"Ostatniej nocy doznałem swojego rodzaju objawienia. Jest jedna postać, którą od początku planowałem uśmiercić, lecz nie wiedziałem, w jaki sposób to uczynię. Dziś jednak już wiem."
Na kogo stawiacie?
Wydaje się, że chodzi o jednego z głównych bohaterów. Może Daenerys, może Tyrion, może Sansa, Jaime czy Bran?
Przypominam, że śmierć ta CHYBA nie może być czymś oczywistym- jak śmierć Cersei z ręki brata i raczej będzie czymś bardzo wyszukanym.
Osobiście skłaniam się ku Tyrionowi i Daenerys, ale to dlatego, że ich nie lubię.
Jakie są wasze typy?
Chociaż biorę też pod uwagę takiego Littlefingera. Myślę, że Martin od początku chciał go uśmiercić, ale nie zasługiwał on na jakąś zwyczajną, nudną śmierć. Bądź co bądź, jest jedną z najlepiej napisanych i wykreowanych postaci. Dla mnie jest najpewniejszym kandydatem.
Chociaż wolałabym, żeby to był Tyrion czy Dany.
Może i tak. Ale myślę, że ta śmierć bardzo wpłynie na fabułę, a te dziewczyny to jakoś bardzo ważne nie są. Martin od początku chciał tę postać uśmiercić, więc stawiam na kogoś ciekawszego. Najpewniejszym dla mnie kandydatem jest LF, ale wolałabym, żeby zamiast niego z życiem pożegnała się Dany.
Daenerys i Tyrion to nie tylko ulubione postacie twórców serialu, ale też samego Martina.
Starków za to wyraźnie nie lubią. Faktycznie może to być LF albo właśnie Sansa.
Ja bym chciała, żeby to była albo Dany albo Tyrion, ale to moje pobożne życzenie.
Myślę, że Arya raczej nie umrze, Sansa też wydaje się bezpieczna, a LF jest jedną z najciekawszych postaci, więc jego śmierć też powinna być ciekawa. Zresztą można się domyślać, że w końcu się przejedzie na swoim sprycie.
Nie wiem też, czy Martin od samego początku zamierzał uśmiercić Starkówny, chociaż mogło mu się tak tylko powiedzieć.
Teraz doszedł jeszcze Varys, podobny w kategoriach do LF. Myślę, że to są dwaj najpewniejsi kandydaci.
Możliwe, że któryś z tych dwóch, bo za długo im się udawało.
Sansa i Arya po prostu się wyczerpały i nie widzę dla nich przyszłości. Zwłaszcze jeśli wróci Rickon ze swoim wilkorem. Dany i Tyrion według mnie na pewno przeżyją Wichry zimy.
Może tej śmierci dokonać właśnie Arya- wtedy każdego można brać pod uwagę.
Jakby dostała zlecenie na taką Margaery to też by było zaskakujące, ale czy Martin od początku chciał różyczkę uśmiercić?
W Wichrach może zginąć na pęczki osób, w tym Sansa, a nawet jej siostra, więc nie warto nikogo wykluczać.
No może oprócz Tyriona i Dany, ale byłoby śmieszne, gdybka Dany tak gadała o powrocie do "domu" i tytułowała się królową Westeros, nigdy do Westeros nie dotarłszy Bo gdzieś na drodze jej się umarło.
Wolę żeby jakiś POV umarł, niż Margaery. Albo Wyman Manderly, bo go nie lubię :) Gdyby Martin chciał uśmiercić Dany, bo jej przeznaczeniem byłoby jedynie przyjście na świat smoków nie zamęczałby nas jej wątkiem w Meereen.
Prawie wszystkie przepowiednie się na niej opierają, więc pewnie jeszcze trochę pożyje. Ja mam ogromną nadzieję, że Jon według przepowiedni zahartuje w niej stal.
Cały czas mam na to nadzieję. Odpadła mi już Myrcella, została Sansa, Margaery (ale w to wątpię, bo ją typuje Cersei), Dany i Arianne. Myślę, że Martin nie wprowadzi już nowej bohaterki do tej roli, więc pozostaje wybór między tą czwórką (licząc Marg).
