PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=229001}
8,2 9,2 tys. ocen
8,2 10 1 9223
One Piece
powrót do forum serialu One Piece


Jeżeli choć trochę interesujesz się japońskimi komiksami, to z pewnością słyszałeś o najpopularniejszym i najlepiej sprzedającym się tytule na tamtejszym rynku – One piece. Ta zwariowana seria o piratach, przynosząca dochody idące w miliardach yenów, zmieniła na zawsze świat mangi i anime, wytyczając ścieżki nowym, świeżym tytułom i utwierdziła społeczność w przekonaniu, że z pozoru prosta i schematyczna historia, może być jak najbardziej interesująca i inspirująca.
One piece bez wątpienia można już teraz uznać za tytuł kultowy. Nawet jeśli jakimś cudem komuś nie przypadł do gustu, tak ponad 900 chapterów, ponad 800 odcinków anime, 13 filmów kinowych ( a w planach 14), kilkanaście odcinków specjalnych i mnóśtwo innych popkulturowych dóbr, mówi samo za siebie.
Ja, przyznam szczerze, One Piece odkryłem dosyć późno, i mimo iż miałem świadomość, że jest to popularny tytuł, tak odrzucała mnie ta specyficzna kreska i mnogość odcinków anime do nadrobienia ( w tamtym okresie było ich około 400, a obecnie jest ich ponad 800!). Stąd do tego tytułu podchodziłem tak naprawdę 3 razy, za każdym razem odkrywając coś nowego. Aż w końcu wziąłem się za czytanie mangi i w ten sposób wylądowałem na obecnym chpaterze, o numerze 940.
Czytając opinie o pirackiej serii spotkałem się wiele razy ze zdaniem, że One piece jest tytułem unikalnym, niespotykanym. I zgadzam się z tym. Załoga słomianego kapelusza ma w sobie to coś, co sprawia, że tydzień za tygodniem wracam z wypiekami na twarzy do czytania rozdziałów, śledzę z zainteresowaniem dyskusje w internecie i czytam rozmaite teorie na temat przyszłych wydarzeń. I myślę, że ciężko jest wskazać jakiś pojedynczy element, który sprawia, że One Piece daje taką frajdę. Czy to relacje między bohaterami, czy to ich rozbudowane przygody, czy w końcu tajemnice, które skrywa ten świat. I kiedy inne popularne tytuły takie jak Bleach, czy Naruto zdążyły już dawno zakończyć swój żywot, tak One piece trwa i trwa, bijąc rekordy sprzedaży, a jakość samej historii nie zwalnia tempa, a wręcz cały czas go nabiera. Ale dlaczego? Co sprawia, że ten tytuł stał się absolutnym hitem nie tylko w Japoni, ale też na świecie? I mimo iż zdaję sobie sprawę, że powstały setki filmów oraz wpisów analizujących popularność One piece, tak ja bym chciał dołożyć swoją cegiełkę do całości i wyrazić swoją opinię.
W tej recenzji przedstawię wam więc krótką historię One piece, opowiem trochę o autorze, podzielę się swoimi przemyśleniami. Wyjaśnię też, dlaczego, moim zdaniem, seria zyskała tak dużą popularność i jak objawia się tutaj geniusz autora. Zapraszam!

