Z punktu widzenia widza, który widział wiele przeróżnych pomysłów z gatunku mniej lub bardziej dotykającego sci-fi, jest świadomość, że nie jest najłatwiej wymyślić obecnie coś, czego przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu nie było już wcześniej.
Devs choć chyba (wnioskując po 2 odcinkach) nie będzie tu wyjątkiem, to mimo to zapowiada się naprawdę nieźle.
Pierwsze moje skojarzenia pod pewnymi względami kierują się do filmów "Ex Machina", "Paycheck", czy seriali "Paradox" (2009), Mr. Robot, i myślę, że ktoś spokojnie poda jeszcze inne tytuły, których tak na szybko nie mam w pamięci, ale rodzą pewne skojarzenia, jeśli nawet nie wprost za sprawą poruszonego tematu, to choćby klimatu.
Jest dobrze i zdecydowanie jest potencjał
...a tego, czego się trochę obawiam, jak długo uda się utrzymać stan ten takiej fajnej ekscytacji, gdy podrzucono nam intrygujący motyw, wywołujący przemożną chęć poznania, podpartą samoistnie nasuwającymi się pytaniami, jak chocby to "o co dokładnie im tam chodzi?" ;)
Podejrzewam, że ktoś, kto jest naprawdę wielkim miłośnikiem sci-fi, to pewnie już po 2 odcinkach (czy może już nawet po pierwszych 15 minutach) zaczął się domyślać, o co będzie chodzić, zanim jeszcze Sergiei przekroczył próg intrygującej już w swej samej konstrukcji placówki Devs.
Ja sam choć zgrubsza się domyślam, to myślę, że jest tu naprawdę szerokie pole do tego, aby zaskoczyć widza, zwłaszcza że mowa o fizyce kwantowej, co już samo w sobie jest intrygujące i zdecydowanie na czasie.
Determinizm kontra nieoznaczoność. Czy rzeczywistość choćby kwantowa jest przewidywalna na fali prawdopodobienstwa, czy istnieje element chaosu/wolnosci, który czyni determinizm nieprzewidywalnym? Czy znając przeszłość da się przewidzieć wszelkie przyszłe działania? Jak słusznie zauważył jeden z bohaterów potrzeba by do tego co najmniej komputera wielkości wszechświata.
Stawiając to pytanie, pewnie znane są Ci rozważania na temat tego, czy nasza rzeczywistość jest tylko matrixem... Taka z kolei możliwość symulacji fajnie została pokazana w filmie "Trzynaste piętro".
Ja, choć bardzo lubię poznawać tego typu różne teorie i pochylać się nad nimi - mniej lub bardziej w zależności od subiektywnych odczuć, na ile coś wydaje się bardziej prawdopodobne, a coś mniej, to nie wiem, jak Ty, ale nie postawiłbym na symulację.
haaa... i on dobrze to powiedział, choć poczucie wolnej woli buntuje się przeciwko determinizmowi, aczkolwiek trudno nie dostrzec w życiu wielu związków przyczynowo-skutkowych.
Nie wiem, jak Ty, ale ja w każdym razie nie zgodzę się z Forestem, który powiedział Sergiejowi, iż rozumie, że nie miał on wyboru. Co najwyżej można powiedzieć, że było wielce prawdopodobne, że ten zdradzi, ale nie, że było to nieuniknione. Poza tym Forester jasno stwierdził, że nie jest fanem teorii wieloświatów, co myślę, że bardzo ogranicza możliwość zrozumienia rzeczywistości i tym samym trochę czyni go więźniem determinizmu.
A tak co do wydarzeń z serialu, to ukazanie ukrzyżowania Jezusa, jako żywo kojarzy mi się z filmem "Deja vu" i ich "patrzeniem" w przeszłość.
Determinzm nie wyklucza kwantowości. Wszak obserwator determinuje skutek. Pytanie, na ile determinzm setek różnorodnych obserwatorów z konkretnymi ( wykluczającymi się intencjami) predystynuje skutek ;)
"Wszak obserwator determinuje skutek"
ach i to jest właśnie zagwostka, czy aby jest tak na pewno ........i w tej sprawie pewnie kot Schrödingera powiedziałby coś więcej ;)
No bo właśnie, co w sytuacji wielu obserwatorów, gdy część z nich jak najszybciej pragnie tworzyć owe pudełko, wziąć przestraszone zwierzę na ręce, przytulić i uspokoić jego skołatane serce, gdy w tym samym czasie część tylko czeka, by zobaczyć efekt działania trucizny. Kot jeden, intecje zgoła różne, a tylko jedna rzecz nie tylko, że może się wydarzyć, co tak naprawdę wydaje się być poza wpływem obserwtora, zaś otwarcie pudełka ukaże naszym oczom tylko to, do czego już doszło, niż to co się dopiero stało w wyniku naszej obserwacji.
Oczywiście jak nie będzie obserwatora, to ten ostatni nie pozna wyniku. I nie wiem, co sama o tym myślisz, bo trudno się zgodzić, że od naszej obserwacji zależy wynik danego zdarzenia.