To nie mogła być Myrcella, Margaery w zasadzie już była królową i moim zdaniem to nie o nią chodzi, Sansa lepiej żeby już nie wracała do stolicy. Najbardziej pasuje mi Daenerys.
Mi najbardziej pasuje Sansa, bo ją sama Cersei na królową przygotowywała. Uczyła ją, radziła jej itp.
A Dany, jak pisałam wcześniej , wolałabym, żeby do Westeros nie dotarła i będę się jeszcze łudzić.
Nie lubię Danki, ale mimo to gdyby głupio zginęła, zabita przez jakiegoś dennego obdartusa to bym się wkurzył. Ale nie mam nic przeciwko spopieleniu przez smoka - sama byłaby sobie winna. :)
Ale to by było takie ... bez sensu. Tyle jej pokazywali i teraz by umarła jakąś głupią śmiercią ... Może Daario albo Jorah ją zabiją ?
Daenerys raczej nie zginie, przynajmniej nie w Wichrach Zimy i nie przed dotarciem do Westeros. Chociaż kto wie? Martin jest nieprzewidywalny.
A może Varys? Teraz jest partyzantem w KP i skutecznie sieje zamęt, ale fortuna zmienną bywa.
Też już zaczęłam brać go pod uwagę. Myślę, że szanse na jego śmierć są podobne do szans LF. Dla mnie to najpewniejsi kandydaci, bo chyba najwięcej wnoszą do fabuły.
Littlefinger w książce na razie siedzi bezpiecznie w Dolinie Arrynów i wzmacnia tam swoją pozycję. Varys wydaje mi się być w większym niebezpieczeństwie. Chociaż jeśli Wichry Zimy rzeczywiście będą największe objętościowo ze wszystkich części, to LF może się jeszcze wpakować w jakieś kłopoty.
Wolałabym, żeby to pająk zginął. Mimo iż nie lubię LF jest on świetnie skonstruowaną postacią, a Varys mnie nudzi.
Oby Danka albo Cersei. Co do Starkówien to nic wielkiego do nich nie mam, tylko niech będzie ich jak najmniej.
Wydaje mi się, że nie chodzi w tym przypadku o śmierć Cersei, bo jest ona czymś oczywistym i nie będzie raczej jakoś bardzo wyszukana. A nad tą śmiercią Marin długo myślał, nawet od samego początku.
Danka też pewnie jeszcze pożyje, chociaż życzę jej jak najgorzej.
Najpewniejszymi kandydatami wydają się LF i Varys, obie postaci świetnie napisane i bardzo wpływające na fabułę. Ale trzymajmy kciuki za Daenerys.
też się tego obawiam. Nie lubię go, ale jednak w pewien sposób mnie fascynuje. Wolałabym, żeby zginął na samym końcu, nawet niech jego śmierć będzie straszna, ale nie wyobrażam sobie sagi bez niego. Że tak powiem- jest nie do zastąpienia.
Ale pewnie się kiedyś na swoim sprycie i oszustwach przejedzie.
Może zbierze ogromne siły, które dadzą mu pewność wygranej, a mimo to spektakularnie przegra? Zobaczymy :)
Ja mam nadzieję, że to Sansa go dziabnie. Zbierze ogromne siły, wszystko będzie szło po jego myśli, a tutaj Sansa postanowi się zemścić na nim za wszystko co uczynił.
Chyba bardziej by się przydało założyć temat, komu życzymy śmierci albo taki odszukać.
Jeżeli Sansa ma być graczem to musi zapomnieć o zemście, LF zrobił co musiał, żeby nie pójść z Nedem na dno. Nie lubię Starków właśnie dlatego, że każdy tylko mści się za krzywdy - LS, Arya, Sansa, Rickon pewnie też i ludzie, którzy go poprą. Najpierw Martin zrobił z nich idiotów i doprowadził do ich śmierci, a teraz będziemy czytać o ich zemście.
