"Żelazny Bank zawsze otrzymuje swoją należność", taak, zastanawia mnie trochę ta ich zasada. Korona jest u nich tak zadłużona, że wstrzymała póki co spłatę długów, więc Żelazny Bank przymierza się do sfinansowania kampanii Stannisa. Tyle że jeśli Stannis nawet by wygrał wojnę (marne szanse), to od samej wygranej kasy mu nie przybędzie a do długów Korony, dojdą jego własne. I co wtedy zrobi Żelazny Bank? Opłaci kolejnego pretendenta? Nie sądzicie że to się trochę kupy nie trzyma? Z czego Stannis ma zamiar ich spłacić?
Może Żelazny Bank liczy na kontrakty przy odbudowie Westeros po wojnie, tak jak na to liczyły nasze firmy w przypadku Iraku ;) Druga opcja - Stannis jako praworządny król będzie rządził praworządnie, a praworządnie zarządzany kraj będzie przynosił zyski, które trafią do Banku.
Pożyczanie pieniędzy władcom gdy są słabi po to by stali się mocni i wypłacalni, może oczywiście być źródłem niezłych profitów, ale może się też skończyć dla wierzyciela smutno , vide Filip Piękny i Templariusze :]
Oczywiście Stannis w przypadku wygranej będzie musiał wziąć na siebie spłatę zobowiązań korony i obie strony to wiedzą. Żelazny Bank popiera go dlatego, że rządzący aktualnie w KL uzurpatorzy przestali być wypłacalni. Nie zostało to może powiedziane wprost w serialu, choć o kłopotach finansowych państwa mówił dość sporo Tywin w 5. odcinku, ale w książce jeszcze dobitniej było to pokazane, bo Cersei zaczęła zwyczajnie olewać żądania Żelaznego Banku, więc ci zwrócili się do Stannisa. Tak więc Żelazny Bank niewiele ryzykuje - w przypadku porażki Stannisa bądź niewywiązania się przez niego z umowy stracą trochę kasy więcej, ale w porównaniu z już utopionym w Westeros złotem będzie to pewnie niewielka kwota. Mogą za to coś zyskać, bo Stannis na tronie daje szansę na to, że kasa z długów zacznie znowu płynąć - może niezbyt szerokim, ale regularnym strumieniem.
No racja, to byłoby bardziej sensowne. Ale może twórcy chcieli dać się wykazać Davosowi i przedstawili to jako jego pomysł :) W każdym razie nie jest to aż taki zgrzyt. Żelazny Bank dojdzie do tego samego wniosku co w książkach - że w obliczu sytuacji politycznej w Westeros warto zainwestować w Stannisa - tyle, że zrobi to przy udziale samego zainteresowanego. Ale efekt końcowy ten sam, więc mogę to przełknąć.
Cóż, dla mnie jednak to pokazuje zupełnie inną - nieagresywną - politykę Banku i to jest dość istotna różnica. Bank nie chce pomóc Stannisowi, Bank chce zaszkodzić Tomennowi (przynajmniej ten oryginalny, bo ten tutaj tojakiś taki bezpłciowy).
A także dziwi mnie, że zwolennikowi Stannisa podoba się pokazywanie jego jako totalnej sieroty, która bez Davosa nic nie jest w stanie zrobić. Co z niego za król? Powinien buty czyścić Mel i Davosowi.
Nie jestem fanem tego jak w serialu przedstawiają Stannisa, co nie jest tajemnicą, bo pisałem o tym wielokrotnie. I nie chodzi tylko o motyw z Żelaznym Bankiem, ale o całokształt. Jednak ta konkretna zmiana dotycząca ŻB jest z kategorii "do przełknięcia". W porównaniu ze Stannisem - Inkwizytorem z poprzednich odcinków to wręcz pikuś...
Co do polityki Banku. Przecież w tym sezonie kilkukrotnie z rozmów wynikało, że Bank nie jest instytucją charytatywną, a jego metody egzekwowania długów są dość bezwzględne. Oni nie chcą zaszkodzić Tommenowi dla samego szkodzenia. Chcą odzyskać należność. Jeśli jakiś władca nie daje szans na spłatę zadłużenia, to wspiera się jego konkurenta, który lepiej rokuje. Dlatego kiedy argumenty o prawie krwi najwyraźniej do bankierów nie trafiają, Davos wysuwa bardziej pragmatyczne - z kim będziecie paktować po śmierci Tywina? W tamtym obozie nie zostanie nikt, na kim można polegać.