PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=476848}

Gra o tron

Game of Thrones
2011 - 2019
8,7 405 tys. ocen
8,7 10 1 405484
7,9 56 krytyków
Gra o tron
powrót do forum serialu Gra o tron

* Witam wszystkich w drugiej części gry! Zasady są pewnie prawie wszystkim dobrze znane, ale na wypadek wklejam link do regulaminu.
http://www.filmweb.pl/serial/Gra+o+tron-2011-476848/discussion/STRAŻNICY+NOCNEGO +FORTU+%28Przygoda%29,2514709

*Gracze, którzy nie uzupełnili jeszcze kart niech zrobią to pod tematem rekrutacja (macie tam objaśnione zasady) bym mógł zebrać wszystkie i wkleić poniżej.
Ok, to tyle, opowieść czas zacząć.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

PROLOG:

Kilka tygodni wcześniej.

Okiennice w izbie trzasnęły, otwierając się z hukiem a podmuch wiatru wpuścił do środka chłodne powietrze. Aerys natychmiast zerwał się z nad sekretarzyka. Znów czytał do późna i zaległ nad księgą, którą przywiózł mu niedawno z podróży jego syn. Kaganek zdążył się już wypalić i w biblioteczce króla panował zupełny mrok. Aerys zapalił nową świece i podszedł do okna, zanim jednak zdążył je zamknąć rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść – rozkazał Targaryan. W progu stanął ser Barristan Selmy, który tej nocy pełnił wartę pod królewskimi sypialniami.
- Słyszałem jakiś hałas, czy wszystko w porządku mój panie? – zapytał królewski gwardzista. Aerys przytaknął wskazując na otwarte okno.
- To tylko wiatr, poradzę sobie –
Selmy skinął, po czym zniknął z powrotem za drzwiami. Aerys domknął okiennice po czym wrócił za biurko. Zamarł.
Na sekretarzyku leżał zwinięty w rulon i zawiązany czarną wstążką pergamin. Król mógł przysiąc, że kiedy zasypiał go tu nie było. Ktoś musiał wejść do biblioteczki i zostawić to gdy spał. Kolejny zdrajca, pomyślał. Otaczają mnie sami zdrajcy. Nawet tutaj nie dadzą mi spokoju.
Ciekawość wzięła górę nad wściekłością. Aerys wyciągnął z szufladki nóż do papieru, rozciął wstążkę i rozwinął pergamin. Obok postawił kaganek i rozpoczął lekturę. To był list. List napisany do samego Aerysa Targaryena. Gdy król skończył czytać i spojrzał w kierunku okna. Monarcha zaczął przechadzać się po komnacie nerwowo drapiąc się po rozczochranej, skołtunionej brodzie. W końcu otworzył drzwi i zwrócił do ser Barristana.
- Czy gdy spałem, wpuszczałeś kogoś do mojej komnaty? – zapytał nawet nie próbując ukrywać poirytowania w głosie.
- Nie – zaprzeczył rycerz wyraźnie zdziwiony pytaniem.
Kłamie. Na pewno kłamie.
- Wszystko w porządku panie? Czy coś cię niepokoi? - zapytał Barristan widząc skołowanie na twarzy Aerysa. Król żachnął się i machnął ręką.
- Poślij po Pycelle’a, , będą tu na niego czekał – rozkazał gwardziście. Kilkanaście minut później w biblioteczce króla zjawił się zaspany maester. To właśnie on pewnego dnia uświadomił królowi, że zakon Nocnej Straży jest formacją zbrojną po za wszelką kontrolą i pewnego dnia wrogowie dynastii mogą to wykorzystać. Oczywiście ten kto znał Pycelle’a wiedział, że był on tylko narzędziem a pomysł zrodził się w Cytadeli. Kto był inspiratorem, pozostawało jednak tajemnicą. Aerys ochoczo zaczął rozwijać pomysł swojego doradcy. Ziemie znajdujące się na północ od Muru po jego upadku mogły w końcu zostać przyłączone do Królestwa. Przez osiem tysięcy lat nie udało się tego uczynić żadnemu królowi, nawet wielkim przodkom Aerysa. Póki istniała Nocna Straż nie było to możliwe. Dlatego Nocna Straż przestanie niedługo istnieć. Wtajemniczonych w plan było niewielu, nawet Pająk nie zdawał sobie sprawy co się dzieje za jego plecami, choć Pycelle przestrzegał Aerysa przed eunuchem i jego ptaszkami. Król pokazał starcowi wiadomość, którą znalazł na sekretarzyku. Maester przeczytał list i przez dłuższy czas milczał.
- To tylko legenda mój panie, nie ma żadnych przesłanek by wierzyć temu człowiekowi na słowo. Piromanci zapewnili mnie, że odpowiednia ilość smoczego ognia…
- Po co więc zadawał sobie tyle trudu by zostawić mi wiadomość? – zaoponował monarcha przerywając meastrowi.
- Jeśli chcesz wyślę wiadomość do lorda Savquelis by spróbował to potwierdzić.
- Nie. Nie ufam architektowi. Nie widziałeś jak na mnie patrzy. Jest takim samym zdrajcą jak oni wszyscy – Aerys podrapał się nerwowo pazurem po skołtunionej brodzie- Niepotrzebnie go posyłaliśmy na Mur. Powinien skończyć w lochach jak reszta tych sprzedawczyków. Albo najlepiej w płomieniach.
- Służył poprzedniemu królowi a potem i tobie, jest wierny Smokom, wykona każdy rozkaz.
- Są przecież w Czarnym Zamku inni ludzie. O których nie wie nawet Savquelis.
- Miałem wobec nich inne plany –
- Ty miałeś? – obruszył się Aerys a na czole pojawiły głębokie bruzdy.
- Przepraszam , nie to miałem na myśli. Oczywiście zajmę się wszystkim, dam znać komu trzeba.
Pycelle pożegnał się z królem niskim ukłonem. Gdy wychodził Targaryen zwrócił się do niego na odchodne.
- Rano poszukasz wszystkiego na temat Rogu Zimy i przyniesiesz książki do komnaty.
Gdy staruch opuścił izbę, Aerys podszedł do okna i sprawdził czy okiennice są domknięte. Były a mimo to wciąż czuł na ciele nieprzyjemny chłód. Po chwili zdmuchnął płomień świecy i stojąc w ciemnościach pogrążył w rozmyślaniach.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

Wioska Toma Rattnera.

Marc Cave, Awart, Maegor Snow, Ooa, Hames, Solitaire, Alan Frey.
Obudzili się skrępowani linami pośrodku wioski zabudowanej drewnianą palisadą. Osadę stanowiły skromne parterowe chałupy, stajnia , chlew i studnia. Między budynkami znajdowały się postawione na palach dwie wieżyczki strażnicze. Tylko jeden budynek, drewniany piętrowy, wyglądał w miarę przyzwoicie i solidnie. To w nim ser Gerold Selmy i jego zwiadowcy ścigając dezerterów po raz pierwszy spotkali Toma Rattnera.
Wioska wydawała się opuszczona, choć strażnicy z łatwością zauważyli, że niedawno ktoś tu był. Zapewne bracia z Nocnej Straży sądząc po rozwalonych w drzazgi drzwiach i okiennicach. Szukali Rattnera, lecz zanim zjawili się na miejscu Szczurzy Lord i jego pomioty uciekli.
Zapewne wracając dwa tygodnie temu do Nocnego Zamku strażnicy w najgorszych snach nie przepuszczali, że znów będą mieli do czynienia z szalonym ojcem Syllene. Człowieka uważającego się za owianego mrocznymi legendami Szczurzego Kucharza, który podał królowi pasztet z jego syna a potem Bogowie zamienili go w wielkiego, białego szczura.
Każdy ze strażników miał raczej mgliste pojęcie co się stało. Każdego z osobna zwabiono w pułapkę, uśpiono, związano. A potem całą siódemkę wywieziono w nieznanym kierunku pod osłoną nocy. Kto i dlaczego to zrobił? Co z tym wszystkim miał wspólnego Rattner?
Strażnicy wciąż czuli potworny ból głowy spowodowany specyfikiem, który im podano do picia. Jedynie Marc Cave miał jako tako mgliste pojęcie czym mogli ich odurzyć. Z pewnością posłużono się tu wiedzą alchemiczną a substancja nie miała nic wspólnego z żadnymi naturalnymi miksturami z ziół, które stosowano czasem do usypiania ofiar.
Strażnicy ręce mieli wykręcone do tyłu a nadgarski i łydki związane sznurami, które połączone były ze sobą tak, że ograniczyły praktycznie jakikolwiek ruch. Wyglądali jak ustrzelone dziki przywiązane za kończyny do pali, które za chwilę zawisną nad rusztem.
Tylko Ooa, teraz pozbawiony swojej nowej protezy, z racji braku lewej ręki był owiązany sznurem wokół korpusu, nogi jednak skrępowano mu jak reszcie.
Jedynym ruchem jaki Strażnicy mogli wykonać to podnieść się z ziemi na kolana.
- Co tu się k….a dzieje!? – wrzasnął wyraźnie przerażony Alan Frey rozglądając po twarzach swoich towarzyszy. Natychmiast jego wzrok spoczął na Ooa.
- To twoja wina, przez ciebie tu jesteśmy! – rzucił oskarżenie w stronę architekta – Pewnie w Czarnym Zamku uznali, że jesteśmy zdrajcami i ci pomagaliśmy! Niepotrzebnie cię kryłem. Mogłem od razu im powiedzieć całą prawdę Savquelis!
Słowotok Alana najwyraźniej przyniósł mu chwilową ulgę bo na chwilę się uspokoił.
- Dobra, zastanówmy się chwilę. Kto podczas przesłuchania opowiedział o zdradzie Ooa? Może ty Snow? Nie? Awart? Hames? Solitaire? Czy tylko ja ulitowałem się nad czarną du.pą tego sprzedawczyka?

Okolice Nocnego Fortu

Franklyn był jednym ze Strażników, którzy po powrocie niedobitków z Nocnego Fortu trafił do grupy pościgowej mającej schwytać zbrodniarza, nazwiskiem Tom Rattner, odpowiedzialnego za atak i śmierć kilku braci Nocnej Straży. Razem z dwudziestoma ludźmi wyruszył więc na Zachód. Ich przewodnikiem był Uryck, jeden z ocalałych, którego brat również padł ofiarą synów Szczurzego Lorda. Uryck dokładnie zapamiętał drogę do wioski wieśniaków. Niestety po przybyciu na miejsce i dokładnym przeszukaniu osady, okazało się, że Rattner i jego rodzina zdążyli uciec. Zostawił tylko list, jednak dowódca drużyny nie zdradził jego treści. Strażnicy podzielili się na trzy grupy i przez kilka dni przeszukiwali okoliczne lasy licząc, że w końcu wpadną na trop Szczura. Franklyn, rdzenny Dornijczyk nieprzyzwyczajony do śniegu i mrozu przeżył ciężkie chwile koczując w lesie. Gdy dowódca w końcu wydał rozkaz powrotu do wioski odczuł niemałą ulgę. Żałował, że nie znaleźli Rattnera, cały ten chłód i męczarnie poszły na marne. Grupy spotkały się w osadzie a potem zdecydowano powrót do Czarnego Zamku. Jakie było rozczarowanie Dornijczyka, gdy okazało się, że dla niego mają inne zadanie. Dowódca patrolu pochodził z Reach i nawet nie ukrywał swojej niechęci do Dorne, więc złośliwie naraził Franklyna na kolejne noce spędzone pod gołym niebem.
Prócz Rattnera, Nocna Straż ścigała niejakiego Raymond Belly, członka drużyny, który zdradził swoich braci i zbiegł, wcześniej raniąc jednego z nich. W pościg za nim wyruszył w pojedynkę Timmy zwany Duchem, lecz jak do tej pory jego los pozostawał nieznany. Franklyn miał ruszyć na Zachód, odszukać Ducha i dołączyć do poszukiwań dezertera. W razie pojmania zbiega miał dostarczyć go do Czarnego Zamku przed oblicze samego Lorda Dowódcy.
Franklyn nie miał wielkiego wyboru i ruszył na Zachód. Odwiedzając okoliczne wioski szybko wpadł na trop Timmego. Choć Dornijczyk był człowiekiem poczciwym i otwartym, gospodarze patrzyli na niego z otwartą wrogością, a niektórzy bezpardonowo odmówili gościny. W końcu od jednego z kmieci dowiedział się, że Duch czasem zbyt dosadnie brał sobie do serca północą gościnność, rozdziewiczając córki i siostry swoich dobrodziei. Franklyn więc zamiast nocować pod dachem i posilać ciepłą strawą musiał koczować w namiocie i jeść suszoną wołowinę, w myślach wyklinając Ducha.
Po kilku dniach poszukiwań, gdy już stracił nadzieję, w końcu zdecydował się na powrót. Jakież było jego zdziwienie gdy zbliżając się do Icemarku, zauważył skuloną nad ogniskiem postać w płaszczu Nocnej Straży. Tak oto Franklyn i Timmy Duch spotkali się na szlaku.
Noc spędzili pod ruinami zamku a wczesnym rankiem, nim wzeszło słońce ruszyli w stronę Nocnego Fortu. Duch wydawał się sympatycznym człowiekiem, wbrew temu co gadali o nim wieśniacy i nawet jeśli udawał, że słucha opowieści Franklyna, nigdy nie dał odczuć, że jest znudzony.
Kilka godzin później strażnicy dotarli w okolice Nocnego Fortu. Sądzili, że zamek będzie opuszczony lecz na dziedzińcu zauważyli wóz i osiem koni. Po chwili na plac wyszło dwóch mężczyzn w płaszczach Nocnej Straży. Rozmawiali, lecz ani Duch ani Franklyn z tej odległości nie słyszeli ich głosów. Duch nagle spostrzegł że coś jest nie tak. Jeden z mężczyzn nałożył na siebie dodatkowy płaszcz, który ten doskonale kojarzył. Spędził z Hamesem wiele czasu i z zamkniętymi oczami poznałby jego śnieżnobiałą pelerynę, która służyła zwiadowcy do kamuflażu. Czy mogła istnieć druga, podobna? Oczywiście. Ta jednak w miejscu gdzie Belly dźgnął Hamesa nożem była załatana i ciemniejsza od spranej wcześniej krwi. Nie był to więc raczej przypadek.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

-Nie mam pojęcia co się tutaj dzieje... - Wycedziłem przez usta, wyraźnie zaniepokojony.
- Naprawdę myślicie że gdyby się dowiedzieli po co tu jestem, bawili by się z nami w przedstawienia ?? Stanął bym przed katem, a moją głowę posłali by do Królewskiej Przystani - Od razu pomyślałem o nowo mianowanym kacie nocnej straży Dericku Bardenholdzie, przy którym Rogostopy wydawał się niewinnym chłopcem.
- To ciemna sprawka RATTNERA ! - wykrzyknąłem, z trudem podnosząc się na kolana. Rozejrzałem się po izbie, oczekując kogoś kto się pojawi by wyjaśnić o co tutaj chodzi.

killer83_2

HAMES

Podróż dobiegła końca. Otworzyłem oczy i łapczywie błądziłem wzrokiem po nieznanym mi dotąd miejscu. Szukałem odpowiedzi, bądź wskazówki, która mogłaby zasugerować mi co to za miejsce. Zauważyłem kilka małych domków i studnie. Jeden z budynków wyróżniał się od pozostałych, chodź nieznacznie, był po prostu nieco większy. Nic więcej tutaj nie było, ani póki co, nikt żywy mi się nie ukazał. Po co nas sprowadzono w takie miejsce? Nie dość, że nic z tego nie rozumiałem, to było mi okropnie zimno, ledwie poruszałem palcami u rąk. W dodatku nie mogłem się ruszyć, całe ciało miałem obwiązane liną. Nie byłem w stanie nic zrobić, czekałem więc cierpliwie na to, co dalej się wydarzy.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

MARC CAVE

Nieciekawie to wszystko wygląda. Boli mnie głowa, niemal nie mogę się poruszać, ale wiem, że panika to najgorsze, co może mnie teraz spotkać. Próbuję zebrać myśli, rozglądam się po wiosce. Ze słów pozostałych domyślam się, że to właśnie jest ta wioska Rattnera.

- Alan, uspokój się. Winnych poszukamy później, na razie musimy się ratować. Czy ktokolwiek może w jakiś sposób się uwolnić albo przeciąć więzy czymś ostrym?

