Nie mam pojęcia czy taki temat już był ale założę swój bo się nie spotkałem, choć pewnie się mylę i już jest taki od bardzo dawna.
Najsmutniejsze Śmierci:
-Śmierć Hodora
-Śmierć Neda Starka.
Najmniej Sprawiedliwe:
-Śmierć Robba Starka
-Śmierć Oberyna Martella
-Śmierć Khala Drogo
-Śmierć Macea Raydera
-Śmierć Roberta Baratheona
-Śmierć Myrcelli Baratheon
-Śmierć Jeora Mormonta
Najbardziej Sprawiedliwe:
-Śmierć Roosa Boltona
-Śmierć Joffreya
-Śmierć Lysy Arryn
-Śmierć Viserysa Targaryena
-Śmierć Dorana Martella i jego syna.
-Śmierć Locke'go
Najbardziej Wyczekiwane!:
-Śmierć Cersei Lannister
-Śmierć Ramsaya Boltona
-Ostateczna Śmierć Góry.
-Śmierć Innych (Za Hodora!)
-Śmierć Wróbla
To moja opinia, a wasze?
Wyczekiwane
Dany bo to westerowska Che Guevara
Karzeł bo już się wypalił
i ogólnie to właściwie wszyscy oprócz Nocnego Króla
Najmniej Sprawiedliwe:
-Śmierć Roosa Boltona
-Śmierć Joffreya
-Śmierć Lysy Arryn
-Śmierć Viserysa Targaryena
-Śmierć Dorana Martella i jego syna
-Śmierć Locke'go
-Tywina Lannistera
-Roberta Baratheona
-Stannisa Baratheona
Najbardziej sprawiedliwe: Robb Stark, Catelyn Stark, Ygritte, khal Drogo
Najsmutniejsza: Roose Bolton, Tywin Lannister, Joffrey Baratheon, Robert Baratheon, Renly Baratheon
Wyczekiwane: Sansa, Arya, Brienne, Cersei
Naprawdę wyrżnięcie gości na weselu jest twoim zdaniem najbardziej sprawiedliwe ?
Wyczekiwane:
Tommen i Cersei Lannister , Littlefinger, Walder Frey, Wielki Wróbel
Najbardziej sprawiedliwe jest zabicie Robba Starka, nie było mowy o żadnych gościach na weselu (którzy jedynie zapłacili za błędy swojego króla, a poza tym to była wojna).
Nie, bo został stracony za zabicie "prawowitego" króla Westeros, to żadna sprawiedliwość.
A jakie znaczenie w tym przypadku ma to za co został zabity? Powiedzmy, że jakiś człowiek zabija dobrych ludzi i przy okazji zabił też jednego złego. Przychodzi do niego drugi człowiek i zabija go za to, że ten zabił tego złego. I co, przez to nie zasłużył na śmierć? A te wszystkie morderstwa dobrych ludzi idą wtedy w niepamięć? A gdyby Brienne powiedziała do Stannisa, że zabija go za to, że pozwolił zabić własną córkę to wtedy twoim zdaniem zasługiwałby na śmierć? Jak można oceniać to czy dany człowiek zasłużył na śmierć na podstawie słów jego egzekutora? To kompletnie nielogiczne.
Podobnie jest z przypadkiem Joffreya, który opisałeś niżej. Twoim zdaniem nie zasłużył na śmierć bo nic nie zrobił Tyrellom. A o torturowaniu Sansy, zabiciu niewinnych Eddarda Starka i Ros zapomniałeś? Jakie znaczenie ma to z czyjej ręki zginął? Liczy się to, że zginął bo był złym człowiekiem, a to, że zabili go ludzie, którym nic nie zrobił nie wymazuje jego grzechów.
Ale tak właśnie jest. Gdyby Aerysa zamordował jego syn, Rhaegar żeby zdobyć władzę nie można byłoby tego nazwać sprawiedliwością.
Albo gdyby Ygritte ubił Orell z zazdrości przez Jona. Inaczej to wygląda, gdy została zabita przez dziecko, któremu zamordowała rodziców.
Jeżeli mówimy o sprawiedliwości to liczy się tylko śmierć tych, których sprawiedliwość dopadła (Robb Stark, Ygritte, khal Drogo, czy z mniejszych postaci choćby Rast i Polliver).
"A o torturowaniu Sansy, zabiciu niewinnych Eddarda Starka i Ros zapomniałeś?"
Jeśli piszemy o serialowym Joffreyu to jedyne co wskazuje na jego okrucieństwo to obcięcie człowiekowi języka za niezbyt dobrą piosenkę i zabicie koleżanki Ros, którą przysłał Tyrion. 'Torturowanie' Sansy jak wiadomo odbyło się po słynnej bitwie pod Oxross, gdzie wielu dobrych żołnierzy zostało zagryzionych, a następnie zbezczeszczonych przez wilka. Można sobie jedynie wyobrazić co mogli czuć wiedząc jak skończyli ich ojcowie. Król w ten sposób chciał wysłać Robbowi wiadomość, przypominam że Sansa była zakładnikiem.
