Nie podobała mi się scena, gdy Jon się obudził. Myślę, że lepiej wyglądałoby, gdyby powoli otworzył oczy, a nie "zerwał" się. Podobnie, rozczarowało mnie, gdy odpowiedział, że "nic" nie widział po śmierci. Nie ogarniam już koncepcji na świat Westeros-albo trzymamy się twardego realizmu (nie istnieje magia, życie pozagrobowe, smoki okazałyby się być tylko legendą), a w takim razie wskrzeszanie byłoby niemożliwe, albo wierzymy w siły nadprzyrodzone, a tym samym bogowie (Jeden Bóg?) i życie pozagrobowe powinno istnieć. Śmierć, koniec życia, to tematy poruszane od zawsze przez literaturę. Śmierć budziła trwogę, czasami nadzieję, była tajemnicza i fascynująca. W tym serialu tematy życia i śmierci traktowane są z dezynwolturą. Wskrzeszanie, przywracanie do życia jest tutaj.....Po prostu za proste! Wystarczy wypowiedzieć kilka słów, a dana postać wraca do życia (Berik, Jon). Interesowałoby mnie, czy w tym świecie bogowie lub Bóg naprawdę istnieją, ingerują w życie ludzi, czy może ich w ogóle nie ma, ale temat ten prawie nie istnieje. Brakuje mi tego. Brakuje mi rozwiązania tej sprawy. Co o tym myślicie?
Właśnie to dobre było. Wzbudziło emocje u widza i świetnie pokazało powrót z zaświatów. Powolne otworzenie oczów wygląda jak zwyczajne obudzenie się ze snu i nie ma w tym nic szczególnego.
Co do drugiej części wypowiedzi to się zgadzam. Niby ludzie zostają wskrzeszani przez kapłanów Pana Światła, a ten cały R'hllor nie istnieje? To w jaki sposób ci ludzie zostali przywróceni do życia? Skąd kapłani mają moc do wskrzeszania? To bez sensu.
Dlatego lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Jon wwargował się w Ducha na czas śmierci i podczas rytuału przywracania do życia wrócił do swojego ciała. Nie byłoby żadnych spornych kwestii bo jako tako jego umysł by nie umarł wcale i nie widziałby co jest po drugiej stronie.
Drażni mnie też że od kiedy ożył jest smętnym bucem który nudzi wszystkich swoją wieczną deprechą. Zamiast zerwać się na nogi, wziąć miecz i lecieć na wrogów on przesmradza się z miejsca na miejsce... Równie dobrze mogliby go nie ożywiać, Sansa trafiłaby na Mur, lordy północy zebrałyby się w okół niej i jazda na Boltona. Bez przepowiedni o Azorze Ahai zmartwychwstanie Jona nie ma najmniejszego sensu.