Rozglądam się uważnie po otoczeniu, przewracając się z boku na bok. Nie mogę nawet wstać, ale gdyby udało mi się znaleźć jakiś ostry kamień wystający z ziemi, mogę spróbować się do niego podczołgać i przepiłować nim liny.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SOLITAIRE

Co za wstyd, uwięziony i związany jak zwierzę, na dodatek w towarzystwie tchórzy i jeszcze ten ból głowy... W polu, by mnie nie pochwycili, musieli się uciekać do sztuczek. Próbuję naprężyć mięśnie i poluzować więzy, ale to nic nie daje, nie mam na tyle siły. Na szczęście gdy mnie schwytali nie było przy mnie sokoła, prawdopodobnie krąży teraz nad wioską . Gwiżdzę cicho, jeśli mnie usłyszy to podleci, spróbuję wysłać go w poszukiwaniu Ducha, może zrozumie, może Duch żyje, może ptak go znajdzie, w końcu może będzie wiedział co oznacza przybycie mojego towarzysza. Zbyt wiele tych może, ale nie mam wyjścia. Ignoruję tego idiotę Freya zastanawiając się nad inną kwestią
- Powinni nas od razu zabić, nie zrobili tego, a to znaczy, że jesteśmy im do czegoś potrzebni. Karta przetargowa z nas żadna, więc prawdopodobnie potrzebują informacji, cóż, jeśli szybko się nie uwolnimy możemy przygotowywać się na tortury.

ocenił(a) serial na 1
killer83_2

MAEGOR SNOW

- Zamknij się, Frey. Oczywiste, że to ma związek z Rattnerem. Doskonale poznaję to obrzydliwe miejsce. To jego wioska.
Przez ból głowy nie mogę się skupić, a muszę jak najszybciej wymyślić sposób, żeby się uwolnić. Rozglądam się w poszukiwaniu czegoś ostrego, co mogłoby mi pomóc z tymi więzami ale niestety nie widzę w pobliżu czegoś takiego. Nienawidzę bezsilności. Związany jestem bezbronny, a w każdej chwili ktoś może tu przyjść nas wszystkich pozabijać. Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłem się doprowadzić do takiego stanu. Jak tylko o tym pomyślę, to jeszcze bardziej boli mnie głowa.

killer83_2

AWART
Próbuję jakoś poluzować więzy, gdy słyszę, że jesteśmy w wiosce Rattnera. W jednej chwili ogarnia mnie zgroza. Ale jakim cudem, przecież przed chwilą jeszcze byliśmy w Nocnym Zamku, wszystko zmierzało w dobrym kierunku, a tu nagle wioska Szczura? I my związani? Dlaczego w takim razie tutaj? Co z Syll? Z trudem staram się rozejrzeć wokół, ale nigdzie jej tu nie widzę.
- Jesteśmy tu wszyscy wystawieni jak prezent dla Szczura, brakuje nam tylko kokardek, a wy się kłócicie, czyja to wina? Nasza wina, żeśmy go nie zabili. Chyba nie dogadał się z Lordem Dowódcą? Czy raczej jesteśmy przynętą? - pytam z obawą w głosie.

killer83_2

Ślad po Bellym zaginął, nikt go nie widział i nikt o nim nie słyszał. Mój pościg okazał się daremny, zaszedłem daleko jednak brak jakichkolwiek poszlak nakłonił mnie do ponownych poszukiwań w okolicach Icemarktu. Mimo braku sukcesu nie mogę narzekać na misję, którą sam sobie obrałem, już dawno nie miałem okazji tak sobie poużywać. Przypomniała mi się karczemna piosnka idealnie obrazująca moje ostatnie dokonania, nucąc pod nosem jej słowa ( brunetki, blondynki ja wszystkie was dziewczynki ... hahahah może jednak nie był to doskonały tekst bo przecież trafiło się też kilka rudych ) czuwałem przy ognisku. Obudził mnie jakiś szmer, ku mojemu zdziwieniu był to jeden z braci z muru. Okazało się, że ma mi pomagać w poszukiwaniach tego psa Bellego. Postanowiliśmy wrócić do Nocnego Fortu i tam poszukać nowych poszlak. To co zobaczyłem na miejscu wprowadziło mnie w osłupienie.
- Franklyn coś tu nie gra, widzisz tamtego typa w białym płaszczu ? To płaszcz mojego kompana i z pewnością nie oddałby go bez walki. Coś tu nie gra. Na dziedzińcu jest 8 koni, więc nie ma się co ujawniać. Proponuję zaczekać do zmroku i wtedy zakradnę się do ich obozu i spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej. Teraz też powinniśmy obserwować ich z ukrycia może coś się wydarzy.

Wybieram dogodne miejsce do obserwacji terenu, broń trzymam w gotowości, jestem czujny i gotowy na wszystko !

ocenił(a) serial na 8
killer83_2

FRANKLYN

Wydawało się, że już w końcu będę mógł zakończyć tę idiotyczną i bezsensowną misję, a tu nagle Timmy mówi że coś jest nie tak. Osobiście najchętniej przywitałbym się z pozostałymi braćmi i poszedł zjesć coś ciepłego, ale skoro rzekomo zna tych ludzi, to mu zaufam i zdam sie na jego intuicję. Bez słowa ukrywam się za Duchem i czekam na jego dalsze ruchy. Na wszelki wypadek sprawdzam gotowość broni do użycia. Chętnie trochę bym w końcu powalczył, ale możnie niekoniecznie na śmierć i życie przy przewadze liczebnej wroga

ocenił(a) serial na 9
ZeppelinFan

Wioska Toma Rattnera.

Marc rozejrzał się w poszukiwaniu ostrego kamienia, którym mógłby przeciąć krępujące go więzy. Niestety biały puch przykrywający ziemię utrudniał poszukiwania. W końcu jednak dostrzegł wystający z pod śniegu niewielki skalniak. Powoli, niezdarnie zaczął pełzać po ziemi, po czym wyginając ręce pod odpowiednim kątem zaczął pocierać nadgarstkami o chropowaty, lekko zaostrzony bok kamienia. Niestety pozycja w jakiej się znajdował krępowała jego ruchy a sam kamień nie był aż tak ostry jak spodziewał się Cave. Maegor, który wpadł na ten sam pomysł zaproponował by zmieniać się co jakiś czas.

Inni strażnicy próbowali szarpać i poluzować więzy, te jednak zostały związane mocno i precyzyjnie. Nie mogli dość do porozumienia, co właściwie się stało i dlaczego znaleźli się w tym przeklętym miejscu.
Solitaire miał nadzieję, że gdzieś w pobliżu kręci się jego bojowy sokół. Ptak przez kilka dni towarzyszył Duchowi w polowaniu na Bellego a potem wrócił do swojego pana. Ostatni raz Solitaire widział go szybującego nad Murem w dniu, kiedy zwiadowcę uprowadzono. Strażnik zagwizdał cicho i przeciągle i rzeczywiście sokół wylądował na palisadzie. Niestety Solitaire nie wiedział co się stało z Duchem i nie zdążył go wyszkolić zwierzęcia na tyle by ten zrozumiał komendę odnalezienia Timmiego. Ptak nerwowo wodził wzorkiem za swoim właścicielem, wiedział, że dzieje się coś złego a po chwili wzbił się do góry i zniknął za czubkami sosen.

Minęła godzina, może dwie, strażnikom trudno było określić dokładny czas. Ból głowy ustąpił, ale zmęczenie postępowało. Marcowi i Maegorowi udało się nieznacznie naciąć sznury na nadgarstkach, stracili jednak dużo siły i energii, szło im coraz ciężej. Nie poddawali się jednak, od tego mogło zależeć ich życie.
Tymczasem nad głowami Strażników przeleciał skrzydlaty cień. Nie był to jednak sokół bojowy Solitaire’a, lecz wielka biała śnieżna sowa. Ptaszystko usiadło na brzegu studni i z zaciekawieniem przyglądało jeńcom kilka minut po czym wzbiło w powietrze i odleciało.

I tak wybiła kolejna godzina. Słońce znalazło się na zenicie i zaczęło coraz bardziej dokuczać Strażnikom. Śnieg zaczął topnieć, robiąc pod ich nogami białobrązową breję. W pewnym momencie coś zalśniło odbitym blaskiem. Pierwszy zauważył to Ooa. Na ziemi, tuż za plecami dwóch strażników Hamesa i Awarta, leżał nożyk. Mały kozik, nie większy palec wskazujący. Wyglądał na nowy, nie było na nim śladów rdzy a niewielka drewniana rączka nie nosiła śladów zniszczenia jaki spowodowało by długie leżenie w ziemi, pod śniegiem.

Architekt natychmiast podzielił się swoim odkryciem.

Jednak zanim Strażnicy zdążyli zareagować usłyszeli kroki. Zza największego budynku wyłonił się mężczyzna. Skórę i włosy miał białą, a oczy czerwone jak ślepia szczura. Tylko Maegor widział wcześniej Rattnera w pełnym świetle dnia. Starzec jednak tym razem wyglądał inaczej. Jego twarz zdobiły ohydne blizny po szponach. Powolnym krokiem zbliżył się do jeńców. Uśmiechnął się pod nosem widząc wysiłki Marca i Maegora, którzy próbowali przeciąć więzy kamienieniem. Spostrzegając Rattnera przerwali wysiłki.
Zbliżył się do strażników na odległość dwóch kroków. Przyjrzał uważnie twarzom każdego z osobna.
- Mówiłem wam byście oddali mi dziewczynkę – odezwał się w końcu swoim skrzeczącym starczym głosem – Za bardzo przywiązaliście do swoich przysiąg. Wasi bracia z Czarnego Zamku nie mieli oporów, by mi ją oddać. A gdy zażądałem waszych głów też zgodzili się bez wahania. Moi chłopcy nie byli tak cenni jak Syllene. Ale to moi synowie. Wierni i posłuszni, dobrze mi służyli. A wy ich zabiliście.
Frey natychmiast zaoponował.
- Ja nikogo nie zabiłem! – krzyknął – Pomagałem im w walce, ale z mojej ręki nie zginął żaden z twoich synów.
Rattner podszedł do niego i uśmiechnął przyjaźnie.
- Więc będziesz cierpiał najmniej –
Wydobył z pochwy przytwierdzonej do pasa długi nóż przypominający maczetę. A potem zamachnął się i głowa Freya potoczyła się po śniegu.

Okolice Nocnego Fortu

Timmy i Franklyn ukryli konie w niewielkim zagajniku, po czym przedarli się przez las by stamtąd obserwować co dzieje się w Nocnym Forcie. Znajdowali się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej ukrywał się Rattner i jego pomioty. Ukryci między sosnami, byli praktycznie nie do wykrycia, przynajmniej dopóki nie narobią hałasu. Zresztą rozmawiający ze sobą strażnicy nie wyglądali na wartowników i niespecjalnie interesowali tym co dzieje dookoła. Timmy i Franklyn spędzili na obserwacji trzy kwadranse, nic podejrzanego jednak nie zauważyli Potem z zamku wyszedł kolejny mężczyzna. Krzyknął coś w stronę kompanów. Strażnik podszedł do wozu i wyciągnął ze środka kilof po czym zniknął za wrotami zamczyska. Na placu został sam jego towarzysz ubrany w płaszcz Hamesa. Przez chwilę przechadzał się po dziedzińcu, rozsupłał spodnie, odlał po czym chwycił za wiadro z paszą i zaczął karmić konie.

Nocny Fort, zamek.

Sarenas Hightower od dwóch lat służył na Murze i cieszył wielkim szacunkiem wśród współbraci. Nie tylko dlatego, że pochodził ze znamienitego rodu. Był dobrym zwiadowcą, chętnym do współpracy w grupie, towarzyskim i lojalnym. Człowiek jego pokroju zapewne już dawno by zrobił karierę gdyby Sarenas zbyt często nie odwiedzał w burdeli w Mole’s Town. W dodatku niektórym nie podobało się w jaki sposób rozprawia z Dzikimi. Zadawanie bólu wydawało się sprawiać mu przyjemność, więc Sarenas w dalszym ciągu pozostawał szeregowym członkiem Nocnej Straży i nic nie zapowiadało, by szybko się to zmieniło. Do czasu kiedy kilka dni temu wychodząc z burdelu, gdzie nieco ulżył sakiewce spotkał Mortimera, jednego z najstarszych zwiadowców Nocnej Straży. Stary trafił na Mur jeszcze w czasach rządów poprzedniego króla. Był nauczycielem Sarenasa. I jego przyjacielem. Jak sam przyznał, obserwował go od jakiegoś czasu i uznał, że Sarenas jest gotów i można mu zaufać.

W drodze do Czarnego Zamku opowiedział mu niedorzeczną historię o grupie zdrajców próbujących zniszczyć Nocną Straż od środka. Byli doskonale zakamuflowani a tożsamość większości pozostawała tajemnicą. O spisku nie miał pojęcia nawet sam Lord Dowódca, nikomu nie można było ufać, a już na pewno nie Dornijczykom cieszących względami stolicy. W Straży zawiązało się tajne bractwo mające na celu wykrycie i cichą likwidację spiskowców oraz ich pomocników.

Kiedy dojechali w końcu do fortu, stary zwiadowca, przedstawił mu innych braci wtajemniczonych w sprawę. Niektórych Hightower znał, niektórych widział pierwszy raz na oczy. Ufał Mortimerowi i wiedział, że nie ma on powodów by go okłamywać. Jeśli potrzebował jego pomocy, Hightower chętnie odwdzięczy się za zaufanie. Rozczarował się jednak jeśli sądził, że dopuszczą go do wszystkich tajemnic.
Dwa dni później dowiedział się, że pojedzie razem z dwoma strażnikami dostarczyć pewną przesyłkę. Jakie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że tą przysyłką jest mała dziewczynka, albinoska. Przypomniał sobie, że Strażnicy Nocnego Fortu jak nazywano grupę niedobitków wrócili dwa tygodnie temu z jakimś dzieckiem. Czy to była ta właśnie dziewczynka, nikt tego nie potwierdził.
- Po prostu miej oczy szeroko otwarte – rozkazał Jared, jeden ze strażników eskortujących dziesięciolatkę – Resztą zajmiemy się my.

Wyruszyli pod osłoną nocy na trzech koniach. Wybrali szybkie, młode rumaki. Dziewczynka siedziała na tylnym siodle Jareda. Sarenas niemal się oburzył, gdy zobaczył, że dziecko ma założony worek na głowę i skrępowane ręce. Robili krótkie, kilkuminutowe postoje. Dziecko było zupełnie przerażone, ciągle pytało o jakiegoś Awarta. Gdy Sarenas próbował ją uspokoić jego kompani fukali na niego i kazali milczeć. Cały czas zapewniali go, że małej albinosce nie stanie się krzywda i nie musi się nad nią litować. W południe dotarli do Nocnego Fortu. Konie zostawili uwiązane przy starych zniszczonych stajniach po czym w dalszą drogę ruszyli piechotą. Przedzierali się przez las kilka godzin aż w końcu oczom zwiadowcy okazała się wioska otoczona drewnianą palisadą. W środku nie było żywego ducha. Strażnicy zajęli stanowiska przy studni, najwyraźniej na kogoś czekając. Dziewczynka już dawno przestała płakać, wyglądała jakby pogodziła się z losem. Zaczęło się ściemniać a nad ziemią pojawiła szara mgła. Po chwili przez główną bramę przeszła postać. Młoda kobieta wyłoniła się z mgły. Tak jak dziewczynka była albinoską.
- Pie….ny tchórz, wysłał na spotkanie dziewkę – zaklął pod nosem zdegustowany Jared. Po chwili zdjął worek z głowy dziecka. Dziewczynka widząc kobietę zbladła a z oczu pociekły łzy. Strażnik popchnął ją do przodu.
- Już dobrze Syll, nie bój się, pan ojciec na ciebie czeka – szepnęła tajemnicza albinoska. Podeszła do Syllene i złapała ją za rękę. Po chwili wyciągnęła z pod dekoltu zwinięty pergamin. Przekazała go Jaredowi, który go rozwinął i przyjrzał uważnie po czym schował do kieszeni płaszcza.
- Drugą połowę dostaniecie gdy dostarczycie ojcu morderców – odparła dziewczyna.
- Przekaż mu, że są już w drodze.


Nocą wrócili z powrotem do Nocnego Fortu. W zamku mieli zaczekać na resztę strażników tajnego bractwa. Pojawili się następnego dnia, o północy. Na wozie znajdowało się siedmiu nieprzytomnych braci Nocnej Straży. Musiano im podać jakiś silny środek usypiający bo wyglądali niemal jak trupy. Jak zwykle Sarenas nie doczekał się żadnych tłumaczeń ze strony towarzyszy, jednak widząc jednorękiego czarnoskórego mężczyznę, domyślił się, że to jeden z tych niedobitków z Nocnego Fortu. Ciała strażników przerzucono na grzbiety wierzchowców, które bracia zamierzali piechotą poprowadzić przez las.