Eddard Stark może był niewinny w oczach widza, ale nie Joffreya, z którego perspektywy wyglądało na to (do czego Stark się przyznał), że były już namiestnik zdradził swojego króla i przyjaciela, planował zamordować jego syna i usiąść na tronie. Każdy król straciłby go za zdradę po takim wyznaniu.
A Ros była donosicielką, która prawie doprowadziła do utraty zakładnika i oddania Północy w ręce Tyrellów. Miał jej darować życie?
Bardzo logiczny punkt widzenia trudno się nie zgodzić. Ale tak to już jest w polityce, że ktoś inteligentny czy bezwzględny ginie z ręki jeszcze bardziej krwiożerczego lub mądrzejszego. Inaczej przypomina to baśnie. Np. "sprawiedliwa" śmierć Ramseya jest o wiele mniej realistyczna niż otrucie Joffreya lub zrzucenie Lysy w przepaść.
jaka jest Twoim zdaniem definicja sprawiedliwości? Bo wydaje mi się, że rozumiesz ją odwrotnie niż większość ludzi :P
Sprawiedliwość to jest jak Olly ubił Ygritte, morderczynię swojego ojca. Albo jak Mirri Maz Duur zemściła się na najeźdźcach w swojej wiosce, na czele z ich liderem khalem Drogo.
Autor tematu wybrał jako sprawiedliwe te najbardziej niesprawiedliwe, np:
Viserys Targaryen - zawarł umowę z khalem Drogo, który zamiast dotrzymać warunków zabił go.
Lysa Arryn - zdradzona przez Baelisha, którego kochała, dla którego zrobiłaby wszystko.
Doran Martell to już w ogóle nie rozumiem, dlaczego się tam znalazł u autora tematu, to dopiero odwrotne rozumienie, żeby zamordowanie księcia, jego niewinnego syna i doprowadzenie do wygaśnięcia rodu Martell przez faworytę jego brata i jej głupie bękarty nazwać sprawiedliwością.
Joffrey nic nie zrobił Tyrellom ani Baelishowi. Wręcz przeciwnie, przyjął Margaery i dobrze ją traktował, a Baelish dzięki Koronie dostał władzę. Tyrellowie sami sobie zaszkodzili zresztą.
Roose Bolton zabity przez własnego syna, któremu dał nazwisko i nawet na końcu powiedział, że zawsze Ramsay będzie jego "firstborn" (nie kłamał), gdzie tu sprawiedliwość?
Tywin dlatego, że zabił go Tyrion przez Shae, którą sam wyrzucił i nazwał dzi*ką, i przez to, że skazał Tyriona na śmierć, bo krasnal zamiast robić tak jak mu kazał Jaime, wybrał próbę walki i ją PRZEGRAŁ. Tywin nie mógł cofnąć wyroku. Poza tym Tyrion całe życie tylko narzekał, a ze wszystkich karłów w Westeros miał najlepsze życie. Znajdź drugiego karła, którego ojciec nauczył mówić po valyriańsku. Gdyby Tyrion był lepszym synem (dbającym o ród) Tywin nigdy by nim nie gardził.
Stannis- byłoby sprawiedliwie, bo spalił własną córkę, po czym przegrał. Mogłaby to być kara od Pana światła (w końcu żeby przywrócić do życia Berica i Jona nie trzeba było nikogo palić). Ale wtrąciła się Brienne ze swoim "za prawowitego króla" i wszystko zniszczyła.
Roberta chyba nie muszę tłumaczyć.
Locke znalazł się tam przez przypadek XD
Ygritte, Drogo, Lisa, Doran, Stannis- zgadzam się
Viserys Targaryen zginął, ponieważ wniósł broń do Vaes Dothrak, a to jest zakazane. Sam jest sobie wynien.
Joffrey był taką szują, że praktycznie jakakolwiek śmierć dla niego jest sprawiedliwa :D. Zemsta nie musi być jedynym motywem działania, Olenna wiedziała, jaki jest Joffrey, więc zabiła go, żeby oszczędzić jej córce cierpienia. Joffrey więc nie zginął bez powodu. Zginął, ponieważ był okrutnym królem, a tacy zasługują na śmierć.
Tywin- nie zgodzę się z takim wybielaniem Tywina i demonizowaniem Tyriona. Tyrion był jaki był, ponieważ przez całe swoje życie był obwiniany za śmierć matki, przez co odrzucany i poniżany. Nie powiedziałbym, że śmierć tywina była sprawiedliwa, ale nie zaliczyłbym też jej do "najbardziej niesprawiedliwych". Tywin wszak sam był sobie winien, traktując swojego własnego syna jak wyrzutka, tylko dlatego, że jego matka zmarła przy porodzie. Przypominam również, że Tywin wielokrotnie próbował zabić Tyriona, wystawiając go chociażby na pierwszy front w bitwie ze Starkami.