Zanim jednak przejdziemy do samego tytułu, to musimy cofnąć się w czasie, a konkretnie do 1992 roku. To własnie w tym roku prym na rynku wiodły takie tytuły jak Kirby na konsolę Nintendo, w japońskiej telewizji debiutowała Czarodziejka z Księżyca, a obecnym wtedy królem shounen był znany pewnie wielu osobom dzisiaj – Dragon Ball. To właśnie ten tytuł natchnął wówczas młodego Eichiro Odę by stworzyć własną mangę. Oczywiście były też inne komiksy, które go wtedy inspirowały, ale w wywiadach Eichiro najchętniej przywołuje właśnie Dragon Balla.
17 letni aspirujący mangaka wysłał więc swoją pierwszą mangę na konkurs Tezuka Award - „Wanted!”. Był to tzw. jednostrzałowiec, western opowiadający o łowcy nagród Wildzie Joe, ścigającym bandytę Gill Bastara. Spoglądając na poszczególne urywki można dostrzec wyraźne podobieństwo między obecnym stylem ody, a tym wcześniejszym. A sama historia Wanted! oferowała dosyć sporą dawkę humoru i zwrotów akcji, czyli motywów tak bardzo obecnych w One piece. Inspirację znalazł wtedy w takich tytułach jak Kinniku-man i Hokuto no Ken. Jak się okazało, Wanted! spodobał się jurorom na tyle, że Oda dostał nagrodę pół miliona yenów i pracę jak asystent w weekly shonen jump, gdzie zaczął wspierać pracę tamtejszych mangaków.
Przez następne 4 lata Eichiro w pocie czoła pracował nad najróżniejszymi tytułami, szlifując własny styl i prowadzenie kreski, w między czasie zastanawiając się i obmyślając własną mangę. Chciał stworzyć coś swojego, unikatowego, coś zgodnego ze swoim gustem i wizją. W dzieciństwie, jak wspomina w wywiadach, interesował się czasami Wikingów oraz Piratami, a jego ulubioną postacią historyczną tamtego okresu był sam Edward Teach, zwany jako Czarnobrody. Ta postać stała się później inspiracją do stworzenia głównego antagonisty w One Piece.
I w ten sposób w 1996 początkujący mangaka wydał swój (już kolejny z wielu) oneshot o nazwie Romance Dawn. Zawierał on już świat, postacie i cały styl jaki będzie reprezentował jego późniejszy oficjalny tytuł, który ostatecznie zdebiutował w 1997 roku – czyli One piece.

Historia One Piece - Fabuła

Fabuła One Piece zaczyna się gdy poznajemy chłopca imieniem Luffy. Ten uroczy 17 latek ma jedno marzenie – zostać Królem Piratów. Jednak by takim zostać, trzeba znaleźć legendarny skarb zostawiony przez, nieżyjącego już, wielkiego pirata Gold Rogera. Ten skarb nazywa się właśnie… One piece. Dlaczego taka nazwa? No cóż, do dziś tego nie wiadomo, choć pojawiają się różne teorie, jedne mniej, drugie bardziej uzasadnione. Sam autor wskazuje, że nazwa jest ważna oraz mocno powiązana fabularnie, nie jest to nazewnictwo bez powodu.
Luffy jest niezwykłym chłopcem, bowiem posiada ciało zbudowane w całości z gumy, co pozwala mu na wydłużanie swoich kończyn, robienie przeróżnych wygibasów, czy prowadzenie dosyć ciekawych pojedynków. Co w połączeniu z jego narwanym charakterem tworzy mieszankę wybuchową, a widz i czytelnik z łatwością i przyjemnością śledzi jego losy. Oczywiście chłopiec nie jest odosobniony w szukaniu skarbu, toteż na swojej drodze spotka przeróżnych piratów, którzy nie zawsze będą skorzy do pomocy.
Pierwsz kilkadziesiąt rozdziałów opowiada o tym jak Luffy poznaje swoją przyszłą załogę, tworzy z nimi więź, każdy z nich ma swoją personalną intrygę, autor stara się dać każdemu z nich logiczny i racjonalny powód, by dołączyć do Luffiego i rozpocząć z nim tę niebezpieczną podróż. I w ten sposób poznajemy szermierza Zoro, który chce zostać mistrzem miecza, kucharza Sanjiego, który chce odnaleźć ocean All Blue, zawierający wszystkie ryby świata, nawigatorkę Nami, która pragnie narysować mapę całego globu, Usopp’a, który chce pokonać swoje tchórzostwo i być dzielnym wojownikiem mórz, a w późniejszej części historii innych.
Fabuła, jak to w wielorozdziałowych shounenach bywa, jest podzielona na sagi, a więc prócz globalnej intrygi związanej ze skarbem i tajemnicą z nim związaną, będziemy śledzić pomniejsze historie, zazwyczaj pojedynczo rozgrywane na kolejnych wyspach odwiedzanych przez załogę naszych protagonistów. Można uznać, że każda następna wyspa to tak jakby osobny serial, który dokłada malutką cegiełkę do głównego wątku. I tak trafimy na wyspę Olbrzymów, wyspę podniebną, Królestwo Alabasta, przerażające więzienie Impel Down, wyspa żywych trupów, podwodne państwo i wiele innych.
I to naprawdę cudowne i zaskakujące ile radości daje ten świat. Nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć na jaką wyspę trafi załoga, a to buduje dosyć ciekawą relację czytelnika z tytułem, bo autor sprawia wrażenie świadomego tej ciekawości. I spełnia ją zawsze w 100%. Sam design tych wysp, ich klimatu, ekosystemu, czy miejscami nawet polityki, daje naprawdę duże pole do popisu naszej wyobraźni i sprawia, ze czujemy ten świat, wydaje nam się autentyczny, pomimo oczywistej baśniowości. I co najważniejsze – ma to sens w kwestii konstrukcji całego uniwersum. Wydawałoby się, że tworząc tak ogromny i różnorodny świat będziesz musiał poświęcić godziny tłumacząc czytelnikowi wszystkie zawiłości, gdyż inaczej prosisz się o błędy logiczne. Tymczasem Oda wpadł na najprostsze możliwe rozwiązanie.