Jeżeli chodzi o inne tytuły to oprócz tego co wymieniłeś, kojarzy mi się "Source code".
Jestem po 3 odcinku i kurcze szkoda, że dają już tylko po jednym i na dodatek szybko zleciał :) ...co z jednej strony jest sygnałem, że było ciekawie, aczkolwiek już nie aż tak, jak te 2 pierwsze. No ale na to się składają różne czynniki, jak choćby nie było już efektu nowości, zaskoczenia, całej części poznawczej i okoliczności i bohaterów i ogólnie wydarzenia nie popędziły jakoś strasznie do przodu - odsłaniając kolejny - większy rąbek tajemnicy. To ostatnie bynajmniej nie jest wadą. Ale naprawdę szybko zleciał, że aż po wejściu napisów popatrzyłem, czy aby na pewno minęło 40 minut, a nie tylko 20, 25 :)
I troszkę może spoilerując (uprzedzając dla formalności), na pewno bardzo fajny początek i realizm zdarzeń, które "podglądali", nawet jak na pozostawiającą do życzenia wyrazistość. I ja bardzo czekam na to, jak planują wykorzystać tę technologię, bo zapewne nie tylko, aby zaspokoić swoją ciekawość, jak choćby "jaka w łóżku była Marylin Monroe", czy też z poważniejszych spraw "jak bardzo lub gługo Jezus konał na krzyżu".W każdym razie czuć prawie na każdym kroku, że twórcą tego serialu jest osoba odpowiedzialna za Ex Machinę, co niewątpliwie jest dużą zaletą i ów serial miłośnikom wspomnianego filmu można tylko polecić.
Nawiasem mówiąc, świeny ten posąg dziewczynki :)
Wiesz czego się trochę obawiam, że teraz jest tak fajnie i super ciekawie, bo (można myślę to założyć) o części spraw jeszcze nie wiemy (i oby ich było jak najwięcej, a tym samym i sporo elementów zaskoczenia). I wiesz, jest chyba jeszcze ten moment, że aż chciałoby się go uchwycić i zatrzymać - sprawić, aby jakkolwiek wydarzenia szły do przodu i odsłaniały kolejne niewiadome, to z drugiej strony, aby ciągle byle jakaś większa tajemnica nieustannie podsycająca ciekawość i utrzymująca to nasze bardzo duże zainteresowanie.
Od strony wizualno dźwiękowej tworzącej klimat, jak najbardziej podpisuję się pod Twoimi odczuciami.
Po 4tym odc. kawałek na napisach końcowych, petarda. Dla ciekawych "We are the fotunate ones" - The Beacon Soun Choir. I ten remix w 25 minucie hitu disco z lat 70tych, kiedy Jamie przygotowuje się do wyjścia do pracy. Plus oryginalna ścieżka z mnogością instrumentów i tym klarnetem.
p.s. Ta lalka jest "creepy as f uck " :D
No weź, ona jest przecudna! ;D na taśmę produkcyjną z nią i wypuścić w szerokiej edycji ;p
Nawiasem mówiąc, pisząc to przypomniała mi się scenka z jednego z odcinków "Pozostawionych", jak powstawała lalka małego Jezuska :)
Ale tak poważnie, to zastanawiam się, jak zinterpretować jej układ rąk i wyraz twarzy?
Jest ona oczywiście stworzona na podobieństwo zmarłej córki Foresta i tak sobie myślę, że przedstawia wypaczone - takie karykaturalne niby zwrócenie się w kierunku Boga bez okazywania wiary w niego i jednocześnie też z przekazem, że zwracanie się do niego z modlitwami jest niewiele warte.
(nie wiem, na ile dobrze to interpretuję, ale takie mam odczucia, uwzględniając to, że Forest cały czas nie potrafi pogodzić się z jej śmiercią i pewnie jakieś pretensje do Boga w sobie żywi). Swoją drogą czy on z tym sztywnym deterministycznym podejściem w ogóle wierzy w niego?
Jak chodzi o sam odcinek, to fajnie, że spojrzeli w przyszłość i dzięki temu pojawił się konkretny wątek i oczekiwanie na to, czy wbrew pewności jaką niby mają, Lily zdoła jednak "oszukać przeznaczenie".
Jak wrażenia po 5tym? Zaczynają bawić się w magików jednak :D No i smuteczek, bo ani razu nie pokazali lalki...
Wrażenia takie, że przede wszystkim ulga na początek, że Kenton nie zabił Jamiego, choć trochę to wbrew jego dotychczasowemu podejściu. Z uciszeniem Sergeja i Antona nie miał problemu, więc pozostawiając przy życiu speca od technologii, trochę ryzykuje ;) Łatwo można się bowiem domyśleć, że ten raczej nie będzie potulnie siedział z założonymi rękami, co zresztą już pokazał.
I wiesz, bawią się co prawda w magików, ale z kolei fajne było pokazanie tego, jak zginęła córka Foresta, a przy tym jednocześnie z ukazaniem wielu alternatywnych scenariuszy owego zdarzenia, co nie tylko wpisuje się w koncepcję wieloświatów, ale pokazało, jak niewiele brakowało, a owe zdarzenie mogło się potoczyć w zupełnie inny sposób - bez tak tragicznego finału.