Rosse- podobnie jak w przypadku Tywina- nie było to super sprawiedliwe, ale kłóciłbym się o umieszczanie go na liście "najbardziej niesprawiedliwych". Rosse nie był aniołkiem i sam tez jest winien swojej śmierci, chociażby przez swoją własną głupotę (wiedział, jaki jest Ramsay!)
To nie ma nic do rzeczy. Powiedzmy, że uwięzili twoje dzieci w sepcie, to też nie wejdziesz z bronią, bo nie można? To nie jest sprawiedliwość, Viserys zawarł umowę i chodziło mu tylko o to, żeby Drogo dał mu armię. Gdyby dzikus dotrzymał słowa nie byłoby problemu.
Tyrellowie zabili Joffreya nie dlatego, żeby "oszczędzić Margaery cierpienia", bo ona już dawno owinęła go sobie wokół palca, Joffrey ją podziwiał i nigdy nie zrobił jej krzywdy. Zginął, ponieważ nie był bezmózgim Tommenem, na którego można wpłynąć, a Tyrellom zależało na władzy. Joffrey nie dałby sobie wejść na głowę jak Tommen. Ale sprawiedliwie obróciło się to przeciwko Tyrellom, bo Joffrey nigdy nie pozwoliłby się panoszyć swojej matce i wróblom, ani uwięzić Margaery.
Jeśli chodzi o Tywina, śmierć jego żony sprawiła, że wszystko co najlepsze w Tywinie umarło razem z nią. Dlatego dość zrozumiałe, że Tywin (w takim świecie jak Westeros) uznał karła za kpinę ze strony bogów i nie umiał pokochać Tyriona. Ale go nie zabił (tak kończy większość karłów), przeciwnie, zapewnił mu naukę, i wszystko co najlepsze, niejeden marzyłby o takim życiu.
Ale zamiast dobra rodu wybrał wino i dzi*ki, nie wypełnił obowiązku wobec rodu żeniąc się z jakąś wieśniaczką po pijaku, dlatego Tywin nie miał do niego szacunku. Jaimemu i Cersei też się obrywało więc Tyrion wcale nie był ofiarą. Prędzej Cersei była potworną siostrą, niż Tywin ojcem.
A już na pewno nic nie usprawiedliwia ojcobójstwa, ani w oczach westerowskich bogów ani ludzi. Co innego jeśli to prawo, ale tutaj prawo było po stronie Tywina (musiał skazać syna na śmierć po przegranym procesie).
Roose był w kiepskiej sytuacji, bo chcąc nie chcąc Ramsay musiał być jego pierwszym dziedzicem (dlatego mówię, że nie kłamał). Dzieci nie zawsze przeżywały, i nie wiadomo czy Roose nie umarłby zanim dziecko osiągnęłoby odpowiedni wiek i wychowanie, żeby zadbać o przyszłość rodu. Ramsay przede wszystkim chciał uznania, wcale nie było pewne, że zabije swojego ojca.
Zachowanie Viserysa ma ogromne znaczenie. Skoro znajdował się wśród Dothraków, to powinien stosować się do obowiązującego tam prawa. A on nie dość, że wniósł broń do Vaes Dothrak, to jeszcze do tego groził śmiercią khalessi i jej dziecku. Żadna umowa nie gwarantuje bezkarności. Gdybyś był głową jakiegoś państwa i pojechałbyś podpisać umowę międzynarodową, po czym zacząłbyś ostentacyjnie łamać tamtejsze prawo i znieważać władze, to chyba nie oczekiwałbyś, że umowa dalej będzie w mocy, a po wszystkim nie poniesiesz żadnej kary?
Nie doszłoby do niczego, gdyby Drogo dotrzymał umowy. Viserys wyciągnął miecz dopiero po tym jak Drogo go znieważył, zresztą powinien już wcześniej dać to co mu się należy. Umowa to umowa.
Bo on ma dziwne pojęcie dotyczące sprawiedliwych śmierci, czyli tak:
śmierć Joffreya była niesprawiedliwa bo został zabity przez ludzi, którym nic nie zrobił.
śmierć Joffreya byłaby sprawiedliwa gdyby zabili go Starkowie, gdyż to im wyrządził krzywdę.
śmierć Stannisa była niesprawiedliwa, bo zabito go za to, że zabił buntownika.
śmierć Stannisa byłaby sprawiedliwa gdyby zabito go za to, że pozwolił spalić córkę.
To tak jakby powiedzieć, że terrorysta nie zasłużył na śmierć ponieważ zginął na krześle elektrycznym, a egzekucji dokonał człowiek, któremu ten terrorysta w niczym nie zawinił. Natomiast zasłużyłby na śmierć gdyby egzekucji dokonał człowiek, któremu terrorysta zabił np. bliską osobę. Czyli kompletny brak logiki.