Czy takich idiotów? To chyba tylko pokolenie Neda. Rickard i Brandon zginęli okropnie, a wcale nie chcieli mścić się za Lyannę tylko ją odzyskać.
Z tym Rickonem nic pewnego. Jest jeszcze mały, jego charakter można ukształtować. Wiem, że za często posługuję się tym przykładem, ale Aegon też wcale nie chce się na nikim mścić (co innego Connington) i nie jest uprzedzony. Więc możliwe, że Rickon też nie znajdzie w zemście rozwiązania. Zależy to od tego, co mu kto do głowy powkłada.
Sansa wcale może nie zemścić się na LF za to co uczynił jej rodzinie, tylko może go skasować, jego przykładem- on pozbywał się ludzi, którzy przestali mu być potrzebni. Chociaż nie widzę Sansy w roli morderczyni, byłaby to miła odmiana. Póki co jest od niego zależna, pozbywając się go, by się uniezależniła.
Chodzi mi o tych Starków, których poznajemy na początku, głównie Neda, który nie poradził sobie w stolicy i to nie wina Baelisha, Varysa, Joffreya, Cersei czy Janosa Slynta, że sobie nie poradził tylko jego własna. Podobnie z Robbem, który złamał przysięgę Freyom i Catelyn, która porwała Tyriona i wypuściła Królobójcę. Do ich klęski również oni sami doprowadzili, nie Freyowie, Boltonowie, Tywin czy Theon. Teraz mamy Aryę, która mści się za to co spotkało Starków, Lady Stoneheart, ludzi takich jak Manderly. Więc Sansa to już za dużo, a wątek zemsty Starków jest niezbyt ciekawy. Dlatego według mnie ona albo Arya powinny zginąć, tym bardziej, że Arya w ogóle nie powinna przetrwać w takim świecie jaki stworzył Martin.
Ależ ja temu nie zaprzeczam.
Ned to w ogóle był idiotą nad idiotów. I wcale też nie był taki honorowy. Przyznał się do zdrady przed wszystkimi, narażając swój ród na piętno zdrajców. Do tego wcześniej, nie zareagował jak Catelyn porwała Tyriona. Nawet powiedział, że uczyniła to na jego polecenie. Więc nie dość, że był głupi, to honor go też nie ratował. Nie wiem więc, skąd do niego tyle sympatii.
Robb to też przykład głupoty w czystej postaci. Ale tu też zawiniła jego matka. Nawet nie mówię tu o wypuszczeniu królobójcy (co było WTF?), ale o tym, że zgodziła się na mariaż. Założę się, że Walder zadowoliłby się takim Rickonem.
Arya jest ze wszystkich najgorsza i tu się z tobą zgodzę. Nigdy jej nie lubiłam, więc nie będę jej bronić. Do tego jest za pyskata i dziwię się, że się jeszcze na swoim języku nie przejechała.
Co do LS, to się nie zgodzę. To już nie jest Catelyn, tylko zmutowane zombie, którego celem jest zemsta. Myślę, że nie podpada to już pod Starka, tylko wytwór bractwa.
Oj tam, Sansa wcale nie musi mścić się na LF, jak pisałam. Może go sprzątnąć po to by się uniezależnić i przejąć jego wpływy. Póki jest jej potrzebny to niech żyje, ale jak zechce ją wykorzystać (nie chodzi mi o gwałt, tylko o jakieś niekorzystne dla niej małżeństwo) to pozbycie się go byłoby zasadne.
Ale Ned nie zginął dlatego, że sobie nie poradził. Trzymał karty i mógł z łatwością wygrać, sam o tym wiedział. Ale miał zasady. Zginął za nie. Na pewno nie zamierzał umierać, lecz wolał wybrać drogę honoru, a nie sprytu. Uważam, że nie powinno się nazywać honoru głupotą, bo to po prostu zasady i Ned idiotą z pewnością nie był. Robb to już inna sprawa. Tu też wybrał zasady, ale chwilą zapomnienia, być może zabił siebie, matkę i żołnierzy (choć nie wiem, czy złamanie przysięgi wpłynęło w istotny sposób na Krwawe Gody). A Catelyn... to matka ogarnięta rozpaczą. Cersei z pewnością postąpiłaby podobnie. Nie da się na sucho ocenić tego co robiła, po tym co się działo z jej rodziną. A wątek zemsty... Ja go uwielbiam, ale to już kwestia upodobań.