Wrócili wczesnym rankiem, gdy szlachcic jeszcze drzemał. Zdarli go bezceremonialnie z posłania i zaprowadzili do jednego z korytarzy. O ile część pomieszczeń, ktoś wcześniej odgruzował, ten był zawalony i przysypany kamieniami. Dali mu do ręki kilof.
I tak od kilku godzin ser Sarenas Hightower w pocie czoła wraz z innymi braćmi pracował by przebić się przez gruzowisko. W końcu część strażników poszła chwilę odpocząć i Hightower został sam z Mortimerem.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

Głowa Alana Freya potoczyła się po topniejącym śniegu. Od razu przypomniałem sobie jednego z bliźniaków który skończył podobnie.
Cóż nie zamierzam skomleć i błagać o zachowanie życia, wiele mi można zarzucić ale na pewno nie tchórzostwo. Klęczę nieruchomo z wyraźnym grymasem niepokoju na twarzy i wpatruje się złowrogim spojrzeniem w Rattnera, który jest jeszcze brzydszy niż się spodziewałem.
W ogóle nie zamierzam nic mówić, nie tym razem... Ze stoickim spokojem czekam na nieuniknione.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SARENAS

Pracuje przy gruzowisku próbując oczyścić kolejny korytarz. Wykonuje posłusznie wszystkie polecenia. Jednak ciągle nie otrzymałem żadnych wyjaśnień od współbraci.
Kim była ta dziewczynka? Po nocach śnią mi się jej przerażone oczy, gdy zobaczyła swoją siostrę. Co było na pergaminie, który dostał Jared? Co się stało z uśpionymi braćmi, kim oni byli, dlaczego ich uśpiono? Mam tyle pytań, ale nikt nie chce mi na nie odpowiedzieć. Jeszcze ten cały spisek. W głowie mi się kręci od tego wszystkiego. Bracia, którzy chcą zniszczyć Nocną Straz od środka?
Może Mortimer rzuci trochę świtała na sytuacje? Tak jest moim przyjacielem na pewno mi wszystko wyjaśni. Szczęście mi sprzyja, gdyż pozostali pracujący odchodzą odpocząć zostawiając mnie sam na sam z Mortimorem. Muszę się spieszyć jeśli chcę się czegoś dowiedzieć. Bracia mogą za chwilę wrócić do pracy.
Pracując kilofem powoli przesuwam się w kierunku starego zwiadowcy. Kątem oka obserwuje tył korytarza by wiedzieć kiedy wrócą pozostali.
W końcu jestem wystarczająco blisko by zarzucić Mortimora gradem pytań. Prostuje się ściskając kilof w dłoni i odzywam się:
- Mortimorze, mój przyjacielu. Pora żebyś odpowiedział mi na parę pytań... - muszę wiedzieć co się tu dzieje. Ze zdecyndowanym wyrazem twarzy czekam na to co zrobi Moritmor...

killer83_2

Duch
Zakradam się do Nocnego Fortu i próbuję podsłuchać jakieś rozmowy, może to rozjaśni nam sytuację. Jeśli nadarzy się dogodna sytuacja, mam zamiar przejrzeć ekwipunek nieznajomych, może udzieli mi to jakiś informacji a może znajdę coś cennego ...
Zanim ruszyłem zwracam się do Franklyna:
- Zostań tutaj i bądź przygotowany do walki i do ucieczki, nie daj się wykryć. Skradam się znacznie lepiej od ciebie i będzie im trudniej mnie wykryć jeśli pójdę w pojedynkę. W razie czego sam zdołam im uciec - hahaha miejmy przynajmniej taką nadzieję.

Mam zamiar trzymać się ciemnych korytarzy i nie wychylać bez potrzeby, kiedy zrobi się ciemno będę już we własnym królestwie. W najwyższym skupieniu ruszam na przeszpiegi.

ocenił(a) serial na 8
killer83_2

FRANKLYN

Z chęcią przystaję na pomysł Ducha i chowam się w zaroślach. Poczekam na jego powrót, ale zachowam czujność. W razie czegoś niepokojącego będę natychmiast gotowy do walki lub ucieczki. Mam jednak nadzieję że do niczego nie dojdzie, bo uciekać nie cierpie, a walka w jednego czy nawet dwóch przeciwko ośmiu to przecież samobójstwo.

killer83_2

HAMES

Jeżeli Rattner uważa, że zmusi nas byśmy na kolanach błagali go o litość i przebaczenie, to się bardzo zawiedzie. Nie wiem jak pozostali, ale ja nie zamierzam tego robić, nie dam mu tej satysfakcji. Gdyby pojawił się nieco później, mógłbym spróbować uwolnić siebie i innych. Tylko chwila dzieliła mnie, bym sięgnął po nóż, znajdujący się tuż za moimi plecami. Jak się właściwie on tam znalazł? Wypadł przypadkowo jednemu ze strażników, którzy nas tu przywieźli, czy celowo ktoś z nich nam go zostawił? Jeżeli był cały ten czas pod warstwą śniegu, a my go nie zauważyliśmy, możemy mówić o wielkim pechu, zresztą nie pierwszym dzisiaj. Ktokolwiek, jeśli chciał nam pomóc, zostawiając nóż, zrobił to cholernie nieporadnie.

Wszystko obracało się przeciwko nam, wraz ze zdradą zaprzysiężonych braci z Czarnego Zamku, możemy liczyć już tylko na siebie. Nawet w zachowaniu ogromnej białej sowy, która pojawiła się tak niespodziewanie, poprzedzając nadejście naszego oprawcy, było coś niepokojącego. Pasuję mi to do jednej ze sztuczek Rattnera, nie wiem do końca do czego jest on jeszcze zdolny, mógł przecież cały czas nas obserwować. Może to i dobrze, że nie zainteresowaliśmy się wcześniej nożem, przynajmniej Rattner prawdopodobnie o nim jeszcze nie wie. Daje nam to cień szansy, by wydostać się stąd, trzeba tylko przejąć inicjatywę. Alan Frey jest kolejną ofiarą tego bydlaka i nic nie wskazuje na to, by pozostali zachowali głowy na swoim miejscu. Prędzej czy później i tak wszyscy zginiemy z jego ręki, z tą różnicą, że jedni przed śmiercią będą po prostu więcej cierpieć.

Odwrócona uwaga oprawcy, umożliwia mi wykonanie kilku niepozornych ruchów. Najważniejsze to zasłonić kozik ciałem, tak by utrudnić Rattnerowi możliwość dostrzeżenia go. Ustawię się tak, by drobny nożyk znalazł się na wysokości moim związanych do tyłu dłoni, wtedy postaram się go po omacku wyszukać oraz podnieść i przy jego pomocy przecinając więzy, spróbować się uwolnić. Nawet jeśli kozik jest ostry, przecięcie więzów, przy mocno skrępowanych dłoniach, zajmie mi trochę czasu. Jak już to mi się uda, będę gotowy zaatakować, zrobię to jednak natychmiast, tylko w przypadku, kiedy życie kolejnej osoby będzie zagrożone.

Występując z takim mizernym krótkim ostrzem przeciwko osobie dzierżącej w dłoni maczetę, nie zrobię na przeciwniku żadnego wrażenia, ani sam nie będę czuł się z tego powodu pewniej, ale to musi mi wystarczyć. Swoją jedyną szanse w powstrzymaniu Rattnera, widzę w zaatakowaniu go z zaskoczenia i szybkim wbiciu ostrza w tętnice szyjną. Szamotanina, walka na pięści i próba duszenia jest zbyt ryzykowna przeciwko niemu. Nie mogę pozwolić, by wykorzystał wobec mnie swoją broń oraz zademonstrował magiczne zdolności.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SOLITAIRE

Przyznam, że tocząca głowa lekko mnie zaszokowała. Nie żeby żal mi było tego kretyna, jednego tchórza na świecie mniej. Słuchając Rattnera jednym uchem analizowałem sytuację. Teoretycznie nóż jest w zasiegu, ale w tym momencie nic z tego nie wyjdzie. trzeba odwrócić jego uwagę. Czekam chwilę na reakcje współtowarzyszy niedoli ale widzę, że nikt nic nie robi. Wzdycham w duchu, siedzą z opuszczonymi głowami, cóż, po tym co zobaczyłem w walce pod fortem nie dziwi mnie to aż tak. Muszę w takim razie sam coś zrobić. Zresztą może to okazać się nawet korzystne... Nabieram powietrza i mówię patrząc mu w oczy uśmiechając się ironicznie
- Hej, przystojniaku, do twarzy ci z tymi bliznami, mój ptaszek się postarał, w przeciwieństwie do twoich synków, jak odciąłem jednemu rękę leżał i płakał, wołał cie, gdzie byłeś? Płakał tak do momentu gdy podciąłem mu gardło... Przyznam, że sprawiło mi to przyjemność, zapadła błoga cisza, bez tych szczenięcych wrzasków.

Mam nadzieję, że skupi na mnie swoją uwagę, raczej mnie nie zabije od razu, będzie chciał sie mścić powoli. Obym zyskał tych kilka potrzebnych minut.

killer83_2

(pozwolę sobie wyrazić prośbę, aby zaczynać nowe epizody od głównego tematu;)

AWART
Nie jestem w stanie zrozumieć takiej zdrady. Jak to dobrze, że nie wstąpiłem w szeregi Straży z powodów ideologicznych, inaczej przeżyłbym teraz wielkie rozczarowanie i zawód. Co takiego mógł im zaproponować? Przecież raczej Czarny Zamek nie ma powodu obawiać się ataku jego zgrai. Który nawet nasza mała grupa była w stanie odeprzeć. Coś tu śmierdzi.
Nie wydaje mi się, żeby Stary był świadomy więzi, jaka łączy mnie z jego córką, ani tego, że zrobię wszystko, żeby jej pomóc, o ile jeszcze nie będzie za późno. A jeżeli będzie to nic nie powstrzyma mnie przed zemstą. Nie przestraszy mnie zabijając Braci, niepotrzebnie ten Frey odzywał się do tej gnidy. Po takim dowodzie tchórzostwa i braku honoru, jaki okazał, był naszym słabym punktem i wyeliminowanie go może nam wyjść tylko na dobre. Mam nadzieję, że już teraz zostali tu sami mężczyźni. Widzę, że Hames kombinuje coś z tym nożykiem, co tu leży. Rozglądam się dookoła, czy ktoś lub coś na nas nie patrzy, daję mu porozumiewawczy znak i staram się tak manewrować ciałem, by osłonić go przez obcym wzrokiem. Wygląda na to, że ten kozik to nasza jedyna szansa.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

MARC CAVE

Nasza sytuacja z nieciekawej stała się dramatyczna. Rattner ma broń, a my nie możemy nawet wstać. Rozglądam się po twarzach pozostałych i zdaje mi się, że jestem jedynym, którego zabolała śmierć Freya. Nie był moim przyjacielem, i bywał niemiły, ale jednak sporo razem przeszliśmy i jego strata osłabia naszą drużynę. Nie możemy sobie jednak pozwolić na opłakiwanie go w takiej sytuacji. Cieszę się, że nie jestem jedynym, który zauważył leżące na ziemi ostrze, Najbliżej ma do niego Hames. To dobrze - ten chłopak jest twardy i silny, więc ma szansę uporać się z więzami możliwie szybko. Trzeba odciągnąć uwagę Rattnera. Chciałem zrobić to sam - jestem dobry w prowadzeniu konwersacji i być może mógłbym go czymś zainteresować. Irytuje mnie jednak zachowanie Solitaire. Denerwowanie człowieka, który ma broń w ręku nigdy nie jest dobrym pomysłem. Nawet jeśli się uda zaabsorbować uwagę wroga, to wysokim kosztem. Ranny Solitaire może być mało użyteczny w walce, a oczywistym jest, że jeśli uda nam się z tego wybrnąć, to nie skończy się na pogratulowaniu sobie szczęścia i relaksującym powrocie do Czarnego Zamku.

Jeśli tylko będzie okazja, to spróbuję zagadać Rattnera. Może uda mi się nawet uratować tego szalonego odważniaka... Nie mogę jednak sprawiać wrażenia zdesperowanego, więc trzeba będzie wyczekać na odpowiedni moment. Najlepszym pomysłem będzie zapytać go o plany wobec córki. W rzeczywistości mało na ten temat wiem, więc nie będzie mi trudno udawać niewinnie zaciekawionego. Oczywiście użyję też wszystkich swoich talentów, żeby przekonać go, że nie stanowię zagrożenia, więc nie powinien zrobić mi krzywdy podczas tej pozornie niewinnej rozmowy.

Mam nadzieję, że uda się ten plan zrealizować, a w tym czasie Hames upora się ze swoimi więzami.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

Wioska Toma Rattnera.

Rattner słysząc jak Solitaire wyraża się na temat jego syna pokraśniał a blizny na jego twarzy stały się jeszcze brzydsze. Wyglądał jakby nie wierzył w to co słyszy z ust strażnika, zapewne taki megaloman jak on, rzadko słyszał tak bezczelne słowa.
Solitaire swoim śmiałym zachowaniem właściwie skazał się, jeśli nie na nagłą śmierć to bolesne cierpienia. Szczurzy Lord podszedł do niego, chwycił za podbródek otwierając zwiadowcy usta. Palcami chwycił za język i przyłożył do niego ostrze noża.
- Zobaczymy jak będziesz szczekał gdy utnę ten parszywy jęzor. Jak skończę z resztą będziesz skomlał o śmierć.
Odwaga Solitaire’a przyniosła jednak oczekiwany rezultat . Rattner skupił całą uwagę na strażniku, dzięki czemu Hamesowi udało się niepostrzeżenie podnieść kozik ze śniegu i ukryć w dłoni. Dyskretnie próbował nakierować ostrze na sznur.
Rattner gotowy był spełnić groźbę, na języku Solitaire pojawiła się już pierwsza krew. Wtedy jednak do akcji wkroczył Marc Cave. Zupełnie niepozornie zapytał Rattnera o jego plany dotyczące Syllene. Zaskoczony wieśniak obejrzał się w jego kierunku i uważnie przyglądając zarządcy. Marc Cave wyglądał jakby temat córki Rattnera naprawdę go nurtował, starzec nie wyczytał z jego twarzy złych intencji ani podstępnych zamiarów. Wszak Marc był niepozornym człowiekiem, owszem, bystrym i wygadanym, ale nie sprawiającym wrażenia kogoś niebezpiecznego.
- Chcesz wiedzieć za kogo oddaliście swoje nędzne życie? –
Marc potwierdził skinieniem głowy. Rattner puścił Solitaitre i splunął na niego siarczyście.
- Cóż, wydaje mi się, że należy się wam parę wyjaśnień. Rzadko kiedy mam okazję podzielić się z kimś swoją historią. Tych, którzy ją usłyszeli musiałem zabić, więc podtrzymam tradycję.
Rattner podszedł do Marca . Odkopał kamień wystający z ziemi, stanął za jego plecami, uniósł maczetę i …przeciął więzy krępujące jego łydki.
Złapał go za kołnierz płaszcza, podniósł z ziemi i popchnął do przodu w stronę największej z chat. Po chwili obaj zniknęli w środku.

Hames natychmiast zabrał się do pracy. To że trzymał w ręku nóż, było ledwie połową sukcesu. Palce miał zmarznięte a dłonie ścierpnięte od krępującego nadgarstki sznura. Inni strażnicy z napięciem obserwowali jego próbę przecięcia więzów. Kozik co chwili wyślizgiwał mu się z rąk. Nie wiadomo ile czasu minęło nim Rattner zniknął razem z Markiem w budynku, może kwadrans, może dwa. Sznur został przecięty do połowy, jednak wciąż krępował ręce strażnika.