Nie próbuj myśleć jak ja, bo i tak ci nie wychodzi. Przedstawiłeś wyżej "mój tok rozumowania" to ciekawe, bo z niczym co napisałeś się nie zgadzam.
W takim razie czy według Ciebie Roose Bolton, człowiek, który zdradził lorda, któremu przysiągł wierność i jest uzurpatorem, ponieważ siłą zagarnął Winterfell zasłużył na śmierć?
Czyli dalej nie ogarniasz różnicy pomiędzy "zasłużył", a pojęciem sprawiedliwości, czy innej karmy?
Roose jest według ciebie uzurpatorem? Prawo podboju. Ani Robert nie był uzurpatorem, kiedy zdobył Żelazny tron, ani Daenerys, gdy podbiła Meereen, ani Targaryenowie podbijając Westeros, ani Roose, gdy otrzymał od króla tytuł namiestnika Północy i zajął Winterfell.
Owszem, wcześniej zdradził swojego króla i w oczach ludzi Północy, którzy nadal pozostają wierni Starkom zasługuje na śmierć. Na pewno gdyby kiedyś udało im się przywrócić Starków do Winterfell wymierzyliby Boltonowi karę za zdradę. Z perspektywy Żelaznego tronu zasłużył na śmierć już wcześniej, bo zdradził Koronę i poszedł z seniorem buntownikiem na wojnę przeciwko Królowi. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Według mnie Bolton postąpił prawidłowo, Stark ciągnął Północ na dno więc jedyny chorąży, który miał mózg zakończył wojnę, której nie mieli szansy wygrać (Robb swoim planem oblężenia Casterly Rock praktycznie prowadził ich na śmierć). Wrócił na Północ, wykopał z niej żelaznych wyzwalając region bez żadnych strat. Co w tym złego?
"Według mnie Bolton postąpił prawidłowo, Stark ciągnął Północ na dno więc jedyny chorąży, który miał mózg zakończył wojnę, której nie mieli szansy wygrać (Robb swoim planem oblężenia Casterly Rock praktycznie prowadził ich na śmierć). Wrócił na Północ, wykopał z niej żelaznych wyzwalając region bez żadnych strat. Co w tym złego?"
Idąc tym tokiem myślenia mogę powiedzieć, że Bękarcice dobrze zrobiły zabijając Dorana Martella (którego Ty umieściłeś w najmniej sprawiedliwych śmierciach), bo ciągnął Dorne na dno, nikt tam nie pochwalał jego rządów, nie zrobił nic gdy Elia i Oberyn zginęli.
Co do planu oblężenia Casterly Rock to Robb powiedział o tym tylko matce i sam nie był co do tego pomysłu przekonany wiedząc, że to duże ryzyko i szanse na zwycięstwo nie są wielkie. Więc skąd Roose mógł o tym wiedzieć?
Znowu próbujesz iść "moim tokiem myślenia" i znowu pudło. Nie rób tego więcej.
Doran i Trystane nie wysyłają swoich ludzi na bezsensowne, egoistyczne wojny (jak Robb i Ellaria). Oberyn umarł, bo zgłosił się do pojedynku, który przegrał. W dodatku umarli Gregor Clegane i Tywin Lannister, dwie osoby uważane za winnych śmierci Elli. Nikt nie ciągnął Dorne na dno, Doran był rozważnym władcą. Jak na razie bękarcice jedynie zamordowały niewinną księżniczkę, i dwóch Martellów. Pomściły Oberyna w ten sposób, że wygasł jego ród, na pewno byłby dumny, że już nie ma Martellów i zabito dziewczynkę. Jak to ma się do tego co zrobił Roose Bolton czyli ZAKOŃCZENIE wojny i WYZWOLENIE Północy z rąk żelaznych ludzi?
To że nie było sceny nie oznacza, że Robb nie poinformował chorążych co do dalszych planów, to byłoby bez sensu. W książce przed weselem Robb spotkał się z chorążymi, w serialu nie było takiej sceny, bo twórcy nie zadbali o chorążych Robba na tyle, żeby zrobić taką scenę (w pokoju musiałby być tylko z Boltonem, bo innych lordów twórcy nie wprowadzili).
Wcale że nie. To co piszesz to kompletne pierdoły. Robb gdyby nie został zdradzony, podbił by Casterly Rock, Roose zdradził go ponieważ Tywin objecał mu w zamian tytuł lorda północy i lorda Winterfell. Potwierdzają to słowa Roosa (Lannisterowie przesyłają pozdrowienia). Tak wogule to Tywin się Robba obawiał (już przecież z nim przegrał).
"Robb gdyby nie został zdradzony, podbił by Casterly Rock"
lol i to niby ja piszę pierdoły
Pozdrowienia nie były od Tywina tylko od Jaimego.