Ned miał zasady? No miał, z tym, że to inni mieli je przestrzegać, a nie on. Zginął jako zdrajca, obciążając swój ród piętnem zdrajców. W niczym nie pomógł Stannisowi. Nazwał Joffa prawowitym królem. Nie zginął za zasady, ale za swoją głupotę. Powinien uciec do Stannisa i z nim knuć. Powinien wyjawić prawdę Robertowi. Powinien nie mówić tego Cersei.
Ned nie był honorowy! Honorowy człowiek nie podrabia testamentu! Postąpiłby dobrze wyjawiając prawdę Robertowi. A że tego nie zrobił to powinien ponieść konsekwencje swoich czynów. Robert wyznaczył spadkobiercą Joffreya i Ned nie mógł podważyć jego słów.
Już szybciej Robb zginął za zasady. Ale on to się znalazł między młotem, a kowadłem. Ciążyła mu obietnica Freyów, ale też to, że rozdziewiczył córkę szlachecką. Robb głupio wybrał. Robb głupio zginął.
Co z tego, że Cersei postąpiłaby podobnie. Catelyn zdradziła swojego króla i podważyła jego autorytet. Nie ma dla niej usprawiedliwienia.
Też lubię wątek wszelkiej zemsty, ale nie tej w wykonaniu Aryi, bo to woła o pomstę do nieba.
Miał zasady. Nie honor (choć i ten w dużej mierze). Ale sam te zasady czasem łamał. Dlaczego ? W jego przekonaniu dla rodziny. Był uczciwym człowiekiem i nie rozumiał Gry o Tron. W ogóle był bardzo podobny do Tullych. Rodzina, obowiązek, honor. Zginął w sumie za uczciwość. A nazwał Joffrey'a królem, bo bał się o córki, to akurat dość jasne. Ja uważam, że jedyne co powinien to nie uznawać Lannistera królem i zginąć, ale on nie wiedział, że Sansa jest im potrzebna. Był za dobry.
Robb zginął za wypuszczenie królobójcy. Freyowie raczej nie robili sobie wiele z przysiąg i widząc jak zła jest jego sytuacja, zdradziliby z pewnością. Lepszy sojusz z potencjalnym zwycięzcą niż mariaż z upadłym królem.
Ja Catelyn w zupełności zrozumiem. I rozgrzeszam ją również w pełni. Ten król był przede wszystkim jej synem. Jedynym jaki był wolny. Nie ma większej rozpaczy niż matki po utracie dziecka. Cat przeżyła to 4 razy, do tamtej chwili.
Arya... Lubię ją i tyle, ale też nie jakoś szczególnie.
Nie zginął za uczciwość. Nazwał Joffa królem, więc nie zginął za uczciwość. Zginął za córki, z tym się zgodzę. Natomiast on zgodził się dla córek porzucić swoje zasady. Więc nie zginął ani za uczciwość ani za honor ani obowiązek. Zginął za rodzinę- porzucając wszystkie prawdy, którymi się w życiu kierował. Nie był uczciwy, był poczciwy.
Robb nie wypuścił królobójcy. Zrobiła to jego głupia matka, którą powinien odesłać do WF. Robba sytuacja była najkorzystniejsza. Frey poczuł się obrażony i dlatego się na Robbie zemścił. A i Bolton się od sprawy Robba odwrócił kiedy młody wilk poślubił mało wartą dziewczynę. Zrozumiał, że ten ślub oznacza jego upadek. Gdyby poślubił Freyównę możliwe, że by wygrał. Do tego Bolton pewnie pozostałby mu wierny.