Marc popychany przez Rattnera wszedł do izby, która przypominała coś na kształt lordowskiej komnaty. Na ścianach zawieszono plecione gobeliny oraz broń - miecze, sztylety, topory, buzdygany. Niektóre wyglądały na nowe, niektóre stare i pordzewiałe. Na końcu komnaty, stało rzeźbione krzesło. Na podpórkach wyrzeźbiono szczurze pyski szczerzące kły. W miejsce oczu wetknięto czerwone błyszczące kamienie. Marc nie zdążył dokładnie przyjrzeć się pomieszczeniu, bo Rattner wprowadził go przez kolejne drzwi prowadzące do kuchni. Usadził strażnika na krześle a sam przycupnął przy piecu do którego wrzucił kilka drewienek i garść słomy. Krzesiwem zaprószył ogień, jednocześnie snując swoją opowieść.
- Mniemam, że wykształcony z ciebie człowiek obyty w piśmie. A nawet jeśli się mylę, zapewne słyszałeś opowieść o strażniku z Nocnego Fortu służącym jako kucharz. Żył setki lat temu a niektórzy nawet wątpią czy istniał naprawdę.
Rattner podkładał klocki drewna do pieca, podsycając płomień. Ani na moment nie przerwał opowieści. Opowiedział historię, którą znało każde dziecko mieszkające na Północy. O Szczurzym Kucharzu, królu i jego synu, przerobionym na pasztet i zjedzonym przez własnego ojca.
- Historia kończy się tym, że bogowie w gniewie zamieniają kucharza w wielkiego białego szczura –
Tu Rattner się roześmiał piskliwie, jakby uznał to za przedni żart – Cóż, nigdy nie spotkałem żadnych bogów i żaden nigdy nie próbował się zemścić za mój mały wybryk, ale podoba mi się to zakończenie. I jest w nim nawet trochę prawdy. Moi bracia z Nocnej Straży wzięli sobie za punkt honoru złapać mnie i stosownie ukarać. Tropili wiele lat aż w końcu jeden z nich, nie pamiętam jak się nazywał, rzeczywiście dopiął swego. Dopadł mnie gdy chędożyłem jakąś góralkę niedaleko Deepwood Motte. Nie miał litości, o nie, dobrze posłużył się swoim mieczem. Ale widzisz strażniku, już pewnie się domyśliłeś, że istnieją ludzie znający mowę zwierząt. Potrafiący przejąć ich duszę i ciało. W tej norze, gdzie uwiłem sobie miłosne gniazdko, gnieździły się też szczury. Największy z nich był wielkości kota, miał białe futro i czerwone ślepia. Nie bał się ludzi, a kiedy strażnik zaczął członkować moje ciało, zacząłem patrzeć tymi jego czerwonymi ślepiami. I rzuciłem mu się do gardła, przegryzłem tętnice i wyjadłem oczy. Moja góralka uciekła z krzykiem a potem opowiedziała reszcie zabobonnych wieśniaków o zmiennokształtnym, który zamienił się w białego szczura. Tak narodził się Szczurzy Kucharz.
Rattner na chwilę skończył opowieść po czym chwycił za pogrzebacz i włożył go do płonącego pieca. Marc poczuł jak zimny pot oblewa mu kark.
- Wiele lat później udało mi się przejąć znowu ludzką postać. Niektórzy ludzie rodzą się słabi na umyśle, bezwolni, łatwi do kontroli. Choć wyglądałem jak przygłup, wcale nim nie byłem. Miałem wiele kobiet i spłodziłem wiele dzieci. Wiesz co jest ciekawe? Mój pierworodny syn urodził się biały jak śnieg i miał czerwone ślepia, jak tamten szczur. I tak samo jak ja znał mowę zwierząt. Może to rzeczywiście jakaś klątwa? Albo znak? Ja nazywam do Darem. Darem Życia. Widzisz, moje dzieci rodziły się, ale niektóre nigdy nie dożywały późnej starości.
Rattner wyciągnął pogrzebacz, jednak uznał, że ten nie rozgrzał się dostatecznie i znów włożył do pieca.
- I tutaj dochodzimy do twojego pytania strażniku. Co chce zrobić z Syllene? Co samo co z moimi poprzednimi dziećmi obdarzonymi moim talentem. Nazywam to magicznym rytuałem, ale zdradzę ci mały sekret. To nie ma nic wspólnego z magią. Dostarczam moim małym szczurkom bardzo, bardzo wielu udręk. A kiedy złamię już ich wolę, kiedy odbiorę im rozum i nic już nie zostanie w głowie prócz pustki, przejmuję ciało. To właśnie jest Dar Życia.
Szczurzy Lord wyciągnął podgrzewacz, który tym razem rozgrzał się do czerwoności. Podszedł co Marca i bez ostrzeżenia przyłożył rozpaloną końcówkę do policzka strażnika. Marc wrzasnął gdy żar zaczął przypalać mu skórę. Gdy poczuł swąd palącego się mięsa omal nie zwymiotował. Pewnie straciłby przytomność gdyby Rattner go nie spoliczkował.
- Nie bój się, twoich braci czeka jeszcze gorszy ból, tobie obiecuję szybką śmierć. Ale jeszcze nie teraz.
Rattner podszedł do pieca i włożył pogrzebacz z powrotem do ognia.

Strażnicy uwięzieni pośrodku wioski słysząc wrzask Marca popatrzyli zniecierpliwieni na Hamesa, który znów zaczął przecinać sznur. Pot lał mu się z czoła a ból w dłoniach nasilał, zwiadowca jednak nie odpuszczał. Gdy kozik znów wypadł mu z palców, strażnik zacisnął zęby po czym rycząc napiął mięśnie. I stał się cud. Sznur w miejscu nacięcia zerwał się uwalniając dłonie mężczyzny.

Nocny Fort, las i dziedziniec.

Timmy Duch przemknął przez las po czym wbiegł na dziedziniec. Strażnik karmiący konie nie usłyszał go ani nie zauważył. Timmy ostrożnie, lecz z gracją ruszył w stronę zamku. Dobiegł do wrót po czym ostrożnie zajrzał do środka. Niestety jego plan nie przewidział, że reszta straży znajdować się będzie w holu, kilka metrów od wejścia. Timmy musiał się wycofać krok do tyłu by nie zostać wykrytym. Strażnicy, wyraźnie umęczeni i sfatygowani podawali sobie z ręki do ręki bukłak z gorzałą. Timmy szybko policzył, że jest ich pięciu. Zajęty obserwacją mężczyzn nie zauważył jak strażnik znajdujący się na dziedzińcu kończy właśnie karmić konie. Zauważył to za to ukrywający się za drzewami Franklyn. Mężczyzna w śnieżnobiałym płaszczu odrzucił wiadro z paszą, pogłaskał po grzywie jednego z wierzchowców po czym odwrócił i ruszył w stronę zamku. Nawet jeśli zauważył Ducha, ten stał odwrócony plecami , ubrany w płaszcz Nocnej Straży. Strażnik uznał więc pewnie, że to jeden ze swoich i jakby nigdy nic szedł dalej w jego kierunku.

Nocny Fort, zamek.

Mortimer przerwał pracę, gdy Sarenas zwrócił się do niego z pytaniem. Stary Strażnik westchnął pod nosem i spojrzał na Hightowera pełnym smutku spojrzeniem.
- Im mniej wiesz tym lepiej dla ciebie Sarenasie. Nie powinienem był cię w to mieszać. Jeśli misja się nie powiedzie, to nas historia zapamięta jako zdrajców. Ale może ciebie oszczędzą jeśli uznają, że o niczym nie miałeś pojęcia.
Mortimer odrzucił kilof i przysiadł opierając się o ścianę. Z kieszeni wyciągnął czerwony liść, który tak bardzo lubił rzuć, gdy był w podłym nastroju.
- Pewnie zastanawiasz się kim byli ci ludzie, których przywieźliśmy dziś rano do fortu. Nie jesteś głupcem, wiesz, że to byli bracia Nocnej Straży. Nie jestem dumny z tego co zrobiliśmy, ale nie mamy większego wyboru. Przynajmniej dwóch z nich zasłużyło sobie na katowski pieniek.
Mortimer splunął na posadzkę czerwoną śliną.
- Jeden był zdrajcą, uczestnikiem tego spisku wymierzonego w nasze bractwo. Drugi został przez niego przekupiony. Pamiętasz tego przygłupa, kręcącego się często niedaleko stajni w Czarnym Zamku? Nazywał się Patrick Karstark. Zamordowali go a drugiego strażnika próbowali otruć. Nie wiem co z resztą ich drużyny, kogo jeszcze architekt zdążył namówić do zdrady. Może wszystkich, może nikogo. Nie żałuj ich jednak Sarenasie, gra się toczy o wiele większą stawkę niż ich życie.
Mortimer podniósł się z powrotem na równe nogi.
- Pracujesz od rana bez wytchnienia. Idź odpocząć, zjedz coś i się napij. Gdy będziesz potrzebny to cię zawołam.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

Wszystko to co dzieje się dookoła, wydaje się nie mieć dla mnie znaczenia.
Myślami jestem daleko, bardzo daleko stąd...
Spoglądając tak na Rattnera, nie sposób nie dostrzec szaleństwa w jego zachowaniu. Gdy miotał się między nami, wygłaszając swe pogróżki w jego czerwonych oczach widziałem tą samą paranoje jaką dało się dostrzec w oczach Króla. Przykłady okrucieństwa i szaleństwa tego drugiego mnożyły się w moich myślach. Wyrzucenie ser Borda Tarrstana z Wieży Namiestnika, spalenie handlowych fregat z Wolnych Miast w porcie, głodzenie na śmierć psów,publiczne upokarzanie lordów, tuzin wyroków na bogu ducha winnych ludzi, wertowanie map z Pycellem w poszukiwaniu ukrytych krain i jeszcze ta nieśmiała próba wysadzenia muru...
Pamiętam gdy na jednym z rycerskich turniejów, Aerys w nagrodę proponował zwycięzcy swą koronę, jeżeli ten wysadził by z siodła samego króla. Gdy nieszczęśnik odmówił natychmiast pojawiły się złote płaszcze, a on sam skończył w lochach, żywiąc się szczurzymi odchodami... szczurzymi... Właśnie... Szczur... Przez moment o nim zapomniałem. Chwila otrzeźwienia nie trwała jednak długo...
Cały czas targają mną wątpliwości... Co się stanie jeżeli nie uda mi się wykonać misji ? Podczas ostatniej wyprawy niemal pogrzebałem się żywcem ! Pytanie czy tylko siebie ? Znów przypomina mi się rodzina... Piękna czarnowłosa Elize, o kremowej skórze i błękitnych jak szafiry oczach. Mój pierworodny Tansyn i moja mała księżniczka Elna... Ach, dałbym wiele żeby jeszcze raz ich zobaczyć... Powinni być bezpieczni w Essos, ale czy na pewno ? Mówią że Pająk ma wielu szpiegów, na pewno też wśród strażników na murze. A jeżeli dowiedzieli się że przyznałem się do spisku ? Równie dobrze mogą już nie żyć, są na łasce tego szaleńca którego tłuści lordowie w swych dalekich zamkach nazywają obrońcą Siedmiu Królestw - Pomyślałem ciężko wzdychając. Od tygodni nie dostaje wieści z Królewskiej Przystani. Cóż braterstwo, braterstwem ale misja misją. Chłodny wiatr znów przywrócił mi trzeźwość umysłu. Nie spocznę do póki nie dowiem się co się tutaj dzieje...
Rozglądam się i widzę że Hamesowi udało się wydostać z więzów, świetnie !
- Bracia ! - Zwracam się do towarzyszy, którzy chyba przez chwilę zapomnieli o moim istnieniu
- Mam plan jak wydostać się z tych tarapatów ! Otwarta walka nie wchodzi w grę ! Na pewno w pobliżu są uzbrojeni strażnicy, którzy mają nas pilnować - Dokładnie się rozglądając dostrzegam przynajmniej jednego. Szepczę tak głośno jak tylko mogę, by nikt inny po za nimi mnie nie usłyszał.
- Sami widzicie że Rattner jest niespełna rozumu ... Zapewne za chwilę tu wróci by pogrozić nam palcem. Będziemy udawać skrępowanych i pogodzonych ze swym losem - Spoglądam przez chwilę na Solitaire`a - Jak chcesz to raz jeszcze możesz zwrócić na siebie jego uwagę... Gdy zajmie się tobą lub którymś z nas, obezwładnimy go i rozbroimy biorąc w niewolę. Strażnicy złożą broń. Dowiemy się po co tutaj jesteśmy, jak będzie potrzeba zaprowadzimy go do Lorda Dowódcy. Jeżeli ten sku*rwysyn maczał w naszym zniknięciu palce, będzie nie pocieszony. Jeżeli będzie trzeba wyślę kruka do Królewskiej Przystani i oskarżę go (Lorda Dowódce) przed królem o konszachty z wrogiem korony - Przerywam licząc, że kolejna z moich żarliwych przemów przyniesie jakieś skutki.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

MARC CAVE

Sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli. Co prawda udało mi się odwrócić uwagę Rattnera, uratować Solitaire i zyskać wiele cennego czasu dla Hamesa, ale nie spodziewałem się, że wróg zaciągnie mnie do środka i odłączy od całej reszty. Tutaj jestem całkiem bezradny, bo wiem że mój urok i tak nie odwiedzie go od planu pozbawienia nas życia, a jestem w pobliżu jedyny, więc niewątpliwie skupi się najpierw na mnie. Z uwagą wysłuchałem całej długiej opowieści, nie przerwałem ani razu, jedynie kiwałem głową na znak zrozumienia. Gdy historia dobiegła końca, spanikowałem jednak i zabrakło mi języka w gębie, żeby powstrzymać atak pogrzebaczem. Ból był paskudny, jednak uderzony w twarz szybko wróciłem do siebie. Poparzenie jest poważne, jednak jego powierzchnia nie jest na szczęście duża, więc na dłuższą metę nie powinno mi się stać nic strasznego. Jeśli z tego wyjdę, to zostanie tylko blizna.

Gdy widzę, że Rattner odwraca się, by odłożyć pogrzebacz, obmyślam szybko plan.

- S-stój... - mówię powoli lekko drżącym głosem - Mam chyba prawo do ostatniego życzenia przed śmiercią. I myślę, że tobie też się ono... spodoba...

Odnoszę wrażenie, że zainteresowałem rozmówcę, więc poczekam aż się do mnie odwróci i poproszę go, żebym mógł pooglądać jak zajmuje się najpierw Ooa. Mam zamiar przypomnieć mu, że to jest ten niski, o ciemnej karnacji, który niemal zabił jego cenną córkę. Dalej nakłamię nieco na temat swoich motywów. Powiem, że jest zdrajcą, który wrobił mnie w próbę zabójstwa, przez co wylądowałem za kratami. Opieranie się częściowo na faktach pozwoli mi kłamać bez zmrużenia oka. Udam, że poprzysiągłem na nim zemstę, a w obecnej sytuacji nie mogę zrobić nic więcej, niż prosić o szansę, by na własne oczy zobaczyć jego śmierć i cierpienia. Oczywiście, mój rzekomy konflikt z architektem jest jedynie wymysłem, ale chcę dać Rattnerowi do zrozumienia, że obaj mamy z nim rachunki do wyrównania. Jeśli nie będę mówić za szybko, przedstawienie tego wszystkiego zejdzie mi może ze dwie minuty, co da pozostałym jeszcze trochę czasu. Mam nadzieję, że wykorzystają go dobrze i przygotują się do walki z wychodzącym z budynku wrogiem.

Jeśli uda mi się przekonać go, że chcę pooglądać cierpienia Ooa, to na pewno nie zabije mnie tu osamotnionego, a dodatkowo powinien pozwolić mi wyjść na zewnątrz. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to mogę wziąć udział w walce. Nie mam broni, a ręce nadal są związane, ale z oswobodzonymi nogami mogę przecież chodzić, a nawet biegać, skakać i kopać.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SARENAS

Z wdzięcznym uśmiechem przyjmuje słowa Moritmora, odrzucam kilof i odchodze od miejsca pracy. Zmęczony ruszam długim ciemnym korytarzem. Przypominam sobie to co mówił o Patricku, jego smierci, próbie otrucia innego brata. Ale przede wszystkim myślę o architekcie. Wysilam swój umysł, aby przypomnieć sobie czy znam jakiegoś wśród braci z Nocnej Straży. Po kilku chwilach uświadamiam sobie, że żadnego nie znam. Jeszcze ten jego współpracownik. Ciekawe co architekt mu zaproponowanał za zdradę naszego bractwa? Pewnie wolność i jakieś włości. Ech głowa mnie już boli od tego wszystkiego. Muszę odpocząć. Dochodzę do miejsca gdzie odpoczywa reszta braci. Normalnie bym do nich dołączył, ale większości nie znam i nie mam ochoty na rozmowę zresztą po tak długiej pracy muszę zaznać choć odrobiny snu. Kłade się przy swoich rzeczach i zamykam powieki myśląc o spisku, architekcie, zdrajcach wśród Nocnej Straży.

killer83_2

HAMES

Po oswobodzeniu dłoni, sięgam ponownie po nóż i energicznie przecinam więzy krępujące moje nogi. Czas jaki zyskaliśmy dzięki Marcowi, okazał się bardzo cenny. Nie wiadomo jednak czym przypłacił swoje poświęcenie, wrzaski dochodzące do naszych uszu są niepokojące. Lepiej jednak słyszeć jego krzyki i wiedzieć że żyje, niż poić uszy błogą ciszą, mogącą oznaczać najgorsze.
Pozostaję mi teraz spróbować uwolnić pozostałych. Najbliżej mnie znajduje się Awart, postaram się więc w pierwszej kolejności oswobodzić jego. Nie mogę jednak dać się na tym nakryć. Zrobię to klęcząc i obserwując cały czas drzwi, za którymi zniknął Rattner. Jeśli się otworzą, schowam dłonie za siebie, udając że są nadal skrępowane liną. Mogłoby się wydawać, że nagle zaczęło dopisywać nam szczęście i tylko nagły powrót Rattnera może to zepsuć.

