Nie rozumiem dlaczego przez cały pierwszy sezon jesteśmy karmieni narracją jakoby el Chapo nie byl taki zły jak np bracia avendano, wrecz jesteśmy zmuszeni do współczucia mu po odcinkach kiedy siedzi w więzieniu, tylko po to, żeby zaraz potem dowiedzieć się, że jest obrzydliwym gwałcicielem ?
Po tej obrzydliwej scenie gwałtu przestałem to oglądać, bo i po co ? Mam "kibicować" czy emocjonować się historią człowieka którego nienawidzę i na którego nie mogę po owej scenie nawet patrzeć ?
Nigdy się tak nie zawiodłem podczas oglądania serialu.
Tutaj chyba leży ta różnica, dlaczego ten serial jest 2 kategorie niżej niż chociażby "narcos". W Narcosie w odpowiedni sposób został pokazany Escobar, wzbudzał na tyle pozytywne emocje, że historia wciągała i angażowała, jednocześnie przypominając w odpowiedni sposób, ze nie był to dobry człowiek i nie powinno sie robic z niego bohatera. Ale wciąż był to "główny bohater" którego losy nas interesowały.
Tutaj natomiast jedyne co bym chciał zobaczyć to Jak Chapo wraca tego pierwszego więzienia i jest torturowany, a wiem, że tego nie zobaczę a wręcz odwrotnie, więc przestał mnie ten serial interesować