Pod tym więc kątem, jak dla mnie ten odcinek był lepszy od 3 i 4, mimo że bez naszej ulubionej diabolicznej laleczki ;D
Nie da się ukryć, że kręci się to wszystko trochę za bardzo w miejscu, aczkolwiek nie wiem, jak Tobie, ale mnie podobał się także ten wykład, mimo że przedstawiane tam teorie były mi już wcześniej znane.
I wiesz, napisałem to już gdzieś wcześniej, a teraz tylko powtórzę, że szkoda, że trzeba czekać tydzień na kolejny odcinek i nie można od razu obejrzeć całości :) Klimat tego serialu jest na tyle spokojny i wolny, że odcinek szybko mija, a człowiek od razu chce poznać dalsze wydarzenia :)
Po 6stym, ziew i nudy. Wiem, że budują napięcie do finału, ale ten odcinek nie wniósł niczego. Zaczyna trochę przypominać wydmuszkę. Ładnie opakowane, ale co poza tym? Może szykują jakiś plot twist na koniec, mam nadzieję... Ale obawiam się, że to będzie kolejne love story i przypowieść o stracie i cierpieniu, i że człowiek nie może bawić się w bozię.
A już Cię chciałem do reszty biczować, że nie zwróciłaś na nią uwagę ;p ;D Poza tym fajna była ta scena, gdy pokazana była Amaya w towarzystwie Foresta i żony.
A wiesz, mi się ten odcinek podoba i już uzasadniam dlaczego.
Dziać się oczywiście niewiele działo i rozumiem Cię, że mogło to znudzić, szczególnie jeśli oczekiwania były inne. Ale za to bardzo mi się spodobała ta konfrontacja Lilly i Jamiego z Forestem i Katie. Szczera, na temat, poruszyli otwarcie wiele spraw, jednego może zabrakło, a mianowicie powiedzenia Lilly, że umrze, ale z drugiej strony może i dobrze, że Katie tego nie wyznała.
W ich rozmowach było wiele fajnych subtelności, zarówno w rozmowie dziewczyn, jak i chłopaków. A wszystko jest oczywiście fajnym podprowadzeniem do tego, co ma się już za niedługo wydarzyć w placówce Devs. Można by powiedzieć, że w końcu (przynajmniej po części) zarysowano punkt kulminacyjny, do którego zmierza akcja i którego jako widz bardzo teraz wyczekuję :)
No ja Ci powiem, że obecnie obserwuję dyskusję między alisspl i barrankiem, którzy jadą po serialu bez kozery i jest to bardziej wciągające i edukujące niż sam serial :D W ogóle forum tego serialu w niczym nie przypomina "typowych" dyskusji na tej "hell site", które zazwyczaj kończą się dosrywaniem "ad persona" i bluzgami o podłożu rasistowsko-homofobicznym. Także jestem pod wrażeniem.
Subtelności subtelnościami, ale jednak trochę świeżego mięsa by się przydało. Ładne to jest nadal, oko cieszy, ale żołądek pusty. Zobaczymy co zaserwują w 2 ostatnich odcinkach i jaka będzie dewastująca ocena alisspl i barranka :D
Wiesz, niby jadą, ale Barranek w sposób fajny, zabawny, inteligentny i nawet jak w jakichś kwestiach mam inne odczucia albo wydaje się, że rozkłada to wszystko już za bardzo na czynniki pierwsze, to z przyjemnością można to poczytać :)
W każdym razie zdecydowanie masz rację, że normalnie wiele dyskusji tutaj szybko przechodzi na osobiste potyczki, czy też to, na co trafnie zwróciłaś uwagę - te kwestie rasistowskie, homofobia etc. Wielokrotnie można tu natrafić na to, jak ktoś drugiej osobie zarzuca "lewactwo" (to już wręcz przewija się do znudzenia). Chociaż powiem Ci, że po części to zależy od danego tytułu, na ile wzbudza emocje, kontrowersje, skrajne opinie, zawiera wątki dotyczące społeczności LGBTQ, i tam wtedy dużo łatwiej o jakieś jałowe kłótnie. Bo np. ja w tej chwili najwięcej piszę pod Westworld (serial, którym na ten czas najbardziej żyję) i tam na szczęście jest poziom i jest spokojnie, ale może po części i dlatego, że stosunkowo niewiele osób się udziela. Ale pod filmy np 'nie zaśnie w lesie nikt' czy "365" to z góry wiadomo, że nie ma sensu zaglądać :)
Wracając do Devs, fajnie napisałaś o tym pustym żołądku :D Czyli sugerujesz, że samą miłością też żyć byś nie mogła? ;p ;)
Ale tak poważnie, to po tym odcinku mam taką refleksję, co teoretycznie może być odczytane na minus tego serialu, że taki ważny temat jest tu poruszony; możliwość popatrzenia w przeszłość, podejrzenia przyszłości, a tylko garstka osób o tym wie i to tym samym nieco odbiera temu wszystkiemu pewnej "prawdziwości".