Jeżeli okaże się, że czasu do powrotu naszego oprawcy jest jeszcze więcej, to zrobię kilka kroków w stronę Solitaire i postaram się go uwolnić. Będę cały czas czujny. Pierwszy w drzwiach powinien pojawić się wyprowadzony z pomieszczenia Marc, jeśli będę pochylony, Rattner znajdujący się za plecami swojego jeńca, nie powinien mnie od razu dostrzec i jak mniemam zdążę cofnąć się choć kilka kroków na miejsce, w jakim znalazłem się pierwotnie. Nie powinno wzbudzić to żadnych podejrzeń. Zwrócę się do uwolnionych towarzyszy, by pozostali na swoich miejscach.

Maegor, który przemieszczał się w poszukiwaniu kamienia, znajduje się nieco dalej ode mnie. Kiedy podszedłbym do niego, istnieje za duże ryzyko zdemaskowania mnie i wtedy Rattner rozpocznie ulubioną część swojej zabawy, jaką jest rzeź. Zamiast kolejnych tortur, w ruch od razu pójdzie maczeta i pierwszym który jej posmakuje będzie zapewne Marc, a później następni nieuzbrojeni strażnicy. Przecięcie liny oplatającej całe ciało Ooi, wiąże się od razu z odkryciem, iż nie jest już skrępowany i tymi samymi konsekwencjami, jest to więc również zbyt nonszalanckie.

Zamierzam wcielić w życie swój pierwotny plan. Jednak tym razem, by nie ryzykować ataku na jednego z współwięźniów, sprowokuję Rattnera do podejścia w moją stronę, a jeśli do tej pory nawet nie wyjdzie z budynku i nadal będzie torturował Marca, pośle w jego stronę kilka obraźliwych słów, otwarcie wzywając go do bezpośredniej konfrontacji.

ocenił(a) serial na 10
Sayeer

SOLITAIRE

Splunąłem na ziemię śliną zmieszaną z krwią wiedząc, że Szczur pożałuje. Moje działania co prawda nie przyniosły większego efektu, skoro wynieśli się to chatki pogawędzić, ale mniejsza o to teraz, ważne, że zarz będziemy względnie wolni. Może nie będzie to sytuacja idealna, ale daje jakieś możliwości do obrony.

- Zapomnieliście o czymś, możemy tu siedzieć i czekać, ale nasz towarzysz - o ile jeszcze żyje - prawdopodobnie teraz jest torturowany. Może minąć i parę godzin zanim z nim skończy o ile jeszcze tego nie zrobił. Musimy znaleźć więcej broni a w międzyczasie spróbować mu pomóc, być może liczy się każda sekunda.

ocenił(a) serial na 8
killer83_2

FRANKLYN

Wciąż siedzę zniecierpliwiony w krzakach. Przez moment sercie zabiło mi mocniej gdy zauważyłem, że mój towarzysz jest o krok od wykrycia, lecz jednak strażnik karmiący konie jakimś cudem go nie zauważył. Ten chłopak ma czasem więcej szczęścia niż rozumu. Ale to dobrze, bo szczęście w życiu też bardzo się przydaje
Ciągle trzymam w gotowości swój miecz i tarcze, żeby móc natychmiast zareagować, jeśli stanie się coś nieoczekiwanego. Mam jednak nadzieję że Duch dowie się wszystkiego, co chciałby wiedzieć i wróci do mnie bez szwanku. Wtedy będziemy pomyśleć nad jakimś rozsądnym planem działania.

ZeppelinFan

Cholera nie ma szans, żebym teraz się do nich zakradł, ale jeśli dalej będą pić gorzałę w takim tempie to już niedługo bez problemu przeszukam ich cały ekwipunek. Wycofuję się powoli z bronią gotową do użytku( kusza i sztylety), mam zamiar schronić się gdzieś w pobliżu i poczekać aż zachleją pałę.
Usłyszałem oddalone skrzypienie śniegu czy tylko mi się wydawało ? Może to ten typ od koni, a może ktoś nowy, w końcu koni jest 8 a tych kundli widziałem dotychczas tylko 6. Pier.olę takie skradanki - zakląłem w duszy. Jeśli to prawda a Franklyn mnie nie ostrzegł będę musiał z nim ostro pogadać.
W głowie układam plan działania - szybki strzał z kuszy w szyję uniemożliwi nieznajomemu ostrzeżenie innych, resztę załatwią sztylety. Jeśli się uda będę musiał ukryć gdzieś ciało ...

ocenił(a) serial na 9
wronio

Wioska Toma Rattnera

Rattner z uwagą wysłuchał słów Marca, po czym roześmiał się chrapliwie, wyraźnie rozbawiony jego prośbą.
- Dlaczego miałbym ci robić taką przysługę strażniku? Miałeś pewnie wiele okazji do zemsty , teraz już za późno. Chcesz oglądać jego śmierć? Nie, nie zobaczysz. Poczujesz jednak namiastkę tego co zrobię z twoimi braćmi, jak już skończę z tobą. Mam nadzieję, że konając będziesz uszczęśliwiony.
Szczurzy Lord znów się roześmiał po czym podszedł do pieca i wyjął pogrzebacz. Marc zbladł, liczył, że uda mu się kupić trochę czasu jednak najwyraźniej wyczerpał już cierpliwość swojego adwersarza.
Rattner podszedł do Cave’a trzymając w dłoni rozżarzony pręt. Drugą ręką odchylił płaszcz i szarpnął za kołnierz koszuli zarządcy rozdzierając ją w pół. Marc poczuł zbliżający żar. Nim zdążył zareagować Rattner brutalnie złapał go za włosy a potem przycisnął pogrzebacz do jego piersi. Syk palącej się skóry, przerażający promienisty ból przeszywający ciało od stóp do głów wyrwał z gardła Marca dziki opętańczy wrzask. Rattner nie zamierzał go puścić, przyciskał końcówkę rozgrzanego pręta naciskając coraz mocniej a tortura wydawała się trwać w nieskończoność. Jakby Marca wrzucili w ognistą otchłań piekieł.
- Krzycz chłopcze, krzycz, niech cię słyszą, niech wiedzą co ich czeka –
Fale mdlącego bólu spowodowały, że Cave znów stracił przytomność, tym razem jednak wymierzony w policzek cios, go nie ocucił. Rattner włożył pogrzebacz z powrotem do pieca, wrzucił kilka klocków by podsycić ogień po czym wyszedł z kuchni.

Ooa przedstawił swój plan, jednak gdy strażnicy rozejrzeli się dookoła nie zauważyli nikogo, kto by ich obserwował lub pilnował, jak zasugerował architekt. Tymczasem Hames po uwolnieniu się z więzów zbliżył się do klęczącego najbliżej Awarta, cały czas mając baczenie na drzwi do chaty Rattnera.
Szybko rozciął więzy na nadgarstkach chłopaka a potem zajął tymi na łydkach. Udało się Awart, był już wolny. Hames spojrzał w kierunku chaty, nikt nie wyszedł więc postanowił zaryzykować i podkraść do Solitaire’a. W tym samym momencie znów rozległ się przeciągły ryk Marca, tym razem jeszcze głośniejszy. Hames na chwilę znieruchomiał. Gdy znów nastała cisza, ruszył do Solitaire’a. Zaczął nacinać więzy na nadgarstkach gdy drzwi do chaty zaczęły się otwierać.
Hames wyprostował się na równe kolana chowając dłonie do tyłu.
Rattner wyszedł z chaty. Spojrzał na strażników i mimo, że Hames zmienił lekko pozycję, wydawał się tego nie zauważyć. Zaczerpał wiadrem śniegu po czym zniknął z powrotem w środku.
Hames niewiele myśląc rzucił się w stronę Solitaitre’a, szybko przecinając sznur oplatający ręce.

Rattner wszedł z powrotem do kuchni. Położył wiadro na rozgrzanej płycie a gdy śnieg w środku już się stopił zbliżył do strażnika i chlusnął lodowatą wodą prosto w twarz. Marc ocknął się z krzykiem.
- Widzę, że nie jesteś zbyt twardy, co? – spochmurniał wieśniak – Chciałem się z tobą pobawić trochę dłużej, ale nie dajesz mi wyboru.
Rattner podszedł do pieca. Pogrzebaczem otworzył okrągłe wieko na płycie, skąd buchnął czerwony płomień. Szczur położył na nim wiadro, jednocześnie zakładając przywieszone do pasa grube skórzane rękawice. Cave obserwował wszystko z rosnącym napięciem. Rany po oparzeniach pulsowały żywym ogniem, gdyby teraz strażnik próbował wstać zapewne nie ustałby na nogach.
- Pewnie myślisz, że jestem potworem, że to co robię sprawia mi przyjemność. Nic z tych rzeczy – odezwał się Rattner stojąc nad wiadrem, podgrzewanym przez płomień z pieca – Wasza śmierć też mi jest obojętna. Chcę po prostu zobaczyć w waszych oczach żal i skruchę za to co zrobiliście. Chce żebyście przed śmiercią zapłakali nad swym losem i przeklęli dzień, w którym mi się sprzeciwiliście –

Tymczasem Hames zdołał już rozwiązać Solitaire’a. Pozostał tylko Ooa i Maegor, jednak strażnik uznał, że ryzyko jest zbyt duże i Rattner mógłby go przyłapać. Wciąż byli nieuzbrojeni a on dysponował przecież maczetą. Strażnik więc zdecydował zwabić przeciwnika w pułapkę. Zaczął wrzeszczeć w kierunku chaty, wyzywając i prowokując Szczurzego Lorda. Minęło chwilę czasu, nikt jednak nie wyszedł.

Rattner uznając, że wiadro jest wystarczająco gorące chwycił za uchwyt po czym zbliżył do Marca. Zarządca nie miał pojęcia co tym razem szykuje dla niego oprawca, przeczuwał jednak, że wcześniejsze tortury to tylko przystawka. Wieśniak sięgnął za kożuch płaszcza, po czym delikatnie, wręcz z uczuciem wyjął z kieszeni coś białego. Dopiero po chwili Marc zorientował się, że to szczur. Biały zupełnie jak Rattner. Przestraszony gryzoń wywracał dookoła czerwonymi ślepiami.
- A teraz ci zdradzę pewną ciekawostką na temat szczurów. Nie ma bardziej zdeterminowanych zwierząt. Przetrwają za wszelką cenę a gdy na świecie już się nie ostanie żaden człowiek, smok, wilkor, mamut czy kraken one dalej będą trwać.
Nim Marc zdążył jakkolwiek zareagować wieśniak odkopał stołek z pod jego nóg a strażnik runął na ziemię. Wciąż miał skrępowane ręce i nie miał możliwości obrony. Rattner wrzucił szczura do wiadra a następnie nim ten zdążył wyskoczyć przyłożył rozgrzane blaszane naczynie do brzucha Cave’a. Zwierzę uwięzione w środku zaczęło przeraźliwie piszczeć próbując drapać po ścianach. Marcowi wydawało mu się, że słyszy krzyki i wyzwiska Hamesa skierowane do Rattnera, jednak wieśniak wydawał się całkowicie skoncentrowany na wiadrze, które mocno przyciskał do ciała strażnika. Nagle Marc poczuł małe pazurki, które zaczynają wrzynać mu się w pępek.

Nocny Fort, las i dziedziniec.

Timmy Duch, przyczajony obserwował pięciu strażników stojących w kółku i ogrzewających się gorzałą. Przedostanie się niezauważonym do zamku było praktycznie niemożliwe.
Franklyn obserwował, jak w stronę Ducha zbliża się strażnik w śnieżnobiałym płaszczu. Nie wiedzieć czemu uznał, że mężczyzna nie widzi Timmiego, pozbawionego przecież sensownej kryjówki.
Nim zwiadowca zorientował się co się święci, było już za późno.
Duch wyciągnął kuszę, jednak nieostrzeżony, nie miał szans na szybką reakcję. Odwrócił się. Mężczyzna w białym płaszczu stanął jak wryty nie rozpoznając twarzy intruza.
- A ty kim k….a jesteś!? – krzyknął i natychmiast dobył miecza.
Duch wycelował z kuszy, jednak krzyk strażnika zaalarmował resztę braci.
Pięciu strażników znajdujących się w zamku, wybiegło na zewnątrz. Widząc Ducha, wyciągnęli broń. Trzech z nich walczyło mieczami, jeden toporem. Ostatni ściągnął z pleców kuszę i zaczął naciągać cięciwę.
- Lepiej wyjaśnij kim jesteś i co tu robisz! – krzyknął ten z toporem.

Sarenas chciał odpocząć, jednak chwilę potem jak ułożył się na posłaniu i zamknął oczy usłyszał krzyki dochodzące z dziedzińca. Szybko podniósł się z koca, chwycił za dwuręczny miecz i popędził sprawdzić co się stało.
Kiedy wybiegł na dziedziniec zauważył jak jego towarzysze otaczają młodego mężczyznę w płaszczu Nocnej Straży.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

Wioska Toma Rattnera

Rattner z uwagą wysłuchał słów Marca, po czym roześmiał się chrapliwie, wyraźnie rozbawiony jego prośbą.
- Dlaczego miałbym ci robić taką przysługę strażniku? Miałeś pewnie wiele okazji do zemsty , teraz już za późno. Chcesz oglądać jego śmierć? Nie, nie zobaczysz. Poczujesz jednak namiastkę tego co zrobię z twoimi braćmi, jak już skończę z tobą. Mam nadzieję, że konając będziesz uszczęśliwiony.
Szczurzy Lord znów się roześmiał po czym podszedł do pieca i wyjął pogrzebacz. Marc zbladł, liczył, że uda mu się kupić trochę czasu jednak najwyraźniej wyczerpał już cierpliwość swojego adwersarza.
Rattner podszedł do Cave’a trzymając w dłoni rozżarzony pręt. Drugą ręką odchylił płaszcz i szarpnął za kołnierz koszuli zarządcy rozdzierając ją w pół. Marc poczuł zbliżający żar. Nim zdążył zareagować Rattner brutalnie złapał go za włosy a potem przycisnął pogrzebacz do jego piersi. Syk palącej się skóry, przerażający promienisty ból przeszywający ciało od stóp do głów wyrwał z gardła Marca dziki opętańczy wrzask. Rattner nie zamierzał go puścić, przyciskał końcówkę rozgrzanego pręta naciskając coraz mocniej a tortura wydawała się trwać w nieskończoność. Jakby Marca wrzucili w ognistą otchłań piekieł.
- Krzycz chłopcze, krzycz, niech cię słyszą, niech wiedzą co ich czeka –
Fale mdlącego bólu spowodowały, że Cave znów stracił przytomność, tym razem jednak wymierzony w policzek cios, go nie ocucił. Rattner włożył pogrzebacz z powrotem do pieca, wrzucił kilka klocków by podsycić ogień po czym wyszedł z kuchni.

Ooa przedstawił swój plan, jednak gdy strażnicy rozejrzeli się dookoła nie zauważyli nikogo, kto by ich obserwował lub pilnował, jak zasugerował architekt. Tymczasem Hames po uwolnieniu się z więzów zbliżył się do klęczącego najbliżej Awarta, cały czas mając baczenie na drzwi do chaty Rattnera.
Szybko rozciął więzy na nadgarstkach chłopaka a potem zajął tymi na łydkach. Udało się Awart, był już wolny. Hames spojrzał w kierunku chaty, nikt nie wyszedł więc postanowił zaryzykować i podkraść do Solitaire’a. W tym samym momencie znów rozległ się przeciągły ryk Marca, tym razem jeszcze głośniejszy. Hames na chwilę znieruchomiał. Gdy znów nastała cisza, ruszył do Solitaire’a. Zaczął nacinać więzy na nadgarstkach gdy drzwi do chaty zaczęły się otwierać.
Hames wyprostował się na równe kolana chowając dłonie do tyłu.
Rattner wyszedł z chaty. Spojrzał na strażników i mimo, że Hames zmienił lekko pozycję, wydawał się tego nie zauważyć. Zaczerpał wiadrem śniegu po czym zniknął z powrotem w środku.
Hames niewiele myśląc rzucił się w stronę Solitaitre’a, szybko przecinając sznur oplatający ręce.

