Dokument naprawdę świetny, z bliska ukazujący rywalizację i walkę nie tylko o bycie najlepszą drużyną w kraju, ale i walkę o stawanie się samemu coraz lepszym i dążeniem do perfekcji.
Natomiast podczas oglądania trudno wyzbyć się refleksji, że w tym cheerleadingu jest po prostu zbyt wiele niepotrzebnego narażania się na bardzo poważne kontuzje - włącznie ze śmiercią. Końcowy efekt, gdy wszystko się uda jest imponujący, jednakże chwila nieuwagi lub niedokładności podczas, którejś z akrobacji, a oto naprawdę nietrudno i nieszczęście gotowe.
Tak czy inaczej bardzo dobry dokument i szczególnie też powinien spodobać się osobom, które lubią amerykański styl, klimat, kulturę, sposób życia.
To prawda, też cały czas miałam wrażenie, że te dzieciaki na każdym treningu dużo ryzykują i narażają swoje ciała na potworny ból i wysiłek.
Uwaga spoiler!
Mam też ambiwalentny stosunek do Trenerki - niby wierzy w te dzieciaki, niby o nie dba, ale naraża je niesamowicie, ignoruje fakt, że ktoś ma kontuzje lub cierpi na bóle z powodu stłuczeń/przeciążenia. Dodatkowo widać, że te dzieciaki są wobec niej lojalne i oddane - ona zaś bez mrugnięcia okiem potrafiła dać Jerry'emu nadzieję na występ w zawodach i po jednym dniu mu ją odebrać (tak się zdarzyło bodaj dwa razy). Rozumiem, że liczy się dobro drużyny i wygrana, ale czasami wyglądało to, jakby ona nie widziała w nich ludzi, ale narzędzia do osiągnięcia celu.
Po wygranych zawodach miałam wrażenie, że się ich pozbyła i odsunęła od nich.
Jak chodzi o trenerkę, to mam podobnie i mówiąc wprost, nie podobała mi się jej postawa, aczkolwiek w tym dokumencie najważniejsza była dla mnie historia każdego z członków zespołu, a tym samym starałem się aż tak nie skupiać mimo wszystko na zachowaniu tej trenerki. Była ona oczywiście gdzieś w centrum, trudno było tego uniknąć i dało się odczuć, że co by nie mówiła, że robi to dla nich, to swoje ambicje realizowała ich kosztem jakby, choć może to za dużo powiedziane, bo nie panowały tam warunki z łagrów oraz nie było zupełnego braku z jej strony empatii. No ale tego ostatniego zdecydowanie powinno było być więcej.
Wiesz, noszę się z zamiarem ponownie obejrzeć, tyle że przypominanie sobie tych wszystkich scen, czy to kontuzji, czy ogólnie wspomnianego przez Ciebie bólu i wysiłku, sprawia, że ta chęć trochę się oddala by ponownie to przeżywać.
Odnośnie trenerki, przez pewien czas też miałem mieszane uczucia, ale potem zrozumiałem, że bez takiej postawy nie byłoby możliwe osiągnięcie tego co im się udawało, na czym zależało zarówno jej, jak i członkom zespołu. Trzeba pamiętać, że to była w znacznej części trudna młodzież, która potrzebowała twardej ręki, gdyż często wychowali się w patologiach czy bez rodziców. Najlepszym chyba przykładem tego była jej relacja z Lexie. Również byłem zszokowany skalą kontuzji i zadawałem sobie pytanie czy warto? Jeszcze rok temu pewnie jednoznacznie powiedziałbym, że nie. Rok temu zacząłem jednak jeździć amatorsko na deskorolce będąc w okolicach trzydziestki i pomimo częstych kontuzji i upadków nie poddaję się i prę do przodu. W efekcie jestem w stanie zrozumieć ich motywacje - do tej pory byli nikim, nikt ich nie traktował poważnie, wyśmiewano ich. Teraz mają szansę stać się "kimś", do tego przełamać swoje ograniczenia, uwierzyć w siebie, zresetować się po codziennych troskach itd. Jedni łamią kończyny na desce, inny ryzykują życie idąc w góry, a oni/one znaleźli dla siebie taką niszę i za to ich szanuję. Patrząc z zewnątrz można ocenić, że dla jakichś głupich akrobacji ryzykują życie. Patrząc z innej strony można jednak zauważyć, że to jedyna szansa dla nich, żeby zapisać się w historii sportu, stać się idolami dla kolejnych roczników akrobatów - przynajmniej coś po nich zostanie, jeśli uda im się osiągnąć sukces. Jeśli im się nie uda to i tak niewiele tracą, a sam proces twardego szkolenia hartuje ich do życia w społeczeństwie.