Oczywiście, jakkolwiek może być to mało prawdopodobne, gdyż żyjemy w takim świecie, że raczej ciężko byłoby coś takiego ukryć. Tym niemniej teoretycznie może gdzieś na świecie - np gdzieś w środku amazońskiej dżungli albo ukryta pod śniegami gdzieś na Antarktydzie, została stworzona przez kogoś podobna placówka i zajmują się tam zagadnieniami z pogranicza fantastyki naukowej. Zresztą, wokół strefy 51 wystarczająco wiele mitów narosło. Ale piszę to w kontekście, że w tym naszym serialu Devs, bardzo kameralne jest to wszystko i oderwane od codziennej rzeczywistości :)
"Zobaczymy co zaserwują w 2 ostatnich odcinkach i jaka będzie dewastująca ocena alisspl i barranka :D"
...i na ile trzeba będzie znać Kieślowskiego, żeby w ogóle ją zrozumieć ;)
Po 4 odcinku ciągle jest dobrze, jednakże źle, że serial nie został udostępniony w całości. Wydarzenia na tyle bowiem wolno się toczą, że odcinek zlatuje szybko, zaś czekanie tydzień na nowy jest nieznośne :)
Co do treści, to trudno oprzeć się wrażeniu, że najciekawszy jest tu sam pomysł, a już nieco mniej, w jakim kierunku zostanie rozwinięty, szczególnie że owego można się domyślić, a ono zaś pasowałoby do serialu o nieco innej dynamice i z innymi bohaterami.
Trochę więc obawiam się, że zakończy się to nijako - na "liźnięciu tematu", co oczywiście nie byłoby zaskakujące, mając na uwadze, w obrębie jakiej dziedziny się poruszają, a pewnie aż tak bardzo nie będą chcieli wychodzić poza ramy sci-fi naukowego.
Uważam, że Wasza dyskusja w tym wątku jest głębsza niż scenariusz Devs:) Niestety fabuła serialu zbudowana jest na dwóch wątkach:
1) thrillera sensacyjnego - główny wątek bohaterki i jej chłopaka-szpiega
2) dramatu psychologicznego związanego z przeżywaniem traumy po stracie córki
W czwartym odcinku protagonistka ciągle nie ma pojęcia, co było przyczyną śmierci jej partnera, i prawdopodobnie nieprędko zetknię się z główną tajemnicą serialu. Tak więc istnienie maszyny zabunkrowanej w laboratorium przypominającym świątynie nie jest bezpośrednio obecne w głównym nurcie fabularnym.
Wątek sci-fi, gdyby opowiedzieć go bez użycia kwantów i kubitów, to nic innego jak znana z bajek kryształowa kula albo magiczne lustro do podglądania przeszłości/przyszłości. Postaci drugoplanowe żonglują oczywiście teoriami, prawami z dziedziny mechaniki kwantowej, ale to tylko zasłona dymna, elementy sztafażu próbujące nadać sznyt hard sciene-fiction tej opowieści. W praktyce pracownicy super tajnego departamentu prowadzą nic nie znaczące dyskusje o możliwościach, podglądają scenki z historii.
Cóż, pozostaje jeszcze modna ostatnio temat wpływu high-techu na nasze życie, ale tutaj komunały sączą się wprost z ekranu (pani senator mówiąca, że ludzie boją się gigantów z IT).
Wszystkie te braki trochę rekomensuje subtelna strona wizualna i jej zakamuflowana metaforyka. Budynek-świątynia Devs mieni się złotem, zdaje się, że otoczony jest on złotymi palami.. czyż to nie jest nawiązanie do biblijnego złotego cielca? Na terenie kampusu stoi ogromny posąg - wokół niego amfiteatr, który również przypomina świątynie. Mnie osobiście bardzo przypadły do gustu dronowe (?) ujęcia San Franciso. Są bardzo ładnie nasączone światłem, na pewno z tego względu obejrzę ten serial do końca, ale - z powodów wyżej opisanych - jestem sceptycznie nastawiony. Pomijam już, że trudno się kibicuje głównej bohaterce - zwłaszcza gdy wychodzi na jaw, że potraktowała swojego poprzedniego chłopaka jak samca beta, później traktując go instrumentalnie.
Abstrahując od tego, na ile faktycznie głęboka jest ta nasza dyskusja, to niestety scenariusz Devs na pewno nie powala.
Ale to co muszę przede wszystkim teraz napisać, to wyrazić słowa uznania dla Ciebie i tego co zawarłeś w swoim komentarzu. Bo nie tylko, że bardzo trafnie opisałeś wszystko, to jeszcze ja przynajmniej odebrałem w tym wiele fajnego humoru, który w kilku miejscach doprowadził mnie aż do łez :) ... Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe, że wiele z tego, co napisałaś, odczytałem właśnie w sposób humorystyczny.