Rattner wszedł z powrotem do kuchni. Położył wiadro na rozgrzanej płycie a gdy śnieg w środku już się stopił zbliżył do strażnika i chlusnął lodowatą wodą prosto w twarz. Marc ocknął się z krzykiem.
- Widzę, że nie jesteś zbyt twardy, co? – spochmurniał wieśniak – Chciałem się z tobą pobawić trochę dłużej, ale nie dajesz mi wyboru.
Rattner podszedł do pieca. Pogrzebaczem otworzył okrągłe wieko na płycie, skąd buchnął czerwony płomień. Szczur położył na nim wiadro, jednocześnie zakładając przywieszone do pasa grube skórzane rękawice. Cave obserwował wszystko z rosnącym napięciem. Rany po oparzeniach pulsowały żywym ogniem, gdyby teraz strażnik próbował wstać zapewne nie ustałby na nogach.
- Pewnie myślisz, że jestem potworem, że to co robię sprawia mi przyjemność. Nic z tych rzeczy – odezwał się Rattner stojąc nad wiadrem, podgrzewanym przez płomień z pieca – Wasza śmierć też mi jest obojętna. Chcę po prostu zobaczyć w waszych oczach żal i skruchę za to co zrobiliście. Chce żebyście przed śmiercią zapłakali nad swym losem i przeklęli dzień, w którym mi się sprzeciwiliście –

Tymczasem Hames zdołał już rozwiązać Solitaire’a. Pozostał tylko Ooa i Maegor, jednak strażnik uznał, że ryzyko jest zbyt duże i Rattner mógłby go przyłapać. Wciąż byli nieuzbrojeni a on dysponował przecież maczetą. Strażnik więc zdecydował zwabić przeciwnika w pułapkę. Zaczął wrzeszczeć w kierunku chaty, wyzywając i prowokując Szczurzego Lorda. Minęło chwilę czasu, nikt jednak nie wyszedł.

Rattner uznając, że wiadro jest wystarczająco gorące chwycił za uchwyt po czym zbliżył do Marca. Zarządca nie miał pojęcia co tym razem szykuje dla niego oprawca, przeczuwał jednak, że wcześniejsze tortury to tylko przystawka. Wieśniak sięgnął za kożuch płaszcza, po czym delikatnie, wręcz z uczuciem wyjął z kieszeni coś białego. Dopiero po chwili Marc zorientował się, że to szczur. Biały zupełnie jak Rattner. Przestraszony gryzoń wywracał dookoła czerwonymi ślepiami.
- A teraz ci zdradzę pewną ciekawostką na temat szczurów. Nie ma bardziej zdeterminowanych zwierząt. Przetrwają za wszelką cenę a gdy na świecie już się nie ostanie żaden człowiek, smok, wilkor, mamut czy kraken one dalej będą trwać.
Nim Marc zdążył jakkolwiek zareagować wieśniak odkopał stołek z pod jego nóg a strażnik runął na ziemię. Wciąż miał skrępowane ręce i nie miał możliwości obrony. Rattner wrzucił szczura do wiadra a następnie nim ten zdążył wyskoczyć przyłożył rozgrzane blaszane naczynie do brzucha Cave’a. Zwierzę uwięzione w środku zaczęło przeraźliwie piszczeć próbując drapać po ścianach. Marcowi wydawało mu się, że słyszy krzyki i wyzwiska Hamesa skierowane do Rattnera, jednak wieśniak wydawał się całkowicie skoncentrowany na wiadrze, które mocno przyciskał do ciała strażnika. Nagle Marc poczuł małe pazurki, które zaczynają wrzynać mu się w pępek.

Nocny Fort, las i dziedziniec.

Timmy Duch, przyczajony obserwował pięciu strażników stojących w kółku i ogrzewających się gorzałą. Przedostanie się niezauważonym do zamku było praktycznie niemożliwe.
Franklyn obserwował, jak w stronę Ducha zbliża się strażnik w śnieżnobiałym płaszczu. Nie wiedzieć czemu uznał, że mężczyzna nie widzi Timmiego, pozbawionego przecież sensownej kryjówki.
Nim zwiadowca zorientował się co się święci, było już za późno.
Duch wyciągnął kuszę, jednak nieostrzeżony, nie miał szans na szybką reakcję. Odwrócił się. Mężczyzna w białym płaszczu stanął jak wryty nie rozpoznając twarzy intruza.
- A ty kim k….a jesteś!? – krzyknął i natychmiast dobył miecza.
Duch wycelował z kuszy, jednak krzyk strażnika zaalarmował resztę braci.
Pięciu strażników znajdujących się w zamku, wybiegło na zewnątrz. Widząc Ducha, wyciągnęli broń. Trzech z nich walczyło mieczami, jeden toporem. Ostatni ściągnął z pleców kuszę i zaczął naciągać cięciwę.
- Lepiej wyjaśnij kim jesteś i co tu robisz! – krzyknął ten z toporem.

Sarenas chciał odpocząć, jednak chwilę potem jak ułożył się na posłaniu i zamknął oczy usłyszał krzyki dochodzące z dziedzińca. Szybko podniósł się z koca, chwycił za dwuręczny miecz i popędził sprawdzić co się stało.
Kiedy wybiegł na dziedziniec zauważył jak jego towarzysze otaczają młodego mężczyznę w płaszczu Nocnej Straży.

killer83_2

MG mała poprawka, kusza jest przymocowana do ramienia i gotowa do użycia, nie muszę jej wyjmować to zdecydowanie zmienia przebieg sytuacji gdyż mogę z niej od razu strzelać z zaskoczenia nie odkrywając się z zamiarami.
Sytuację chciałem rozwiązać po cichu a teraz koleś zobaczył wyciągniętą broń i zaczął krzyczeć. Tak podałem w opisie postaci jbc. Moim zdaniem zdążyłbym wystrzelić zanim on krzyknie - kwestia sporna.

Apel do Franklyna - czytaj chłopie uważnie, ze zrozumieniem posty bo potem wychodzą takie perełki !

ocenił(a) serial na 8
wronio

Przepraszam, ale z poprzedniej wiadomość MG wynikało że nie zostałeś wykryty i zrozumiałem że było blisko, ale zagrożenie na szczeście minęło. Poza tym to co miałem zrobić siedząc daleko w krzakach? Krzyk zaalarmował by nie tylko ciebie ale i wszystkich pozostałych, a dobiec bym chyba nie zdążył
Do tego też się zgadzam, że powinieneś mieć duże szanse wyeliminować wroga zanim zacznie krzyczeć. On nie był na patrolu a jedynie sobie gdzieś szedł więc natknięcie się na ciebie powinno go zaszokować i dać ci kilka sekund na reakcje. Mało kto zaczyna krzyczeć od razu w takiej zaskakującej sytuacji

ocenił(a) serial na 9
wronio

Wątpliwości rozwiązujemy pod tematem Rekrutacja by nie zaśmiecać tego forum. A waszych argumentów nawet nie będę komentował. Franklyn osłaniał tyłek Ducha, nie podołał zadaniu, Timmy został złapany i żadna kusza, przymocowana do ramienia by nie pomogła.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

Faktycznie, może umysł spłatał mi figla, rozglądając się ponownie nikogo już nie widziałem.
Krzyki Marca dobiegające z chaty Rattnera są nie do zniesienia. Marc jest wobec mnie lojalny, więc nie mogę pozwolić aby ten sadysta zamęczył go na śmierć.
Sam nie wiele mogę zrobić, ale mogę przekonać do tego zadania innych...
- Nami się nie przejmujcie ! Ruszajcie odbić Marca ! Na pewno w chacie Rattnera znajdziecie coś czym będziecie mogli rozłupać mu czaszkę. Czas nagli ! - Wykrzykuje w stronę Hamesa, nie mogąc dłużej znieść jęków tego nieszczęśnika.

ocenił(a) serial na 10
Lodowy

SOLITAIRE

W końcu wolny, czas wypatroszyć to ścierwo. Wstaję z trudem zataczając się lekko, spoglądam w stronę chatki, do której wszedł Rattner oraz szukam czegoś co mogłoby posłużyć za broń. Chyba nic takiego nie ma, cóż zobaczę, czy ten leżący kamień nada się jako prowizoryczna broń, lepsze to niż same ręce. By nie tracić czasu mówię szybko idąc po niego
- Nie jesteśmy w stanie pokonać teraz dziecka, nawet we trzech, za długo byliśmy związani, minie parę chwil zanim będzie zdatni do walki, nawet jakbyśmy wpadli do chaty, rozpłatałby nas z łatwością. Jeśli nas zobaczy do tego czasu albo zginiemy albo zginie Cave. Ewentualnie będzie nas szachował trzymając mu ostrze przy szyi - średnio obchodzi mnie jego los, ale choć nigdy nie powiedziałbym tego na głos, chłopak nieco mi zaimponował idąc z nim, zasłużył na pomoc - jakieś lepsze pomysły?

ocenił(a) serial na 8
Lodowy

FRANKLYN

Widząc co się dzieje na moich oczach, złoszczę się na Ducha. Tak mówił o tej swojej nieuchwytności a dał się podejść jak dzieciak. Trudno, stało się i teraz trzeba zobaczyć czy da się jakoś uratować sprawe.
Będąc wciąż w ukryciu, przesuwam się po lini zarośli tak, żeby znaleźć się naprzeciw Timmy'ego a za plecami pozostałych strażników. Następnie ostrożnie wysuwam się do przodu i upewniam się że nieprzyjaciele skupili swoją uwagę na Duchu. Podnoszę do góry tarczę i modlę się, żeby mnie zobaczył i zrozumiał sygnał, który próbuję mu przekazać: Jestem gotowy do walki, jeśli on sam uzna to za jedyne wyjście.
Jeśli naprawdę mamy walczyć, to jestem w stanie w ciągu kilku sekund podbiec do wrogów. Są zajęci, więc nie zdążą obronić się przed moim atakiem, Uderzę tarczą kusznika celując w głowę lub szyję. Nie muszę nawet trafić celnie, bo przy mojej sile i rozpędzie cios będzie co najmniej nokautujący. W ułamku sekundy tnę najbliższego przeciwnika, który nie zdąży się nawet odwrócić, a co dopiero obronić. Zresztą nieważne którą stroną bedzie stał, moja siła i precyzja powinny wystarczyć żeby go załatwić. Być może uda mi się wyeliminować nawet trzeciego wroga z wykorzystaniem elementu zaskoczenia, a Duch sam powinien też coś w tym czasie zdziałać. Potem możemy walczyć otwarcie, bo nawet w małej przewadze liczebnej wrogowie będą w zasięgu naszych umiejętności.

Jeśli Timmy postanowi się jednak poddać i próbować tłumaczyć, to wycofam się znów w krzaki i będę z daleka obserwować rozwój sytuacji. Oby udało mu się coś wykombinować

killer83_2

No i wpadłem, cały misterny plan wziął w łeb. Przede mną koleś z mieczem, za mną kolejnych 5 wybiegło właśnie z zamku, nie jest ciekawie. Spróbuję z nimi porozmawiać i wydobyć z nich jakieś informacje, może uda mi się ich urobić na tyle, żeby ocalić skórę. W gotowości trzymam jednak kule z oślepiającym dymem i jeśli atmosfera zacznie się zagęszczać spróbuję z ich pomocą się wymknąć. Ustawiam się w ten sposób, żeby na linii strzału kusznika stał jeden z obcych. Polegając na swoim darze zjednywania sobie ludzi z pewnością siebie, tonem nieznającym odmowy przemawiam do gromady:

- Byłem na misji wytropienia zawszonego zdrajcy Bellego, na pewno wszyscy kojarzycie tego szulera i kanciarza. Udało mi się go wytropić i przy okazji odkryłem spisek, w który był on zamieszany. Nie ma czasu na szczegóły. Natychmiast muszę się skontaktować z waszym dowódcą, mam wiadomości niecierpiące zwłoki od których zależeć może nasze życie. Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie, a los bractwa zależy tylko od nas, nie wiem co tutaj robicie ale mamy mało czasu, szybko do dowódcy Bracia.

Mam nadzieję, że mój blef zadziała, a w razie czego cały czas jestem w najwyższej gotowości do ucieczki. Kule z oślepiającym dymem powinny dać mi czas na wymknięcie się do koni. Na mojej drodze stałby tylko jeden obcy, którego jeśli będzie trzeba postrzelę kuszą w szyję. Jeśli dotrę do koni wskoczę na najbliższego a resztę wypłoszę. Jestem wytrawnym jeźdźcem, więc szansa, żeby mnie dogonili jest niewielka.

killer83_2

HAMES

Nie udało mi się zwabić Rattnera na zewnątrz. Wcześniej był bardziej porywczy i najmniejsza obelga, skierowana w jego stronę, wytrącała go z równowagi i powodowała wybuch agresji, teraz najwidoczniej zadawanie komuś cierpienia, sprawia mu tyle przyjemności, że nie zamierza tego przerywać. Znalezienie drugiego takiego sadysty i zwyrodnialca, byłoby bardzo trudne, a kto wie, może i nawet niemożliwe.

Powierzam Awartowi istotne zadanie, by chociażby ciężarem własnego ciała, zastawił drzwi za którymi znajduję się Rattner, albo w razie konieczności zaskoczył wychodzącego ze środka nieprzyjaciela atakiem, rzucając się na niego i przetrzymując przynajmniej na krótką chwilę, póki nie przyjdziemy mu z pomocą. Niespodziewane wyjścia oprawcy, mogłoby nam zaszkodzić, widząc co się dzieję w przypływie złości rozpocząłby rzeź, a osoby uwięzione nie miałyby szans na obronę. W tym czasie rozpocznę uwalnianie pozostałych braci, zaczynając od znajdującego się bliżej Ooi, po czym pobiegnę do Maegora.

Solitaire zabrał się za poszukiwanie kamieni nadających się do walki. Pójdziemy jego śladem, a jemu w czasie przecinania więzów pozostałym braciom, polecę by sprawdził przynajmniej jedną z chat. Na broń w opuszczonych budynkach nie mamy chyba co liczyć, jednak dobrze będzie tam przynajmniej zerknąć, za chociażby drewnianymi częściami od stołu, bądź krzeseł. Wszystko może być przydatne w walce.

Dzierżąc w dłoniach zdobyte przedmioty, wkroczymy szybko do pomieszczenia, z którego dochodzą do naszych uszu krzyki Marca. Każdy z nas znajdując się jeden krok albo dwa przed Rattnerem, rzuci w niego z całych swoich sił celując najlepiej w głowę, trzymanym przez siebie przedmiotem. Tak rzucony kamień, może pozbawić przeciwnika przytomności, albo nawet zabić. Dobrze jeśli każdy z nas będzie miał przy sobie nawet tak prowizoryczną broń. Przeciwnik, choćby instynktownie, będzie musiał osłonić się przed takim zmasowanym atakiem. Da nam to czas i okoliczność, by w ułamku sekundy zbliżyć się do niego i w pierwszej kolejności zablokować możliwość użycia przez niego maczety, dającej mu przewagę w walce. Od razu, by nie ryzykować wykorzystania przez niego jakiś magicznych zdolności, pozbawimy go życia.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SARENAS

Ledwo zamknąłem oczy, a tu do moich uszu dobiegają jakieś hałasy. Chwytam mój miecz i ruszam za moimi towarzyszami. Po całym dniu ciężkiej pracy mam nadzieje, że to fałszywy alarm, bo jestem już strasznie zmęczony po całym dniu katorżnieczej pracy. Słyszę jednak jak jeden z nich drze sie w niebogłosy. Przyspieszam biegu. Ku mojemu zdziwieniu obserwuje jak bracia otaczają jakiegoś faceta, który nosi strój, barwy Nocnej Straży. Jestem lekko zaskoczony widząc ich agresywną postawe wobec jednego z naszych jednak po chwili orientuje się, że gość też jest uzbrojony i nie wygląda na kogoś kto nie umie walczyć. Z początku nie wiem co robić, ale decyduje się przyjąć postawę bojową. Nigdy nie wiesz co cie czeka. Jeżeli obcy się jakoś nie wytłumaczy będziemy musieli najprawdopodobniej walczyć. W milczeniu czekam na rozwój wypadków.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

MARC CAVE

Naprawdę wydawało mi się, że nawiązałem z Rattnerem nić porozumienia i uda mi się go przekonać do spełnienia mojej prośby. Niestety, środki dyplomatyczne jednak zawiodły, a na szczęście mam w głowie plan B.

Rattner może i mieć nadnaturalne zdolności, ale dysponuje ciałem starca. Ja natomiast nie jestem już całkowicie związany - mam wolne nogi, które potajemnie rozruszałem napinając ostrożnie mięśnie przez całą rozmowę. Wróg zdaje się o tym zapomnieć, bo siedziałem grzecznie cały czas, a dodatkowo, dzięki moim cechom, ma mnie za wyjątkowego słabeusza, co pozwoli mi zaskoczyć go podwójnie. Jest bardzo blisko mnie, więc nie zdąży zareagować, gdy wykonam szybko skręt nóg i dolnej części tułowia. W ten sposób wytrącę mu wiadro z rąk, uwolnię szczura i przygotuję się do ataku nogami. Będę celował w twarz, a jeśli nie dosięgnę, to w żebra. Napędzany adrenaliną powinienem być w stanie wyrządzić mu poważną krzywdę takim kopnięciem, jeśli dobrze trafię, to złamię nos, żuchwę, lub wybiję chociaż kilka zębów i uszkodzę wargę. W przypadku ataku niżej, na pewno na długą chwilę pozbawię staruszka tchu, a możne nawet złamię parę żeber. Następnie szybko podniosę się na nogi (Sprawdziłem, da się ze związanymi rękoma) i zacznę uciekać w stronę wyjścia z wołaniem po pomoc. Nie mam przecież zamiaru walczyć, mając na sobie te więzy.

