżej jego poziomu - ona silna i zdecydowana kobieta i on cielę przestępujące z nogi na nogę.

Arya_2

Nie wiem czy w serialu, tego cielactwa celowo nie przerysowali z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego by "odmłodzić" postać, bo Sam jest ponad 12 lat starszy od Jamiego. Po drugie być może zostało to zrobione po to, by w nadchodzącym sezonie lepiej podkreślić szkody i zmiany po Wenworth.
Co do partnerstwa... Mam nadzieję, że to się rozkręci. Pewnie gdyby w pierwszym sezonie nie zamieniono żniw w Lallybroh na wizytę straży byłoby i weselej, i bardziej "partnersko".
Jamie mógłby się bardziej wykazać jako żywiciel rodziny itd.
Co zabawne w pierwszej części sezonu, przed ślubem relacja między Clair i Jamiem była bardziej "partnerska" i przyjacielska. Fajnie wypadały pogaduszki po stodołach, zwłaszcza ta po nieudanej ucieczce ze zjazdu. W tym czasie Rudy "godnie" trzymał się na dystans. Po ślubie, z wiadomych przyczyn stał się przylepny i "godność" szlak trafił, co najlepiej pokazała scena "wygonienia z łóżka" po laniu pasem. W sezonie 2, może być na odwrót. To Clair będzie musiała się starać, żeby było tak jak wcześniej.

ocenił(a) serial na 8
evo_33

No to zabieg wdg. mnie chybiony. Lepiej było trzymać się pierwotnej konwencji z odcinków w Leoch kiedy Jamie był po prostu mężczyzną, obdarzonym młodzieńczym urokiem, z którym wstawiona Claire mogła pożartować i poflirtować (miodzio scena przy śpiewach barda), ale jednak mężczyzną. Przecież widać, że to trzydziestoparoletni mężczyzna, a nie jak w książce bardzo młody chłopak, więc takie podrasowane cielactwo wypadło moim zdaniem mało autentycznie.

red_wasp

Dzięki za opinie, postanowiłam jednak czytać dalej ;) Pytałam, bo najbardziej chyba przeszkadza mi w książkach 1) wyłączna (póki co) perspektywa Claire, 2) durne, kiczowate momenty - walka z wilkiem, czy Claire i Jamie w ciepłych wodach pod klasztorem mnichów?? Natomiast w serialu mamy nieco więcej polityki czy historii, jakoś lepiej pewne wydarzenia są ze sobą połączone, bardziej logicznie. A jeszcze co do książki, to zgodzę się, jest w niej więcej humoru, przede wszystkim Jamie jest zabawniejszy ;) Czytam więc, może rzeczywiście reszta książek jest napisana dojrzalej.

ocenił(a) serial na 8
red_wasp

O tak, walka z wilkiem to jeden z książkowych kosmosów i wypadałoby posłać R. Moore'owi (czy kto tam był za to odpowiedzialny) czekoladki, za dyskretne wykreślenie tego ze scenariusza. Chyba bym się posikała na widok wiotkiej jak wierzbowa witka aktorki mocującej się z wielkim futrzastym potworem.
Natomiast gorące źródła...hm...kwestia gustu, osobiście nie uważam jej za kiczowatą, wdg. mnie to był bardzo ważny moment dla ich, że tak powiem, pożycia erotycznego, bo po zajściach z Randallem różnie mogło z tym być, mówiąc brutalnie. Poza tym ta scena miała chyba symbolizować odrodzenie?

Arya_2

Rzeczywiście, może to miało znaczyć odrodzenie, to może mieć sens, nie pomyślałam :)