Ale wiesz, uśmiecham się przede wszystkim dlatego, że tak niestety po prostu jest, jak to opisałeś i jak bardzo by człowiek nie chciał poanalizowac sobie ten serial (nie ukrywam, że tak czy inaczej ciekawy, mimo że nie aż tak, jak mógłby być), to póki co przynajmniej nie zanosi się, że wydarzy się tu coś naprawdę takiego, co wstrząśnie naszym dotychczasowym myśleniem i długo nie będzie można po tym zasnąć ;)
Ale niewątpliwie w warstwie wizualnej, po części dźwiękowej, czy samego tylko poruszonego motywu i ogólnie klimatu, serial ten ogląda się lekko i przyjemnie.
A dzięki:) pisałem pod wpływem małej frustracji, bo zrobiłem sobie malutką nadzieję, że wreszcie trafi się coś w stylu Dicka albo Lema, ale fakt faktem w nastroju lekko prześmiewczym:)
Dodam jeszcze, że owa bombastyczna statua w którymś ujęciu przedstawiona jest w dosyć groteskowej pozie - takiej strasznej, zapewne miała to być oczywista metafora owego technologicznego bałwana, któremu cześć oddaje pół Doliny Krzemowej. A facet śpiący pod drzwiami Lily i Sjergiej to też element obyczajowy z tamtych rejonów (najwięcej bezdomnych w USA jest właśnie w SF, część z nich to twórcy startupów które nie wypaliły) - takie smaczki, dla których warto posiedzieć przed ekranem.
BTW, czy ta blondyna z Devsa - ta, która wykryła, że Sjergiej to szpion, nie ma czegoś z robota w swoim zachowaniu?
Widzę, że humor dalej Cię nie opuszcza :)))
Co do tej blondynki, to po prostu ma dość wąsko osądzone oczy ;) i przypomina tym robocika z pewnej animacji
p.s. i to zdanie też proszę odbierz jako szczerzy komplement, że bardzo mi się podoba Twoje bogate słownictwo i fajny styl pisania, co jednocześnie uświadamia mi, że można by trochę spróbować rozwinąć swoje.
Ale to taka tylko refleksja...
Szczere dzięki - to szalenie motywujące. Rzadko udzielam się na filmwebie w dłuższych wpisach, gdyż mam świadomość w jakie pyskówki przeradzają się niektóre wątki, ale gdy widzę kulturalną i merytoryczną dyskusję, podejmuję to ryzyko;)
A wracając do postaci to fakt, możliwe, że ja nadinterpretuję - w trailerze jest krótka scena jak zamiast jednej pojawiają się trzy (jako klony agenta Smitha w Matriksie).
Mam trochę podobnie z tym udzielaniem i przyznam szczerze, że jak napiszę coś dłuższego, a pojawi się odpowiedź, to licząc oczywiście na ciekawą dyskusję (i nie na jakąś stricte akademicką, a po prostu swojską na luźnym poziomie), jednocześnie mam obawy, czy aby rozmówca nie miał zgoła innego nastawienia. I w sumie bezpieczniej od rozpoczynania wątku, jest odpisać komuś, gdy widać, że dana osoba cechuje się fajnym dystansem, poczuciem humoru i kulturą osobistą, czyli wszystkim tym, co niekoniecznie jest najbardziej powszechne ;) Tak więc trochę kroczymy tu po polu minowym ;)
5. odcinek już dzisiaj i od rana znoszę jajko, czekając aż będzie aktywny do obejrzenia :)
p.s. co do blondynki, granej przez Alison Pill, to czuję, że najlepszym lekarstwem będzie obejrzenie kluczowej sceny z "Dear Wendy" ;)
No ja na świeżo po seansie.
Wizualnie ten serial się broni. Złego słowa nie powiem. No a reszta.
Cóż, zgodnie z podrecznikiem dla scenarzystów w tym momencie trzeba:
* zwolnić akcję, by zbudować napięcie przed zaskakującym finałem (ok, odhaczone), w którym nastąpi konfrontacja między protagonistą, a antagonistą (pending :)).
* pogłębić portret psychologiczny postaci, ujawniając coś na temat ich motywacji (odhaczone)
* pokazać Tajemnicę z odrobiny innej strony, aby zasiać trochę niepokoju w mądralach przed telewizorem (eksperymenty ze szczurzym truchłem - to chyba to;)
Zagadka multiplikacji uległa wyjaśnieniu: żaden robot, ani atak klonów; to tylko reżyser zdecydował się wyjaśnić na czym polega nieskończoność możliwości:) Osobiście nie podobają mi się takie sceny rodem programów edukacyjnych. Podobne zażenowanie czułem oglądając w "Pięknym umyśle" tłumaczenie teorii równowagi za pomocą blondynek. Możliwe, że amerykańscy widzowie takiej łopatologii potrzebują:)
A na końcu odcinka scenarzysta przewrócił kolejną stronę z podręcznika i umieścił piękny zwrot akcji: Lucy uratowana przez beciaka, zatem plan podłych ludzi znowu spalił na panewce: można się rozejść:) A nie, nie! nie tak prędko! - krzyczy scenarzysta, zasiewając w widzach ziarno niepokoju - Być może właśnie tak miało być:
"Twoje przeznaczenie się wypełnia, Lucy! najpierw cię porwiemy, później pozwolimy, żeby cię uratowano, a później przyjdziesz i nas pokonasz, widzieliśmy to w naszej cyfrowej szklanej kuli!... "
Ok, koniec pastwienia się:) Chciałem dodać, że podobał mi się monolog o Chinach pana ochroniarza, o który to monolog w sumie nikt nie prosił, ale chyba twórcy chcieli jeszcze coś wybitnie odkrywczego powiedzieć o "świecie, który nas otacza". Widocznie mało im było po stwierdzeniu, że: LUDZIE DZISIAJ boją się gigantów IT.