Mam nadzieję, że pozostali zdążyli już się oswobodzić, bo moja walka da mi najwyżej kilkanaście (kilkadziesiąt, jeśli uda mi się coś poważnie złamać) sekund. Nie spodziewam się, żebym zdołał wyrządzić Rattnerowi tyle krzywdy, by powstrzymać go przed krwawą zemstą, jeśli cała reszta nadal siedzi tam związana.

Czuję jak adrenalina pobudza moje ciało do wysiłku i walki w obronie życia. Najwyższa pora skasować tego szczura.

killer83_2

AWART
Nie rozumiem, dlaczego moi towarzysze, jeden po drugim, zwracają na siebie uwagę Szczura, próbując z nim w przeróżny sposób konwersować. Ta kreatura, bo nie nazwę go przecież człowiekiem, jest przewidywalna pod jednym względem, nie da się z nią stworzyć żadnego dialogu, a już na pewno chociażby malutkiej nici porozumienia. Jesteśmy dla niego jedynie chodzącym workiem kości i mięsa, służącym do wyładowania frustracji z powodu nie tak znowu dawnych wydarzeń. Nie wiem, czy to po prostu głupcy samobójcy idący jak owieczki na rzeź czy też może jakiś heroizm się w nich odezwał, ale wątpię, czy by się tak ochoczo na szczurze zabawki zgłaszali, gdyby zdawali sobie sprawę, do czego jest zdolny ten potwór. Tak czy owak nie jest mi ich żal, sami wybrali swój los i przynajmniej zajęli Szczura sobą, dzięki czemu nie skupił się na mnie. Co ważne, gdyż nie jestem teraz w stanie w żaden sposób mu zagrozić czy pomóc Syll. Do tego celu muszę się skupić, żeby pozostać przy życiu.
Niestety, plan Hamesa wygląda na jedyny możliwy w obecnej sytuacji, musimy wszyscy uwolnić się z więzów i rozprostować kości, dojść w miarę do siebie i znaleźć coś, co nada się do walki. Szukam szybko jakiegoś kija bądź kamienia, by z nim stanąć przy drzwiach i w razie, gdyby jednak Szczur przypomniał sobie o nas, chociaż prowizorycznie go zatrzymać. Mogę oczywiście spróbować przyblokować drzwi własnym ciałem, ale w moim obecnym stanie na wiele się to nie zda, dlatego wolałbym raczej wykorzystać zaskoczenie. Co prawda efekt tak długiego zdrętwienia bardzo mi dokucza, ale myślę, że byłbym w stanie, mimo bólu, kopnąć go chociażby w krocze.
Mam nadzieję, że jednak Cave zajmie go sobą na tyle, że zdążymy się wszyscy uwolnić i na szybko zorganizować, bo w przeciwnym wypadku będę musiał niestety improwizować, a czarno to widzę.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

Wioska Toma Rattnera

Ooa na głos wyraził troskę o los Marca. Choć tym razem obyło się bez przemów jego postawa najwyraźniej trafiła do Maegora, który wrzasnął w stronę reszty strażników. Choć nie był już dowódcą drużyny, pewne nawyki w nim pozostały.
-On ma rację, dość tego, musimy mu pomóc! Solitaire, gdyby nie Cave już byś stracił język albo zajął jego miejsce w tej chacie! Co z tego, że Rattner ma maczetę? To starzec a nas jest pięciu! Pięciu!!! Jeśli Nocna Straż boi się jednego starego wariata, to rzeczywiście, może lepiej, by Targaryan rozwiązał nasz zakon.
Solitaire był podobnego zdania, Cave uratował mu życie i na swój sposób zaimponował. Duma oczywiście nie pozwalała mu głośno się do tego przyznać, lecz honor nakazywał spłacić zaciągnięty dług. Strażnik miał świadomość, że osłabieni mogą nie mieć szans ze Szczurzym Lordem. Podszedł i chwycił w rękę leżący w śniegu kamień, mający stanowić prowizoryczną broń. Hames zwrócił się do Awarta, by ten podbiegł i stanął przy drzwiach do chaty. W razie gdyby Rattner wyszedł, miał dać strażnikom chwile czasu na zajęcie pozycji obronnej. Chłopak bez protestów pobiegł pod drzwi, po drodze znajdując w błocie dość masywny, okrągły skalniak.
Hames ryzykując wykryciem zdecydował się jednak uwolnić Ooa i Maegora z więzów. Rozcinając sznury polecił Solitaire’owi przeszukać chaty w poszukiwaniu jakiejś prowizorycznej broni.

Rattner zanim zaczął ostatnią ze swoich tortur dał Marcowi wykład na temat szczurów. Zwierząt, które przetrwają za wszelką cenę. Nie wiedział, że Cave równie mocno kurczowo trzymał się życia. Nigdy pierwszy wychylał się do przodu i starał unikać niebezpieczeństw. Teraz znalazł się w sytuacji jakiej nie wyśniłby w najgorszym koszmarze. Przerażony gryzoń próbował wydrapać i przedrzeć się przez jego trzewia by wydostać z pułapki. Marc czuł niewyobrażalny ból i jeszcze większy strach, lecz część jego podświadomości nie pozwalała mu się poddać.
Rattner w swej pysze zignorował zarządcę. Napawał się jego krzykiem i bólem, przetrzymując mocno wiadro, w którym uwięził gryzonia. Marc skupił się. Zebrał w sobie resztki sił. A potem czekając na odpowiedni moment uderzył podeszwą buta prosto w twarz wieśniaka. Rattner puścił wiadro i runął do tyłu głową uderzając o kant pieca. Szczur popiskując czmychnął w kąt, a Marc ciężko dysząc podniósł się na kolana.
Rattner z rozbitym nosem i wargą zaklął parszywie po czym sięgnął do pasa po maczetę.
Marc już podniósł się z kolan do pozycji stojącej. Rattner rzucił się by złapać go za kostkę, chwycił za nogawkę spodni zwiadowcy, Cave jednak kuśtykając ruszył biegiem w stronę wyjścia wyrywając z uścisku.
Szczurzy Lord podniósł się z ziemi i natychmiast rzucił w pościg za strażnikiem.
Marc wbiegł do komnaty a potem do drzwi. Słyszał za sobą kroki przeklinającego Rattnera, nie miał jednak odwagi się obejrzeć za siebie, najważniejsze było teraz uciec z chaty….

Awart stając przy drzwiach usłyszał głos Rattnera rzucającego przekleństwami i czyjeś kroki. Uniósł do góry rękę w której trzymał kamień, gotowy do ataku.
Z chaty wybiegł Marc. Przebiegł kilka metrów po czym pośliznął się i padł twarzą w śnieg.
Hames właśnie zdążył rozwiązać Maegora, wcześniej uwalniając Ooa.
Strażnicy zamarli.
Rattner stanął w progu. Widząc, że mężczyznom udało się uwolnić, urwał w pół wypowiedziane w złości przekleństwo.
W ręku trzymał maczetę i przez jedną krótką chwile wydawało się, że rzuci się do ataku.
Zamiast tego jednak, natychmiast się wycofał z powrotem do chaty nim Awart miał szansę zaatakować go kamieniem.

Nocny Fort, dziedziniec.

Strażnicy słysząc opowieść Ducha wydawali się mocno zaskoczeni. Spojrzeli po sobie, nikt nie za bardzo wiedział co powiedzieć. W każdym bądź razie opowieść Timma wydawała się ostudzić chwilowo ich bojowy zapał.
W końcu mężczyzna z toporem odezwał się do zwiadowcy.
- Może rzeczywiście lepiej jak porozmawiasz z dowódcą.
Skinął głową by Duch poszedł za nim. Przez wrota weszli do zamku po czym korytarzami zeszli w głąb budynku, do tunelu przysypanego kamieniami. Przy gruzowisku pracował stary, siwowłosy strażnik, który przedstawił się jako Mortimer. Topornik krótko i treściwie opowiedział mu w jaki sposób trafili na intruza. Mortimer popatrzył na Timma ciężko wzdychając.
- Nie mogłeś się zjawić w gorszym momencie Timmy. Jeśli Rattner się dowie, że tu jesteś…
- Zażąda jego głowy – dokończył mężczyzna z toporem gładząc dłonią żelazne stylisko.
- Teraz to już nieważne. Dał nam wszystkie części mapy. Nie dostanie więcej żadnego z naszych braci.
Jeśli nawet Duch zażądał wyjaśnień, żaden ze strażników nie był skory do odpowiedzi.
- Tu nie jest bezpiecznie, powinieneś jak najszybciej wracać do Czarnego Zamku – odparł Mortimer – Damy ci konia i obstawę. Dla swojego dobra lepiej zapomnij co tu widziałeś. Będziemy cie obserwować Duchu.
Mortimer kazał odprowadzić zwiadowcę i przyszykować konie. Jak się okazało do eskorty Ducha wyznaczono strażnika imieniem Volter i Sarenasa Hightower. To właśnie Volter był strażnikiem, który nosił biały płaszcz Hamesa.
Duch nie zamierzał zdradzić nikomu obecności Franklyna, więc przemilczał fakt, że na pobliskiej polanie zostawili swoje wierzchowce.

Franklyn ukryty za drzewami, gotowy był rzucić się do samobójczego ataku, w razie gdyby strażnicy próbowali ukatrupić jego towarzysza. Na szczęście Duch zdołał się wyłgać i wydawało się, że chwilowo opanował sytuację. Strażnik dalej czekał przyczajony, obserwując dziedziniec. Jakiś czas później Duch został wyprowadzony z zamku. Strażnicy przyszykowali trzy wierzchowce. Wydawało się, że Timmy cieszy się pełną swobodą i nawet nie został rozbrojony, jego kusza wciąż wisiała na ramieniu. Timmy wskoczył na siodło i razem z mężczyzną w białym płaszczu i wielkim, dwumetrowym strażnikiem o brązowych włosach uwiązanych w kucyk ruszyli na trakt.

Mur, trakt.

Wydawało się, że Sarenas nie zazna dziś chwili wytchnienia. Ledwo się położył by odpocząć, a już w Nocnym Forcie zjawił się intruz schwytany przez jego braci. Strażnik nazywał się Timmy, choć wszyscy wołali do niego Duch. Wyglądał całkiem niewinnie, ale mogły to być tylko pozory. Mortimer wydał jasny rozkaz, dostarczyć Ducha do Czarnego Zamku. I ani słowem nie pisnąć o uprowadzonych braciach z Nocnej Straży. Timmy był jednym ze strażników, którzy ponad dwa tygodnie temu starli się pod Nocnym Forem z wieśniakiem i jego synami. Zwiadowca miał wyjątkowe szczęście, nie wrócił z resztą do Czarnego Zamku lecz ruszył w pościg za dezerterem, co uchroniło go przez nieszczęsnym losem reszty towarzyszy.
Po osiodłaniu koni, Sarensas, Volter i Timmy Duch ruszyli traktem na Wschód.

killer83_2

Szczęście sprzyja lepszym, udało mi się wyjść bez szwanku z poważnej sytuacji. Niestety moje najgorsze obawy się spełniły, moi towarzysze broni zostali prawdopodobnie pojmani przez Szczura. Tylko jak do cholery to się mogło stać ? I dlaczego wrony, które właśnie spotkałem przywłaszczyły sobie ich ekwipunek ? Ze słów dowódcy tego tajemniczego oddziału wywnioskowałem, że przehandlowali moich ziomków za jakąś mapę. Nie podał mi żadnych szczegółów, ale czuję, że sam się wstydził tego co zrobił. Jeśli Szczur ich więzi to są w ogromnych tarapatach i muszę jak najszybciej im pomóc. Spróbuję namówić do współpracy braci z mojej eskorty, jeśli się nie uda będę musiał im zwiać lub uciszyć ich na wieczność, mam też nadzieję, że Franklyn wykaże choć na tyle rozsądku, by iść naszym śladem nie ujawniając się, lecz być gotowym do pomocy.

Poczekałem jeszcze chwilę, żeby się trochę oddalić od Nocnego Fortu i zaczynam wywód używając całej swej siły przekonywania:
- Panowie nie wiem co to za potajemne spotkania i szczerze powiedziawszy nie obchodzi mnie to. Obchodzi mnie natomiast los moich kompanów, a po rozmowie z waszym dowódcą jestem pewien, że stało się im coś złego. Nie znam szczegółów, ale nie jestem głupi. Moi towarzysze wylądowali w rękach Rattnera i grozi im wielkie niebezpieczeństwo. To sadysta i psychol, w jego rękach skazani są na pewną śmierć. Czy zapomnieliście już o przysiędze ? Czy braterstwo nie stanowi dla was już żadnej wartości ?
- Wiem, że maczaliście w tym palce ! skąd masz ten płaszcz Volter co ? znalazłeś pod jakimś drzewem ? - kpię z niego mając nadzieję, że wyrzuty sumienia zrobią swoje.
- Robię pauzę i dodaję natchnionym głosem:
- Bracia ! nie ważne dlaczego postąpiliście tak a nie inaczej, nie musicie niczego potwierdzać, ani z niczego się tłumaczyć. Lecz jeśli znaczy dla was cokolwiek honor i braterstwo to zamiast do Czarnego Zamku ruszycie wraz ze mną do wioski Rattnera i pomożecie w uwolnieniu NASZYCH BRACI !

Zatrzymuję konia i czekam na ich reakcję. W gotowości do wystrzału trzymam moją ukrytą kuszę, mam zamiar w razie niechęci eskorty do pomocy umieścić bełt w szyi Voltera. Co do drugiego strażnika zdążyłem zauważyć, że nie za dobrze radzi sobie w siodle i jest po prostu wielki haha, więc nie będę wdawał się w walkę z nim, lecz za pomocą kuli oślepiającej wymknę się mu, a on prawdopodobnie nie będzie w stanie mnie dogonić. Jeśli starczy mi czasu zranię nogę jego konia, żeby nie mógł mnie dogonić.

ocenił(a) serial na 8
killer83_2

FRANKLYN

To bardzo dziwne, że Timmy dostał eskortę, mimo że najwyraźniej nie jest więźniem bo go przecież nawet nie rozbroili. Niestety nie mam pojecia co się stało w budynku, jednak wydaje mi się że nie jest aż tak źle. Od razu poznałem jednego z eskortujących - tego wielkiego. To musi być Hightower. Nigdy nie miałem okazji bliżej go poznać, ale wiele razy widziałem go na treningach. Oby udało się załatwić wszystko pokojowo, bo nie chciałbym musieć z nim walczyć
Skoro Duch wyruszył w drogę, to też nic tu po mnie. Wracam po swojego konia i powoli ruszam za nimi. Koń Timmyego zostanie na miejscu, bo nawet jeśli go tu znajdą to przecież uznają, że musiał na czymś przyjechać i nie powinni uznać tego za podejrzane. Będę się trzymał za nmi w bezpiecznej odległości jedynie raz na jakiś czas upewniając się że nie zboczyli z traktu i zaraz potem znikając z zasięgu wzroku. Mam nadzieję że Duch nie wygadał się o mojej obecności, to wtedy nawet w przypadku wykrycia będę mógł udawać ze wracam do Czarnego Zamku po porażce misji odszukania dezertera i że nie mam żadnego związku z Timmym.

killer83_2

HAMES

Przecinam więzy krępujące Marca i przekazuję mu by na razie nie zbliżał się do żadnego ze strażników. Dla jego i naszego dobra przez jakiś czas będziemy go obserwować, musimy być pewni czy nie ma oznak jakieś choroby. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Rattner mógł go czymś zarazić, a następnie by myślał, że uciekł, wypuścił do nas. Oprawca zbyt łatwo pozwolił mu się wydostać i akurat w tym momencie kiedy mieliśmy przystępować do działania. Mógł wiedzieć wcześniej, że zdołaliśmy się oswobodzić. Lufcik w ścianie, dający podgląd na zewnątrz, nie jest czymś niezwykłym, zwłaszcza dla pomieszczeń z których korzystają osoby, żyjące na odludziu i niemal przez całe życie przed kimś się ukrywające, a Rattner z pewnością do takich osób należy. Pytam się również Marca jak wygląda pomieszczenie w środku, czy jest inne wyjście, schron, czy cały ten czas miał swobodne nogi i czy nie był do niczego przytwierdzony.

