Jak na początek nowej serii i konwencji, wyjątkowo słabo. Widz powinien zostać łagodnie wprowadzony w trzeci sezon poprzez przedstawienie rezultatu finału dwójki oraz pokazanie jak zarysowuje się nowa koncepcja. Nie dostaliśmy tego. W zamian twórcy zaserwowali nam Hannibala i Bedelię na wczasach w Europie, flashbacki nie wnoszące nic (poza tymi dwoma Du Maurier) i wymuszony artyzm. Jak nic, trzecia część filmu, to nalewanie wina w slow motion, przybliżenia na kapiącą krew czy zabójstwo z perspektywy twarzy Bedelii.
Zabrakło Willa, Jacka i Alany. Nie wiemy czy żyją, czy nie. Przez bite czterdzieści minut patrzeliśmy jak Lecter i Du Maurier tańczą na bankiecie, jedzą kolację, chodzą na zakupy i deliberują na temat Dantego. Tak, z serialu o najsłynniejszym książkowym psychopacie zrobili Simsy. W ostatnim kilku minutach przypomnieli sobie, że odcinek Hannibala bez zabójstwa to trochę lipa, więc ubili pierwszego, lepszego.. w sumie to bez powodu i polotu.
PS. Ten odcinek każe mi zadać jedno pytanie... Skoro Bedelii od początku nie pasowało to co Hannibal robi i źle się z tym czuje, że jest częścią tego procederu to dlaczego z nim wyjechała do Europy? Przecież to się nie klei.