Podam przykład: W pewnym momencie nasi bohaterowie dowiadują się, na której wyspie prawdopodobnie znajduje się One Piece. Logiczne więc że chcą tam płynąć. Jednakże ocean jest na tyle niebezpieczny i nieprzewidywalny, że płynąc po linii prostej prosiliby się o szybką śmierć. Muszą więc płynąć zgodnie z bezpiecznym prądem morskim, który wskazuje im specjalny kompas Log Pose. A kiedy dotrą do następnej wyspy, muszą poczekać, aż Log Pose połączy się z jej polem elektromagnetycznym i wyznaczy nową – bezpieczną ścieżkę. A każda wyspa ma inne pole, co jest odpowiedzią na pytanie, skąd taka ich skrajna różnorodność.
W ten prosty sposób autor powoli buduje ten cały świat. I ja to kupuję. Ale jest jeszcze inny powód.
Widzicie, to co moim zdaniem decyduje o sile fabuły One Piece to fakt jak autor sprytnie konstruuje swą opowieść. Na początku wszelkie sekwencje fabularne, czy intrygi trwają po 10-20 chapterów, by z czasem i rozwojem bohaterów rosnąć do rangi nawet 250 chapterowej. Autor na początku w żaden sposób nie sugeruje, że mamy do czynienia z ogromnym rozmachem opowieści, a całość do około 100 chaptera jest dosyć przyziemna i zamknięta. I na tych małych wyspach, gdzie poznajemy po kolei naszą załogę, Oda przekazuje nam wprost, na czym ta seria będzie się opierała. Możemy więc spodziewać się humoru, widowiskowych i emocjonalnych walk, dramatycznych intryg, krwi, przygody oraz zwrotów akcji. Aż w końcu po 100 chapterze bohaterowie wyruszają na pełne, otwarte morze, i Eichiro Oda wręcz krzyczy do nas, że „teraz dostaniemy to samo – ale w o wiele bardziej rozbudowanej formie”. To właśnie w tym momencie dowiadujemy się o tym jak niebezpieczne jest morze, jak działa kompas Log Pose, co należy zrobić by zdobyć One Piece itd. Zostajemy zasypani garścią informacji, z którymi możemy wraz z bohaterami ruszyć na epicką przygodę. I wtedy też rozpoczyna się pierwsza poważniejsza sekwencja fabularna – Saga Królestwa Alabasti. Jeśli miałbym porównać ten motyw do gier komputerowych, to pierwsze 100 chapterów nazwałbym samouczkiem, gdzie dostajemy przedsmak tego, co czeka nas później.
Czyli krótko mówiąc: autor dzieli się z nami pomysłem na świat w momencie kiedy my jesteśmy w niego najbardziej wciągnięci i najbardziej jego ciekawi. Jak dla mnie – genialna strategia. Może i wyświechtana i obecna w wielu tytułach. Ale w One piece działa idealnie. Jeżeli więc na tym etapie tytuł nie wciągnął cię swym pomysłem, bohaterami, humorem czy specyficzną kreską, dalej niestety nie masz czego szukać.
Sama fabuła posiada też mnóstwo sekretów, zagadek, tajemniczych miejsc czy postaci. Samo to, że mimo 900 chaptera na karku nie wiadomo czym w ogóle One Piece jest napawa nas nieustanną ciekawością i zdrowym niepokojem. Tajemnica jaka kryje się za głównym skarbem to większa intryga niż na początku się wydaje i okazuje się, że ma powiązania z wieloma innymi niewyjaśnionymi wątkami. Jak wpiszesz na youtube "One Piece theory" to zostaniesz zasypany setkami filmików. Ale najlepsze jest to, że jak wejdziesz w taką teorię to dziwisz się jak bardzo ma to sens, jak wiele nawiązań do prawdziwej historii i kultury jest w niej zawarte i jak autor w ogóle na to wpadł (ludzie, którzy wymyślają te teorie to prawdziwi geniusze, którzy godzinami analizują dokładnie rozdziały, każde zdanie postaci i buszują w internecie w poszukiwaniu informacji - najczęściej prawdziwej historii). Wtedy wychodzi na jaw pełen geniusz autora, który potrafi czasami dać w rozdziale przesłanki na jakieś wydarzenie, które będzie miało miejsca za 300 rozdziałów.
Co prowadzi nas do głównego założenia, że wszystko wydaje się być z góry zaplanowane. Eichiro Oda w wywiadach zawsze powtarza, że ma od początku zaplanowane zakończenie, a wymyślił je jeszcze zanim na dobre rozpoczął wydawanie mangi, i mimo tylu lat serializacji, nie zmienił swojego podejścia, zakończenie nadal pozostaje takie samo, jest tylko bardziej rozbudowane. I widać to po samej historii. Na obecnym etapie (czyli 80% całości) zaczynamy powoli dostrzegać jak autor świetnie łączy poszczególne wątki, postacie, jak logicznie składa w całość wszystkie puzzle jakich namnożyło się przez ostatnie 20 lat. Możemy mieć więc pełne zaufanie co do przyszłych chapterów i nadal liczyć na wysoką jakość tytułu.