A ja Catelyn nie rozumiem. Powinna odsunąć matczyne uczucia na bok. To była kampania jej syna, to byli ludzie jej syna, to była zemsta jej syna. Doprowadziła do jego upadku. Powinna nie wtrącać się w sprawy polityki. Wypuszczając królobójcę nie tylko podważyła autorytet króla, ale też pozwoliła przejąć Jaime Boltonom. No wybacz, ale nie zawsze powinno się kierować sercem. Ona w największym stopniu odpowiada za tragiczną śmierć Robba. Postąpiła głupio i krótkowzrocznie. Jeżeli ją z tego rozliczasz, to już twoja sprawa.
W pierwszym punkcie się zgadzam. Zginął za rodzinę i bo był za dobry.
Robb go nie puścił, ale chodzi mi o fakt, że gdyby Cat go nie uwolniła, krwawe gody by się nie odbyły.
Catelyn, nie potrafiła po prostu patrzeć bezczynnie. I zdecydowanie ją rozumiem. Sądziła, że Bran i Rickon nie żyją. Zabito jej męża. Jej córki były w niewoli, a ona sama pogrążała się w spirali rozpaczy. Jej zachowanie jest zrozumiałe, bo sądziła, że to jedyna droga, by odzyskać dzieci. Nie ma silniejszego uczucia niż matczyna miłość i nie ma znaczenia, czy powinna to robić czy nie. Nie potrafiła inaczej. Postąpiła głupio. Ale też zrozumiale.
Krwawe gody odbyłyby się, ponieważ Frey poczuł się znieważony. To wcale nie jest jakiś mózg taktyczny. Sprzymierzył się z Lannisterami, bo go pewnie zięć przekonał (Bolton), jaką to wielką ignorancją wykazał się Młody Wilk. To była zemsta, a nie jakieś dalekosiężne działanie taktyczne (dla Freya, dla Boltona to była realizacja sojuszu z Tywinem)
Powinna wrócić do WF, kiedy takie myśli zaczęły krążyć jej po głowie, żeby synowi nie zaszkodzić. Ratować jedno dziecko kosztem drugiego nie jest wcale w duchu matczynych uczuć. To tak jakbyś usprawiedliwił Karstarka za przykładowo zabicie królobójcy, bo zrobił to w imię miłości do swoich synów. Niektóre rzeczy powinny zejść na drugi plan. To ona doprowadziła do upadku Robba. Nie skonsultowała się z nim, z nikim się swoim planem nie podzieliła. Działała egoistycznie, wiedząc, że przyniesie to ogromne straty swemu dziecku. Zginęło około 2000 żołnierzy, żeby Jaime'a pojmać. Ona go oddała w ręce wrogów, dzięki czemu stał się kartą przetargową w układzie Lannister-Bolton. To było działanie krótkowzroczne i nie powinniśmy patrzeć na to jej oczami, tylko po prostu bardziej obiektywnie. A tylko każdemu zaszkodziła i córkom wcale nie pomogła.
To jeden z powodów. Racją, jest, że nie jest mózgiem taktycznym, ale jakoś nie wyobrażam sobie, by dochował wierności, wiedząc, że Robb zabiera jego ludzi na północ, a samego Frey'a zostawia na pastwę Lannisterów. Do krwawych godów pchnęła zemsta, ale zdrada, w sensie odwrócenia się od Starków, zapewne i tak by nastąpiła.
Tyle, że z tego co pamiętam, wtedy WF było pod kontrolą Theona. Poza tym w miłości robimy głupoty. To było wybitnie głupie, ale usprawiedliwione. Catelyn nikogo też nie zabiła (bezpośrednio). Po prostu zrobiła to co uznała za dobre dla rodziny i ja ją rozumiem. A to, że skutki były opłakane to inna sprawa.
Co do tej Catelyn to my się chyba nigdy nie zgodzimy. Pozostańmy więc przy swoich zdaniach.
"Robb zginął za wypuszczenie królobójcy. Freyowie raczej nie robili sobie wiele z przysiąg i widząc jak zła jest jego sytuacja, zdradziliby z pewnością. Lepszy sojusz z potencjalnym zwycięzcą niż mariaż z upadłym królem."
