Obejrzałem sobie ten serial ze dwa razy. Teraz znów powtarzają go na Comedy Central. I niby wszystko rozumiem. Serial opowiada o egocentrycznej kobiecie, która za wszelką cenę chce awansować społecznie do wyższej klasy, ale przez jej parweniuszowskie zachowanie wobec otaczającego ją świata budzi to wiele komicznych sytuacji. A to rodzina zbyt niskiego statusu, która pojawia się w nieodpowiednim momencie, a to zestresowani jej obecnością sąsiedzi. No i niby wszystko jasne. Ale nie rozumiem, czemu scenarzyści założyli, by biedna Hiacynta była co drugi odcinek molestowana. A to przez napalonego majora, a to wygłodniały komandor, a to starszy pan na wycieczce kościelnej, a to znów walijski chłop podczas zakupu wiejskiej posiadłości.
Niedawno, jak oglądałem jeden odcinek, przyszło mi do głowy czemu w serialu, nie zdecydowano się np, na wątek potajemnego romansiku, między Różą a "smakowitym" duchownym? Powiem szczerze, że gołym okiem widać, że Wikary jest babiarzem, którego jedynie pełniona przez niego funkcja duszpasterza, powstrzymuje przed bzykaniem wszystkiego, co nie zwieje przed nim na drzewo XD Pokazano nawet kilka sugerujących to scenek:
- Jak Wikary podwoził ścigającą tatusia Hiacyntę z rodziną, kiedy nawaliło im auto. I jaki ku nie zadowoleniu swojej żony był zadowolony, kiedy Róża go obmacywała.
- Kiedy z Emmetem w sali parafialnej pokazywali biorącym udział w przedstawieniu dziewczynom układ taneczny. Kiedy dziewczyny ich oklaskiwały Wikary puszył się tak, że nawet Emmet był tym zażenowany.
- Albo w bożonarodzeniowym odcinku, jak Róża całowała go z języczkiem pod jemiołom a on nawet nie zareagował, tylko schował ręce za plecy.
No właśnie siedział tyłem. Specjalnie,żeby nie było widać jego twarzy. Na pewno celowy zabieg ze strony scenarzystów.
Scenarzyści po prostu nie chcieli pokazać go nam widzom. Wiadomo tyle,że ciągle wyciągał kasę od rodziców i prawdopodobnie był gejem.
Mnie zawsze bawiło, jak Hiacynta ciągle podkreślała głęboką, emocjonalną więź, jaka miała łączyć ją i Sheridana. Tymczasem on, wydzwaniał do niej tylko po to, by prosić ją o kolejne pieniądze XD Zresztą łatwo domyślić się, jakie relacje panowały w rodzince "Bukietów". Hiacynta na bank była nadopiekuńczą matką a Sheridan to taki typowy maminsynek. Widać też, że Ryszarda nigdy nie łączyła z synem żadna, głęboka emocjonalna więź. Nie garnął się do rozmów z nim, kiedy dzwonił do domu. Nie był ciekawy, co u niego słychać. A jeśli już, to rzucał zwykle ironiczne "Czego chce?", bo dobrze wiedział, że sępi o kolejną kase. Właściwie to można powiedzieć, że Ryszard nie znosi swojego syna.
Nie powiedziałabym,że aż nieznosił,ale rzeczywiście widać,że nie łączyła go z synem żadna emocjonalna więź. Zresztą dziwisz się skoro Sheridan dzwonił tylko po kasę? Może w przeszłości przed rozpoczęciem serialu również nie byli ze sobą szczególnie związani. Moim zdaniem Hiacynta oszukiwała samą siebie. Chciała,żeby byli blisko i dlatego stale zaczynała rozmowy w stylu:"jaka niesamowita łączy nas więź". Po chwili rozczarowanie:"ile? możesz powtórzyć,bo chyba niedosłyszałam?". Jakby chciała go nakłonić do zmiany zachowania i wciąż na darmo.
Tak, ale Hiacynta powiedziała też, że mąż Liz bardzo rzadko przyjeżdża do domu. Więc chyba jednak to nie jest do końca tak jak mówi to Liz.
Możliwe,że tak właśnie powiedziała,nie pamiętam. Potem temat ucichł. Może rzadko przyjeżdżał do domu,bo po cichu znalazł kogoś innego? Możemy tylko gdybać i puszczać wodzę fantazji.
Podobną niewiadomą i dziwactwem, było to, że w serialu nigdy nie pojawiła się żadna postać z rodziny Ryszarda. Nic o nich nie wiadomo, nigdy o nikim nie wspomniano. Co jest dość dziwne, bo Ryszard to w końcu druga po Hiacyncie, najważniejsza postać w serialu. Nawet Powolniak, jest pod tym względem od niego lepszy, bo pokazano w serialu jego córkę, wnuczką i wspomniano o matce i kuzynie Ralphie'm. Ale w jego przypadku, można łatwo domyślić się, że przez Hiacyntę rodzina Ryszarda ograniczyła kontakty z nim do minimum.
Pewnie tak,masz rację. W ogóle nawet nikt do niego nie dzwonił,poza jednym telefonem z propozycją przejścia na wcześniejszą emeryturę. Bardzo niedopracowana postać.
Ostatnio widziałem jeden odcinek i powiem, że rzadko się zdarza taki moment, że oglądając komedię robi ci się smutno. Chodzi mi o odcinek, kiedy Ryszard próbuje powiedzieć Hiacyncie, że dostał propozycję przejścia na wcześniejszą emeryturę. Ta scena, kiedy jadą gdzieś autem a on mówi do Hiacynty "Obiecaj mi, że będziesz słuchała, kiedy będę do ciebie mówił. Kiedy ludzie ze sobą rozmawiają, to jedna strona zawsze słucha". Oczywiście ona nie słuchała.
Albo jak wyszli już z auta i Hiacynta postanowiła porozmawiać o tym z mężem i wtedy Rysiek powiedział coś w stylu "Naprawdę obchodzi cię, to co mam do powiedzenia?", czy "Naprawdę chcesz słuchać, co mam ci do powiedzenia?" A Hiacynta olała to, co chciał powiedzieć jej mąż gdy ledwo zaczął o tym mówić. To było naprawdę przygnębiające.
I szczerze mówiąc, tak sobie myśle, że Ryszard był niezłym materiałem na nakręcenie serialu o tej samej historii z jego perpektywy.
Pamiętam ten odcinek. To było w scenie,w której jechali na próbę do kościoła. Rysiek zaczął mówić,a Hiacynta do niego:"No widzisz,już ci lepiej". Wtedy odpowiedział,że nawet nie zaczął. Gdy chciał kontynuować wtedy Hiacynta stwierdziła,że czas jechać. Biedny w końcu nie powiedział tego co chciał. Usłyszał jedynie,że żony po to są,aby słuchać. Problem w tym,że ją wcale nie interesowało to co miał do powiedzenia. Wcześniej pouczyła go,że pojechał za daleko.
I masz rację,mógłby powstać taki sam serial z perspektywy Ryśka. Może w końcu wyszłoby na jaw dlaczego nikt do niego nigdy nie dzwonił(oprócz jednego telefonu z propozycją wcześniejszej emerytury) ani nie odwiedział. Gdzie była rodzina i kim byli itp.