Nie tylko sama historia się rozwija a również nasi bohaterowie. A załoga słomianych to załoga, którą mogę oglądać bez końca. Każda postać ma przypisane do siebie zachowania, gagi, teksty, które tworzą świetną całość i pomimo pewnej wtórności nie nudzą. Również retrospekcje bohaterów to prawdziwa wirtuozeria, nie wiem czy jakikolwiek film złapał mnie tak za serce. Twórca tej serii to mistrz dramatu i na prawdę potrafi sprawić, iż czytelnik pragnie, aby „ci źli” dostali porządne lanie, a kiedy to się już dzieje, to dzieje się to w tak epicki sposób, że ciężko to opisać słowami. Walki same w sobie są przeciętne, jeśli chodzi o ich widowiskowość (są oczywiście też bardzo dobre), ale otoczka jaka się w okół nich tworzy przebija wszystko. Jeżeli ktoś pamięta scenę wejścia do Arlong Parku to doskonale wie o czym mówię.
Jednym słowem, nie raz można uronić łezkę i wstrzymać oddech z podekscytowania.

Również same relacje między postaciami są bardzo dobre. Bohaterowie rozmawiają, wymieniają się poglądami, dyskutują, krytykują się nawzajem, obrzucają ripostami, obrażają się na siebie, rywalizują,a niektórzy sprawiają wrażenie jakby nie do końca przepadali za sobą (tak jak Sanji i Zoro), a mimo to każdy jest w stanie skoczyć za drugą osobą w ogień bez krzty wahania. Oczywiście tak świetnie wykreowane relacje zostaną nie raz wystawione na próbę i to jest tez siła tej serii, gdzie widzimy nie tylko rozwój siły bohaterów, ale również ich relacji. Po każdej sadze wydaje nam się, że już nic nie jest w stanie zaskoczyć naszych słomianych i jak zawsze okazuje się, że myliliśmy się, oj bardzo.
Wypada też co nieco wspomnieć o systemie mocy jaki fukcjonuje w tym uniwersum. Jak wspomniałem wcześniej, Luffy posiada gumowe ciało. Ale nie od zawsze je posiadał. Zdobył je ponieważ zjadł jeden z Diabelskich Owoców, owoc Gomu-gomu.
Diabelskie owoce są w uniwersum One Piece podstawą dla różnorodności mocy i stylów walki różnych postaci. Każdy taki diabelski owoc daje inne umiejętności. Możesz więc, tak jak Luffy, mieć ciało z gumy, inny owoc da ci możliwość panowania nad ogniem, inny zmieni cię w żywą truciznę, a jeszcze inny pozwoli na zmianę w jakieś dzikie zwierzę.
Jednakże w zamian za zjedzenie owocu i otrzymania mocy, pozbawiasz się umiejętności pływania, a ocean staje się twoim naturalnym wrogiem. Stąd nazwa Diabelski owoc, bo według legendy: Mówią, że każdy z nich jest inkarnacją jednego z "morskich diabłów". Osoba, która zje taki owoc, zyskuje "diabelskie moce", jednak w zamian za to zostaje znienawidzona przez morze.
Prócz samych Diabelskich owoców funkcjonują też inne moce, jak choćby szermierka Zoro, który potrafi w pewnym momencie przecinać wszystko an swojej drodze, czy choćby kopnięcia Sanjiego, pozwalające nawet na wytworzenie płomienia wokół jego stopy.