Masz swojego Matrixa :) ... jeśli oczywiście jesteś już po 5 odcinku.
Bardzo fajna ta scena, podobnie jak i z ukazaniem wypadku.
Obejrzyj Star Trek Picard. Tam tez gra. Z jenej strony inaczej, z drugiej jakby ta sama postac heh.
Duzo nie bedziesz mial, to raptem 10 odcinkow nowoczesnej formy treka, ktora ortofanom i tak sie nie podoba :) Moze nawet jako osoba nie siedzaca we franczyzie zadnych brakow nie dostrzezesz i z przyjemnoscia obejrzysz jako jakis serial sf po prostu, historie. Jutro premiera ostatniego odcinka na amazonie.
Ja tez doceniam co napisal, trafil w punkt z tym jaki jest ten serial, ale nie rozumiem co niby jest humorystycznego w tym co napisal? Tam nie ma ani jednego zartu czy cos, wszystko normalnie, rzeczowo, zadnego smieszku, mrugniecia okiem, czy sarkastycznego komentarza. Gdzie ty wydzisz tam cos przy czym mozna sie usmiechnac? No powaznie? Dwa razy przeczytalam i nijak nie widze zadnego hinta z jakims zarcikiem, trafnym skomentowaniem np. glupoty bohaterki jak to robia nie raz recenzenci takich bardziej przesmiewczych i rozwalkowych recek.
Nawet jeśli Barranek przyzna, że w jego wypowiedzi nie było pewnej formy sarkazmu, choćby bardzo subtelnie przemyconego, przy okazji bez żadnych mrugnięć okiem, co oczywiście może nie ułatwić dostrzeżenia go, to przyjmując, że to wszystko napisał na poważnie, tak jak Ty to odczytałaś, to pozostaje jeszcze kwestia ta, jaki stopień poczucia humoru posiada osoba czytająca, gdzie w tym konkretnym przypadku ja, nie ukrywam, bardzo wiele nawet poważnych spraw ze swej natury odbieram na wesoło :)
Dlatego w pełni szanuję Twoje odczucia i nie będę się spierać, że obiektywnie był tam zawarty humor, a po prostu ja akurat tak to odebrałem :) gdzie najważniejsze jest dla mnie to, że Barranek się nie obraził z tego powodu, co stanowi pewien sygnał ;) Pozdrawiam
Ale ja chce konkrety. Naprawde chce dowiedziec sie co tam tak odczytales? Tak z pokazaniem palcem.
Pozwolę sobie dodać, że w swojej wypowiedzi chciałem wykazać, że wbrew pozorom "Devs" to trochę taki sensacyjniak nieudolnie sklejony z dramatem psychologicznym.
Bo równie dobrze ów szalony Steve Jobs mógłby być spirytystą wywołującym ducha swojej córki za pomocą ouija - nic by to nie zmieniło w wymowie serialu.
Stąd ten lekki sarkazm w moim poście:) pozdrówki!
Barranku, mnie za ten sarkazm nie musisz przepraszać ;)
Twoje wypowiedzi wniosły do tego tematu najwięcej bardzo fajnych stwierdzeń, spostrzeżeń, odniesień, przy tym do tego napisałeś to w bardzo fajnej formie i jedyne co można powiedzieć, to "jeszcze, jeszcze, nie zakręcaj Waść tego kranu" :)
także pozdrawiam ;)
Po prostu chcę. Jaki problem? Równie dobrze mogę uważać, że stosujesz metodę, że cesarz nie jest nagi i mi to wmawiasz. Ja ci napisałam, że nie widzę żadnego humoru, żartu. Ty usilnie twierdzisz, ze tak, no to mi pokaż, też chcę widzieć i powiedziec ci dlaczego tu tego nie widzę...
2 komentarze wcześniej napisałem, że "w pełni szanuję Twoje odczucia i nie będę się spierać, że obiektywnie był tam zawarty humor, a po prostu ja akurat tak to odebrałem :)" ... i jako że to Ty rozpoczęłaś tę dyskusję od stwierdzenia, że "nie rozumiem co niby jest humorystycznego w tym co napisal? Tam nie ma ani jednego zartu czy cos", to proponuję, abyś to Ty, jako osoba, która ma z tym problem, wykazała, że nie ma tam nic, co można by odebrać humorystycznie :)
pozdrawiam :)
Zgadzam sie z tym co napisales. Nie jest to jakies takie straszne och i ach jak niektorzy sie rozpisuja. Zupelnie przecietny serial, oklepanymi w sumie wariacjami pomyslow. Do tego z dosc irytujaca i glupawa bohaterka, ktora ma wyrazny plotarmor, bo w kazdym innym serialu z watkiem szpiegowskim i potega za kase, to zginelaby w momencie jakby odblokowala komorke.