Temat stary ale go odkopię. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują że Westeros dużo czerpie ze średniowiecza jakie znamy z prawdziwej historii. A w średniowiecznym systemie lennym istniała taka zasada "wasal mojego wasala nie jest moim wasalem". Starkowie byli Namiestnikami Północy, oni odpowiadali przez królem. Natomiast Boltonowie byli "podwładnymi" Starków i to przed nimi odpowiadali, im ślubowali wierność a nie Żelaznemu Tronowi (oczywiście pośrednio jemu też, ale mieli obowiązek słuchać się swojego seniora czyli Robba). Więc Bolton idąc na wojnę z Robbem nie zdradził Korony.
Dodam też od siebie, że uważam Boltona za zdrajcę, nie za sam fakt zdrady Robba (w sensie bunt przeciwko niemu), ale za sposób w jaki to zrobił. Wiesz, urządzenie zasadzki na swojego seniora, złamanie prawa gościnności i własnoręczne wsadzenie mu kosy w żebra, moim zdaniem sprawia, że jego smierć była jak najbardziej sprawiedliwa.
Ale musisz to poprzeć książką, bo Martin tylko inspiruje się historią - zazwyczaj Anglii, tam na pewno była taka zasada? Wydaje mi się, że król jest ponad wszystkimi, każdy człowiek w królestwie mu podlega, ale niech ktoś to potwierdzi.
Według mnie wszyscy łącznie z Robbem zdradzili Żelazny tron, dlatego nazywa się ich buntownikami.
''ale za sposób w jaki to zrobił. Wiesz, urządzenie zasadzki na swojego seniora, złamanie prawa gościnności”
Bolton nie złamał prawa gościnności, bo sam był gościem Freya.
Na wojnie wg mnie wszystkie chwyty są dozwolone, bo nie ma czegoś takiego jak honorowa wojna. Tym bardziej popieram, bo to zakończyło na jakiś czas wszystkie konflikty w Westeros i gdyby nie śmierć Joffreya, a przede wszystkim Tywina to Westeros mogłoby mieć się bardzo dobrze pod rządami Lannister – Frey – Bolton (serialowy; poza tym celowo pomijam Tyrellów), nawet jeśli ciężko w to uwierzyć tym, którzy myślą, że ta trójka to kreskówkowe czarne charaktery.
Bolton miał zresztą w pełni uzasadnione powody, żeby zdradzić Robba (które napiszę niżej w odpowiedzi do ela_viarta).
A mógłbyś zdefiniować swoje pojęcie sprawiedliwości bez sypania przykładami? Bo wygląda to strasznie losowo. Taki Roose Bolton był wiarołomcą i sprzedawczykiem, więc jego śmierć była sprawiedliwością, ale jednak nie była bo nóż trzymał akurat jego syn?
Z drugiej strony w przypadku również zasługującego na śmierć Joffreya odpowiedzialnością obarczasz Baelisha, który przecież nie przyłożył ręki do samego czynu.
BTW. Tywin był kim był na długo przed śmiercią żony - "Deszcze Castamere" spadły na długo przed jej śmiercią. Byłoby to zresztą strasznie nielogiczne - ludzie nie zmieniają się aż tak z powodu osobistych tragedii.
Strasznie to wszystko niespójne, wszak temat dotyczy śmierci, a nie czynów które do niej doprowadziły. Sprawiedliwą jest śmierć osób które na nią zasłużyły, nieważne kto jako ostatni przyłożył do niej rękę.
"Roose Bolton był wiarołomcą i sprzedawczykiem"
Wtedy kiedy poszedł na wojnę z Robbem i walczył przeciwko Koronie czy kiedy zdradził króla Północy i dostał królewskie ułaskawienie? Punkt widzenia jest tutaj mocno subiektywny, nie można być jednocześnie wiernym królowi Westeros i seniorowi więc wiadomo, że w pewnym momencie musiał kogoś zdradzić. Dołączenie do buntu nie jest zdradą króla? Robb też był wiarołomcą, a pewnie nikt go tutaj nie wymienił.
"Tywin był kim był na długo przed śmiercią żony - "Deszcze Castamere" spadły na długo przed jej śmiercią."
Co mają do tego deszcze? Hoster Tully po wojnie z Targaryenami też wymordował rody wierne Koronie i jakoś nikt nie nazywa go potworem.
Osobiste tragedie jak strata kogoś bliskiego potrafią zmienić, przecież nie bez powodu Martin wspomniał w książce, że wszystko co w Tywinie najlepsze umarło razem z jego żoną, żeby pomóc czytelnikowi zrozumieć postać i dlaczego nie był w stanie pokochać Tyriona.
"Sprawiedliwą jest śmierć osób które na nią zasłużyły, nieważne kto jako ostatni przyłożył do niej rękę." Większość postaci w jakiś sposób zasługuje na śmierć, zwłaszcza jak patrzysz dzisiejszymi standardami, a nie z perspektywy kogoś kto mógł żyć w realiach Westeros.