Sam humor to kwestia indywidualna, choć przyznam, że mimo iż nie zawsze żarty do mnie trafiały, tak rozumiem potrzebę zachowania tego zdrowego dystansu pomiędzy powagą sytuacji, a lekkością w opowiadaniu historii. Zwłaszcza jeżeli zauważymy, że pewne komediowe wstawki stają się doskonałym pretekstem by porozstawiać niektóre postaci po kątach w danej scenie.
Przykładowo Zoro ma mocno upośledzony zmysł przestrzeni, i prawdopodobnie zgubiłby się we własnym domu, gdyby go tam zostawić. Wobec czego piesze wycieczki naszego szermierza kończą się dla niego niemal zawsze kłopotami, a to już jakaś podstawa do budowania jakiejś większej intrygi. I przy okazji nikt się nie dziwi, gdy w kulminacyjnym momencie Zoro wpadnie na pomoc przyjaciołom z odsieczą, bo przecież „zgubił się i przypadkiem trafił na kryjówkę wroga”. To tylko kolejny dowód na to, jak Oda zbudował sobie proste klocki, którymi teraz może się bawić na różne sposoby.
Jednakże humor jest w stylu typowo japońskim, czyli postacie często dyskutują na temat jakichś pierdół, albo wyzywają się w momencie ważnej sceny, bądź ekspozycji. Jeśli tego nie lubisz, to zapewniam cię, że przewrócisz oczami parę razy, na szczęście autor znajduje umiar w żartach i jego namiastkę możesz oczywiście poznać już w pierwszych chapterach.
Z drugiej jednak strony jak mówiłem wcześniej, autor mocno dramatyzuje wydarzenia, sprawiając że nie raz serducho mocniej nam zabije ze złości, tęsknoty, czy smutku. I taki skrajny humor pozwala stanąć z boku tego wszystkiego i przypomnieć nam, że w gruncie rzeczy mamy się przy tytule dobrze bawić. A takie żonglowanie emocjami jest również niebezpieczne i szczerze, nie zdziwiłbym się gdyby ktoś uznałby nawet to za wadę, bo ciężko jest trafić w tę złotą równowagę, by mimo wszystko nadal kupować tę historię i traktować ją na tyle poważnie by się w nią zaangażować. Japońskie komiksy co prawda dosyć często serwują nam taki rodzaj pastiszowego humoru, ale wiecie co, ja jako odbiorca danego medium wolałbym sam mieć wybór jak mam daną historię traktować i cieszę się, że One Piece daje mi opcję zarówno humorystyczną jak i tę skrajnie dramatyczną, bo odnajduje się w obu rolach świetnie i chwała mu za to.

No dobrze, jeśli moje słowa choć trochę przekonały cię dlaczego warto sięgnąć po ten tytuł, to zastanawiasz się pewnie „cholera jak to ugryźć”. Ponad 800 odcinków anime, to jest ponad 3 miesiące oglądania, zakładając, że będziesz oglądał 8 odcinków dziennie.