Do tego mam wrazenie, ze dylematy to taka kalka np. z Kieślowskiego, nie mowiac o tym, ze wizualizacje projekcji to Matrix, tyle, ze nie z zielonego kodu a szumu telewizyjnego. I naprawde mogli siegnac po jakies nietypowe, ciekawsze i nie oklepane rzeczy z przeszlosci. Raczej nic tym nie udawadniali, zupelnie jakby projekcje to byly raczej obrazy ich zyczen i oczekiwan z glowy, a nie pokazanie jak bylo naprawde.
Na razie nie widze tutaj zadnych zaskakujacych, ciekawych twistow, do piet to nie dorasta zakreceniu i zaskoczeniu jakie mialam w Raporcie mniejszosci, czy Holistycznej Agencji, gdzie bawiono sie mniej wiecej takimi motywami i porzadkiem przyczyno-skutkowym. Bardzo latwo tez w miare oczytany i ogladany widz domysla sie co tam jest w tym labie robione, ja juz zgadywalam to w pierwszym i drugim odcinku, bo sa co najwyzej 4 mozliwosci rozwoju takiej fabuly jak ci machaja fizyka kwantowa i superkomputerem...
Zapewne nie pomaga nam, że już trochę filmów widzieliśmy i książek przeczytaliśmy. Ciężko nas zaskoczyć :D Luźno cytując inny film: "wszystko jest kserem ksera ksera" ;)
Z drugiej strony trudno coś nowego wymyślić - ten poprzedni film "Ex Machina" też mi się wydawał wtórny. Mnie się osobiście marzy, żeby ktoś spróbował zekranizować Lema - np. "Głos pana" albo "Golema XIV" (wiem, wiem, że były próby ekranizacji).
Aluzji do Kieślowskiego nie wyczułem, choć znam dobrze jego filmografię. Możesz rozwinąć o które wątki chodzi? bo bardzo jestem ciekaw.
Tak, do pewnego stopnia jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie - zwłaszcza, że trailer zdradza niektóre kluczowe punkty.
PS "plot armor" - bardzo fajne słowo! nie znałem. dorzucam do słowniczka obok: "plot device" i "plot twist" :)
Nie znales? Dziwne, przeciez to funkcjonuje, ja wiem... od 20 lat? Na okreslenie wszystkich glownych bohaterow, o ktorych wiemy, ze scenarzysci nic im nie zrobia, bo musza przezyc do konca filmu czy tez najmniej narazonych na wywalenie z serialu postaci. Aluzja do Kieslowskiego dla mnie to tam gdzie sa rozwazania, ze to nauka, ze wszystko jet ustalone, ze wszystko mozna wyliczyc, kiedy bohater jednej z etiud stracil syna. Nie do konca doslownie, ale kwestia inspiracji co do moralnosci, ktora sie pojawia przewaznie przy probach bawienia sie rozwazaniami nad AI i nauka. Zapomnialam, ze ten czlowiek jest od Machiny, a tak to jeszcze bardziej ten serial jest wtorny, bo po prostu robi odgrzewany kotlet z tego co juz raz wymyslil i serwowal jako glebie psychologiczna, te same mozna powiedziec heh ustalone tory rozmyslan, ktore beda bohaterowie sobie belkotliwie wyglaszac na ekranie. Machina ogolnie byla taka sobie, bo mialo byc duszno, tajemniczo, groznie, po nowemu, a tak naprawde miesa na fabule bylo malutko i rozciagano to co bylo niemilosiernie, bardziej elektryzowaly po prostu efekty. Tak, wszystko w jakims stopniu bylo, dlatego nalezy o tym pamietac i nie powtarzac tego ordynarnie, a przynajmniej z razacymi bledami i uproszczeniami. I nie wierze, ze wciaz nie moza wymyslic jakiegos twistu, podstawy scenariusza, ktory bedzie swiezy. Chociazby ja podalam przyklady na pokazanie INNYCH obrazow przez taka maszyne niz pokazano. To juz by bylo cos nowego.