Najpierw wypowiadając posłuszeństwo Koronie, następnie swojemu królowi, na koniec biorąc udział w jego skrytobójczym zamordowaniu. W międzyczasie łamiąc słowo dane Żelaznym Ludziom okupującym Przesmyk (chociaż to już nie było aż tak złe, wszak w tamtym momencie jego słowo było już kompletnie bezwartościowe). Trudno mi sobie wyobrazić punkt widzenia z którego Roose Bolton nie byłby wiarołomcą i sprzedawczykiem.
Robb wypowiedział posłuszeństwo Koronie z w pełni uzasadnionych względów - pomijając już, że nie zdradził króla, tylko Lannisterskiego bękarta. O wiarołomstwie można mówić co najwyżej w kontekście zerwanych zaręczyn, co też popełnił w imię dziecinnie pojmowanego honoru, a nie dla zysku. Nic więc dziwnego, że nie został wymieniony obok Boltona.
>"Co mają do tego deszcze?"
Poczytaj o tym wydarzeniu, bezlitosnym wymordowaniu całej posiadłości Raynów z Castamere. Był bezlitosnym pragmatykiem na długo przed śmiercią żony.
Który ród został doszczętnie wymordowany przez Hostera Tully'ego w podobnej skali i okolicznościach i co to ma wspólnego z Tywinem Lannisterem o którym jest mowa?
Oczywiście, że śmierć bliskiego potrafi zmienić, w przypadku Tywina nie miało to jednak miejsca w takim stopniu jaki tu zasugerowałeś. Nawet jeśli umarło w nim wszystko co najlepsze, to nie było tego wiele.
Niektóre jednak zasługują na śmierć bardziej od innych. Nie zauważyłem w treści tematu pytania "kto w jakikolwiek choćby minimalny sposób zasłużył na śmierć".
''Trudno mi sobie wyobrazić punkt widzenia z którego Roose Bolton nie byłby wiarołomcą i sprzedawczykiem.''
Nie mówię, że nie był, cała Północ była (i Dorzecze -początkowo bez Freyów, bo nie wzięli udziału w pojmaniu Tyriona- na czele z Catelyn, która złamała prawo i doprowadziła do wojny (i która najbardziej zasłużyła na karę, ale za rządów Neda najwyraźniej żona namiestnika była ponad prawem).
Dlatego nieważne z czyjego punktu widzenia jest wiarołomcą, tylko czy naprawdę zasłużył na śmierć za tę konkretną zdradę wobec Starka.
Obiektywnie Bolton razem z Freyem i Lannisterem zakończyli wyniszczającą Dorzecze wojnę, zakończyli bezsensowny bunt Starków. Na Północy Boltonowie zakończyli inwazję żelaznych, przez którą ludzie Północy cierpieli kiedy Robb sobie ''królował'' na Południu (a wiadomo, że królem był marnym). Obiektywnie Bolton zrobił więcej dla Północy, niż Robb z tą swoją nieudaną zemstą za Neda (przez którą wciągnął Północ w wojnę, powodując śmierć tysięcy ludzi, tylko dlatego że tępy Ned nie poradził sobie z marną intrygantką i kolesiem, który kazał sobie nie ufać).
Wspomniałeś o umowie z żelaznymi - ludźmi którzy zaatakowali Północ bez ostrzeżenia, plądrując, zapewne gwałcąc i zabijając ludzi Północy, ale to Bolton jest tutaj zły, bo nie zachował się honorowo. Akurat człowiek Północy (czyli ofiara tego najazdu) miał przewagę więc ją wykorzystał i obiektywnie Żelaźni dostali to, na co zasłużyli. Chociaż nie uważam, że Theon jest sprzedawczykiem, bo nie miał żadnego obowiązku być lojalnym wobec ludzi, którzy zabrali go od ojca i zabili mu braci (wyobraź sobie, jakby Lannisterowie zaproponowali coś takiego z Sansą po zabiciu Aryi - lol od razu Robb zbierałby wojska), to Bolton jedynie wyzwolił swój region od najeźdźców, z minimalną (jeśli w ogóle) stratą po swojej stronie.
''Najpierw wypowiadając posłuszeństwo Koronie, następnie swojemu królowi''
Tak jak mówię, ważniejsze jest to, co skłoniło go do takich decyzji. Pierwszą zdradę popełnił, bo spełnił swój obowiązek jako chorąży. Od samego początku doradzał Robbowi, chociaż widział, że dzieciak nie należy do najbystrzejszych. Ale Robb miał w garści samego Królobójcę przez co Tywin niewiele mógł zrobić (zresztą Bolton w pojmaniu Jaimego miał duży udział).