Jednakże ja osobiście proponuję przeczytać mangę, a anime zainteresować się później. I mam ku temu kilka powodów.
Toei Animation, studio odpowiedzialne za ekranizację One Piece, ma tendencję do rozciągania akcji w czasie, przez co w jednym odcinku znajdują się 1, albo nawet pół chaptera, zwłaszcza w obecnym czasie. A jest to cholernie krzywdzące dla fabuły, która zamiast być dynamiczna jak w mandze, to staje się nudna i pozbawiona jakiegokolwiek wyczucia tempa. W dodatku sama animacja jest przez wielu krytykowana za toporność, co jest oczywistą konsekwencją tak długoletniej serii, ale przynajmniej ważne momenty, jak kulminacje walk, albo emocjonalne sceny, są zrobione poprawnie, szczególnie polecam zobaczyć fragmenty zaanimowane przez Naotoshiego Shidę, który jest znany jako tzw. „Big Climax Animator”. Znalazłem nawet kiedyś na reddicie cały długi post poświęcony temu „jakie momenty w anime są najlepiej ukazane i które warto obejrzeć po uprzednim przeczytaniu mangi”. Jest to moim zdaniem najlepsza forma na zapoznanie się z One Piece, gdyż zwyczajnie w świecie jest to ta najoryginalniejsza forma. Pomimo specyficznej kreski, do której trzeba się przyzwyczaić, nadal da się zauważyć z jakim serduchem i klasą autor rysuje swoje dzieło. Przykładowo, na pierwszych stronach każdego rozdziału mamy osobne historie postaci pobocznych, które, jak się okazuje, również podróżują i przeżywają swoje własne przygody, ba, te historie są kanoniczne i mają realny wpływ na całokształt fabuły. Oda więc myśli nie tylko o słomianych. Tutaj każdy ma jakąś rolę do odegrania. Każdy!
Eichiro potrafi upakować całkiem dużo fabuły do zwykłego 20 stronnicowego rozdziału. Na jednym panelu zdąży pokazać relacje między postaciami, reakcje każdego ze słomianych na wydarzenia, czy nawet osobne punkty fabularne, które w normalnym komiksie mielibyśmy pokazane na osobnych panelach, bądź nawet stronach.
W internecie jest też dostępna wersja kolorystyczna rozdziałów, które jeszcze dodatkowo podkręcają doznania i sprawiają, że niektóre rysunki, jak choćby miast, błyszczą jeszcze bardziej.

Na przestrzeni lat serializacji anime, pojawiły się też filmy kinowe One piece. Nie są to jednak kanoniczne historie, pomimo tego iż część z nich była pisana przez samego Eichiroo Odę, tak należy je traktować jako filler, niegroźną ciekawostkę z życia załogi, która wydarzyła się gdzieś tam w strefie marzeń. Osobiście oglądałem tylko 2 z nich i jeśli mam być szczery to poza wyraźną, budżetową animacją, nie miałem ochoty zagłębiać się w nie dalej.

Czy sama seria ma jakieś wady? Cóż, jeżeli miałbym jakieś wymienić, to raczej jest to pewna schematyczność, która w pewnym momencie zaczyna doskwierać, jednak na szczęście autor dosyć szybko to skorygował po Time-skipie. Niektóre sagi są też wyraźnie gorsze od innych, albo mają mniejszy wkład fabularny od innych, przez co masz pod koniec wrażenie, że niepotrzebnie ta saga tak długo trwała. W dodatku nadal mamy do czynienia z serią przeznaczoną dla nastolatków (stąd nazwa shounen), możemy więc spodziewać się pewnych uproszczeń fabularnych bądź naciągania logiki, na szczęście nie są to elementy, które wyraźnie zauważysz.
W przypadku anime oczywiście dochodzi nierówna kreska, czy oszczędna animacja, która błyszczy tylko w kluczowych momentach.
Ok podsumowując:
Myślę, że te wszystkie aspekty składają się na tytuł, który wyrósł ze zwykłego battle shounena na absolutny fenomen. Seria miała swoje wzloty i upadki, gorsze i lepsze sagi, jednakże nie zmieniło się jedno – zaufanie fanów, w tym mnie. To jest naprawdę godne pochwały by tytuł wydawany bez przerwy od 20 lat nadal trzymał zadowalający poziom. Uważam, że warto zapoznać się z tą historią, i wyrobić sobie o niej opinię. Wiem też, że wielu rzeczy na pewno nie omówiłem, choćbym chciał, jednakże wtedy ta seria wymagałaby osobnej sekcji. Może kiedyś.