Wołam w stronę Solitaira, który powinien przeszukiwać opuszczone chaty, by przyniósł oprócz rzeczy zdatnych do walki, również takie, które łatwo się palą. Może powyrywać deski ze środka pomieszczeń. Zwracam się do Maegora, by pomógł Awartowi zaryglować drzwi. Ja w tym czasie zbieram poprzecinane liny i łącze je prostymi więzami. Mając tak przygotowaną linę, nasączam ją wodą ze studni, taplam w śniegu oraz odchodach zwierząt. Dalej ruszam w stronę Awarta i opierając się o jego barki wspinam się na dach, a jeśli jest wysoko i nie sięgam, tworzymy piramidę z kilku osób i w ten sposób ułatwiam sobie wejście. Ooa powinien w tym czasie pomóc Solitaire, a Marc kiedy ja będę znajdował się już na dachu, zajmie się przytwierdzaniem kilku łatwopalnych rzeczy, owiniętych w swój płaszcz, do rzuconej przeze mnie liny, całość następnie wciągnę na górę.

Widzę, że z komina wychodzi dym, spróbuję wspiąć się w jego stronę i za pomocą liny wyprowadzić ogień z kominka Rattnera. Ściągam płaszcz nocnej straży, rwie materiały z odzienia, składam w rulon i przywiązuję do liny tak, by luźno zwisały na jej końcu. Całość powoli opuszczam przez komin. Nie chcę by Rattner dostrzegł suszące się ubranie w swoim kominku, więc nie spiesząc się ostrożnie obniżam linę, czekając za każdym razem na efekt działania. Jeśli dym zmieni barwę na ciemniejszy, co będzie oznaczać, że materiał zaszedł ogniem, to wciągam go na górę. Skieruję płomień, na inne łatwopalne rzeczy znajdujące się na dachu, w tym na płaszcz Marca i pozostałości z mojego. Rozniecam większy ogień i przenoszę go dzięki dobrze palącym się płaszczom, na dół, gdzie strażnicy powinni przygotować większe składowisko łatwopalnych rzeczy. Schodzę z dachu i wracam do nich.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SARENAS

Po raz kolejny zostaje wyznaczony do jakiegoś zadania. Traktują mnie to jak swojego sługę. Zrób to, zrób tamto. Zaczyna mnie to irytować. Jestem tu z nimi jeszcze tylko przez wzgląd na Mortitmora choć i on zaczyna się dziwnie zachowywać. Gdy sobie przypominam jak postąpiliśmy z braćmi "zdrajcami" ogarnia mnie wsytd. Sam się czuje jak zdrajca. Przecież byli naszymi braćmi, a my przehandlowaliśmy ich za jakąś mapę i szukamy zdrajców, których może nawet nie ma. Ale Moritmor mówił, że ten cały architekt zabił Karstraka. Choć ten przygłup nie wyglądał na słabego i bezbronnego jak go pamiętam. Ech mam już mętlik w głowie. Nie wiem co o tym myśleć wracam do punktu wyjścia. Przynajmniej z tym typkiem tutaj obeszło się bez problemu. Zerkam na niego kątem oka. Mimo, że wygląda na miłego i towarzyskiego na pewno jest niebezpieczny i bezwględny. Sam jego pseudonim - "Duch" budzi pewną grozę. Widzę przy jego boku parę sztyletów. Z pewnością ma ich więcej, ukrytych. Sam nie należe do ułomków i nie boję się walki ba sprawia mi przyjemność, ale tego gościa wolałbym mieć po swojej stronie jeśli przyjdzie nam walczyć z dzikimi. Z kolei nie wiem co mam myśleć o Volterze. Jakiś taki dziwny. Nie miałem z nim nigdy wcześniej kontaktu, więc go nie znam. Trochę ten płaszczyk śmiesznie na nim leży. Trafili mi się towarzysze podróży. Jeden modniś, a drugi to facet o dwóch obliczach. Mam nadzieje, że ta podróż będzie spokojna i obędzie się bez problemów.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

Po uwolnieniu z więzów, dostrzegam że nie dotyczy mnie bolączka która niepokoi innych braci. Jako że moja ręką nie została skrępowana w nadgarstku jestem w stanie nią normalnie władać, chociaż moje palce pozostają lekko zgrabiałem i nadal czuje się nieswojo natychmiast przystępuje do ich ogrzewania poprzez wsadzenie ich do ust i natarczywe chuchanie. Następnie pocieram dłonią o skórzane elementy swego stroju do czasu aż nie poczuje ciepła.
Naglę z chaty wybiega ku mojemu zadowoleniu Marc Cave, tylko po to by za chwilę runąć w śnieżną zaspę. Nim zdążyłem mrugnąć przed nami pojawił się Rattner, który chyba zdał sobie sprawę że w tym momencie rolę się odwróciły. Niezwykłą głupotą było pozostawianie nas samym sobie, tylko po to by mógł spełnić swoje maniakalne zachcianki względem Cave`a. Sam nie wiem co mam robić... Przeciwnik zniknął w chacie, głupotą było by szturmowanie jej zupełnie bez broni.
Niezauważony przez nikogo oddalam się nieco, by obejść chatę od tyłu. Moja prawa dłoń jest już sprawna, liczę że uda mi się znaleźć coś czym mógłbym zadać przeciwnikowi śmiertelne rany.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

MARC CAVE

Dziękuję Hamesowi za uwolnienie rąk i odpowiadam, że nie przypominam sobie drugiego wyjścia, ale nie jestem pewny, bo miałem wówczas inne zmartwienia na głowie. Powstrzymuję się od złośliwej uwagi odnośnie braku pomocy, bo wiem, że to nie jest czas na kłótnie. Z tego samego powodu nie komentuję głupiego moim zdaniem pomysłu kwarantanny.

Popieram jednak pomysł spalenia chaty, bo wchodzenie do niej, gdy jesteśmy nieuzbrojeni, jest głupim pomysłem. Chętnie pomogę w akcji, jednak najpierw muszę rozruszać ręce i znaleźć trochę czystego śniegu, który spróbuję delikatnie przyłożyć do poparzeń. Nie jest to może lekarstwo najwyższej klasy i skuteczności, ale pomoże mi zwalczyć ten cholerny ból, który choć powoli słabnie, nadal znacznie przekracza granicę komfortu.

- Niech ktoś idzie za Ooa. Maegor, może ty? Sprawdźcie, czy aby na pewno nie ma wyjścia z drugiej strony. Ten potwór nie może nam uciec! - sugeruję pozostałym, gdy dostrzegam oddalającego się architekta.

Gdy dojdę już do siebie, to podczas pomagania Hamesowi, chętnie zajrzę do pobliskich zabudowań. A nuż uda się znaleźć jakąś prowizoryczną broń (siekiera, pogrzebacz, albo chociaż jakiś kij) lub inne przydatne przedmioty.

killer83_2

AWART
Wszystko wydarzyło się tak szybko. Za szybko. Ani się obejrzałem, a Szczur zniknął. Co on kombinuje? Pozwolił Cave'owi ujść z życiem, a teraz zamknął się w tej chacie. Jestem przekonany, że ma jeszcze jakieś asy w rękawie. Mam duże wątpliwości. co do spalenia chaty, nie możemy być pewni, czy nie ma w niej gdzieś ukrytej Syll, wątpię, żeby Cave się jakoś za specjalnie w niej rozglądał, a przecież może mieć też jakąś piwnicę czy inne schowki, ba, kto wie, czy wieśniacy nie wykopali sobie jakiegoś tunelu. Oprócz tego, że wciąż nie widzę znaku życia Syllene, niepokoi mnie fakt, że oprócz jej ojca nie widzieliśmy jeszcze żadnych innych Szczurów. Rozpraszanie się w tej sytuacji po wiosce uważam za głupie, powinniśmy zaryglować drzwi i trzymać się razem, przeszukując chaty, zostawiając ew. jednego z nas na czatach przed chatą. A następnie ostrożnie, ale bez certolenia, do niej wtargnąć. Mowię o tym Hamesowi, ale ten nie słycha, jest jak w jakimś amoku przygotowując się do podpalenia tej chaty, ewidentnie lubi zabawy z ogniem, czyżby jakieś geny Targaryenów? Kamień kamieniem, ale pewniej bym się czuł trzymając w ręku jakiś porządny kij, może to nie włócznia, ale będzie jak za starych dobrych czasów, więc postanawiam znaleźć coś odpowiedniego zanim dołączę do kogoś przeszukiwającego chaty, nie jestem taki głupi, żeby robić to samemu, może znajdę jakiś ślad dziewczynki, po wyglądzie starego domyślam się, że wciąż żyje, więc jeszcze nie jest za późno.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SOLITAIRE

Powoli wróciło mi czucie w rękach i nogach, wydaje mi się, że jestem już w pełni sprawny. Irytuje mnie rozkazujcy ton Hamesa, jak chce zabawiać się ogniem to niech złazi z dachu i sobie szuka desek, ja w tym udziału brać nie zamierzam, może to przez moje ostatnie doświadczenia z ogniem, nie mam też zamiaru pozwolić mu spalić tej chaty. Natomiast przeszukać resztę mogę, potrzebuję mojej broni. Oczywiście muszę zrobić to ostrożnie, nie wiadomo, czy nie ma tam jakichś innych wrogów. Wołam do Hamesa:
- Kilka godzin w pętach odebrało ci rozum? Tam może być nasze wyposażenie, jeśli nie znajdzie się w innych chatach, to musi być tam, a wtedy prędzej zrzucę Cię z tego dachu niż pozwolę spalić nasz dobytek - właściwie mam na myśli swoją broń i ekwipunek, ale oni bez swojego będą kompletnie bezużyteczni - chcesz wędrować z kamieniem i bronić się tym? Cave, widziałeś coś w chacie, były tam nasze rzeczy?

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

Wioska Toma Rattnera

Wydawało się, że Rattnerowi udało się zbudować wokół siebie mit człowieka niepokonanego i zasiać lęk w głowach strażników. Na tyle irracjonalny, że biedny Marc o mało nie został objęty kwarantanną. Nie można było oczywiście wykluczyć, że wieśniak specjalnie zaraził zarządcę jakimś paskudztwem, logika jednak nakazywała się zastanowić po co miał to robić, skoro miał strażników na widelcu. Sam Marc jako człowiek obyty z medycyną zapewne bardziej martwił się, że szczur, który niemal wydrapał mu wnętrzności mógł chorować na wściekliznę lub zarazić tężcem.

Pomysł Hamesa by podpalić chatę nie spotkał się z entuzjazmem strażników. Szczególnie Awart miał wątpliwości co do planu towarzysza uznając, że w chacie może być przetrzymywana córka Rattnera. Zapał mężczyzny ostudził w mocnych słowach Solitaire, który nie zamierzał szukać żadnych łatwopalnych przedmiotów, ani tym bardziej tworzyć ludzkiej piramidy, godnej komedianckich trup występujących na jarmarkach. W porównaniu z Awartem bardziej jednak przejmował się swoim utraconym ekwipunkiem, niż losem niewinnego dziecka. Tylko Marc gotowy był przystać na pomysł, potrzebował jednak chwili czasu by dojść do siebie.

Samodzielna wspinaczka na dach była prawie niemożliwa do zrealizowania, zbyt wysoko i za mało punktów wsparcia. Samo jednak podpalenie chaty wydawało się dziecinnie proste, niższe okiennice znajdowały się na wysokości ramion dorosłego mężczyzny, wystarczyło w paru miejscach zaprószyć ogień by wywołać pożar.

Marc, najwyraźniej wciąż był w szoku, bo słówkiem nie pisnął o komnacie, przez którą prowadził go Rattner. Na szczęście Maegor wykazał się refleksem i przypomniał sobie, że podczas pierwszej wizyty w przeklętej osadzie, w komnacie Rattnera widział kolekcję broni – od buzdyganów, przez topory aż po miecze. Niektóre stare i pordzewiałe, niektóre wyglądające na całkiem nowe.

Strażnicy jednak nie zamierzali wpadać tak po prostu do chaty by narazić na jakiś nowy podstęp Szczurzego Lorda. Podczas gdy Hames wciąż rozważał możliwość podpalenia chaty, Ooa razem z Maegorem, uzbrojeni w kamienie obeszli budynek by sprawdzić czy nie znajdują się tam jakieś drugie drzwi lub inne wyjścia . Oprócz niewielkiej okiennicy znajdującej się na poddaszu nie dostrzegli żadnych innych ewentualnych dróg ucieczki.

Solitaire i Marc zajęli się przeszukaniem reszty budynków. Weszli do jednej z chat, cały czas uważając na wrogów, mogących czaić się w środku. Chata wydawała się opuszczona, wyniesiono z niej wszystko co mogło być cenne – naczynia, ubrania, suszoną żywność. Nie znaleźli też żadnych śladów po ekwipunku strażników. Kolejnym budynkiem do którego weszli był chlew. Smród jaki uderzył w nozdrza, niemal doprowadził ich do wymiotów. Szczątki świń leżały i gniły w zagrodach, wyglądały jakby pozdychały z głodu. Nie to jednak okazało się najciekawszym znaleziskiem. W jednej z zagród gdzie leżała świńska padlina Solitaire wypatrzył oparte o ścianę widły a Marc na końcu budynku dostrzegł pieniek, w który wbita była siekiera.

Awart zdecydował się poszukać lepszej broni. Obszedł szybko osadę w poszukiwaniu jakiegoś solidnego kija. Nie znalazł nic co by mu odpowiadało, za palisadą znajdował się jednak las więc zdobycie broni nie wydawało się już tak trudne. O ile chłopak zdecydował się oddalić od grupy i zniknąć z pola widzenia. Wcześniej nie był bowiem przekonany, by strażnicy rozdzielali się i działali w pojedynkę.

Mur, trakt.

Timmy Duch próbował ruszyć sumieniem eskortujących go strażników. Sarenas wydawał się mało poruszony sugestią by zawrócić i pomóc braciom z Nocnej Straży, oddanych na łaskę i niełaskę Rattnera. Co dziwić nie mogło, Hightower nie znał ani Ducha ani jego druhów, którzy jeśli wierzyć Mortimerowi byli zamieszani w spisek przeciwko Nocnej Straży. Volter również nie był przekonany co do propozycji zwiadowcy.
- Twoi kompanioni już pewnie dawno nie żyją – warknął – Ciesz się lepiej, że do nich nie dołączyłeś.
Słowa strażnika oznaczały dla niego jedno. Kres żywota. Duch już przyszykował ukrytą w rękawie kuszę i tylko oddech serca dzielił go by posłał strzałę w kierunku Voltera. Nagle jednak mężczyzna zmienił front. Być może zobaczył w oczach Timma coś co mu się nie spodobało.
- Ale w jednym się z tobą zgadzam. To bracia Nocnej Straży i nie zasłużyli sobie na taką śmierć. Nie z rąk tej kreatury.
Timmy powstrzymał się na chwilę od egzekucji, czekając na dalszą reakcję strażnika. Volter spojrzał w kierunku Sarenasa po czym skinął głową. Obaj mężczyźni odjechali konno kilka metrów dalej by się naradzić.
Sarenas był zapewne zdziwiony nie bardziej niż Timmy, gdy usłyszał propozycję Voltera. Ten zwrócił się w końcu do Ducha.
- W porządku bracie, pomożemy ci. Jeśli jednak jest za późno, dasz mi słowo, że o wszystkim zapomnisz a gdy odstawimy cę do Czarnego Zamku nigdy nikomu nie powiesz co tu zaszło.
Volter jako jedyny znał drogę do wioski Rattnera. Zawrócił konia po czym wjechał w las a reszta strażników za nim.

Franklyn szybko dogonił Ducha i eskortujących go strażników. Starał się być ostrożny i trzymać na bezpieczny dystans by nie zostać zauważonym. Gdy ci oddalali się za bardzo jechał za ich śladami a gdy podjeżdżał zbyt blisko zjeżdżał z traktu w las.
Teraz ukryty za linią drzew obserwował jak Duch dyskutuje ze zwiadowcami. Jako, że mówił podniesionym głosem strażnikowi udało się podsłuchać parę zdań. Najwyraźniej Timmy zamierzał dotrzeć do wioski Rattnera by komuś pomóc a jego kompani na to przystali bo zaraz zjechali z traktu i zniknęli za sosnami.
Franklyn znów ruszył tropem strażników. Poruszali się przez puszczę w kierunku południowym. Był jednak zdziwiony, bo jeśli dobrze usłyszał, celem podróży miała być wioska Rattnera. Franklyn już tam przecież był, zanim wysłano go na bezowocne poszukiwania Bellego. I miał niemal absolutną pewność, strażnicy wcale nie zmierzali do osady Szczurzego Lorda.