Ale jakoś w tym czasie Starkom zaczęło odwalać. Robb zawarł to małżeństwo z Jeyne (której ród służy Lannisterom) w samym środku wojny, kiedy był odpowiedzialny za ludzi, którzy walczą i umierają za jego sprawę. Catelyn z egoistycznych powodów wypuściła królobójcę, przez co Tywin nie musiał się już obawiać o życie syna. Później ścięcie Karstarka zamiast uwięzienia. Po czymś takim Bolton stracił szacunek do Robba, Lannisterowie mieli powód do kpin (nawet Tyrion nie mógł uwierzyć jak Stark dla Westerlinga zdradził potężnego sojusznika) i bardziej powinna dziwić postawa pozostałych chorążych Robba, że nigdy nie widzieli jego błędów, niż kogoś, kto w porę uciekł z tonącego statku.
Ja nie popieram ślepego honoru - jeżeli król jest okrutny, albo jest idiotą (nie mówiąc już o okrutnym idiocie i nie mam na myśli Joffreya tylko Szalonego króla, który słuchał Varysa) to nie mam nic przeciwko królobójstwu albo przejściu na stronę przeciwnika, jeżeli od tego zależy życie twoich ludzi, mieszkańców twoich ziem, wieśniaków, czy chociażby losy twojego rodu (bo dla Boltona porażka Robba oznaczała koniec rodu). Wolisz honor Barristana, który do końca walczył za Aerysa czy wiarołomcę Jaimego, który przecież zasługuje na śmierć za królobójstwo? Zresztą jego rozmowa z Catelyn ''za dużo tych przysiąg'' to jeden z najlepiej napisanych dialogów i w zasadzie jedna z myśli przewodnich, podsumowująca hipokryzję i ten idiotyczny honor ludzi takich jak Starkowie.
W tamtym czasie też, po tym wszystkim, co zrobili Robb i Catelyn, po śmierci Renlyego, który miał być ich sojusznikiem i po porażce Stannisa, kiedy Lannisterowie (w sojuszu z Tyrellami) byli niesamowicie silni i stabilni, bunt Północy stracił jakikolwiek sens i szanse na zwycięstwo, i koniec tych ludzi był tylko kwestią czasu (o czym Robb zorientował się o wiele za późno, bo chwilę przed tym jak wrócił do Freyów z podkulonym ogonem i planem powrotu na Północ). Więc nie dziwię się Boltonowi, że po tym jak Jaime trafił do HH, zaczął się poważnie zastanawiać, co z nim zrobić (patrz z perspektywy Boltona - twoi najemnicy złapali zakładnika twojego króla, którego matka bez jego wiedzy wypuściła, wobec czego twój król był bezradny, bo zajęty w tym czasie nową żoną, po tym jak złamał słowo ludziom, którzy walczyli za jego sprawę - z którymi Bolton w HH dobrze się dogadywał). Bolton i Freyowie mieli jeszcze przez jakiś czas nadzieję, że Robb jednak ugnie kolano, ale tak się nie stało, i dopiero wtedy Roose, wiedząc, że Robb to głupi dzieciak, który nie ogarnia, jak to wszystko działa i ma zamiar walczyć do ostatniej kropli krwi - zdecydował się na zdradę. To jest właśnie w pełni uzasadnione.
btw, patrz jak widzowie traktowali serialowego Tommena - który jest mniej więcej w wieku książkowego Robba. Po prostu nie da się takich dzieciaków u władzy traktować poważnie.
‘’popełnił w imię dziecinnie pojmowanego honoru”
Dla mnie to co zrobił Robb w książce - bo w serialu tłumaczył się miłością - nie ma nic wspólnego z honorem. To była jego marna wymówka, że honor kazał mu poślubić Jeyne. Bo wcześniej o nim zapomniał, kiedy rzucił się na dziewczynę z dobrego rodu (po tym jak już dał słowo innej), bo zadziałały instynkty (czego też nie umiał wprost przyznać tylko zasłaniał się potrzebą ''pocieszenia'' po śmierci braci). Chociaż jest jedna różnica czy zrobiłby to dla zysku czy ze zwykłej głupoty i nieodpowiedzialności – w pierwszym przypadku przynajmniej świadczyłoby o tym, że MYŚLI.
''Robb wypowiedział posłuszeństwo Koronie z w pełni uzasadnionych względów - pomijając już, że nie zdradził króla, tylko Lannisterskiego bękarta.''
Jego powody na pewno nie były uzasadnione (szczególnie w świetle prawa). Nikt nigdy nie udowodnił Cersei zdrady więc Joffrey był królem. Ned ostatecznie przyznał się do zdrady PUBLICZNIE i jako zdrajca po takim wyznaniu musiał ponieść karę śmierci - weź pod uwagę, że Joffrey nie znał prawdy o swoim ojcu, a Ned przyznał się do zdrady dwóch królów, i do tego, że SAM chciał zasiąść na tronie po zabiciu syna Roberta. Nie mówiąc już o tym, że Robb nie miał żadnego prawa do tytułu króla Północy i cały pomysł z wojną o niepodległość był idiotyczny. Sam Ned by to potępił, bo uważał Stannisa za prawowitego króla. Mogę ewentualnie zrozumieć Robba jako syna, ale to niczego nie zmienia.