Nevarius

Dla fanów dodam że Netflix planuje aktorski serial - https://pl.ign.com/one-piece/29049/news/one-piece-najdrozszym-serialem-aktorskim -w-historii-znamy-przyblizona-date-premiery?utm_source=recirc - Szeże nawet z takim bużetem cięzko sobie ten serial wyobrażam, natomiast na pewno zerknę z ciekawości :)

ocenił(a) serial na 10
buterfly

Aktorskie One Piece to jak zrobienie aktorskiego Króla Lwa. Tzn. siłą tej serii i jej cechą jest kreskówkowość, oparta nie tylko na humorze, ale specyficznej kresce Eichiro Ody, która pomija jaką kolwek biologię czy fizykę ciał. Pozbawienie jej tych cech zrobi krzywdę całej historii, a próba przeniesienia jej na modłę aktorską może być bardzo groteskowa dla przeciętnego amerykańskiego widza. Stąd ja nie tyle co martwię się o to, że będzie to sztywne formalnie i bez wizualnej szermierki, mogą to zepsuć - przeżyję, bo manga jest 10/10 ( a obecnie anime też ruszyło z kopyta odkąd na sagę Wano wzięto innego reżysera animacji), ale obawiam się, że serial jako próba zainteresowania szerszej publiczności tym tytułem w formie oryginalnej.... może się nie powieść. A szkoda, bo One Piece to obecnie jeden z najlepszych fabularnie tytułów w popkulturze. To co Oda wymyślił.... WOW.

Nevarius

O ile o wygląd głównej paczki aż tak bym się nie martwił, to im dalej to pojawiają się co róż co chwile coraz bardziej dziwaczne postacie i obawiam się że one wyglądaliby już kiczowato ;) Co do aktorskiej wersji to uważam już bardziej Amerykanką lepiej odpowiadał by One-Puch Man :)

ocenił(a) serial na 10
buterfly

Tak, One-punch-man lepiej nadaje się na aktorską wersję. Już Naruto jest pod tym względem lepsze.

Nevarius

Dzięki za tę sugestię czytania mangi raczej niż oglądania anime. Ilość odcinków zawsze mnie przeraża i mam problem z zaczęciem czegoś co ma 70+ odcinków, więc tytuł z dziewięćsetoma odcinkami na pewno nie byłby dla mnie łatwiejszy. A przedłużanie akcji na siłę jest dla mnie jeszcze większą zmorą. Więc chyba spróbuję najpierw ugryźć komiks :)

ocenił(a) serial na 10
duzehalo

Jak najbardziej polecam!

Nevarius

A mangę można gdzieś dostać w języku polskim? Chodzi mi oczywiście online.

Nevarius

Dziękuję za Twoją bardzo długą i fajną recenzję. Bałem się zasiąść do tego anime, bo jest takie długie, a ja jak coś mi wpadnie w oko, to zazwyczaj znikam, jak śliwka w kompot. Początek (55 chapter) na razie taki nieco powyżej średniej, dzięki czemu nie zaginąłem na wieczność, zobaczymy jak będzie dalej. Widać też po kresce upływ czasu, przypuszczam, że później i w tym aspekcie będzie lepiej.

ocenił(a) serial na 10
Nevarius

Szacun za taką recenzję, ale tldr xD Dla mnie OP to najlepsza fabularnie produkcja, jaką miałem przyjemność oglądać. Historia jest epicka, a postacie są napisane po mistrzowsku, całość przypomina mi jakby filozofię w formie rysunkowej, nazywam to filozofią Ody xD Oda to geniusz.
"Czarnobrody. Ta postać stała się później inspiracją do stworzenia głównego antagonisty w One Piece."
W drodze na Raftel na pewno tak, ale zakładam, że po tym zostanie jeszcze obalenie Imu. Przynajmniej taką mam nadzieję, że kwestia Światowego Rządu zostanie wyjaśniona.

ps Poryłeś mi banię opisem na profilu

ocenił(a) serial na 5
Nevarius

Toriyama nie zdążył z Dragon Ballem.
Miura z Berserkiem .
Byle by Oda zdążył.
Choć jak dla mnie jego kreska i temat piratów nigdy mi nie leżał. Uważam, że Dragon Ball również był przereklamowany i płytki