Oczywiście schemat fabularny polegający na tym, że niewidzialna ręka losu (czytaj: scenarzysty) czuwa nad głównym bohaterem, znałem, choć zazwyczaj kwitowałem to rozwiązanie kolokwializmem "zabili go i uciekł" - angielskiego określenia nie znałem - cóż, człowiek całe życie się uczy:)Już rozumiem, co miałaś na myśli z aluzją do Kieślowskiego - faktycznie nasuwają się pewne skojarzenia z Dekalogiem I, chociaż wydaje mi się, że w "Devs" geniusz [a'la SteveJobs] bardziej wierzy w to, że za pomocą technologii będzie mógł spotkać się z córką/przywrócić ją do życia - choćby w formie fantomicznej. Być może chce dowiedzieć się dlaczego odeszła. No ale to gdybanie. Choć obecna w serialu symbolika religijna potwierdza to skojarzenie.Oczywiście, że zawsze można wymyślić coś oryginalnego - nawet posługując się znanymi w sci-fi tematami - jako sztandarowy przykład podałbym: "The Primer". No ale pewnie zgodzisz się ze mną, że zdecydowana większość seriali i filmów (z mainstreamu) korzysta ze schematów i często, aż mierzi mnie odhaczanie kolejnych "punktów zwrotnych" - a, jak dotąd, w Devs lecimy punkt za punktem:- tragiczne zdarzenie dotykające główną postać- próba zbliżenia się do tajemnicy- obowiązkowa bijatyka, pościg- pętla się zaciska, bohaterka w opałach,itd. :)
W opałach, w które nikt nie wierzy, że ją wykończą :P
Na piątym odcinku wynudziłam się koszmarnie. Zalążek fabularny, to co chcieli przekazac zmieściłoby się pewnie na połowie kartki A4, ale oni to rozciągnęli potwornie, epatując powtarzalnymi efektami specjalnymi, nawet tam gdzie lepiej by wypadła parozdaniowa wymiana poglądów między bohaterami... Momentami tak bardzo, tak sztucznie cała stlylizacja próbowała naśladować psychodeliczne filmy z lat 70 o odjazdach i narkotykach... Znow nawiazanis do Kieslowskiego. Czy nauka jest rzeczywiscie taka niezawodna i jedyna, czy jednak istnieje ta sila wyzsza, ktora robi co chce i roznymi zdarzeniami chce pogrozic palcem, niby nauczyc czlowieka czegos, czyli tego, ze jest pylem marnym, a ten bog robi co chce i pstryka palcami kiedy uzna, ze za bardzo sie wierzy, ze go nie ma... Bo pewnie i taka interpretacja zacznie tu sie przebijac, jezeli juz doszlismy do etapu w osadzanie siebie i usprawiedliwianie jakiegos czynu, o ktory sie obwiniamy, ze co by bylo gdyby, ze wystarczylo zebym nie zadzwonil na ten telefon... Nie wiem tylko czy gosc chce corke sciagnac, czy raczej siebie przeslac, zeby siebie probowal palnac w leb i nie pozwolic telefonowac... Tyle, ze jest to ogolnie znany teoretycznie paradoks, nie wiem po co to robic w praktyce... Na moje oko, lopatologicznie, to to wspomnienie w serialu o superpozycji ma sugerowac, ze wszechswiat bedzie zawsze dazyl do smierci dziewczynki, niekoniecznie do tego samego zdarzenia w ktorym zginela. Czyli bedzie ja zrzucal z dachu np. Tutaj probuja to wyjasniac wlasnym technobelkotem, kiedy wiekszosc prostych filmow dla gawiedzi po prostu to pokazuje w trzech scenach i wiemy o co chodzi. A co z zasada nieoznaczonosci, ktora pewnie tez ma tutaj wplyw w ukladzie z tak wieloma zmiennymi, czasteczkami i probami by wersje byly identyczne molekularnie i swiatowo? Brodacz sie odzegnuje od wieloswiatow, ale juz w serialu skrzetnie z tego korzystaja wizualnie i w rozmowach, no bo przeciez fajnie to wyglada, jest modne i zrozumiale w miare dla kazdego widza...
Fabularny pancerz zadziałał i tym razem. Jak ona to robi? Tak więc wiemy już, że Lucy raczej dotrwa do końca sezonu. Ale ciekawe czy uda się to białorycerzykowi? A może magiczna machina razem z córką brodatego przywróci także do życia naszego rosyjskiego szpiona i biedna Lucy będzie musiała wybierać między nieskazitelnym betą a szemranym alfą? Ach ta niepewność!
No ale poważnie to w piątym epizodzie emocje jak na rybach. Dobrze, że oglądałem na siedząco, bo na leżąco pewnie bym zasnął.Owszem, było psychodelicznie momentami, ale do "Odmiennych stanów świadomości" ciągle daleko:)
Retrospektywy wyjaśniły, że brodacz jednak nie idzie na łatwizne i nie zapisuje się na terapię żeby wyleczyć traumę, tylko konstruuję machinę do sprawdzania czy Bóg gra w kości (ziew). Tym razem Kieślowski pełną gębą i znakomity "Przypadek" - chyba powinni mu odpalić jakąś tantiemę czy coś;)
Chciałem jeszcze zauważyć, że ostatnio strasznie modna na ekranie zrobiła się gra w go. Bo to już któryś film, w którym się pojawia (ostatnio widziałem chyba w "Knives Out"). No ale jak ochroniarz-myśliciel zauważył jesteśmy świadkami azjatyckiej Kulturkampf, a go to taka subtelna forma potwierdzenia owej diagnozy. Ale w jednym trzeba się z chłopem od mokrej roboty zgodzić: wiek XXI, a przynajmniej kilka jego lat jest czasem, który ukształtują Chiny - są na to dowody (koronne).