''Był bezlitosnym pragmatykiem.''
Jak przystało na władcę, który funkcjonuje w takim ustroju, jaki panuje. Mówię to, bo nie popieram feudalizmu, ale Tywin jedynie ukarał dom, który się zbuntował pokazując potencjalnym następcom, co się stanie, jak z nim zadrą. I szczerze, Starkowie powinni zrobić dokładnie to samo z Boltonami. Jednym z głównych motywów w tym świecie jest to, że albo wygrywasz, albo giniesz. Tywin miał trochę ostrzejsze metody, nieczyste, ale przynajmniej skuteczne, i przy niewielkich stratach po swojej stronie. Co uważam za lepsze, niż jak taki Stark wysyła cię na bezsensowną wojnę, bo jego rodzinka wpakowała się w kłopoty na własne życzenie.
Hoster nie był mniej okrutny, niż Tywin - mordował całe wioski właśnie w jego stylu. Swoją drogą, Tullyowie to dopiero zdrajcy - najpierw zdradzili swojego króla (Harren the Black), później zdradzili Aerysa dołączając do Roberta w zamian za małżeństwa z Arrynem i Starkiem i w końcu Roberta/Joffreya, po tym co odwaliła Catelyn w Dorzeczu. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek ich potępiał za zdrady, tak jak potępia się ród Boltonów.
''Nawet jeśli umarło w nim wszystko co najlepsze, to nie było tego wiele.''
Na pewno był zdolny kochać, czyli jednak wiele (w książce ktoś opowiadał, że Tywin kiedyś się uśmiechał, kiedy był z żoną, kiedy urodził się Jaime itd.). Z tego co widzę to tam wyżej ktoś pisał o Tywinie w kontekście jego relacji z Tyrionem, bo to on go zamordował. Tywin niczym sobie na to nie zasłużył, bo poza tym, że nie kochał syna i bardzo brutalnie pokazał mu, że wysoko urodzony nie ma prawa żenić się po pijaku z jakąś dziewką to nic takiego mu nie zrobił. Tyrion zabił go, bo dowiedział się prawdy o Tyshy. Nie dlatego, że Tywin skazał go na śmierć, bo nie jest idiotą i wiedział, że po śmierci Oberyna nie było dla niego wyjścia. Gdyby Jaime nie powiedział mu o Tyshy, Tyrion po prostu by uciekł. A nie uważam, żeby prawda o Tyshy dała karłowi prawo do ojcobójstwa i jakkolwiek je usprawiedliwiła.
''Nie zauważyłem w treści tematu pytania "kto w jakikolwiek choćby minimalny sposób zasłużył na śmierć".''
Ale jak się uważnie przyjrzysz to zobaczysz ''Napiszcie kogo nienawidzicie za to co zrobili waszym ulubionym postaciom i z tego powodu zasłużyli na najgorszą z możliwych śmierci''.
OP za niesprawiedliwą uważa śmierć kolesia, który przegrał pojedynek, do którego sam się zgłosił, a za sprawiedliwą śmierć członków jego rodzinny, którzy próbowali uniknąć wojny…
Najsmutniejsze Śmierci:
-Śmierć Hodora
-Śmierć pieska od Brana
Najmniej Sprawiedliwe:
- Oberyn
- Barristan
-Shireen
Najbardziej Sprawiedliwe:
- Joffrey
- Tywin
- Renly:))
Najbardziej Wyczekiwane!:
- Mountain
- Bran
- Brienne
- Daenerys
Najbardziej wyczekiwane :
- Śmierć Daenerys
- Śmierć Brienne
- Śmierć Ramsaya i jego dwudziestu dobrych ludzi
- Śmierć Wróbla
Najmniej sprawidliwe-Stannis, reszta jak najbardziej sprawiedliwa, wrogowie i uzurpatorzy.
On jest zapatrzony w Stannisa jak w obrazek. Dla niego Stannis jest jedyną pozytywną postacią, a cała reszta to zło totalne. :)
W twoich snach. Stannis stacjonuje, ale na krzyżu Ramsaya, o tu go masz:
https://timedotcom.files.wordpress.com/2016/03/game-of-thrones-4.jpg?w=560&quali ty=75&strip=color
Dlaczego mam go szanować? On by mnie szanował? Pewnie kazałby mnie spalić Melisandre gdyby miał taką zachciankę. Właśnie tak traktuje swoich poddanych, jak owce, które można składać w ofierze. Nie dziwi mnie, że połowa jego ludzi się od niego odwróciła.
Chyba kpisz, morderca własnej córki a prywatnie zakompleksiony nieudacznik i zwykła marionetka - taki z niego król, że mało kto w Westeros był w stanie w ogóle zauważyć, że w końcu spotkał go zasłużony koniec.