Jeżeli komuś podobał się Black Sails powinien strawić i Crossbones. Co raczej nie dziwi, bo klimat obu filmów jest zbliżony, Akcja dzieje się w zbliżonym czasie, choć Crossbones chronologicznie kilka/kilkanaście lat wcześniej. Miejsce akcji jest to same - New Providence.
Nooo... kolejny powód aby nie oglądać tego serialu. Nie dość iż Malkovich zwyczajnie nie pasuje swym wyglądem do Teacha.. kostiumy postaci są wręcz kretyńskie... to jeszcze dowiaduje się o "kilkunastu latach". Już w "Black Sails" wepchnięto go a siłę do pamiętnego 1715 (rok zagłady hiszpańskiej Srebrnej Floty) choć zaczął prężnie działać dopiero w roku następnym. Ale kij z tym, postać epizodyczna w zmyślonej historii etc. Kilkanaście lat wcześnie... zgroza.
Black Sails po pierwszym odcinku wprawił mnie w powątpiewanie czy warto oglądać (dziwna porcja komediowa nie wróżyła dobrze). Na szczęśćie serial się wyrobił.
Przy crossbones po pilocie można powiedzieć, że ręce opadają. Wrażenie oglądania, okrutnie poprzycinanego materiału w przyśpieszonym tempie (poupychane wszystko w sposób żenujący i żałosny ). Serial wykastrowany z nastroju, nie prezentujący żadnego klimatu. Trudno wyłapać jakąkolwiek grę aktorską na poziomie, a może raczej trudno się na niej skupić przez narzucone tempo i panujący natłok. Malkovich jako czarnobrody zamiast wypaść na inteligienta/wariata/nieprzewidywalnego złego pirata wypadł na flegmatycznego upośledzonego łysolca z gębą bez wyrazu, z sporadycznym słowotokiem i jawiącego się momentami grozą na poziomie flegmatycznej 8 latki tupiącej nóżką.
Chyba lepiej bym tego nie ujęła. Taka marna próba powielenia klimatu Black Sails (które rzeczywiście po średnim starcie się wybroniło). Podobieństw jest tyle, nawet i jeśli chodzi o postaci że to wręcz śmieszne. Tym mocniej że jest to kompletnie wyzute z jakichkolwiek emocji. Nikt, nawet sam Malkovich nie porywa grą. Miałko, smętnie, nudno, przewidywalnie.