Nie zgodzę się. Walder przede wszystkim potrzebował małżeństwa z Robbem (i Aryą) ze starożytnego, wielkiego rodu Starków, na co wcześniej nie miał szans. Od początku nie sądził, żeby Robb miał szansę przeciwko Koronie.
Ród Freyów byłby wierny królowi Północy i Dorzecza, gdyby Robb dotrzymał umowy. Tak było, gdy Robb stracił Północ i własny zamek. Freyowie opuścili go dopiero, gdy ich zdradził.
Walder Frey dopiero wtedy postanowił wystąpić przeciwko buntownikom, gdy został przez nich zdradzony i znieważony w oczach całego Westeros i nie zamierzał wybaczać, nie najlepiej świadczyłoby to o jego rodzie, gdyby tak po prostu zignorował taką zniewagę i Freyowie nadal walczyli i umierali za króla wiarołomcę.
Robb nie był w takiej złej sytuacji, planował wrócić na Północ, bo był bez szans przeciwko Lannisterom i Tyrellom, ale gdyby nie zdradził Freyów miałby też Królobójcę, który przebywał u Boltona i Freyów w Harrenhal.
Co do przysiąg, w tym przypadku to Robb zdradził i okazał się beznadziejnym sojusznikiem, nie Freyowie.
Muszę przyznać rację, ale gdyby nie wypuszczono królobójcy krwawe gody nie doszłyby do skutku. Raczej o to mi chodziło. Nawet gdyby wyszedł za Jeyne, nie pozwoliliby sobie na coś takiego.
A co do sytuacji... Zima za pasem i wrogowie wokół. Raczej średnio ciekawie, aczkolwiek nie twierdzę, że musiał przegrać.
Robb właściwie wygrał większość bitw w polu. Nic nie wskazywało na jego klęskę.
Ja bym powiedział, że niemal wszystko. Owszem, on sam nie przegrał bitwy, ale za Lannisterami stało praktycznie całe południe. Północ była najechana przez Greyjoy'ów... Wrogowie byli po prostu wszędzie.
Freyowie przede wszystkim nie dopuściliby do tego, żeby zostać w środku wojny bez sojuszników otoczeni przez wrogów.
Ale tak, wypuszczenie Jaimego odegrało tutaj kluczową rolę, i to, że trafił on do Harrenhal, gdzie przebywali Freyowie i Bolton. Freyowie po prostu nie daliby Robbowi przejścia, którego potrzebował, żeby wrócić na Północ. A atak na Bliźniaki nie opłacałby mu się, zresztą nie miałby na to czasu.
Ned postąpił głupio zostając w KP po śmierci Roberta. Littlefinger mu radził żeby nikomu nie ufać, a on zawierzył swoje życie największemu intrygantowi w Westeros i bandzie żołdaków wiernych temu, kto najwięcej zapłaci. Powinien uciec z miasta jak Renly i się jakoś przedrzeć na północ. Stamtąd ewentualnie się porozumieć ze Stannisem.
Catelyn uwalniając Jaimiego postąpiła jeszcze bardziej nierozsądnie. Tak samo jak jej mąż zaufała cwanemu lisowi i również nie wyszła na tym zbyt dobrze.
Tutaj się zgodzę. Sam zamysł Neda żeby oddać tron Stannisowi nie uznaje za zły. Tutaj chyba wszyscy powinni się zgodzić.
Ktoś wcześniej napisał, że Stark nie radził sobie w grze o tron. Racja, ale tak jak pisałeś powinien szybko zawinąć się do WInterfell, zwołać chorągwie i wtedy obmyślić plan ze Stannisem oraz Renlym.
Myślę, że przy takich okolicznościach można było pokusić się o połączenie sojuszem Starków, Barratheonów, Tullych, Tyrellów i Arynów. Każdy otrzymałby coś dla siebie, więź wzmocniłoby się małżeństwami, a Lannisterowie zostaliby obaleni.